10. Bezsilna
Siedziałam na łóżku i przeglądałam social media. Wczorajszy wypad do parku rozrywki był udany.
Podniosłam głowę i spojrzałam na wielkiego różowego misia, który siedział sobie naprzeciwko mnie. Gdy dziadkowie kupowali mi pluszaki w dzieciństwie, to zawsze przytulałam je, spałam z nimi i zapraszałam je na podwieczorek. Jednak ten miś wcale nie był taki zwykły.
Nie kupiła mi go babcia ani dziadek. Ani nawet mama, czy nawet ojciec. Żadna z moich przyjaciółek też nie. Tylko Eric. Chłopak, który mnie nie lubił.
Właściwie, to nie kupił, tylko wygrał tego misia dla mnie. No właśnie, dla
m n i e.
Oczywiście to był zakład. A w nagrodę Gabriel kupił Erikowi karnet plus w brawl stars. Bo w końcu wystarczyło kupić mi tego pluszaka, a ja go tak czy siak gdzieś rzucę w kąt i o nim zapomnę. Tylko problem polegał na tym, że ja nie miałam serca wyrzucić gdzieś maskotkę (czasami żałowałam, że moja matka taka nie jest) a o zapomnieniu o niej już nie wspomnę.
Bo w końcu jak miałam o niej nie pamiętać, gdy sobie tak siedziała i wlepiała swoje duże czarne oczy we mnie?
Spojrzałam na wielkiego misia. Wyglądał... słodko. Moje myślenie przerwało powiadomienie. Spojrzałam na ekran.
Mama : dziękuję, że wyjechałaś, Emily Kelly
Mama : odkryłam, że życie jednak może być piękne
Bez zastanowienia sięgnęłam po maskotkę i przytuliłam ją jak najmocniej umiałam. A z oczu poleciały mi łzy.
Obiecałam sobie, że nie będę płakać przez n i ą. Do tej pory szło mi całkiem nieźle. Ale teraz poczułam się źle. Bardzo źle.
I dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, co mnie pocieszyło. Co dało mi siłę i bliskość, jakiej nie miałam w moim rodzinnym domu. A był to wielki różowy miś od Erica.
Po paru minutach przestałam obejmować pluszaka i odłożyłam go na miejsce. Wytarłam łzy i zeszłam na dół. Rozejrzałam się po salonie, ale nikogo tam nie było. Zajrzałam do kuchni. Również nie zastałam nikogo.
- Babciu? Dziadku? - moje pytanie było słychać w całym domu.
Ale nikt się nie odezwał.
Czułam, że serce bije mi coraz szybciej. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Zadzwonić po policję? Iść ich szukać? Poszłam sprawdzić do sypialni dziadków, do ich łazienki. Pusto.
Wróciłam do kuchni i rozmyślałam, co mam zrobić. Gdy nagle zwróciłam uwagę na kartkę, która wisiała na lodówce. I której nigdy tu nie było.
Nasza Kochana Emily
Nie przejmuj się, nie szukaj nas. Wszystko mamy pod kontrolą.
Niedługo przyjedziemy i Cię wyściskamy.
Dziadek
Zamarłam. Dlaczego podpisał się tylko dziadek? I co mieli pod kontrolą? Sięgnęłam do kieszeni i wybrałam numer mężczyzny.
- Błagam odbierz - szepnęłam drżącym głosem.
Nie odbierał. Zaczęło drżeć mi ciało, nad którym nie umiałam w tej chwili zapanować. Nie wiedziałam, co zrobić. Nie wiedziałam, jak bardzo się martwić. Oraz nie wiedziałam najważniejszego : co moi dziadkowie mieli rzekomo pod kontrolą?
Znałam ich i wiedziałam, że gdyby wszystko się sypało, to oni tak czy siak "mieliby wszystko pod kontrolą".
Jednak Emily Kelly tak łatwo się nie poddawała.
Zadzwoniłam jeszcze raz. I kolejny raz. I jeszcze kolejny raz.
Nic. Cisza.
Nie mogłam tak po prostu sobie usiąść. A jak już miałam siedzieć, to musiałam z kimś. Wybrałam numer Sophii.
- Halo? - zaczęłam płaczliwym, drżącym głosem - mogę do ciebie wpaść?
Dziewczyna przez chwilę nie odpowiedziała.
- Emily? Wszystko gra? - zapytała, a w jej głosie było słychać niepokój.
Przygryzłam wargę, a potem pociągnęłam nosem.
- Nie..
Po drugiej stronie nastała cisza. A ja z bezsilności się rozpłakałam. Nie mogłam powstrzymać płaczu.
Uświadomiłam sobie, że nigdy nie byłam tak bezsilna.
- Emi, uspokój się - powiedziała łagodnie moja przyjaciółka - dasz radę przyjść do mnie, czy ja mam po ciebie przyjść?
Pociągnęłam nosem.
- Dam radę - oznajmiłam - i już do ciebie idę - rozłączyłam się.
Pobiegłam założyć buty. Nigdy tak szybko nie założyłam obuwia. Wyszłam z domu i ruszyłam do domu Sophii.
Zawsze szłam do niej z pięć minut. Dzisiaj zajęło mi to jakieś trzy.
Zadzwoniłam dzwonkiem, a drzwi otworzyły się od razu.
- Emily - szepnęła Sophia i mnie objęła.
Stałyśmy tak chwilę objęte, gdy powoli zaczęłam się odsuwać. Zdjęłam buty i poszłam za dziewczyną.
W kuchni siedział Eric z Gabrielem.
- Hej - odezwał się brat Sophii.
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam być niemiła, ale w tamtym momencie liczyła się dla mnie rozmowa z brunetką.
Eric prychął.
- Ale jesteś..
- Odwal się - syknęłam do niego - hej - burknęłam i wyminęłam Sophię, aby czym prędzej znaleźć się w jej pokoju.
Wchodziłam po schodach i usłyszałam, że Gabriel mówił do swojej młodszej siostry.
- A tej co? - powiedział cicho, a dziewczyna nic nie odpowiedziała.
Mogłam zakładać, że wzruszyła ramionami.
Usiadłam na kanapie w pokoju przyjaciółki, a ona zaraz przyszła, zamknęła drzwi i usiadła obok mnie.
- Okej, Emi. Najpierw wytłumacz mi, co się stało.
Wzięłam głęboki wdech. Ciało nadal mi drżało, ale nie tak mocno jak wtedy.
- Szczerze? Sama nie wiem, co dokładnie się stało - szepnęłam.
Sophia objęła mnie jedną ręką.
- Na początku zeszłam na dół i byłam pewna, że zastanę tam dziadków - tłumaczyłam - ale ich tam nie było - głos mi zadrżał - szukałam ich wszędzie, aż nagle zauważyłam kartkę na lodówce.
- I co tam było napisane? - spytała cicho brunetka.
Milczałam przez chwilę.
- Że mam ich nie szukać, bo oni mają wszystko pod kontrolą i niedługo wrócą i mnie.. przytulą.
Tak bardzo mi ich brakowało. I równie mocno martwiłam się o nich, bo w końcu to były jedyne osoby, które mnie kochały. Tak bardzo nie chciałam ich stracić...
- Spokojnie, coś wymyślimy - szepnęła Sophia - ale w tym momencie musisz się uspokoić. I zrelaksować.
Automatycznie wstałam z kanapy.
- Zrelaksować?! - zapytałam z niedowierzaniem - moi dziadkowie zniknęli bez śladu, a ja mam się zrelaksować?!
Dziewczyna nie odpowiedziała.
A ja usiadłam na podłodze i schowałam twarz w dłoniach. Tak bardzo źle się czułam...
- Emily... - szepnęła drżącym głosem Sophia.
Czułam, że mnie obejmuje. Czułam, że jest przy mnie i nie zamierza mnie zostawić.
Podniosłam głowę i spojrzałam na nią. Ona też miała łzy w oczach.
Sophie cechowała m.in. troska i wrażliwość. Mogłaby się poczuć bardzo źle, ale to tobie pomogłaby pierwsza. Nie sobie.
Dziewczyna przyglądała się dokładnie mojej twarzy.
- Masz suche usta - powiedziała cicho, a ja je oblizałam. Sophia miała rację.
- No i co z tego - mruknęłam.
Dziewczyna pomogła mi wstać.
- Chodź, napijesz się wody.
Chciałam zaprotestować, ale gdy zobaczyłam, jak dziewczyna martwi się o mnie, dałam jej się zaprowadzić do kuchni.
Usiadłam naprzeciwko Erica i Gabriela.
Nie patrzyłam na nich. Wbiłam wzrok w podłogę. Po chwili Sophia przyniosła mi szklankę wody.
- Wypij - powiedziała - dobrze ci zrobi.
Bez protestowania wypiłam wszystko. Faktycznie byłam spragniona.
Spojrzałam na dziewczynę, a ona jak gdyby nigdy nic usiadła obok mnie. I co najgorsze wbiła wzrok w chłopaków.
- Co porabiacie? - zapytała wesoło.
Wbiłam wzrok w podłogę.
- Gadamy sobie - mruknął Eric.
- No to.. fajnie - powiedziała Sophia.
Wiedziałam, że chciała, abym nawiązała z nimi jakąś rozmowę. Problem w tym, że ja tego nie chciałam robić.
- Wszystko gra, Emily? - spytał Gabriel.
Nawet na niego nie spojrzałam.
- Emily Kelly, przecież widzę, że nic nie jest dobrze - powiedział brat Sophii.
Spojrzałam na chłopaków zmęczonym wzrokiem. A oni przełknęli ślinę.
Bo w końcu nie na co dzień widzi się bezsilną Emily Kelly.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top