lekcja 16: ja ciebie też kocham
alexa, play girls/girls/boys by panic! at the disco
lekcja 16: ja ciebie też kocham
Nie każdy lubi monotonię, ale z reguły ludzie przepadają za malutkimi zwyczajami, które ubarwiają relacje, nadając im wyjątkowości. To chyba normalne, że jeśli dzielimy z kimś przestrzeń, budujemy jakąś znajomość, choćby była ona luźna i nie miała w sobie żadnych, ekscytujących kolorów. Od samego początku wiedziałem, że między mną, a Michaelem to nie będzie beznamiętne, nawet jeśli namiętność rozumiemy z perspektywy złośliwej niechęci, lub skrajnej nienawiści. Przyznałem się już, byłem zazdrosny, to wcale nie miało wiele wspólnego z tym, że Clifford zrobił mi coś złego, natomiast gdy to ja zachowałem się wobec niego paskudnie, uświadomiłem sobie, że wypracowaliśmy już swoje rytuały, których brakowało mi przez te niespełna trzy dni rozłąki.
Ciekawe jak będę się czuł śpiąc samotnie w rodzinnym domu podczas przerwy bożonarodzeniowej, albo już wcześniej – tej na Święto Dziękczynienia, nie wspominając o wakacjach, lub okresie, gdy to Mike wyjedzie celebrować swoje europejskie, dziwaczne wydarzenia. Chryste, on nigdy się nie upił z okazji czwartego lipca! Trzeba to zmienić!
Do takich rozważań natchnął mnie jeden wtorek, jeszcze w październiku, kiedy smacznie spałem na plecach, co zostało brutalnie przerwane przez osobliwie łaskoczące uczucie obcego przedmiotu na moim własnym nosie. Nie otwierając oczu, podciągnąłem nim raz, a potem drugi, koniec końców chcąc obrócić się na bok, lecz zamiast przyjemnego spotkania z poduszką, mój policzek zaliczył cudze kolano.
- Auć? – mruknąłem niezadowolony, bardzo od niechcenia unosząc powieki.
Miałem przed sobą zmarszczoną na męskim brzuchu, mundurkową koszulę, poczułem zapach pieprzowo-lawendowych perfum, a skórę mojej buzi drażniły bojówki, którym okazało się całkiem daleko do schludnego, uczniowskiego stroju.
Tak, to zdecydowanie był Michael.
- Co ty robisz jeśli można wiedzieć i dlaczego jesteś ubrany? – Uniosłem się na łokciu, kiedy wreszcie udało mi się jako-tako odsunąć, choć jeśli mam być szczery, mógłbym teraz w tym zaspaniu objąć jego talię i najpewniej oślinić mu krocze przez sen. Co o dziwo ma się nijak do czynności okołoerotycznych.
- Bo jest wpół do? – mruknął obserwując mnie z góry.
Oblizawszy dolną wargę byłem sobie wdzięczny, że prawdopodobnie wyglądam jak martwe gówno, w które bóg wdepnął zmartwychwstając, dlatego też przypadkiem udało się temu gównu zmartwychwstać, ponieważ na skutek tej aparycji, nie było dziwnym, iż przyglądałem się Michaelowi troszeczkę za długo. Ale to nie moja wina! On jest tak ładny, że aż chce się krzyczeć!
Zwłaszcza, że jego liliowe włosy przepięknie topiły się w szarawej poświecie poranka, która wpadała do naszego pokoju przez połowicznie odsłonięte okno, a zieleń oczu chłopaka, odbijała monsterę rosnącą sobie spokojnie w dolnej granicy mojego wzroku.
- Wpół do której?
- Ósmej.
- Mike. – Przetarłem twarz dłońmi niezadowolony i z jękiem opadłem w poduszki. – Czy ty umiesz sprawdzać plan zajęć, do kurwy nędzy?!
- Umn...
- Odwołali nam matmę, zaczynamy o dziesiątej, ja mam dość. – Wydałem z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk, bo trzeba być mocno głupim, aby wstać około siódmej rano, aby pójść na pierwszą lekcję, która odbywa się bliżej jedenastej, niż tej wspomnianej siódmej.
Przez chwilę nic nie mówił, zwłaszcza gdy przytulony do pościeli wyglądałem, jakbym chciał smacznie podbijać krainę snów, a potem wstał z mojego materaca i niby nigdy nic rozsiadł się przy biurku, podciągając nogi pod brodę. Wtedy to do mnie dotarło. Głównym moim pytaniem nie powinno być: „czemu nie śpisz?", tylko raczej...
- Co robiłeś w moim łóżku i czym dotykałeś mojego nosa, i jeśli to ma związek z jakimiś fetyszami, to tym bardziej chcę wiedzieć – wyburczałem w poszewkę, dzięki czemu brzmiałem jeszcze mniej zrozumiale, niż zwykle.
- Nie, boże, nie! – Mike zachichotał. Okej, więc to też coś mówi o naszej znajomości; potrafił rozszyfrować moje słowa, gdy syczałem głupio mając na zębach aparat. – To jest... Chciałem tylko... Potem pogadamy, nie szedłeś dalej spać?
I drzemanie diabli wzięli, bo kiedy tak zabawnie się zmieszał, ciekawość niemalże rozsadziła mój żołądek. Musiałem wiedzieć! Dlatego też podniosłem się, jak prawdziwy potwór, zrzucając z ramion kołdrę, a z buzi poduchę. Michael odjechał trochę na krześle biurowym robiąc wielkie oczy, a gdy spojrzeliśmy po sobie, zasłonił usta, by się nie opluć w śmiechu.
- Jesteś lepszą wersją Shreka, który wychodzi z kibla, o matko!
- Ale że śmierdzę? – Wyplułem dentystyczną zmorę z ust, wkładając ją chwilę potem do pudełeczka.
- Nie, po prostu... Nieważne, musiałbyś się zobaczyć.
- Mhm. – Przekrzywiłem głowę, zaplatając ręce na piersiach. – Gadaj, o co ci chodziło?
- Ale że?
- Z moim nosem! – Uniosłem znacząco obie brwi, przy okazji napinając dziurki, zatem mój nos stał się optycznie dłuższy i smuklejszy.
- Ja cię pierdolę – szepnął Mike, jakby był sfrustrowany i trochę wściekle zafascynowany, tylko nie wiedziałem do końca dlaczego. – Powiedz, że on jest sztuczny.
- Huh? – Rozchyliłem wargi zbity z tropu.
Nie czekał długo, aż wypalę w nim dziurę swoim spojrzeniem na przykład, tylko poderwawszy się z krzesła, zostawił tablet graficzny na biurku i uklęknął przede mną tak, że gdy on był na kolanach, a ja siedziałem, znaleźliśmy się twarzą w twarz. Nie znałem Mike'a zbyt dobrze od tej porywczej strony, aczkolwiek spodobał mi się taki mniej wyważony i doskonały, bo uświadczyłem się w fakcie, że nie jest moim urojeniem, a żyjącym człowiekiem. Był bardzo żyjącym człowiekiem, kiedy nie mogliśmy przestać się całować w Santa Cruz i o tym też pomyślałem, czując jak ściska zabawnie krańce mojego podbródka w obu dłoniach.
- Twój nos – zrobił bardzo znaczącą minę.
- Chcesz mi powyciskać z niego pryszcze, czy o chuj ci chodzi? – Poklepałem go zdezorientowany po ramieniu.
- Na nim nawet nie masz pryszcza, ale masz tu. – Wskazał na moją skroń więc go lekko odepchnąłem, aczkolwiek nie spadł z łóżka, jedynie kiwając się trochę do tyłu.
Zrobiło mi się niekomfortowo z tym, że byliśmy tak blisko, może dlatego, że nie zdążyłem jeszcze umyć zębów, a niekoniecznie chciałem mu się kojarzyć z czymś prawdziwie obleśnym. O dziwo bohaterowie filmów nie mają takich problemów!
Odsunąłem się siadając bardziej przy ścianie, dalej obserwując chłopaka z pewną rezerwą.
- Chciałem narysować twój nos – odrobinę spoważniał. – Wiem, że możesz to uznać za creepy, ale próbuję cię narysować od tygodni i zawsze wychodzi mi taki kulfon, że musiałem odmierzyć go osobiście, a głupio byłoby zapytać „hej, Luke, mogę pobrać parametry twojego nosa?".
- Więc uznałeś, że mniej creepy będzie robienie tego, gdy śpię? – Chciałem go bardziej speszyć, aniżeli naprawdę zrobiło mi się z tym dziwnie. Raczej mi schlebiał, bo nigdy nikt jeszcze sam z siebie nie uznał, że chciałby mnie narysować. Nie należałem do ludzi tak zjawiskowych, choć wiedziałem, że jestem raczej przystojny.
- W jakimś sensie tak – palnął bez obijania w bawełnę. – Więc... Mogę pobrać parametry twojego nosa?
- Kurwa. – Parsknąłem, bo to było okropnie zabawne dla mnie w tamtej chwili. – Swoją drogą, dziękuję za komplement.
- W sensie? – Mike zmarszczył czoło samemu rechocząc, nie dlatego, że też uznał swoje pytanie za śmieszne, a dlatego, że ja się śmiałem.
- Że uważasz mnie za takiego boga seksu o poranku, że musiałeś to uwiecznić!
- Och, nie wlewaj sobie! Chciałem cię potem przerobić na Shreka.
- Shrek – wydusiłem przez śmiech, bo to była tak głupiutka sytuacja. – To mój pierwszy crush – wyznałem.
- Luke, wszyscy w domu zdrowi?
- Spierdalaj, pewnie sam miałeś jakiś dziwnych crushów, których nie umiesz wyjaśnić. Poza tym to ty jesteś dziwniejszy, bo siedzisz na moim łóżku jak creep od pewnie jakiejś piątej rano i rozpływasz się nad moim pięknem.
- Jesteś brzydki, jak gówno – wyrzucił z siebie przez śmiech. – Przepraszam, nie myślę tak, ale...
- Ty jesteś brzydki jak rzygi – odparłem mu w ten sam sposób.
Zachowywaliśmy się jak przedszkolaki i nie mogliśmy złapać oddechów w tej swojej głupawce, która naszła nas tak niespodziewanie oraz była tak absurdalna, że gdybym miał wytłumaczyć komuś tę sytuację, chyba wolałbym jednak przyznać, że śmiałem się, bo jestem chory psychicznie.
Wreszcie, po paru minutach, zalała nas fala spokoju, bo zakończyliśmy tę plejadę heheszków głębokim westchnieniem. Clifford siedział już obok mnie pod ścianą, więc nasze ramiona się stykały, ale nic poza tym. Zapadła dłuższa chwila ciszy, podczas której dostrzegłem, że ma na sobie te skarpetki w truskawki, które mu kupiłem, tym samym musiałem powstrzymać ogromny uśmiech dumy, że trafiłem i wybrałem w rzeczy samej coś, czego używa.
- Rysuję praktycznie wszystko i wszystkich, bardzo lubię to robić, jak chcesz mogę ci pokazać. – Przeniósł na mnie wzrok.
- Ojej, naprawdę? Nie będziesz teraz się ukrywał z tymi pracami, mówiąc jakie to osobiste i trudne podzielić się z kimś swoją sztuką, bo przecież jesteś w tym beznadziejny – użyłem teatralnego tonu, na co Mike uniósł obie brwi. – W sensie nie! Nie uważam, że jesteś beznadziejny, widziałem jak rysowałeś mamę Caluma, myślę, że masz wielki talent, ale po prostu wszyscy umęczeni, nastoletni artyści tak pierdolą, jakby nie wiedzieli, że są dobrzy.
- Aha... Okej. – Pokiwał głową, ale nie urażony, tylko raczej trochę zdezorientowany, wstając po swój tablet. – Nie no, ja tam myślę, że jestem niezły, możesz mnie pochwalić, będzie mi miło. – Uśmiechnął się szczerze, co odwzajemniłem, gdy do mnie wrócił.
- Kogo jeszcze narysowałeś? – Zmieniłem temat.
- Umn... Ivy, ale zapisałem jedną twarz i pozmieniałem jej tylko miny, dorysowując różne fryzury, bo jej peruki są genialne. – Odpalił zapisane pliki przesuwając po ekranie, abym mógł dostrzec każdy szczegół.
Michael rysował komiksowo i bardziej fanartowo, niż realistycznie, co podobało mi się zdecydowanie mocniej, niż idea odtwarzania natury, która czyniłaby go wielkim artystą w oczach poważnych krytyków sztuki. Mimo to dało się rozpoznać postać na obrazku. Ivy miała swój charakterystyczny, złośliwy uśmieszek, który potrafiła zrobić tylko ona, tak samo jak dołeczek tylko w jednym policzku, pięknie dopełniający się z zadartym nosem i sporymi ustami.
- Pokazywałeś jej to? – zapytałem podekscytowany.
- Jeszcze nie, chciałem się trochę rozbazgrać, prawdę mówiąc. – Wzruszył ramionami. – Narysowałem też Frankie z Mattym, bo mój mózg podpowiedział, że powinni być na obrazku razem. – Wskazał mi na kolejną pracę.
- Bo co? Bo oboje są sportowcami?
- Pewnie tak, głupie uproszczenie, ale w realu jestem w drużynie Frankie i Ashton. Fajnie razem wyglądają. Chociaż nie próbowałem jeszcze rysować Ashtona.
Bardziej skupiłem się na nim, bo chyba polubiłem widzieć Mike'a czymś zapasjonowanego. Był trochę w innym świecie, gdzie w jakimś sensie mnie zaprosił, a ja chciałem z tego zaproszenia korzystać wielokrotnie, nie tylko ten jeden raz.
- Więc jednak nie rysujesz wszystkich – zaczepiłem w niego.
- Nie no... Hm. Twoją mordę widuję dzień w dzień, prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę, wystarczy ci takie tłumaczenie? – Uniósł jedną brew, również na mnie patrząc.
- Och, więc chcesz mnie oglądać jeszcze w kreskówkowej wersji? – Położyłem rękę na sercu, obniżając się bardziej do jego wysokości.
- Umyj zęby – palnął.
- Spierdalaj! – Odsunąłem się jak porażony, bo ugh! Czemu życie nie może być jakimś serialem, w którym makijaż nigdy nie spływa, włosy są zawsze ułożone, a higiena osobista skraca się do pieprzenia pod prysznicem?!
Nigdy się przed nikim tak nie czułem... Taki... Cholera, nawet nie wiem jak to nazwać. Bezpieczny? Ale jednocześnie zaangażowany, aby robić jakieś lepsze wrażenie... Zarumieniłem się więc trochę na policzkach i prychając z urazą, wstałem z łóżka, a potem zebrałem swoje rzeczy, by pójść doprowadzić się do porządku.
- Hej, nie strzelaj focha! – zawołał za mną Michael, niby sam się zawstydził, że chciał we mnie złośliwie zaczepić. – To były żarty, mogą ci nawet wypaść te zęby, wyjebane!
- Kurwaaa! – zawołałem przeciągle, chcąc aby się zamknął. – Nie mam nic do mycia zębów, bestialsko mnie obudziłeś i władowałeś mi się do łóżka, czego się spodziewałeś?!
- No niczego, robię sobie z ciebie jaja!
- Oho, poczekaj aż się zrobi gorąco już w maju! Wtedy to jaja będą, ale przyklejo...
- Fuj!
- Fajnie tak być obrzydliwym?! – Przewróciłem oczami.
To w sumie głupie, bo rozmawialiśmy o ludzkich sprawach, które są i nie jest najprzyjemniej o nich wspominać, ale w towarzystwie samych kolesi jednak tym bardziej z obrzydliwości ludzkiej natury się śmieszkuje. My faceci to proste stworzenia. Wystarczyło, żeby Calum popił kapustę mlekiem na wycieczce szkolnej, a teatrzyk trwał cały tydzień! Lecz nagle z Michaelem było mi trochę dziwnie zachowywać się tak, jakbym wcale nie był osobą, która podtrzymywała Hoodowi wiaderko nad głupim łbem.
- Wiesz co? Mam nadzieję, że ci te wszystkie zęby serio wypadną, co będzie skutkowało, że nie będziesz musiał już się pierdolić z tym. – Wskazał na mój aparat.
- To był cos poniżej pasa. – Naparłem na drzwi. – I wiesz co? Wypierz w końcu tę koszulkę z Led Zeppelin!
- Naprawdę chcesz się licytować?! – Odsunąwszy dramatycznie moje krzesło, wskazał na kubeł pod biurkiem. – Śmieciu? – to dodał ciszej i złośliwiej.
Nie mogłem znieść niezręczności tej sytuacji, dlatego zaśmiałem się głupio, co Mike od razu powielił. Załatwianie ludzkich potrzeb w akademiku i tak wymagało ode mnie ogromu poświęcenia, bo ja niestety nie miałem takiego podejścia do fekaliów, jak Calum.
- Michael... To, że twoje skarpetki wpadły pod łóżko, nie znaczy, że one zostają tam magicznie wciągnięte do pralki – wyszeptałem, a potem wyszedłem z pomieszczenia czując zwycięstwo w kościach.
- O nie! – ruszył jednak za mną. – Wiesz doskonale jak to wygląda! Ubieram je po kąpieli, mam je na nogach może godzinkę, a potem zdejmuję je przed zaśnięciem!
- Bla, bla, bla – wyrzuciłem z siebie te parę bla, patrząc sobie przez ramię, rozbawiony tym, że Clifford drepcze za mną prawdziwie dotknięty.
- Trakhni tvoyu zadnitsu, Hemmings!
To był mój moment, aby zabłysnąć, bo nauczyłem się z samej wymowy jednej frazy po rosyjsku i powiedziałem to starając się brzmieć względnie najmniej amerykańsko, jak się tylko da:
- Ya tozhe tebya lyublyu.
Oznaczało to: „ja też cię kocham", co wmurowało Michaela w ziemię, ale spowodowało też, że machnął na mnie ręką, koniec końców wracając do pokoju.
*
Po tym nietypowym poranku, który wybiegając w przyszłość – okazał się początkiem tego, aby takie poranki stały się dla nas typowe, niekoniecznie potrafiłem skupić się na lekcjach. Poza tym Skylar nie chodziła do szkoły od tygodnia i napisała mi tylko, że musiała wrócić do ciotki przez jakieś rodzinne sprawy, więc odrobinkę się nawet o nią zmartwiłem. Sytuacja dziewczyny nie była do końca przeciętna, zwłaszcza że gdy rozwodziła się na ten temat, to w sposób bardzo ograniczony, do momentu wypadku jej rodziców, niewiele zatrzymywała się przy tym co dokładnie działo się później.
Na kółko dyskusyjne przyszedłem wyłącznie po to, aby nie robić sobie więcej nieobecności, ponieważ chciałem wyglądać w oczach pani Hughes przynajmniej przyzwoicie, a wiedziałem, że tak nie jest, gdyż mógłbym się zakładać o ulubioną płytę Lany, iż matematyczka rozesłała już po pokoju nauczycielskim podejrzenia w moim kierunku. Słuszne, ponieważ – tak, zapaliłem marihuanę! Nie pierwszy i nie ostatni raz, ale dostała dowód mojej „niewinności", toteż zachowanie kobiety wydało mi się przynajmniej nieprofesjonalne. Dobre tyle, że nie była w stanie uwalić mnie z matmy.
W oczekiwaniu na resztę grupy, przede wszystkim Clifforda (co odbywało się poza poziomem mojej świadomości), wymieniałem ze Skylar SMS-y i pierwszy raz pomyślałem, że nie powinienem wtedy całować się z Michaelem na plaży. Być może nie byłem z nią w związku, ale do tego to zmierzało, albo przynajmniej ona oczekiwała, aż w końcu zapytam, czym jesteśmy.
Niepokojące uczucie urodziło się w moim brzuchu. Dlaczego całowałem Mike'a? Bo... Miałem na to ochotę. Jest śliczny, inteligentny, rozumie mnie, nie ocenia mnie za rzeczy, na które nie mam wpływu, zachwyca się moim nosem, lubimy podobną muzykę, nawet jeśli nie chce być w moim zespole – powymieniałem to wszystko w głowie, przy okazji próbując nie dać się przygnieść zmorze nadmiernego analizowania.
Z ratunkiem (nieprawda, z wyrokiem) przyszła Ivy, która miała wówczas zajęcia teatralne, jednakże ja okazałem się widocznie ciekawszy, niż szekspirowska sztuka.
- Tu jesteś, kurwiu – wycedziła przez zęby ciągnąc moją marynarkę.
- Ale o co ci znowu chodzi? – Wsunąłem telefon w kieszeń, wycierając o spodnie ręce od kanapki, którą chwilę temu zjadłem. Przepiłem lunch kawą, dając się jednocześnie zaciągnąć przyjaciółce do sporadycznie zaludnionego korytarza.
Nie odwaliłem niczego durnego w ostatnim czasie, przynajmniej nie w jej kontekście, tak więc miałem prawo być skonsternowany. Ivy rozejrzała się dookoła i jak burza wepchnęła mnie wręcz do damskiej, opustoszałej o tej godzinie na naszym piętrze łazienki. Jej loki sterczały we wszystkie strony świata, a złoty błyszczyk na ustach odznaczał się na popękanych skórkach. Coś musiało ją nieźle podpalić, dlatego próbowałem przypomnieć sobie cokolwiek, co być może wysłałem na grupie. Albo nagrałem jej jakąś debilną głosówkę? Możliwości rodzi się wiele, jestem zasadniczo nietaktowny, jakbyście nie zdążyli zauważyć.
- Ivy? – Uniosłem jedną brew.
Staliśmy naprzeciwko siebie, gdzie ona nieustannie trzymała ściśle moje ramiona, zgniatając je z siłą tysiąca słońc. Caroline w Pamiętnikach Wampirów powiedziała kiedyś, że nie ma nic potężniejszego, niż wściekła kobieta, cóż... Mógłbym ustawić na równi z tą potęgą wyłącznie podekscytowaną kobietę.
- Czy ty pukałaś gościa od teatralnych? – zapytałem szeptem, bo tylko to przyszło mi na myśl.
- Ta, jasne, dam się zgroomingować staremu facetowi, niedoczekanie. – Pokręciła głową. – Za to ty... - Wcisnęła mi w sam mostek palec wskazujący. – Ty praktycznie tydzień temu przelizałeś Michaela Clifforda, a ja dowiedziałam się tego od niego, a nie od ciebie, jaki z ciebie przyjaciel, Lu? Czy ja już nic dla ciebie nie znaczę?
Prawie się zakrztusiłem, gdy to padło, ponieważ nie miałem pojęcia, że Michael będzie skłonny gadać o tym, co się stało z kimkolwiek. Raczej ukrywaliśmy się w szkole, względem tego kim byliśmy. Jasne, Ivy, Cal, Frankie i Ash wiedzieli o mnie, ale to dlatego, że znaliśmy się całe wieki w nastolatkowym rozumieniu „całych wieków" i chyba tylko z szacunku do chłopaka oraz skutkiem swego rodzaju pruderyjności, jaką przypisałem tamtym pocałunkom, nie zwierzyłem się Ivy.
Coś we mnie podpowiedziało, że chciałbym zachować to zdarzenie w moim i Mike'a małym świecie. Gdzieś tak w granicach naszego pokoju, albo w ogóle na plaży. Nie miałem nic przeciwko, abyśmy wrócili tam kiedyś, właśnie w celu przypomnienia sobie mechanicznie, dlaczego oboje lubimy słuchać Lany oraz grać Jolene na gitarze, a jednak... To było nasze!
Zmieszałem się do tego stopnia, że policzki mnie zapiekły, a żołądek zrobił fikołka. Wzruszyłem wciąż miażdżonymi ramionami, a potem podrapałem się niezręcznie po karku, gdy Ivy uwolniła mnie ze swojego uścisku.
- Cóż – przeciągnąłem. – Czemu ci powiedział?
- Bo zapytałam co robiliście z czystej ciekawości – odparła, jakby to było takie nic.
Więc Mike nie czuł potrzeby, aby zachować sekret? Nie zrozummy się źle, nie miałem nic przeciwko, aby nawet cały świat się dowiedział, gdyby sytuacja tego wymagała. Podejrzewałem, że jeśli kiedyś znajdę sobie chłopaka, to nawet nie zrobię żadnego coming outu, choć sprawa była na tyle hipotetyczna, a ja tak mocno trzymałem się Sky, że wepchnąłem ten koncept w głąb siebie. Chodziło mi tylko o fakt, że skoro z taką lekkością on o tym mówił, być może znaczyło to dla Michaela... Mniej ode mnie. Ale gdybym przyznał to na głos, albo chociaż sam przed sobą, musiałbym uznać, że dla mnie tamte pocałunki miały jakąkolwiek wartość.
- Myślałem, że dłużej posiedzi w szafie, dlatego jestem zdziwiony – mruknąłem.
- Chyba dalej się nie ogłasza wszem i wobec, powiedział po prostu mi i w ogóle pokazał mi jakie beznadziejne nosy ci rysował, wyglądałeś jak Flynn z Zaplątanych na tych plakatach, że jest poszukiwany. – A mnie nie zdążył tego pokazać, bo się podroczyliśmy! Ugh, a teraz tak głupio jakoś wydawało mi się zapytać. Ugh! – Mniejsza, co się tu dzieje? I jak w ogóle?
- Ale jak co?
- Jak się pocałowaliście? – wyszeptała praktycznie przez zaciśnięte zęby.
Przewróciłem oczami teatralnie. Ivy zadała mi ćwieka, a ja miałem pewność, że się jara, nie dlatego, że Michael to facet, a ze względu na swoją niechęć do Sky oraz sympatię do niego. Ześwidrowałem ją wzrokiem, a potem położyłem dłonie na policzkach przyjaciółki, by się uspokoiła.
Chciała wiedzieć jak? Przecież to głupie. Ivy doskonale wiedziała, jak ludzie się ze sobą całują! Tak po prostu! Bo mają na to ochotę, a nie darzą się nieustępującą miłością!
Dlatego się pochyliłem i przyciągając do siebie buzię zdezorientowanej dziewczyny, złożyłem na jej ustach lekki, ale wciąż całkiem czuły pocałunek, który oddała, chociaż nawet nie zamknęła oczu oraz nie dała się porwać chwili. Poczułem tylko przyjemność samego gestu, żadnego większego uniesienia, albo odradzającego się zakochania. Mieliśmy ten etap za sobą.
- Okej, starczy. – Poklepała mnie po nadgarstku, dlatego grzecznie się odsunąłem i posłałem jej troszeczkę złośliwy uśmiech. – Czyli to było nic? – Uniosła jedną brew, przecierając usta tak, by poprawić błyszczyk. – Nie le... - Chciała powiedzieć „nie lecisz na niego", jednakże nastąpiła katastrofa, taka porównywalna z jestestwem Jake'a Gyllenhaala, bo do łazienki jak na złość wpadła Sky, której przede wszystkim miało tam nie być!
- Luke? – zapytała słabo robiąc wielkie oczy. Zadrżała, a mnie zrobiło się słabo.
Jestem kutasem, wiem o tym.
- O kurwa – Ivy mruknęła zerkając najpierw na mnie, potem na nią. – Rzuciłam się na niego, bo jestem szurniętą byłą – próbowała mnie ratować.
- Nie, widziałam kto zaczął, a potem usłyszałam „czyli to było nic?", więc chyba mogę się domyślać o co chodzi. – Podciągnęła nosem obracając się na pięcie.
- Sky, czekaj, Luke to dupek, ale nie chodzi o mnie! To było głupie, to nie tak, że... – zawołała za nią, jednak gdy tylko złapała Skylar za ramię, ta odepchnęła Ivy od siebie, biegnąc przez środek korytarza.
Zestresowałem się, ponieważ gdybym wytłumaczył jej sprawę z Ivy, pogrążyłbym się jeszcze bardziej, bo o ile swoją byłą pocałowałem tak naprawdę... Dla beki, bo ludzie się całują, tak z Michaelem wymienialiśmy ślinę przez dobrych dwadzieścia minut, bo byliśmy podnieceni.
Ruszyłem za nastolatką truchtem, uprzednio pytając wzrokiem Ivy, czy wszystko gra, a gdy pokiwała głową, dołączyła do mnie, chcąc chyba być świadkiem naszego absurdu. Sky wpadła do klasy, gdzie kółko dyskusyjne zaraz miało się zacząć, aby zabrać swój plecak, lecz odbiłaby się od klatki piersiowej Mike'a, gdyby ten jej nie złapał.
- Co się stało? – zapytał zatroskany i przerażony tym, że płacze, a widząc mnie zaraz potem, zmarszczył brwi.
- Luke się stał – wyburczała w jego klatkę piersiową.
Clifford nie wiedział jak się zachować. Był zmieszany, czemu się nie dziwię, bowiem z jednej strony grał chyba w mojej drużynie, ale sam bym się zawiesił, gdyby jakaś laska ze strachem się do mnie przytuliła, a za nią szedłby straszny, wielki koleś. Nie. Nie zawiesiłbym się. Dałbym mu w mordę.
Michael objął Skylar bardziej, chowając jej głowę w zagłębieniu swojej szyi. Ponownie zrobiło się dookoła nas malutkie zbiorowisko, gdyż pani Hughes jeszcze nie przyszła, a gapie chyba liczyli na ciąg dalszy sprzed półtora tygodnia.
- Co jej zrobiłeś? – zapytał zrezygnowany, aczkolwiek złapał spojrzenie z Ivy stojącą za mną, która przekazała mu wzrokiem, że to nie jest do końca tak, iż stanowiłem teraz dla Skylar zagrożenie.
- Mike, wyjdźmy stąd, proszę, nie chcę na niego patrzeć.
- Porozmawiajmy – nalegałem. – Skylar, wyjaśnię ci to.
- Co mi wyjaśnisz?! – Odsunęła się od niego na tyle gwałtownie, że Michael prawie przewrócił się na krzesło. Mówiłem? Wkurzona kobieta. – To, że znowu liżesz się po kątach z Ivy?!
- To nie było tak! – krzyknęła główna zainteresowana.
- Och, zamknij się, Wood! – Sky ruszyła na nią, więc złapałem swoją (prawie)dziewczynę za ramię, zanim zabiłaby moją byłą dziewczynę. – Puszczaj mnie, chuju!
- Czekajcie, co się stało?! – krzyknął też Clifford. – Luke, całowałeś się z Ivy?
- Tak, ale...
Michael zmarszczył brwi zdezorientowany przekrzywiając głowę, a Ivy machnęła ręką ponownie do niego, chcąc przekazać, że on zrozumie, gdy usłyszy prawdę.
- Co tu się odpierdala!? – zawołała rozbawiona Beth gdzieś tam w małej grupce gapiących się na nas ludzi.
- Ej, Hemmings, chodź się lizać! – w przypływie odwagi odezwała się również jakaś pierwszoklasistka, której nie znałem inaczej, niż z Instagrama.
- Czy mogę sobie stąd iść, to upokarzające! – pisnęła wręcz Sky.
- Daj mi wytłumaczyć – nalegałem. – Może na osobności? – zasugerowałem jednocześnie chcąc wymyślić jakiś sensowny scenariusz, który nie zawierałby historii z Santa Cruz.
- Nie, skoro już wszyscy słuchają, to niech słuchają do końca. – Sky też kopnęła właśnie odwaga, ponieważ skrzyżowała ręce na piersiach patrząc po mnie. Ivy pomasowała skronie, a Michael śledził wzrokiem naszą dwójkę, jakby nie był pewny co się właśnie dzieje.
- Umn... No bo... - Nie miałem wymówki! – No bo...
- No bo w pierwszej kolejności to ja pocałowałem Luke'a – wstrzelił wreszcie jak z procy Clifford, a mnie odpłynęła krew z twarzy. Muszę chyba sporządzić listę ile razy mnie uratował. – Ostatnio, tak po prostu, bo jestem... Nie do końca hetero i byłem nawalony, nic tu się nie dzieje. – Wskazał na mnie, potem na siebie... – A on zareagował bardzo mechanicznie i oddał tego buziaka na sekundę...
- Tak było – odparłem na autopilocie przy okazji marszcząc brwi. Gapie zamarli. – Czułem się jakbym cię zdradził, więc... Więc Ivy powiedziała mi, że ludzie się czasem całują i to nie musi nic znaczyć, dlatego ją pocałowałem, żeby sprawdzić, czy to coś złego, wiem, ta logika jest głupia, ale ja jestem głupi? – bardziej zapytałem, kompletnie nieprzekonany, czy ona to łyknie.
Sky zamrugała powoli. Atmosferę można było ciąć tasakiem, aż wreszcie jej wzrok powędrował do Michaela, który zrobił się blady jak ściana, bo ostatnio zaliczył malutki coming out przede mną, a teraz właśnie wykrzyczał to o sobie wśród grupy dyskusyjnej.
- Nie martw się, Mikey, ja ciągle popełniałam takie gafy na początku, zwłaszcza zanim wyszłam z szafy, nigdy nie wiedziałam, czy laska jest lesbijką, czy jest po prostu miła. – Beth podeszła do Michaela i pogłaskała jego ramię. – Tu jesteś wśród swoich.
- W sumie tak, ale nie całuj więcej zajętych facetów! – zaśmiał się jakiś random, który wyciągnął piąstkę, aby chłopak przybił mu żółwika, co Michael zrobił wymuszając trochę paniczny śmiech.
Spojrzał na mnie kątem oka, a ja dalej stałem jak wryty.
- To było durne z mojej strony zwłaszcza, Skylar, przepraszam, bo go podpuściłam, bo jestem toksyczną byłą, ale tak naprawdę chciałam też, żeby między chłopakami nie było niezręcznie, sama rozumiesz. – Ivy podeszła do niej i zrobiła znaczącą minę, a potem minęła dziewczynę stając koło mojego współlokatora widocznie zajawionego post-stresowym faktem, że został zaakceptowany.
Powinienem powiedzieć jej prawdę. Powinna wiedzieć, że lubię też chłopaków i że to ja chciałem w pierwszej kolejności pocałować jego, bo miałem na to ochotę.
- Jesteś... Gejem? – zapytała Skylar Michaela, jakby ta sytuacja była niedostatecznie dziwaczna.
- Jestem panseksualny – wyjaśnił.
- Uu, ślepi na płeć rządzą! – dodała Beth, chcąca być jak najbardziej wspierająca. To ona organizowała wszystkie eventy w czerwcu w szkole, dlatego raczej stanowiła najbezpieczniejszą osobę w tej sali.
- Och... - Sky przeniosła spojrzenie na mnie, a ja wymusiłem lekki uśmiech.
Ivy wlepiła we mnie wzrok, który zdecydowanie wyglądał na oczekujący, a gdy już nabrałem powietrze w płuca, by powiedzieć, że ja też nie jestem hetero, Skylar weszła mi w słowo:
- W takim razie nie będzie ci przeszkadzało, Mike, jeśli zrobię tak? – Podeszła do niego trochę się przepychając wśród ludzi i zdecydowanie na przyspieszonych obrotach, przyciągnęła go do siebie za krawat i wpiła się w jego usta na parę sekund.
Zrobiło mi się dziwnie niedobrze, Ivy chciała ich rozdzielić, gdyby mogła to by chyba użyła do tego miotłę, a pozostali wydawali z siebie dźwięk łączący się w wielkie „ouuu!"
- Przepraszam – wygładziła jego koszulę, gdy skończyła. – Teraz jesteśmy kwita, prawda? – zwróciła się i do mnie, i do Michaela, i do Ivy.
- Yhym – wyburczał on ocierając buzię. W jego oczach widziałem „jestem jednak gejem", ale to tak humorystycznie powiem, natomiast ja... Ja byłem kurewsko zazdrosny i zażenowany tą sytuacją.
Wreszcie mój i Mike'a wzrok się spotkał. Przełknąłem ślinę, a on zrobił mały, niepewny grymas.
- Okej – chrząknąłem. – Niech będzie. Tak, jesteśmy wszyscy kwita. – Moglibyśmy przyjąć tę taktykę, co spodobało się chyba również jemu.
- Mamy wszyscy czystą kartę! – dodał.
- Ja pierdolę – Ivy zachichotała pod nosem. – Też chcę buziaka. – Wydęła dolną wargę.
- Już dostałaś – prychnąłem podchodząc do grupki. – Ale skoro tak sobie gadamy i wyznajemy rzeczy, to chcę wam powiedzieć, że...
- Przepraszam za poślizg, dziś będziemy debatować o wojnie secesyjnej, dlatego musiałam wydrukować trochę materiałów, dzień dobry wszystkim. – Pani Hughes weszła do środka patrząc na nas zdekoncentrowana. – A co tutaj się dzieje?
- Luke ma ogłoszenie – wypalił jakiś ktoś.
- Umn... - Nie. Przy nauczycielce wcale nie chciałem tego mówić. – Impreza Halloweenowa w tym roku odbywa się w salce teatralnej, nie na sali gimnastycznej przez remonty, a tak poza tym chciałem przypomnieć Ivy, która ma przekazać Ashtonowi i Calumowi, że nasza ekipa spotyka się jak w zeszłym roku u mnie w pokoju, żeby przygotować sobie wspólnie czadowe kostiumy i w ten sposób też informuję o tym ciebie, Mike, bo to też twój pokój. Och... I Sky. Tak. Ty też przyjdź. Koniec ogłoszeń. – Wymusiłem bardzo paniczny uśmiech, bo informację o imprezie przekazano już wcześniej tego dnia przez radiowęzeł.
- No dobrze, myślę, że każdy wiedział, bo mówią o tym co przerwę, ale niech będzie, w takim razie zajmijcie miejsca, pani Wood już podziękujemy...
Przestałem słuchać siadając na krześle pod ścianą. Wciąż trochę trzęsły mi się ręce i było mi strasznie dziwnie w związku z tą sytuacją, ale już trudno. Zacząłbym obgryzać paznokcie, gdybym nie poczuł wibracji w kieszeni spodni, gdy Beth i Skylar musiały stanąć naprzeciw siebie w dyskusji.
Otworzyłem wiadomość.
Michael: o cokolwiek chodziło i jakkolwiek to wszystko nie było dziwaczne, durne i niedojrzałe (idk), to w porządku, że nie byłeś gotowy x
Luke: byłem przez chwilę
Luke: przepraszam, że przeze mnie poniekąd musiałeś się wyoutować
Michael: nie musiałem, chciałem to zrobić tak czy tak, dlatego powiedziałem Ivy
Luke: pocałowałem ją, bo truła mi dupę, dlatego musiałem pokazać, że ludzie się tak po prostu całują.
Michael: domyślam się
Michael: dlatego liczę na to, że nie zostanę zamordowany za skylar haha
Luke: skąd
Luke: głupio mi teraz, czuję się jak taka pipka, która zaraz zacznie drżeć z emocji
Michael: to nasze ostatnie zajęcia, prawda?
Luke: mhm
Michael: chcesz obejrzeć zaplątanych, albo coś takiego w pokoju?
Michael: chyba, że chcesz pogadać ze sky?
Luke: pogadam z nią, ale jeżeli chcesz możemy sobie coś puścić wieczorem
Michael: przygotuję nam fajne, komfortowe warunki do tego
Michael: śmieciu
Uśmiechnąłem się do wyświetlacza, a potem pokręciłem lekko głową, czując jego wzrok na sobie.
Luke: dobrze, śmierdzielu
Michael Clifford zablokował(a) twój kontakt
Podniosłem na niego spojrzenie, natomiast widząc ten perfidny uśmieszek pokazałem Mike'owi środkowy palec zasłaniając dłoń zeszytem. Odpowiedział mi tak samo.
- Odblokuj mnie – wyszeptałem.
- YA ne govoryu na angliyskom – odparł równie cicho.
- Ya tozhe tebya lyublyu. – Zrobiłem dumną z siebie minę.
Widząc jednak, że pani Hughes karci nas swoją oziębłą miną, oboje skupiliśmy się na Skylar, która chyba czuła się przez nas właśnie podziwiana i pożerana wręcz wzrokiem.
___________________
jestem wielka, że po całym tygodniu pracy naskrobałam ten rozdział cri
pisałam na tt, że w tym będzie dużo przemyśleń, ale jakoś tak mi nie pasowały, więc je sobie zostawiłam na inny raz. Koniecznie dajcie znać co myślicie! Bo wszyscy tu odpierdalają szajs xd
I ogóle..... Wyobraźcie sobie tę historię z perspektywy Skylar, no błagam was! B Ł A G A M, typowe ff jak się patrzy. Chociaż Luke powinien jej powiedzieć o Michaelu imo. Ale zobaczycie zresztą co Skylar ma do powiedzenia, bo z pewnością taka konfrontacja się pojawi.
Idk nie obiecuję, ale może zrobię maraton przez weekend, bo mój piękny chłopak ma zjazd stacjonarnie, a ja mam wolne, więc jak nie będzie mnie boleć głowa, to czemu nie.
Co chcecie na święta, ej?
All the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top