1.

Harry opadł na kanapę w swojej garderobie. Z jednej strony cieszył się, że jego trasa koncertowa dobiegła końca, ale z drugiej znowu towarzyszyła mu pustka. Brunet uwielbiał energię swoich fanów i to jak uczestniczyli w każdym koncercie, na którym byli obecni. Dzisiaj zagrał ostatni raz we Francji i na ten rok miał już spokój z koncertami.

      Był dopiero wrzesień, co oznaczało, że następne sześć miesięcy będzie pracował nad piosenkami, a od lipca ruszy znowu.
     Chłopak spojrzał w lustro i powoli przesunął palcem po worach pod oczami. Od jakiegoś czasu kompletnie się nie wysypiał. Coraz częściej siadał wieczorami przed oknem i rozkoszował się winem. Właśnie tak zapowiadał się najbliższy tydzień, zanim wróci do nagrywania piosenek. Na szczęście miał zostać cały wrzesień w Paryżu. Miał nagrać tutaj teledysk oraz dwie piosenki.

     Jeszcze nie został poinformowany z jakim wokalistą, bądź wokalistką ma nagrać nową piosenkę "Long Time". Harry zabrał swoją saszetkę, zarzucił ją przez szyję i razem z ochroniarzem udał się do limuzyny.
W czarnym aucie, starszy mężczyzna podał mu szklanicę z bursztynowym trunkiem nalanym do prawie połowy. Brunet wypił całą zawartość praktycznie na raz i oddał przedmiot mężczyźnie.

     Do swojego pokoju hotelowego dotarł o trzeciej w nocy. Był zmęczony, ale wiedział, że i tak nie zaśnie szybko. Chłopak otworzył lodówkę i wyjął z niej czarną butelkę. Nalał sobie do szklanki trochę alkoholu. Usiadł przy oknie w czerwono krwistym fotelu. Odłożył szklankę na mały stolik i odpalił papierosa. Rozkoszowanie się błogą ciszą przerwał mu dźwięk telefonu

-Halo? - powiedział zachrypiały

-Harry, mam nadzieję że nie przeszkadzam - odezwał się głos w słuchawce

-Carl, dobrze wiesz, że i tak nie śpię - prychnął brunet

-Ta - menager starał się już bardziej nie prowokować zielonookiego

-O co chodzi? - Harry odłożył papierosa do popielniczki

-Około piątej dostaniesz na meila wszelkie informacje o nowej piosence, do zobaczenia za tydzień Harry

W słuchawce rozległ się głuchy sygnał mówiący o zakończeniu rozmowy. Brunet przeklną pod nosem i wrócił do swoich uzależnień.
Powoli zaczynało świtać, co kompletnie mu nie przeszkadzało, mimo że głowa sama leciała na ramię.

     Harry postanowił zażyć sobie długą kąpiel, może to sprawi, że będzie bardziej śpiący.

    Brunet usadowił się w głębokiej wannie, praktycznie znikając wśród bąbelków i piany. W tle cicho grała muzyka klasyczna dodająca klimatu. Wszelkie te czynniki sprawiły, że jego zielone oczy zniknęły pod powiekami, a sam piosenkarz na chwilę przysnął.

   Z krainy Morfeusza wyrwał go dźwięk budzika zwiastujący godzinę piątą. Chłopak ujął telefon w dłoń i spojrzał na powiadomienie o nowym mailu.

... A teledysk i piosenkę nagra Pan w współpracy z Panem Louisem Tomlinsonem...

Harry widząc to wypuścił telefon z ręki, a ten cudem nie wpadł do wody. Serce bruneta zaczęło bić szybciej. Nagle wróciły mu wspomnienia z ostatniej dekady jego życia. Wszystkie uczucia, momenty, które towarzyszyły mu podczas obecności szatyna.
Teraz tym bardziej nie zaśnie przez ten tydzień.

***

-Ale dlaczego akurat on? - wykrzyczał Louis patrząc na nowego menadżera

-Miałem Ci załatwić duet - bronił się mężczyzna

-I musiał to być akurat Harry - szatyn przewrócił oczami i dopalił papierosa

-W środę masz lot do Paryża - rzekł na odchodne Cyprian

-Super - Louis powiedział sarkastycznie pod nosem.

Chłopak spojrzał na krajobraz dużego miasta rozprzestrzeniający się za oknem. Szatyn żałował, że nie ma do kogo się przytulić w tej chwili, aby ktoś mógł dodać mu trochę otuchy. W końcu Eleanor opuściła go rok temu. Nikt do końca nie wiedział dlaczego. Może dziewczyna w końcu zrozumiała, że cały ten czas była przykrywką dla piosenkarza? Pomimo bogatego życia nie była w stanie żyć w kłamstwie. Zwłaszcza, że ona naprawdę go kochała i chciała założyć przykładną rodzinę. Ale nie pozwoli dziecku cierpieć. Ze swojej pracy w modelingu mogła pozwolić sobie na dom w stolicy Hiszpanii, gdzie mieszkała od pół roku ze swoim nowym partnerem.

   Louis położył się na łóżku i spojrzał na telefon. - Dwa dni do wylotu - zaczął odliczać. Szatyn przykrył się kołdrą, aby powstrzymać natarczywe dreszcze. Sam nie wiedział, czy były one z zimna, czy ze stresu. Zamknął oczy, a po usłyszeniu głośnego klaksonu z dworu zapadła cisza. Chłopak zapadł w sen. Dawno nie był w stanie zasnąć tak szybko jak teraz. Godzina dwudziesta, a piosenkarz latał w chmurach mijając niestworzone istoty.

***

Środa nadeszła szybciej niż każdy się spodziewał. Oczywiście Harry nie wiedział, że Louis zjawi się tak szybko. Był przygotowany dopiero na piątek, aby się z nim spotkać.

     Louis stanął przed wejściem na lotnisko we Francji. Po niecałych pięciu minutach podjechała taksówka i zabrała młodego piosenkarza. Droga pod hotel trwała niedużo ponad kwadrans.

    J.K. Place Paris to najlepiej oceniany hotel w całym Paryżu. To właśnie tutaj Harry miał spędzić resztę miesiąca. A od dzisiaj i Louis zajmował pokój na najwyższym piętrze. Chłopcy byli od siebie oddaleni o kilkanaście metrów. Ich pokoje znajdowały się po przeciwnych stronach korytarza.

    Louis wszedł do sporego pomieszczenie i odłożył walizkę koło szafy.
W centrum pomieszczenia od razu zauważalne było duże łóżko zaścielone białą pościelą. Szatyn bez zbędnego zastanowienia zatopił się w puchatej pierzynie. Przyjemne ciepło otulające go pomogło zapomnieć o czarnych chmurach za oknem i zbliżającym się deszczem.

   Harry zmierzał windą na najwyższe piętro umyć się po ćwiczeniach na siłowni hotelowej. Brunet miał na sobie krótkie spodenki, w kolorze czerwonym oraz biały podkoszulek przylegający do ciała przez pot. Dzięki temu jego mięśnie brzucha, w czym oczywiście sześciopak, były doskonale widoczne bez konieczności ściągania jej. Chłopak przechodząc korytarzem zauważył uchylone drzwi do pokoju, który jeszcze wczoraj był wolny. Zaciekawiło go to, no bo w końcu kto przyjeżdża we wrześniu do takiego hotelu. Harry wrócił do swojego pokoju i od razu wskoczył pod prysznic. Letnia woda otuliła jego ciało pozbywając się niemiłego swądu. Brunet przepasł ręcznik wokół pasa i wrócił do części sypialnianej. Wyjął z komody świeżą bieliznę oraz przydużą koszule, która sięgała mu trochę za tyłek. Odpalił papierosa i stanął przy oknie, uprzednio je uchylając, wpuszczając do środka orzeźwiające powietrze z dworu.

     Louis w końcu podniósł się i domknął drzwi. Zegarek wskazywał godzinę piętnastą. Chłopak chciał zjeść coś na mieście, ale w momencie, kiedy otwierał drzwi nastąpiło oberwanie chmury. A krople deszczu zaczęły ozdabiać betonowe ulice. Szatyn zaklął pod nosem i wrócił w głąb pomieszczenia. Ponownie ujął urządzenie mobilne w dłoń wybierając numer do jednej z paryskich pizzeri. Złożył zamówienie podając adres hotelu. Dostawca miał zawiadomić recepcjonistę, aby Louis zszedł odebrać posiłek. Harry natomiast odpuścił sobie obiad i zanurzył się pod ciepłą pierzyną wpatrzony w ponury krajobraz za oknem.

***

Louis odebrał swoją pizzę i wrócił do pokoju zjeść ją w towarzystwie muzyki z telewizora. Powoli robiło się ciemno, więc szatyn zaniósł pudełko do kosza na śmieci. Nalał sobie wody do wanny kończąc dzień długą kąpielą.

   Harry chcąc odstresować się przed sobotnim spotkaniem wybrał się do restauracji w pobliżu, kiedy tylko przestało padać. Brunet złożył zamówienie i ponownie zatopił się w myślach o pewnym niższym szatynie. Nagle wyjął telefon z kieszeni i wyszukał Louisa na Instagramie. Dopiero teraz zauważył, że ten już od jakiegoś czasu obserwuje go. Brunet obejrzał relację dodaną kilkanaście minut temu. Zdjęcie było czarno-białe, dwie stopy wystawały spod dużej warstwy piany, chłopak trzymał w ręce lampkę wina. Na twarz Harrego wlały się rumieńce, a po chwili w gardle pojawiła się gula. Chłopak rozpoznał widok za oknem. Louis był w tym samym hotelu, a może nawet i tym samym piętrze. Brunet odłożył telefon starając się poukładać myśli

-Pana zamówienie – rzekła kelnerka i położyła talerz z posiłkiem oraz szklankę z whisky

-Dziękuję bardzo – uśmiechną się ciepło i zaczął jeść, chociaż i tak odebrało mu apetyt.

Brunet pozostał znowu sam z posiłkiem. Niechętnie próbował jeść, definitywnie bardziej wchodził mu alkohol. Po zakończonej kolacji zamówił taksówkę i wrócił do hotelu. Ospale wszedł do środka i zdjął swój płaszcz oraz ozdobne buty.

***

Harry wyjątkowo szybko zasnął, a wstał w miarę późno. Szybko się przebrał i zjechał windą na parter zjeść śniadanie. Wchodząc do pomieszczenia uderzył go zapach jedzenia. Spojrzał pośpiesznie po ludziach w środku, zatrzymał wzrok na jasno brązowej burzy włosów, która siedziała sama przy małym stoliku. Skupił się na niebieskich, niczym morze, tęczówkach, w których kiedyś topił się godzinami. Jego bicie serca przyśpieszyło, oddech zatrzymał się, a usta nagle zaschły. Dopiero z transu wyrwał go głos kelnerki

-Pana stolik jest tam, przy oknie, zaraz podam menu – uśmiechnęła się ciepło i wskazała na podwójny stół z numerkiem dwadzieścia osiem.

Harry powoli podszedł do niego, po ujrzeniu numeru zaśmiał się pod nosem. Szybko usiadł bojąc się, że przez jego miękkie nogi zaraz upadnie. Spojrzał na menu i zamówił naleśniki z białą czekoladą oraz wiśniami. Ciągle nie spuszczał wzroku ze starszego chłopaka. Po chwili Louis opuścił salę, można by rzec, że nawet nie zauważył Harry'ego.

Brunet nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy nie. Z jednej strony chciał zamienić z nim chociaż słowo, a z drugiej bał się jego reakcji. Myślał, że wybuchnie czekając na sobotę, a przed spotkaniem w studiu zapadnie się pod ziemię. Ponownie nie był w stanie dojeść posiłku. Zostawił część naleśnika na talerzu i pokierował się do windy. Wszedł zrezygnowany do pokoju i opadł na materac. Chciałby móc z kimś porozmawiać, ale przecież został sam.

     Wcześniej tą osobą, do której mógł przyjść z każdym problemem był Louis, czy  Naill, Liam, a nawet Zayn. Teraz pozostał sam, nie mając się do kogo odezwać. Jedyne co mu pozostało, to położyć się, słuchać muzyki z telewizora.

Natomiast Louis był w cudownym nastroju. Jedynie był lekko spięty sobotą. Pierwszy raz w tym hotelu wybrał się na siłownie. Odpowiednio ubrany wskoczył na bieżnię. Szatyn biegał już drugą godzinę z całkowicie czystym umysłem. Można by powiedzieć, że był za spokojny przed spotkaniem się z dawną miłością. Chyba ta wiadomość nie docierała jeszcze do niego. Po zakończonym treningu wrócił do pokoju i przebrał się w świeże ciuchy, ówcześnie biorąc prysznic. Nadszedł czas, aby się dotlenić. Szatyn ujął w rękę papierosa oraz zapalniczkę. Przyłożył używkę do ust i zaciągnął się.

Wypuścił dużą chmurę szarego dymu słysząc głosy z korytarza. Serce mu przyśpieszyło tok bicia. Wszędzie rozpozna głos swojego loczka. Powoli podszedł do drzwi, przyłożył ucho do wyrobu z drewna i nasłuchiwał rozmowy

-Świeże ręczniki i pościel, czy coś jeszcze? – zapytała pokojówka

-To wystarczy, dziękuję pani bardzo – w głosie Harry'ego dało się wyczuć, że jak to on, uśmiechnął się po swojej wypowiedzi

-Oczywiście, nich jeszcze powie mi pan numer pokoju

-228 – odpowiedział krótko, Louis uśmiechnął się pod nosem słysząc końcówkę numeru

-Świetnie, za godzinę zaraz kogoś przyślę, miłego wieczoru – lekkie, kobiece kroki zaczęły się oddalać.

Dziwne uczucie tknęło szatyna, kiedy nie usłyszał ruchu młodszego piosenkarza. Louis ciągle siedział przytulony do drzwi

-Kurwa! – był na granicy szeptu, a normalnego tonu, kiedy papieros cały się już spalił i poparzył jego palca.

Harry zdziwiony rozejrzał się dookoła i pośpiesznym krokiem wrócił do swojego pokoju.

Louis wbiegł do łazienki, gdzie od razu włożył dłoń pod strumień zimnej wody. Ciężko było to zrobić, gdyż ręce drżały mu niemiłosiernie. To był on. To był jego Hazza. Szatyn spojrzał w lustro. Jego policzki były zarumienione, źrenice powiększone, wargi spierzchnięte, a z ust wydobywał się co chwilę głośny wydech. Sam do końca nie wiedział dlaczego jego ciało tak zareagowało. Przecież tylko słyszał jego głos i to przez drzwi. Louisa ogarnęła panika. Bał się soboty niezmiernie. W końcu świadomość dopuściła to do siebie, co ma się wydarzyć. Nie wiedział, co wtedy może się stać, kiedy będzie śpiewał z Harrym, kiedy zapewne będą musieli się dotykać podczas nagrywania teledysku. Nagły atak paniki już dawno mu się nie zdarzał. Niebieskooki zsunął się po ścianie prosto na zimne płytki. Próbował się uspokoić.

Głęboki wdech i wydech Louis, pamiętaj... Oddychaj głęboko, zaraz przejdzie

W głowie szatyna pojawiła się inscenizacja jednego z pierwszych napadów paniki. Przed pierwszym koncertem miał go pierwszy raz. Siedział na fotelu, myślał że to już koniec i nigdy więcej nie będzie w stanie wziąć normalnego oddechu. W tedy ujrzał zakłopotane zielone oczka z przerażeniem patrzące na niego. Harry ujął jego dłoń i zaczął powtarzać te słowa jak mantrę w międzyczasie składając delikatne cmoknięcia na zewnętrznej stronie dłoni starszego. Mimo wszystko pomogło mu to.

Louis się uśmiechnął na wspomnienie tej sytuacji. Nawet nie zauważył, że jego atak już minął. Szatyn powoli podniósł się, by po chwili rozłożyć się na wielkim łożu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top