Rozdział 8: Jak odpisać na anonim?
Tak okropnie było mi żegnać się z babcią. Kiedy siedziałam już w samochodzie i widziałam przez tylną szybę, jak stoi na podjeździe w narzuconym na ramiona grubym kożuchu i z uśmiechem macha do nas, również jej odmachałam, a później odwróciłam się i wybuchłam płaczem. Płakałam chyba przez całą drogę do domu. Na nic zdawały się sporadyczne uwagi ze strony mamy i brata, że „przecież będzie wszystko dobrze", „niedługo znowu się zobaczymy" (na święta) i „no nie płacz już tyle, Basiu".
Weszłam do domu w fatalnym humorze. Pocieszał mnie jedynie fakt, że dochodziła dwudziesta, więc nie zostało już zbyt wiele tego okropnego wieczoru. Zjadłam szybką kolację i poszłam pod prysznic. Kiedy wyszłam z łazienki, Michał z mamą siedzieli w salonie i chyba oglądali jakiś serial. Pytali, czy dołączę, ale nie miałam ochoty. Na szczęście obyło się bez zbędnego nagabywania, nawet ze strony mamy. Być może ostatnia kłótnia sprawiła, że w końcu postanowiła dać mi więcej swobody do przeżywania emocji na własnych warunkach. W każdym razie powiedziałam im dobranoc i poszłam do siebie na górę.
Włożyłam słuchawki do uszu, włączyłam Afterlife od Arcade Fire na Spotify i ciężko opadłam na łóżko. Zamknęłam powieki i praktycznie momentalnie znowu się rozpłakałam. Czy tylko ja tak robię, że jak mi smutno, to dodatkowo podkręcam swój smutek muzyką? Na pewno nie, widziałam memy.
Refren piosenki przerwał dźwięk wiadomości przychodzącej na Messengerze. Nie byłam w stanie oszukać biologii, od razu poczułam szybki strzał dopaminy. Przez większość dnia nie zaglądałam do telefonu. Z nikim nie pisałam i nie miałam już takiego zamiaru. Jeszcze bez otwierania oczu zastanawiałam się, kto mógł do mnie napisać. Rozważałam te najmniej ekscytujące opcje, na przykład że to jakaś losowa osoba z klasy pyta o coś na jutro do szkoły, po najbardziej emocjonujące warianty: pisze Amadeusz, Alex, Dominik albo Patrycja.
W końcu zerknęłam na wyświetlacz telefonu. W oczy od razu rzuciła mi się ikonka ze zdjęciem profilowym Alex. Westchnęłam, stwierdzając, że ten widok jednak nie ekscytuje mnie, tylko stresuje. Obawiałam się dalszego ciągu wyrzutów, na których czytanie zdecydowanie nie miałam już siły. Nie byłam jednak w stanie powstrzymać się od otwarcia wiadomości. Ku mojemu zdziwieniu były to przeprosiny.
W skrócie: Alex napisała mi, że bardzo jej przykro z powodu naszej kłótni i żałuje swojego zachowania. Dodała, że brakuje jej mnie i ma nadzieję, że jutro w szkole nie będzie między nami złej energii. Na koniec dopisała, że nie zamierza więcej wtrącać się pomiędzy mnie a Amadeusza. Zaznaczyła jednak, że gdybym kiedyś potrzebowała jej rady albo wsparcia, to ona zawsze będzie gotowa mi ich udzielić.
Oczywiście od razu dałam serduszko jej wiadomości i odpisałam, że ja również przepraszam ją za to, że tak się wkurzyłam. Przyznałam, że mi również jej brakowało i bardzo cieszę się, że jest już zdrowa i spotkamy się w szkole. Wątek Amadeusza... póki co pominęłam.
Muszę przyznać, że wiadomość od Alex znacznie poprawiła mi humor. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo przez cały weekend wypierałam emocje związane z tą kłótnią. Uzmysłowiła mi to ulga, jaką poczułam. Jakby nagle rozluźniły mi się mięśnie ramion. Odetchnęłam głęboko. Krótko po tym zasnęłam ze spokojem.
***
Poniedziałkowa podróż do szkoły upłynęła mi nad wraz spokojnie, a wręcz sennie. Było jeszcze ciemniej i zimniej niż przed weekendem. Nie zauważyłam Kaczmarskiego w autobusie, ale też nikt nie czekał na mnie na przystanku w parku – podsumowując, poranek bez rewelacji. Dlatego na dobre obudziłam się dopiero w szkole, gdzie przywitałam się z Alex, Patrycją i Dominikiem.
Na początku może było trochę niezręcznie, ale w miarę rozmowy napięcie pomiędzy nami szybko się ulotniło. Dużą zasługę mogłam przypisać Pati, która ewidentnie starała się prowadzić rozmowę na bezpieczne tory. Poza tym widziałam, że Alex szczerze uśmiecha się do mnie i to mi wystarczyło. Tematów nie brakowało – musieliśmy przecież nadrobić plotki z całego tygodnia.
Co ciekawe, temat Amadeusza pozostawał w strefie tabu. Zresztą chłopak również trzymał bezpieczny dystans – przywitał się z nami rano, ale nie dołączał już do nas na przerwach, czego szybko zaczęło mi brakować. Miałam nawet w planach zagadać do niego po biologii, ale zdarzyło się coś, co całkowicie wytrąciło mnie z równowagi.
W książce pomiędzy stronami opisującymi budowę pantofelka znalazłam... niebieską kopertę. Na moment totalnie mnie sparaliżowało. Dotychczas przecież oba liściki odkryłam w bezpiecznym, domowym zaciszu. Miałam wtedy wystarczająco dużo czasu, by poprzeżywać je w samotności i dopiero mogłam dzielić się nimi ze światem zewnętrznym. Natrafiając na anonim na lekcji, poczułam gigantyczną falę wstydu i zdenerwowania – na tyle, że zamknęłam książkę.
– Pani Krawczyk, dlaczego nie czyta pani razem z resztą klasy? – na moje nieszczęście profesor Marchewka zauważyła, co robię i postanowiła zwrócić mi uwagę.
– Eeee... – zacięłam się. – Bo ja, ten, ja to już czytałam wcześniej – wymyśliłam najgorsze usprawiedliwienie ever.
– Taak? – zapytała Marchewka z przekąsem. Była nauczycielką starej daty, już dawno w wieku emerytalnym, a przez to odrobinę czepliwą i nad wyraz poważnie traktującą nauczanie biologii w klasie humanistycznej. – W takim razie niech pani wymieni podstawowe elementy budowy pantofelka. Zamieniam się w słuch.
Myślałam, że zaraz zapadnę się pod ziemię. Cała klasa przyglądała mi się z zainteresowaniem, a Alex, Pati i Dominik wyglądali na co najmniej zaskoczonych moim zachowaniem. Nie miałam śmiałości, by zerknąć w stronę Amadiego.
Z gigantycznym wysiłkiem próbowałam aktywować moją nieistniejącą pamięć fotograficzną. Niestety, zawiodła.
– To jest ten... pelikanula... – zaczęłam bełkotać pod nosem.
Ledwo to powiedziałam, a niemal wszyscy wybuchli śmiechem.
- Pelikula – szepnęła Alex, wpatrując się w swój otwarty podręcznik. Widziałam, że ona również walczy ze sobą, żeby nie parsknąć.
– Pani Krawczyk – ponownie po nazwisku zwróciła się do mnie Marchewka, cmokając z dezaprobatą. – Myślę, że jeszcze nic pani nie wie o organizmach jednokomórkowych. Proszę otworzyć książkę na stronie pięćdziesiątej czwartej – wydając to polecenie, stała tuż nade mną.
Przełknęłam ślinę, czując jak fala gorąca, która zalała mnie chwilę wcześniej, teraz dla odmiany odpływa z mojego ciała. Niechętnie, bardzo niechętnie otworzyłam książkę od biologii, starając się jak tylko mogę zasłonić dłonią niebieską kopertę.
– A co tam pani ma? – z ust Marchewki padło pytanie, którego obawiałam się w tej sytuacji najbardziej. Gorzej już chyba być nie mogło.
– Aa... to nic takiego – odpowiedziałam wymijająco.
– Proszę pokazać – poleciła nauczycielka.
– Nie – sprzeciwiłam się stanowczo.
Ku mojemu zaskoczeniu kobieta bezceremonialnie wparowała łapą pod moją dłoń i pochwyciła liścik.
– To moje! – krzyknęłam z oburzeniem. – To prywatne!
– Odbierze to sobie pani po lekcji – zakomunikowała oschle Marchewka. – Teraz proszę zająć się czytaniem. Jak widać, liściki pani przeszkadzają – mówiąc to, uniosła wysoko niebieską kopertę z napisem „Basia", tak że każdy mógł się jej dokładnie przyjrzeć.
Miałam wrażenie, że zaraz rozsadzi mnie od środka. Modliłam się o to, by koperta była solidnie zaklejona. Nie podejrzewałam nauczycielki o aż taki tupet, by ośmieliła się wyjąć anonim, ale mogła przecież zerknąć na wystającą zawartość. Zastygłym wzrokiem odprowadziłam kobietę do jej biurka. Marchewka jak gdyby nigdy nic usiadła przy nim, kładąc przed sobą kopertę.
Nie tylko ja świdrowałam ją wzrokiem, cała klasa się gapiła.
– No co, młodzieży? Najwidoczniej pani Krawczyk ma ADORATORA – oznajmiła nauczycielka, przesadnie akcentując ostatnie słowo. – Panie Fuchs, proszę przeczytać dla koleżanki, z czego dokładnie zbudowany jest pantofelek.
Podczas gdy Amadeusz czytał, ja siedziałam jak kołek, gapiąc się w kiczowatą ilustrację w podręczniku. Och, już nienawidziłam tej wstrętnej, starej baby. Czułam, jak pieką mnie policzki i z całych sił walczyłam, by nie zamrugać, bo wiedziałam, że wtedy co najmniej kilka łez popłynie mi z oczu.
– Co za wredne piździsko – bardzo cicho szepnęła Alex, odrobinę dodając mi tym otuchy.
Lekcja dłużyła się niemiłosiernie. Podczas niej najwięcej uwagi skupiałam na wskazówkach zegara zawieszonego nad tablicą. W końcu jednak rozbrzmiał dzwonek na przerwę, a ja momentalnie poderwałam się z krzesła i szybkim krokiem podeszłam do biurka Marchewki, żeby odzyskać swoją własność.
Śmiało wyciągnęłam rękę w stronę anonimu, na którym Marchewka położyła swoje paskudne, pomarszczone łapsko. Spojrzałam na nią ze wściekłością.
– Już jest po lekcji. Proszę mi to oddać – zażądałam natychmiast.
Nauczycielka uśmiechnęła się ironicznie i podała mi liścik.
– Proszę bardzo – powiedziała.
Przechwyciłam anonim bez podziękowania. Odwróciłam się napięcie i wróciłam do swojej ławki, pakując przybory szkolne i ukrywając kopertę na samym dnie plecaka, jakby w obawie, że znowu ktoś mi ją zabierze.
– Już dobrze, Baś – pocieszyła mnie Alex. – To było mega chamskie, ale przynajmniej nie wyszło z tego nic gorszego.
Jedynie westchnęłam w odpowiedzi. Chciałam już po prostu wyjść na przerwę.
Ku mojemu zaskoczeniu, po biologii kilka osób z klasy z wyraźnym zainteresowaniem komentowało, co to za liścik. Szczególnie ciekawskie było Beżowe Trio. W szatni przed WF-em Maja usiadła obok mnie na ławce i zapytała z rozbawieniem:
– To prawda, Baśka, że masz adoratora? – jej głos może i był prześmiewczy, ale w oczach czaiła się realna ciekawość.
Zupełnie nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. No bo przecież sama nie miałam konkretnej odpowiedzi. Znowu zaczęłam bać się, że ostatecznie to wszystko ostatecznie okaże się jednym, wielkim, okropnym żartem.
– No... może. Nie wiem do końca – odpowiedziałam zmieszana.
– Jak to nie wiesz? – dociekała Julia, która oczywiście znajdowała tuż obok Mai.
– A może sama tak do siebie piszesz? – zapytała Sandra, która jak zwykle popisała się zdolnością do wyjątkowo swobodnego operowania chamstwem.
– Bo to anonimy – wtrąciła się Pati, która chyba chciała stanąć w mojej obronie, ale od razu zrobiła zbolałą minę, widząc jak ja i Alex piorunujemy ją wzrokiem.
– Anonimy? – ze zdziwieniem powtórzyła Sandra, teraz do reszty zaangażowana tematem. – To jest ich więcej?
– Nie twoja sprawa, Sanderka – warknęła Alex, stając obok nas w swoich oszałamiających, grafitowych legginsach. – Jak brakuje ci taniej podniety, to poscrolluj sobie TikToka.
– Och, oczywiście pojawia się naczelna bodyguardka Basieńki – westchnęła Sandra, przewracając oczami. – Nie męczy cię to, jak ona tak wokół ciebie skacze? – skierowała pytanie do mnie z jadowitym uśmieszkiem.
– A weź spierdalaj – warknęłam już do reszty poirytowana całą sytuacją.
Sandra chyba nie spodziewała się takiej odpowiedzi z mojej strony, bo totalnie ją zamurowało. Reszta też wyglądała na zaskoczoną, ale Alex i Patrycja zdecydowanie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ja natomiast jak gdyby nigdy nic wstałam z ławki i poszłam ćwiczyć.
WF zaskakująco pozwolił mi pozbyć się nagromadzonej złości. Grałam z Alex w badmintona i byłam na tyle wściekła na Marchewkę i Sandrę, że szło mi naprawdę dobrze. Biegałam po sali jak szalona, odbijając nawet najtrudniejsze, podkręcone lotki. Alex z jednej strony cieszyła się, że tak angażuję się w grę (na ogół nie przemęczam się na WF-ie), a z drugiej strony udzieliła jej się rywalizacja i nie chciała dać mi wygrać. Skończyło się, o dziwo, remisem, co dla mnie i tak miało smak zwycięstwa – zremisować z kimś takim jak Alex.
Wróciłam do szatni w dobrym humorze, przekomarzając się z Alex, że następnym razem nie dam jej takich forów.
Jakie było moje zdziwienie, gdy po wejściu do środka zobaczyłam Sandrę, Julkę i Maję, które siedziały na ławce, jeszcze kompletnie nieprzebrane, chichotały podekscytowane i... czytały liścik do mnie, wyjęty z zaklejonej, niebieskiej koperty.
– Co wy robicie? – dobiegł do mnie zaskoczony, a jednocześnie podszyty wściekłością głos Alex, która chyba też nie dowierzała własnym oczom.
– Oddawaj to! – krzyknęłam, ruszając w stronę Sandry.
Dziewczyna chyba zapamiętała mój wyraz twarzy z poprzedniego starcia, bo błyskawicznie wyciągnęła w moją stronę kopertę i anonim, tłumacząc się gęsto:
– Basiu, nie gniewaj się! Byłyśmy strasznie ciekawe, kto i co do ciebie pisze. No, sama się prosiłaś, zostawiając to bez opieki w szatni.
– Był w MOIM plecaku, w ZAKLEJONEJ kopercie – wrzasnęłam, wyrywając jej anonim z dłoni.
– No to sobie przesrałyście – skomentowała zimno Alex. – Jak Wieczko się dowie, wylecicie ze szkoły jak Kaczmarski. Czytanie cudzej korespondencji to przestępstwo.
– Nie! – teraz to Sandra krzyknęła, zrywając się na równe nogi. – Basiu! – zwróciła się w moją stronę. – Proszę, nie mów o tym Wieczko, błagam cię! Przepraszam!
Patrzyłam na nią z odrazą wymalowaną na twarzy i zastanawiałam się, jak bardzo bezrefleksyjna jest ta dziewczyna.
Kiedy zauważyła, że żadne z jej słów w żaden sposób nie obłaskawiło mojego gniewu, kontynuowała:
– Ja ci bardzo zazdroszczę, wiesz? Każda chciałaby dostawać takie listy! Do mnie nikt nigdy czegoś takiego nie napisał. Zresztą, co ja gadam, nikt mi też nigdy czegoś takiego nie powiedział!
I tu mnie miała. To, co właśnie popłynęło z jej ust, od razu przykleiło się do gigantycznej wyrwy w mojej samoocenie, wywołując bardzo przyjemne uczucie gdzieś w okolicach ego.
– Nooo... ten chłopak musi być w tobie na maksa zakochany – westchnęła z rozmarzeniem Julka.
– Długo już tak do ciebie pisze? – zapytała Maja. – Domyślasz się, kto to może być?
– Ja... – zawahałam się. – Nie wiem, kto to. To trzeci taki liścik.
– Trzeci? – powtórzyła po mnie Sandra z rozdziawioną buzią. – Ja pierdzielę. Przeczytasz nam?
– Właśnie, Basiu, przeczytaj, prosimy – nalegały Majka i Julia.
– Przecież już same czytałyście... – wzbraniałam się jeszcze.
– Tak, ale tylko kawałek! Poza tym takie rzeczy można czytać bez końca – powiedziała Sandra z rozmarzonym spojrzeniem.
– No... dobra – poddałam się i drżącymi dłońmi wyjęłam liścik z koperty. Sama już nie byłam w stanie dłużej powstrzymywać się od zapoznania się z jego treścią, a komentarze byłych prześladowczyń jedynie rozpaliły moją wyobraźnię.
– Nie no, kurwa, nie wierzę – aż wzdrygnęłam się, słysząc głos Alex.
Na moment całkiem zapomniałam o jej obecności. Kiedy odwróciłam się w jej stronę, zobaczyłam, jak ze złością zarzuca torbę na ramię i wychodzi z szatni, trzaskając drzwiami.
Obok stała Pati ze zmieszaną miną:
– Może... może pójdę za nią – stwierdziła i również wyszła z szatni.
– Nie przejmuj się Świerszczyńską – skomentowała Sandra. – Na pewno umiera z zazdrości. Pewnie pierwszy raz w życiu to nie ona jest w centrum uwagi.
Na szczęście zdrowy rozsądek znowu zawitał w mojej głowie. Aż wzdrygnęłam się na myśl o tym, co jeszcze przed sekundą miałam zamiar zrobić.
– To jest moja najlepsza przyjaciółka – skomentowałam chłodno. – I w przeciwieństwie do was jej na mnie zależy.
Schowałam liścik z powrotem do koperty, którą włożyłam do plecaka.
– No nieee, Basiaaa – zrzędziły mi nad głową Beżowe, kiedy przebierałam strój sportowy na normalne ciuchy.
W końcu, widząc, że nic już nie wskórają, dały mi spokój. Ja natomiast popędziłam do szatni, licząc, że jeszcze znajdę tam swoich przyjaciół.
Kiedy dobiegłam na miejsce, akurat wychodzili, już w kurtkach, czapkach i szalikach. Dominik i Pati spoglądali na mnie trochę niepewnie, natomiast Alex nie patrzyła na mnie wcale.
– Nic im nie przeczytałam! – krzyknęłam od razu, podnosząc ręce do góry, jakby celowała do mnie z broni palnej.
– To po co w ogóle wdajesz się z nimi w takie rozmowy? – Alex zapytała ze złością.
– Ranyyy... – zirytowałam się. – Bo, nie wiem, jestem człowiekiem? Jeśli liczysz, że zaprogramujesz sobie mnie jak jakiegoś robota i zawsze będę zachowywać się idealnie, no to sorry!
Alex przystanęła, spoglądając na mnie nieco łagodniej. Zdjęła czapkę i rozpięła kurtkę, bo najwidoczniej zrobiło jej się za gorąco.
– Czyli chcesz im puścić to płazem? Że grzebały ci w plecaku i czytały list do ciebie? – zapytała.
– Póki co tak – odparłam krótko.
– Ale Basiu – wtrąciła się Patrycja – przecież powinnaś to zgło...
– Nie chcę wtajemniczać w to Wieczko ani tym bardziej mojej mamy – przerwałam jej zdeterminowana. – Już i tak wystarczająco dużo osób dzisiaj się dowiedziało. Nie chcę, żeby dowiedział się o tym KTOKOLWIEK więcej.
Wypowiadając te słowa, kompletnie nie zdawałam sobie sprawy z tego, że chyba rzuciłam jakieś wyzwanie losowi. Ewentualnie mój Anonim słyszał mnie i poza dozgonną miłością, jaką mi deklarował, po cichu trochę też mnie nienawidził.
***
W domu w końcu mogłam przeczytać liścik w spokoju. Żeby mieć pewność, że już nikt nie będzie mnie niepokoić, kolejny raz zamknęłam się z kopertą w łazience. Tym razem ze znacznie większą pewnością siebie sięgnęłam po karteczkę i rozłożyłam ją. Bez zbędnych refleksji od razu zaczęłam czytać.
Basiu,
wydaje mi się, że już nie wątpisz w moje istnienie. Bardzo mnie to cieszy. Ostatnio wyglądasz jeszcze piękniej. Świetnie się ubierasz i roztaczasz wokół siebie taką magiczną aurę. Co jednak dla mnie najważniejsze, więcej się uśmiechasz i widzę, jak stajesz się coraz pewniejsza siebie. Często zastanawiam się, czy odwzajemniłabyś moje uczucia. Ktoś taki jak ty zasługuje na najlepszego chłopaka. Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą. Chyba mi też brakuje wiary w siebie, ale bardzo mnie inspirujesz.
Anonim
Oderwałam się od liściku, czując mnóstwo emocji na raz: radość, zawstydzenie, ciekawość i... frustrację.
Czy odwzajemniłabym uczucia Anonima? Ja już je odwzajemniałam! Przecież Amadeusz jest chodzącym bożyszczem nastolatek. Jak może myśleć sobie, że nie spełnia moich oczekiwań? Chyba że to nie Amadeusz... Ten brak pewności siebie zdecydowanie mi do niego nie pasował. Westchnęłam i przygryzłam dolną wargę.
– Jak mogę ci odpisać? – szepnęłam sama do siebie.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top