lekcja 14: stare małżeństwo
alexa, play beautiful baby by elizabeth!
lekcja 14: stare małżeństwo
Zdążyłem przywyknąć do swoich porannych konwersacji z Michaelem, nawet jeżeli odbywały się one na niechętne spojrzenia. To była taka nasza rzecz, którą może zrozumieć jedynie rodzeństwo dzielące ze sobą pokój, akademiccy współlokatorzy, lub stare małżeństwo. Z czasem przestałem nawet czuć się głupio ze swoim nocnym aparatem na dolną szczękę, choć nieustannie widziałem w jego oczach, że chce parsknąć śmiechem na głos, bo wymawiałem wtedy wyrazy bardziej miękko i charcząco. Nie wiedziałem, czy to jakaś jego rzecz, czy być może zaobserwowałem coś o czym sam Clifford nie miał pojęcia, ale chłopak przestał notorycznie spać w skarpetkach oraz troszkę mniej dbał o to, aby jak najbardziej usunąć ślady faktu, że ktoś żyje po jego części pokoju, a nie jest ona tylko obrazkiem reklamowym z Ikei. Jakbyśmy przez wrzesień i większość października zdołali się do siebie choć odrobinę przyzwyczaić. Półtora miesiąca to wcale nie tak wiele czasu, prawda? Da się poczuć więź z kimś w takim okresie, zwłaszcza kiedy miało się z tą osobą nieliczne, pozytywne konwersacje, podczas kiedy cała reszta okazała się długim, wspólnym milczeniem, lub przewracaniem na siebie oczami? Powiedziałbym, że naprawdę traktowałem go trochę, jak brata, ale musiałbym być zboczony, aby spoglądać na swoich braci tak, jak robiłem to wobec Mike'a, tym samym zaprzestałem szukania etykietki, mającej określić naszą znajomość.
Może to była fascynacja zmieszana z porządną zazdrością? W końcu mówimy o Michaelu Cliffordzie i nawet jeżeli nie wiedziałem o nim wszystkiego, to dotychczas zebrane informacje wystarczały, abym mógł zachłysnąć się ideą, jaką był w mojej głowie.
Ponad wszelką wątpliwość doznałem jakiegoś zastanawiająco osobliwego uczucia, gdy obudziłem się bez niego w sąsiednim łóżku. Nie miałem już ciężaru Skylar na klatce piersiowej, a wszystko, co wydarzyło się poprzedniego dnia oraz poprzedniej nocy zmieszało się w jakąś papkę surrealistycznych obrazów, sugerujących abym zażył ibuprofem. To właśnie uczyniłem, zanim ubrałem spodnie. Wziąłem tabletkę, którą z jakiegoś powodu pogryzłem.
„Będzie dobrze, przekonasz go, że chce pojechać z tobą na plażę i wcale nie będziesz ryzykował pozwem za uprowadzenie" – powiedziałem sam do siebie, albo raczej do Lany na plakacie, aczkolwiek zrobiłem to w myślach, ergo nie oszalałem.
Zacisnąwszy mocno powieki narzuciłem na ramiona koszulę i z rozpiętym materiałem okalającym moją klatkę piersiową, udałem się do łazienki, by chociaż udawać, że mam w głowie szkołę.
Nie, żadne lektury, żadne obliczenia, czy tym bardziej definicje mnie wtedy nie dotykały. Jedynie wizja, że pierwsze czterdzieści pięć minut spędzę z nienawidzącym mnie właśnie Michaelem w bibliotece, dyskutując o tym czym jest dobro, a czym jest zło. Zapowiadało się nieziemsko!
Do czytelni dotarłem z dwoma kawami i pączkiem, aby go trochę udobruchać na sam początek dnia. Ivy napisała mi, że mam spróbować, bo Mike jest po dobrej stronie mocy, cokolwiek to miało oznaczać, zatem ubrałem na usta swój najbardziej pokorny uśmiech, który nawet bibliotekarce się spodobał, więc może miałem jakąś szansę na przetrwanie. Nie przepadałem za tą aulą, bo była śliczna, bardzo w estetyce starych, angielskich uczelni, jednakże zapach wiekowych, papierowych, zakurzonych książek działał na moją zniszczoną kroplami do nosa śluzówkę, jak płachta na byka.
Bezsprzecznie Michael został stworzony do tego by siedzieć przy środkowym stoliku, z wciąż narzuconym trenczem na ramionach i włosami od mżawki, pochylając się do jakiejś lektury, której treść pochłaniała go bardziej, aniżeli sam w sobie koncept czytelnictwa, jako najwyższej formy kultury.
To była różnica między nami – ja wyłącznie rozumiałem książki, a on je uwielbiał, nie próbując ani przez chwilę szczycić się tym, że trudny w interpretacji tekst dociera do niego na każdej płaszczyźnie.
Zapiekły mnie policzki, gdy zorientowałem się, iż patrzę trochę za długo, ale co mogłem za to, że mam przed sobą żywy obrazek z pinteresta, dlatego zachowując się totalnie po dziecinnemu, przestawiłem obie kawy w jedną rękę, wyciągając przy okazji komórkę. Włączywszy aparat, chciałem zrobić mu zdjęcie, ale uruchomił się flesz, na który Mike impulsywnie podniósł wzrok i zasłonił buzię dłonią.
- Co ty przepraszam bardzo robisz? – zapytał znużonym, zachrypłym głosem.
- W tej chwili? – Podszedłem do niego niezrażony ewidentnym zmieszaniem chłopaka. – Szczerze żałuję, że nie jestem jedną z tych edgy lasek, które noszą ze sobą wszędzie polaroid. Przepraszam, wyglądałeś po prostu jak z moodboarda. – Podałem mu karmelowe latte, które tylko dopełniało naszą konwersację.
- Nie mam pojęcia czym jest moodboard. – Przysunął do siebie papierowy kubek i zmierzył mnie dość niepewnie, koniec końców wracając do czytania.
Byłem przekonany, że wciąż nie chce ze mną rozmawiać, dlatego poczułem się odrobinę nawet skruszony w środku, lecz z drugiej strony rozumiałem jego punkt widzenia, miał prawo do gniewu, skoro przez ostatnie półtora miesiąca nie dałem mu wiele pozytywności z siebie.
- Serio? – Podparłem się na łokciu. – Estetyczna sklejka zdjęć, które razem odzwierciedlają jakiś stan, ogólnie rzecz biorąc estetykę, albo...
- Mhm, zrozumiałem. – Michael pokiwał głową, a gdy znów siorbnął, jego oczy ponownie utkwiły w tekście.
Nie chciałem się poddawać, choć niejednokrotnie bywałem wyzywany od niecierpliwych, zwłaszcza przez członków mojej rodziny, zatem zacząłem się "subtelnie" irytować. Poruszyłem nogą pod stolikiem, a że siedzieliśmy naprzeciw siebie, podrażniłem jego kolano.
- Nie chcę być zbyt dokładny – mruknąłem niewinnie. – Ale jest już po ósmej i chyba powinniśmy siąść do prezentacji.
- Skończyłem ją, wybierz sobie slajdy – odparł automatycznie.
Wstrzymałem oddech nadymając policzki, jak bardzo głodny chomik, czego nie zauważył, bo nawet nie raczył na mnie spojrzeć. Sukcesem było już to, że w ogóle odpowiadał mi na to, co mówiłem, lecz niekoniecznie wydawał mi się teraz w stanie zgodzić się na przeprosinowy piknik pośród ziarenek piasku i z wiatrem we włosach.
- Mieliśmy zrobić to razem – przypomniałem. – Taki był cel tego ćwiczenia.
- Ale nie chciałeś ostatnio współpracować za bardzo, więc uznałem, że tak będzie łatwiej, poza tym nie mamy żadnych zaskakujących, dodatkowych przemyśleń o temacie, jak mniemam.
- Ostatnio poszliśmy nawet na kawę, więc tak, byłem zaangażowany. – Nie zdążyłem ugryźć się w język, co tylko spowodowało lekki uśmiech pod nosem Michaela. – Dobra, no wiem, że tutaj średnio zwracałem uwagę na zadanie, ale wciąż... Dziś jestem zwarty i gotowy, a ty czytasz... - Sięgnąłem do jego książki, którą pozwolił mi zabrać bez zawahania. Gdy przeniosłem wzrok na okładkę, zmarszczyłem brwi. – Pieśń o Achillesie? Czy ty się uczysz nawet kiedy teoretycznie masz wolną godzinę? – Chrząknąłem widząc rozbawione spojrzenie Mike'a. – Okej, przepraszam, nie będę więcej dupkiem, ale serio... Przeczytaj jakiegoś Kinga, albo inną Agathę Christie, Michael, to dla twojego dobra. – Dotknąłem jego przedramię, powodując, że już rzeczywiście się roześmiał.
- To nie jest... - Wystawił dłoń, aby móc się wychichotać. – Okej, poczekaj... - Wziął mi książkę i przewertował ją, a potem pokazał bardzo krótki zwrot, który zaskoczył mnie kompletnie w kontekście tego, że przez moment myślałem, iż to coś z kanonu lektur.
- Pośladki w kształcie serca... - Przeczytałem na głos. – Co? – Zabrałem od niego rękę, przy okazji marszcząc czoło. Chłopak wrócił do kartki, na której zakończył pochłanianie historii, jak dobrego filmu.
- To... Trochę inna, nowa wersja, genialnie napisana swoją drogą, polecam.
- Zasnąłem na filmie z Orlando Bloomem, tak mnie interesują wojny trojańskie i inne, homeryckie uniesienia.
- A szkoda, bo dużo w tym... Hm. Nie wiem jak to nazwać. – Wzruszywszy ramionami, przewertował dalej. – Na przykład tutaj: „Rozpoznałbym go po dotyku, po samym zapachu; poznałbym go na ślepo po tym, jak oddycha i jak stawia kroki. Poznałbym go w śmierci, na końcu świata." Przecież to jest prześliczne. – Przekrzywiłem lekko głowę, przy okazji rozchylając delikatnie usta.
Nie należałem do bohaterów wyniosłych powieści o miłości, oglądając Dumę i Uprzedzenie, czułem dreszcz żenady biegnący po plecach, mało było we mnie staroświeckiego romantyzmu, ale słysząc to zdanie pomyślałem, że gdybym miał już nigdy nie zobaczyć Michaela, czując zapach truskawek, pomyślałbym o nim.
- Będziesz czytał mi na głos? – Poruszyłem brwiami, trochę wykładając się na krześle. Założyłem ręce na piersiach, a on zerknął po mnie z politowaniem.
- Chyba sobie żartujesz. – Pokręcił głową.
Próbował jeszcze wrócić do zgłębiania treści, lecz nie mógł się skupić, bo znudzony zacząłem szturchać podeszwą buta, podeszwę jego buta, aż nagle poczułem, że Clifford unosi martensa i zdeptuje mój biały trampek. Również podparł się na łokciu, jak ja wcześniej, biorąc głęboki oddech.
- Słucham? – Użył dość twardego tonu, dlatego się spiąłem.
- Umn... - Zacząłem skubać skórki paznokciem. – Chciałbym, żebyś poszedł ze mną być może w sobotę wieczorem gdzieś...
- Ehe? – Mike zmarszczył czoło, bo tego się nie spodziewał. – Po co?
- Chciałem ci coś po prostu pokazać i w jakimś sensie cię przeprosić za moje egoistyczne zachowanie.
- No? – Pochylił się odrobinę nad stołem, a mnie przeszedł dreszcz pod wpływem siły zieleni jego oczu. Przełknąłem ślinę tak głośno, że jestem przekonany, iż nawet bibliotekarka usłyszała.
- To... To tyle – wydukałem.
- Mhm. – Michael pokiwał głową. – Okej, zobaczę co będę robił w sobotę i dam ci znać.
- Nie... - Głos mi się załamał z nerwów, gdy zrobił pełną politowania minę na moje zaprzeczenie. – W sensie... Jasne, możesz mieć już plany, ale muszę wiedzieć, bo to ważne i... I nie chciałbym zostać wystawiony.
Zaśmiał się lekko w taki sposób, w jaki na pewno robi to rosyjska Baba Jaga, a potem wstał z miejsca, przerzucił sobie plecak przez ramię i poklepał mnie po barku, w tym humorze wychodząc na dziedziniec, gdzie z pewnością chciał dokończyć książkę.
Odchyliłem się trochę na krześle, przecierając twarz dłonią, a gdy zasłoniłem usta, zacząłem krzyczeć bezgłośnie, tak po prostu, bez większego powodu. Co za uparty dupek! Nie mógł po prostu powiedzieć mi czego mogę oczekiwać? Czy to była jakaś forma linczu? Nie miałem najmniejszej ochoty na głupie gierki słowne i intryganckie zagrania, zdenerwował mnie, więc stwierdziłem, że jeśli idąc za nim na ten dziedziniec zaprzepaszczę tę relację raz, a porządnie, to sam najem się tych pierogów, których kupiłem tyle, by wykarmić całą jego wioskę! Zirytowany zabrałem swoja torbę i wyszedłem zaraz za Michaelem.
- Hej, wiesz co?! – zacząłem. – To że czytasz literaturę piękną, nie czyni cię lepszym ode mnie.
- Aktualnie czytam opis gejowskiego seksu – mruknął pod nosem. – Ale kontynuuj, Luke, zaczyna się dobrze...
Na słowa „gejowski seks" stanąłem jak słup soli i zrobiłem wielkie oczy. Okej, może jednak jakaś popaprana część mnie chciałaby, aby Mike przeczytał mi tę książkę na głos?
- Tak samo jak ta cała tajemniczość rodem ze Zmierzchu, albo to, że nie masz najmniejszego problemu z łączeniem kropek, że masz pismo jakbyś studiował kaligrafię i nigdy nie mieszają ci się litery, to że zawsze wiesz co powiedzieć i jak... To wcale nie czyni cię lepszym ode mnie. – Chciałem mu chyba dopiec, tak jak on zrobił to wobec mnie wcześniej, ale Michael tylko uniósł obie brwi i poruszył ręką, czekając aż się kompletnie na niego wyrzygam. – Chodzisz po tej szkole, jakbyś się dla niej urodził, jesteś taki bezpretensjonalny, że to jest aż pretensjonalne i sztuczne! Właśnie tak, jesteś sztuczny! – Zacisnąłem szczękę. – Ugh! – To był występ godny sześciolatka, ale Michael zrobił mi coś w głowę, tak metaforycznie, dlatego nie umiałem zachowywać się przy nim ani poważnie, ani dojrzale od pierwszego dnia naszej znajomości.
Gdy znowu podniósł się na równe nogi, zaginając róg książki i chowając ją do tornistra, zapłonąłem już całkiem, bo spodziewałem się, że zwyczajnie sobie pójdzie, ignorując wszystko, co właśnie ze mnie wyszło.
- I nie waż się teraz uciekać, kiedy do ciebie mówię, bo... - Zamarłem kompletnie, gdy nagle, totalnie zaskakująco, kiedy gestykulowałem, on złapał moje przedramiona, a potem... Potem mnie przytulił w taki sposób, że nawet jeśli byłem wyższy, to i tak poczułem się zaopiekowany i schowany w jego uścisku.
Wszystkie moje funkcje witalne ustały na chwilę, aby potem serce uderzało mi tak bardzo w piersi, że robiło mi się na zmianę ciepło i zimno. Byłem w szoku! Mniej zdezorientowałby mnie nawet pocałunkiem – takim wiecie, jak z filmów, które daje się komuś, aby przestał mówić, ale nie... Michael mnie objął, pogłaskał po włosach i szepnął krótkie „cii", jakbym był idiotycznym przedszkolakiem, niepotrafiącym opanować własnych uczuć. Cóż, to dość trafna teza...
- Jesteś wystarczający – powiedział poważnie i powoli. – Więcej, niż wystarczający, dlatego daj sobie trochę odpocząć, Luke, bo jesteś nie do zniesienia czasami, ale największą krzywdę robisz samemu sobie, więc... Wdech, wydech, okej?
- Nie traktuj mnie jak dziecko – burknąłem, bo dalej stałem zmrożony w jego uścisku, choć pozwoliłem sobie zamknąć oczy na chwilę.
Miałem rację, poznałbym jego zapach, nawet gdybym stracił wzrok.
- Nie traktuję cię jak dziecko, traktuję cię jak prawie dorosłego faceta, który nie potrafi pogodzić się ze swoim wewnętrznym dzieckiem.
- Michael, nie potrzebuję psychologicznych gadek...
- Dobrze, więc bądź cicho i daj mi się przytulić.
Przełknąwszy ślinę ponownie tak głośno i ciężko, wypuściłem powietrze przez usta. Dotarło do mnie, że chodzę spięty, dlatego zacząłem rozluźniać się w jego ramionach, a z czasem sam dotknąłem talii Mike'a, by wreszcie jego też przytulić. Poczułem, że się uśmiecha na moim ramieniu, co odwzajemniłem, choć nie widzieliśmy swoich twarzy.
- Pójdę z tobą w sobotę gdzie chcesz, tylko błagam, przestań być debilem – drugą część zdania powiedział półgłosem, na co nie mogłem powstrzymać chichotu. Nikt mnie jeszcze nigdy nie nazwał debilem pieszczotliwie, choć było w tym coś ze szczerości.
- Hej! – Połaskotałem go trochę, a drugą ręką nie pozwoliłem się odsunąć. – Wrócisz do pokoju?
- Woah, brzmisz jak żona, która chce odzyskać śpiącego na kanapie męża.
- Nie, Michael, brzmię trochę jak mąż, któremu sprężyna wbiła się w żebra. – Tak po prostu, zupełnie bez powodu, dałem mu małego cmoka w czubek głowy, gdy się od siebie odrywaliśmy. To było coś takiego, co robiłem ze wszystkimi swoimi przyjaciółmi, a skoro Mike miał stać się jednym z nich, musiał albo zaprotestować, albo przywyknąć do tego, że czułości są moim love language. – Między nami okej?
- Powiedzmy. – Wkładając ręce do kieszeni płaszcza, spojrzał na mnie, przy okazji próbując chyba ukryć gestem tarcia nosa, soczyste rumieńce na swoich policzkach. – Dalej czuję małą złość, nie jestem przekonany, ale... Niech będzie, że dam ci fory, bo jesteś uparty.
- Ja jestem uparty?! – oburzyłem się odrobinę, a potem okryłem bardziej materiałem własnego płaszcza, bo zawiał chłodny wiatr. Obróciłem się na pięcie z zamiarem powrotu do czytelni. – Jedyny powód, dla którego dajesz mi fory, to dlatego, że ci się podobam! – zawołałem pół żartem, pół serio.
- Musiałbym być głuchy! – odpowiedział mi od razu, siadając na ławeczce mimo chłodu.
- Tak? Głuchy, ślepy, kulawy... - odniosłem się do tego żartu o miłości.
- Nie, ślepy nie. – Mike bezwstydnie pokręcił głową, dlatego ja przewróciłem oczami i uśmiechnąłem się zaczepnie.
- Chodź do środka, bo będziesz chory, mudak!
- Ugryź się w dupę, Hemmings. – Mimo wszystko wstał i ciągnąc za sobą torbę wyminął mnie w wejściu.
- Chciałbyś ugryźć moją dupę – szepnąłem złośliwie.
- Kiedyś zrobię to w najmniej oczekiwanym momencie. – Wzruszywszy bezwiednie ramionami, Michael zajął miejsce tym razem na stole, nie przy nim. – Ale tak całkiem serio. – Odchrząknął. – Dalej jestem zły, bo czasem trudno mi zrozumieć dlaczego zachowujesz się tak idiotycznie. – Sam spoważniałem stanąwszy przed nim. Pokiwałem głową na znak zgody, aby wiedział, że docierają do mnie jego słowa i odczuwam jakąś skruchę. – Nie mam pojęcia na czym polega twoja relacja ze Skylar i czemu jesteś wobec niej taki... No. Specyficzny. – Znów skinąłem. – Tak samo jak wiem, że masz masę mechanizmów obronnych, ale nie znam cię na tyle dobrze, aby wiedzieć przed czym się bronisz i dlaczego tak. Nie lubiłeś mnie od początku, okej, niech będzie, nie przypadłem ci do gustu. – Przypadłeś za bardzo, więc byłem i jestem zazdrosny... - Ale kiedy porządnie odbiłem twoją „nienawiść". – Mike zrobił nawet zajączki palcami w powietrzu. – Łazisz za mną i chcesz się bratać. To dezorientujące. – Jego mimika stała się znacząca. – Więc jeśli chcesz mnie przeprosić, musimy umówić się tak, że będziemy wobec siebie szczerzy, bo bardzo nie lubię obłudy. Okej?
Przez moment tylko patrzyłem na niego, a w głowie miałem myśl, która nie chciała opuścić mnie ani na moment, mianowicie: jak można być tak... Dobrym. I nie mam tu na myśli doskonałości w czystej formie, gdzie nie popełnia się żadnych błędów, ani nie czyni żadnego zła. Chodziło mi wyłącznie o jego spójność, dojrzałość i prostolinijność.
- Okej – powiedziałem po chwili. – Tak, niech będzie, że postawimy na szczerość. – Wyciągnąłem do niego rękę, którą Michael z lekką rezerwą we wzroku uścisnął.
- Też cię przepraszam.
- Za co? – Uniosłem jedną brew.
- Za sąd publiczny. – To szepnął i nieprzerwanie trzymając mnie za rękę, poklepał moje ramię.
Nie zdążyliśmy poprowadzić tej rozmowy dalej, ponieważ zadzwonił dzwonek, który wydał mi się zbyt wczesny, ale od razu przypomniałem sobie, że przecież wszedłem do biblioteki spóźniony.
Kiedy odchodził, odprowadziłem go spojrzeniem do drzwi i dopiero po chwili sam opuściłem pomieszczenie.
*
Nigdy nie byłem szczególnym fanem sportu, dlatego zajęcia wychowania fizycznego raczej zaliczałem, zamiast ogromnie się na nich starać. Cieszyłem się przede wszystkim dlatego, że mieliśmy wiele możliwości wyboru w kwestii aktywności, jakiej będziemy podejmować się grupowo podczas lekcji. Najmniej odpowiadały mi gry zespołowe, co nikogo nie powinno dziwić, nie bardzo lubiłem także biegać, bo łatwo łapałem zadyszkę, a do gimnastyki raczej nie miałem budowy przez swój wysoki wzrost i stosunkowo spory rozstrzał centymetrowy pomiędzy biodrami, a barkami, na korzyść dla barków. Dlatego też nie należałem go grupki chłopaków, którzy jęczeli niezadowoleni, kiedy okazywało się, że gdzieś tak na jesień, niektóre godziny będziemy poświęcali przygotowaniom do balu zimowego, zwłaszcza pod kątem salonowego tańczenia w parach.
Nie miałem pojęcia czy ten układ wiąże się z wiedzą szkoły o monumentalnej ilości eleganckich bankietów, na jakie uczęszczają nasi rodzice, dlatego próbują ukulturowić nas każąc tańczyć walca, czy może ktoś z rady rodziców naoglądał się Plotkary i Pamiętników Wampirów, więc idea wolnego w ładnych strojach i dystyngowanej aurze została przepompowana na bogu ducha winnych uczniów. Ale nie narzekałem, bo przynajmniej miałem szansę, by porwać Skylar, jak Damon porwał Elenę, a ona rozpadła się w jego objęciach. Dla dziewczyny to było pruderyjne i seksowne, a jednocześnie kompletnie odrealnione, bo nie potrafiła sobie wyobrazić tych wszystkich balów dobroczynnych, na jakie pewnie chodziłaby ze mną, gdybyśmy w rzeczy samej zeszli się i prezentowali publicznie.
Moja mama ciągała mnie w takie miejsca odkąd pamiętam, bo byłem bardzo ładnym dzieckiem i roztapiałem serca podstarzałych pań jako trzylatek w malutkim garniturku. Dopiero z czasem, gdy zacząłem dojrzewać, dotarło do mnie, czym tak naprawdę są te spędy i nie miało to tyle wspólnego z dobrą zabawą, co z konceptem zbierania pieniędzy na szczytne cele, co i tak brzmi idiotycznie, bo skoro ktoś chce przekazać na szczytny cel, mógłby to zrobić bez konieczności marnowania kapitału na zbyt wystawną imprezę, ale co ja tam wiem, jestem tylko nastolatkiem. Powiedział mi to kiedyś prezes jakiejś firmy, kiedy mając lat piętnaście, mieszałem podkradzionego Liz szampana w kieliszku i wyraziłem swoją opinię na głos, tym samym zebrało się kilka takich gadających głów, kierowników z piekła rodem, którzy gdyby mogli, sprywatyzowaliby własne matki, chcących przekonać mnie, że nie mam racji. Szczerze? Nawet gdy dojrzałem do tego, że bogatych ludzi, zwłaszcza mężczyzn, trzeba głaskać po głowie i rekompensować im mentalnie fakt, że pewnie mają małe penisy, a ich kobiety są z nimi tylko dla standardu życia, byłem przekonany, że jako piętnastolatek zaorałem poważnych znawców ekonomii.
Mimo swojej wiedzy o tym, jakie to nieodpowiednie i zasadniczo klasistowskie, pokochałem te bankiety! I wkurzałem się, że odkąd poszedłem do internatu, nagle nie byłem na nie zabierany, jednakże mama wytłumaczyła to słowami: „masz zbyt silne opinie, wybuchniesz jeśli ich nie przegadasz, więc stracimy inwestorów". Powinienem być w sumie z tego dumny, aczkolwiek fantazjowałem już o dorosłości, w której będę tak sobie podsumowywał tych wszystkich dupków, wiedząc że jestem trochę hipokrytą, ale nieustannie powiem im to takimi słowami, że nie zorientują się, iż są obrażani.
Moją fantazję o wielkości na sali gimnastycznej przerwał gwizdek pani trener, która po godzinach prowadziła aerobik i było to widać, czemu nie mógł oprzeć się Calum. Co zabawne, Hood nawet zapisał się na ten aerobik, tyle że rzadko pamiętał, aby na niego pójść.
Kłębiliśmy się w przestrzeni ubrani w białe koszulki i granatowe szorty lub dresy (oczywiście, że wybrałem dresy) – chłopaki wraz z dziewczynami, desperacko dobierając się w pary. Wzrokiem zacząłem szukać Sky, bo gdy się zorientowałem, że jej nie ma, okazało się, że większość zdołała się już podzielić. Swoją drogą, moja świadomość dopiero zakodowała, że naprawdę dziś nie przyszła, ponadto po naszej wspólnej nocy, ale nie pytałem póki co, ponieważ napisałem jej jedno „miłego dnia" i wciąż nie otrzymałem odpowiedzi.
Podszedłem do Ivy, która rozmawiała o czymś z Calem.
- Hej, poratuj mnie, bo Skylar nie ma.
- Umówiłam się wcześniej z Calumem. – Hood objął ją ramieniem, uśmiechając się perliście.
- Głupota, tańczę sto razy lepiej. – Pokazałem im obojgu język, choć nie miałem tego na myśli i respektowałem ich wybór. To znaczy... Nie oczekiwałem od przyjaciółki, że go teraz porzuci dla mojego komfortu, aczkolwiek miałem rację w tym, że świetnie prowadzę!
- Hej! – obruszył się mój kumpel.
- Ja też, dlatego Cal potrzebuje kogoś takiego. – Ivy pogłaskała jego ramię. – I ej... Nie ma jej? – Rozejrzała się.
- Nie ma – potwierdziłem.
- O Chryste, urażona księżna. – Zachichotała Ivy, rozglądając się jednocześnie za kimś jeszcze. – Gdzie Michael?
- Nie wiem, nie śledzę go, czemu? – Spiąłem się odrobinę, gdy tylko padło jego imię, ponieważ w pierwszej reakcji wyobraziłem sobie nasz poranny przytulas, a dopiero potem, mechanicznie wepchnąłem sobie do głowy myśl, że coś jest nie tak, skoro nie ma i Mike'a, i Skylar.
- Spał u niej w pokoju. – Skinąłem, bo wiedziałem o tym. – No i spotkaliśmy się na fajce, a potem poszłam z nim tam...
- O mój boże, puknęłaś go? – Calum włączył się do naszej wymiany zdań. Ja sam zmarszczyłem brwi, ponieważ to było prawdopodobne.
- Nie! – pisnęła rozbawiona dziewczyna. – Oglądaliśmy gówno-serial o Paryżu, który był kiepski, ale Paryż był ładny, obiecał, że kiedyś zabierze całą ekipę, jak będziemy grzeczni, więc...
- Ivy, do sedna – burknąłem, bo przez chwilę poczułem, że chciałbym pooglądać to z nimi. Nie tylko z Cliffordem, a w tym zestawieniu.
- No... Zasnęliśmy tak, ale grzecznie, w ubraniach, bez żadnych podtekstów, chociaż Michael jest stworzony do drapania ludzi po plecach...
- Nie wiem, któremu z was bardziej zazdroszczę – dodał Hood.
- Rano wbiła tam Sky i miała swój moment głównej bohaterki, gdzie wyszła bardzo zła i zraniona? Sama nie wiem o co jej chodziło, ale nie poszliśmy za nią, tylko się ogarnęliśmy i potem jak sprawdzałam, to była w tym pokoju, także tak... Śmiesznie.
- Aha. – Nie miałem na to innej reakcji. – No nieźle, pogadam z nią potem.
- Grupo, wszyscy mają już parę?! – zawołała prowadząca, a uczniowie zeszli się tak, że nagle dotarło do mnie, iż stoję sobie samotnie na środku boiska, bo dosłownie każdy wiedział, iż czekam na Skylar.
- Umn, pani trener... - Podniosłem rękę. – Bo mojej partnerki nie ma, więc nie wiem czy mam posiedzieć na oknie, czy się przebrać w mundurek po prostu?
- No tak... - Kobieta przeliczyła nasz wzrokiem, aby sprawdzić, czy ktoś jeszcze został bez pary, przy okazji próbując wojować ze starym sprzętem, gdzie odtwarzacz wyrzucał płytkę ze środka. – Możesz sobie usiąść, albo iść się pouczyć do szatni...
- Przepraszam za spóźnienie, dali mi trzy razy za dużą koszulkę, więc próbowałem to załatwić, ale nie mieli ich więcej, dlatego no cóż, wyglądam jakbym nie miał spodni, ale tak naprawdę je mam, proszę mnie nie pozywać! – zawołał Michael od wejścia, dlatego zasłoniłem usta dłonią, nie chcąc śmiać się z niego na głos.
- Dlaczego wybrałeś szorty, nikt nie wybiera szortów! – krzyknął rozbawiony Ashton.
- Chryste, Mikey, chodź, dam ci koszulkę. – Calum pokręcił głową i wyciągnął do niego rękę. – Ma ktoś czyste dresy, bo nikt nie powinien nosić tych szortów?!
- Ja mam, ale nie czyste! – odezwał się Matty i tak niezadowolony, że będzie tańczył, zamiast taranować kolegów.
- Ja mam, ale nie jestem pewna, co z tego wyjdzie? – Frankie podrapała się po karku.
- Masz też metr sześćdziesiąt, Fran – odparła jej Ivy, która sama być może podzieliłaby się z Cliffordem ubraniem, gdyby nie to, że oddała już dresy jednej z koleżanek.
No cóż... I tak nosiliśmy już swoje rzeczy, więc pokiwałem głową i dołączyłem do Caluma oraz Michaela.
- Hood, daj Hemmingsowi kluczyk i niech chłopaki sami to załatwią, teraz jest chociaż parzyście! – obwieściła kobieta. – Jak się będziecie ogarniać, to się dogadajcie, który z was prowadzi.
- Ale że co? – Mike nie zrozumiał, a mnie zrobiło się dziwnie z myślą, że mam tańczyć z nim wolnego. Spojrzałem na chłopaka niepewnie.
- Ja prowadzę! – krzyknąłem bezmyślnie, wypychając go jednocześnie dłonią za łopatki z auli.
- Ale że jedziemy gdzieś? – Zdezorientowany strzepnął z siebie moją rękę, podążając przodem do przebieralni.
- Nie, słonko, tańczymy walca – odparłem uśmiechając się pokrzepiająco.
- O nie! Ja nie...
- No to dlatego ja prowadzę. – Zrobiłem znaczącą minę.
- Nie, ja chcę prowadzić! – oburzał się dalej, choć już dawno ta konwersacja stała się tylko naszą sprawą, niewłączającą ani pani trener, ani pozostałych uczniów, bowiem dotarliśmy do szatni. – Luke, błagam cię, chcę prowadzić, odpuść raz.
- Jestem wyższy – oznajmiłem otwierając szafkę swoją, a potem Caluma i podałem mu nowy strój do wychowania fizycznego, który nie wyglądał chociaż głupio.
Ale muszę Michaelowi oddać, że ma prześliczne nóżki, zwłaszcza łydki! – pamiętacie, jak powiedziałem, że najbardziej gejowa rzecz, która opuściła moje usta to penis kolegi? Nie. To zdanie pobiło penisa kolegi. Dlatego na samą myśl się zaczerwieniłem.
- A ja jestem starszy! I nowy, więc potrzebuję forów, mam prawo wybrać pozycję! – powiedział to bardziej dla żartu, przy okazji ściągając koszulkę. Obróciłem się w stronę Michaela instynktownie z miną: „nie powiedziałeś tego", jednakże widząc jego nagą, szczupłą klatkę piersiową, przygryzłem wargę i pomyślałem o zupełnie innej pozycji. – Wybieram posuwanie na ścianie – szepnął.
- Okej, przycisnę ci twarz do tej ściany – wyznałem w transie, co sprawiło, że on aż otworzył oczy szeroko, a ja otworzyłem swoje, gdy dotarło do mnie, że przejąłem tę narrację nieświadomie, podczas kiedy on tylko żartował! – Zawstydziłeś się, czyżby punkt dla mnie? – Próbowałem się bronić, ale przebrany już Michael przekazał mi wzrokiem, że... On wie, lecz tylko się tak ze sobą droczyliśmy!
*
- Nie wierzę, że to się naprawdę dzieje – szepnął Clifford niepewnie opierając się o drabinki, jakby w obawie, że jeśli tylko się jakoś dotkniemy, to nagle przyrośniemy do siebie nawzajem i będziemy zmuszeni tańczyć wspólnie do skończenia świata. – Po co?
Wzruszywszy bezwiednie ramionami posłałem mu głupi uśmiech, samemu napierając łopatkami na nierówną strukturę sprzętu do ćwiczeń za sobą. Nie miałem nic przeciwko tej aktywności, ale nie zdarzyło mi się jeszcze tańczyć wolnego z mężczyzną, zwłaszcza takim, który miał obiekcje wobec sensu owej interakcji. Niech będzie – pomyślałem. – To tylko chwilowe, gdy Skylar wróci temat się rozwiąże, bo Mike'a ucieszy fakt, że nie ma pary, więc nie będzie musiał tańczyć, a ja porwę w ramiona swoją dziewczynę(?)
- A może podłączy pani telefon do radia? – zaproponowała Beth lesbijka, nie Beth nazistka, widząc jak trenerka usilnie próbuje wcisnąć niedziałającą płytę do odtwarzacza.
- To... To nie jest zły pomysł! – Kobieta pokiwała prędko głową. – Zaczekajcie tutaj! – Ulotniła się momentalnie, ignorując to, że Ivy wyciągnęła własną komórkę z kieszeni spodni.
Pokręciłem głową lekko rozbawiony. Dlaczego nauczyciele mający cokolwiek wspólnego z przedmiotami, które nie są ścisłe, muszą być tacy zakręceni. Zabawnie się na to wszystko patrzyło.
- Puść coś! – Ashton skinął naszej przyjaciółce, która zgodnie podeszła do wieży i podłączyła się do sprzętu przez wifi.
Zerknąłem po Michaelu, który dalej stał taki nieprzekonany, mocno zaciskając ręce na piersiach, ponieważ wszystko w jego ciele sugerowało, iż się zwyczajnie wygłupi, gdy tylko spróbuje zrobić jakikolwiek, taneczny krok. Śmieszył mnie trochę, ale byłem w stanie to zrozumieć, bo każdy ma swoją, fizyczną strefę komfortu i gdyby ktoś nagle powiedział, że robimy fikołki na ocenę, pewnie wymyśliłbym najbardziej epickie zwolnienie, jakie widział ten świat, bo prędzej zapłonę, niż pozwolę, żeby moje nogi z dupą przeleciały nad moją własną głową. To nienaturalne!
Zbywając tę myśl, dźgnąłem Clifforda w bok.
- Hej, będzie fajnie. – Poruszyłem brwiami. – Za tydzień jak już wróci Sky, powiesz że nie tańczysz, więc to tylko teraz na te dwadzieścia minut lekcji, które zostały.
Przez pierwsze kilka chwil ignorowałem to co Ivy puszcza, podczas gdy cała reszta kłębiła się przy niej, oczekując czegoś super dobrego, aczkolwiek w chwili, kiedy usłyszałem prześliczną, wolną piosenkę, do której w zeszłym roku po zakończeniu wygłupialiśmy się z Calumem tak bardzo, że wprowadziłem go w ocean, gdyż nie mogliśmy przestać się śmiać, urosło mi serce.
- To jest właściwie bardzo ładne! – Hood od razu odciągnął Ivy od głośnika, a ona wpadła w jego ramiona, więc zaczęli tańczyć bardzo chaotycznie i zabawnie.
Parę osób przewracało oczami przez dezorganizację lekcji, Matty dalej jęczał, ponieważ żył dla wychowania fizycznego i przepychania się w futbolu, ktoś tak jak Ivy i Calum po prostu postanowił dalej poruszać się w rytm melodii, a ja sam uśmiechnąłem się z lekkim politowaniem, raz jeszcze wpatrując się w profil Michaela.
- Chodź. – Wyciągnąłem do niego dłoń.
- Ale czemu, skoro trenerki i tak nie ma? – Zrobił niezadowoloną, obrażoną wręcz minę.
- Żebyś się rozluźnił, zanim będziemy musieli tańczyć walca z prawdziwego zdarzenia.
- Ja nic nie muszę – mruknął sarkastycznie, ale pod wpływem mojego nieznoszącego sprzeciwu spojrzenia, Mike wreszcie położył palce ubrane w sygnety wzdłuż dłoni, którą rozkładałem ku niemu.
Kiedy nasze ręce się spotkały, poczułem ten sam ścisk w żołądku, który mnie dopadł, gdy chłopak głaskał mnie po piersi, albo wymieniliśmy cmoknięcie, nie mówiąc już o dzisiejszym porannym objęciu. Podniósł na mnie spojrzenie, toteż rozchyliłem delikatnie usta, koniec końców uśmiechając się do niego nieśmiało, a gdy przypomniałem sobie, że mam prowadzić, ułożyłem adekwatnie drugą jego dłoń na swoim ramieniu, powodując nagły, zażenowany pomruk Michaela. Uszczypnąwszy go w bok, zrobiłem znaczącą minę.
- Dobrze już, udam, że wcale cringe nie biegnie mi po plecach – palnął.
- Jak sobie chcesz. – Przysunął się do mnie na krok, kiedy szturchnąłem podeszwę jego buta, aby to właśnie uczynił.
Michael nie był kompletnie zielony w tej sprawie, to nie tak, że nie miał najmniejszego pojęcia o tym, jak tańczyć na dwa chociażby, niczym niezręczne dzieciaki na dyskotece w podstawówce. Od razu pomyślałem sobie o tym, że mama musiała go tego nauczyć, zwłaszcza, że mimo umowy o prowadzeniu, próbował zabrać mi tę kontrolę zupełnie podświadomie, skutkiem czego trochę się deptaliśmy.
Powstrzymałem chichot, gdy wpadł na moją klatkę piersiową, ale nie powiedział nawet „przepraszam", bo zdecydowanie unikał patrzenia mi w oczy.
- Powiedz mi... Czemu? – szepnąłem, ponieważ nawet podświadomie, byłem skupiony tylko na nim i tym, że robimy właśnie coś razem. Znajdowaliśmy się w samym rogu sali, z dala od pozostałych, choć w jednym momencie jakaś laska zrobiła nam zdjęcie, które potem dryfowało gdzieś pomiędzy notatkowymi group-chatami jako mem o niezręczności.
- Czemu... Co? – Chrząknął.
- Czemu jesteś wyluzowany zawsze, a teraz nagle połknąłeś kij, hm? – Przyciągnąłem go jeszcze bliżej siebie, znacząco blokując biodra Michaela dłonią, ponieważ przez pomyłkę, praktycznie wpadłby mi pod nogi. – Wolny jest jakimś erotycznym elementem godowym twojej kultury?
- Kurwa, Luke. – Parsknął pod nosem. – Nie, ale to bzdurne, nigdy nie tańczyłem wolnego z facetem, to dziwne, zwłaszcza, że ty prowadzisz.
- Bo gdybyś ty prowadził bylibyśmy tak podeptani, że amputowaliby nam małe palce, auć! – Mike przydepnął mnie tym razem intencjonalnie i dopiero wówczas podniósł wzrok, by złośliwie się do mnie uśmiechnąć, na co odepchnąłem go trochę i okręciłem, powodując, że wracając do pierwotnej pozycji, spłonął rumieńcem. Jaki on był wtedy uroczy! – Poza tym to robi ci jakąś różnicę, skoro zasadniczo jesteś... - Ściszyłem głos, aby przypadkiem go nie wyoutować. – Ślepy na płeć? – Prychnął cichutko.
- Nie jestem ślepy na niechęć oddawania poczucia panowania nad sytuacją, teraz ty panujesz nad sytuacją, a mnie to niepokoi, bo jesteś niestabilny – odparł trochę się wreszcie rozluźniając, przy okazji bardziej wyprostował plecy, więc byliśmy niemalże nos w nos.
- Zignoruję to... - Zrobiłem dzióbek, chcąc pokazać bardzo wydumaną minę.
- Jak wszystko co do ciebie mówię. – Pokręcił głową.
- Ale tak całkiem serio, jeżeli kiedykolwiek w przyszłości weźmiesz ślub z mężczyzną, to przy pierwszym tańcu nie dasz mu prowadzić?
- To głupie pytanie, Luke, bo wychodzisz z założenia, że wezmę ślub. – Wtedy to Michael się trochę odsunął, ale nie puścił mojej dłoni, przez co doprowadził do tego, że musiałem się trochę pochylić, by on mógł okręcić mnie, na co pozwoliłem. I nagle on prowadził... - Nie, nie wezmę ślubu, będę sobie zawsze podróżował i będę sobie zawsze wolny.
Przygryzłem dolną wargę, obserwując z uwagą oraz sporą dozą niepewności jego piękną twarz. Chciałem mu powiedzieć, że to głupie formować takie wnioski, mając osiemnaście lat, kiedy nie wie się jeszcze wielu rzeczy o samym sobie, ale postanowiłem to przemilczeć, ponieważ być może Michael miał jakąś obserwację, chociażby na podstawie swoich rodziców, których małżeństwo brał pod lupę przez niemalże cały czas, poza tym to nie była moja sprawa. Pokiwałem więc powoli głową i posłałem mu zakłopotany uśmiech.
- Nie zamierzasz ze mną dyskutować? – zaczepił.
- E-e. – Oblizałem dolną wargę, a potem westchnąłem. – Wiesz, powiedzmy, że czasem umiem ugryźć się w język.
- Przypomnę ci to. – Położył dłoń bardziej w mojej tali. – Ale... Musisz mi powiedzieć, co to jest za piosenka.
- Podoba ci się?
Miałem poczucie, że tworzymy właśnie jakąś bliskość, której wcześniej nie doświadczyłem. To było fascynujące i strasznie przyjemne. Jakbyśmy znali się od zawsze, a on wiedział doskonale w jaki sposób mnie dotykać.
- Beautiful Baby – odparłem, gdy skinął, że naprawdę te dźwięki przypadły mu do gustu. – Podeślę ci potem.
- Hej, a pamiętasz jak odwalaliśmy do tych hitów lat osiemdziesiątych?! – Nagle podbiegł do nas Calum, który uwiesił się na moim ramieniu, więc automatycznie odsunąłem się od Michaela, który wtem dokumentnie się spiął. – Co to wtedy było?!
- Freed from desire? – Bez przekonania zerknąłem po swoim przyjacielu, nie chcąc dać po sobie poznać, że Hood wbił się w naszą bańkę, jaką wytworzyliśmy chyba na poziomie dalekim od świadomości z Michaelem.
- Ivy, to było freed from desire! – zaświergotał.
- Słucham?!
- Chodź, wpiszesz. – Calum pociągnął mnie za przedramię, dlatego odchodząc obróciłem się w stronę lekko zawstydzonego Cliffroda. – Mike, chodź! – Jego też zawołał i dopiero wtedy również się ruszył.
- Mamy już! – wrzasnął Ashton.
Na sali gimnastycznej zrobiło się spore zamieszanie spowodowane zmianą repertuaru, a było ono tak wielkie, że nawet trenerka nie umiała go przerwać, więc do końca lekcji wszyscy się wygłupialiśmy, podczas gdy ja próbowałem wyrzucić z głowy koncept słuchania Beautiful Baby, jako soundtracku do czytającego mi Pieśń o Achillesie Michaela.
Mieliśmy się pogodzić, a nie... Poczuć tak.
____________________
idk czy michael powinien dać mu szasnę tak szybko, ale myślę, że po tej rozmowie z Ivy, zwłaszcza, że chłopaki znają się dopiero półtoraj miesiąca, mógł uznać, że chce spróbować, widząc, jak Luke też się przed nim trochę kruszy i dostosowuje się, czy coś. Tak jak obiecałam na tt, dziś bez Skylar, więc uf, sam muke, następny być może też taki będzie, ale zobaczymy xd
koniecznie dajcie znać co uważacie! i posłuchajcie tę piosenkę do ostatniej sceny sksksk
all the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top