Rozdział 3: Anonim
To był dziwny wieczór, jeszcze dziwniejsza noc i najdziwniejszy poranek. Po powrocie do domu starałam się zamienić jak najmniej słów z mamą. Bałam się, że ona doszuka się w nich zaszyfrowanych informacji na temat tego, co spotkało mnie u Alex. Przywitałam się z nią krótko i przemknęłam szybko do swojego pokoju.
– Basiu, czy wszystko w porządku? – zapytała za mną zaniepokojona.
– Tak, wszystko git. Po prostu jestem zmęczona – wytłumaczyłam się, udając poirytowany ton. To chyba wystarczająco zniechęciło ją do prowadzenia śledztwa.
Później, już leżąc w łóżku, długo nie mogłam zasnąć i ciągle się budziłam. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak zestresowana – nawet przed rozpoczęciem roku szkolnego nie targały mną równie silne emocje. Miałam wrażenie, że żołądek podjeżdża mi do gardła, a pojemność płuc nagle zmniejszyła się o połowę. Dopiero sen pomógł mi trochę odetchnąć, choć nie pamiętam, kiedy moje powieki same się zamknęły. Tej nocy nie śniło mi się nic.
Rano wręcz podskoczyłam na łóżku, gdy tylko zadzwonił mój budzik. Wstałam równo z nim, co rzadko mi się zdarza. Nie było mowy o żadnych drzemkach. Od razu poszłam pod prysznic. Chciałam przygotować się jak należy – wiedziałam, że to inwestycja w poczucie pewności siebie. Założyłam ulubiony t-shirt z okładką Arcade Fire, starannie uczesałam się i zrobiłam delikatny make-up – o dziwo wyszedł mi naprawdę ładnie, co wzięłam za dobrą kartę. Wiedziałam, że to mój wielki dzień – ten, w którym skończę z łatką popychadła i przegrywa. Tak po prostu musiało być.
Gdy wyszłam z autobusu, zdziwiłam się, widząc, że Alex czeka na mnie na przystanku. Jak zwykle wyglądała pięknie. Miała na sobie pastelową, fioletową bluzę, czarną kamizelkę-puchówkę i jeansy z szerokimi nogawkami. Doceniłam to, że już na początku dnia chciała dodać mi otuchy. Jednak szłyśmy do szkoły, omijając drażliwy temat, który jednak cały czas wisiał w powietrzu.
Po drodze zahaczyłyśmy o piekarnię, w której kupiłyśmy jeszcze ciepłe, ulubione donuty cynamonowe. Dziś na polskim miała być ta prezentacja, więc w przerwach od przełykania pysznego, lukrowanego ciasta odświeżałyśmy sobie na głos informacje o mitologii, na wypadek gdyby pani Wieczko miała dodatkowe pytania.
– Jakie miały imiona Mojry? – pytała Alex z pełnymi ustami.
– Kloto, Lachesis i Atropos – odpowiadałam zakodowane w pamięci wyrazy. – Czym się zajmowały? – zadawałam kontrpytanie, oblizując wargi z cukru.
– Kloto przędła nić życia człowieka, symbolizującą jego przeznaczenie. Lachesis mierzyła długość nici życia, a Atropos przecinała ją, determinując moment śmierci – Alex zawsze odpowiadała w taki sposób, jakby nie wykuwała niczego na pamięć, tylko naprawdę ją to interesowało.
Skończyłyśmy jeść, kiedy dotarłyśmy do parku miejskiego. Zauważyłam tam grupę przedszkolaków. Dzieci od razu przykuły moją uwagę jaskrawożółtymi kamizelkami, które miały założone na swoje kurteczki. Oczywiście z przodu i z tyłu szły z nimi panie przedszkolanki. Pewnie mieli w planach wyjście do muzeum czy coś w tym rodzaju.
Nasze drogi skrzyżowały się, więc musiałyśmy wyminąć tę kolorową gromadę. Dzieci, jak to dzieci – wyglądały, jakby właśnie przeżywały największą przygodę życia. Były głośne i ruchliwe, a ich opiekunki musiały mocno natrudzić się, by utrzymać je w bezpiecznych ryzach. Alex nie była tym wszystkim zainteresowana. Zamyślona patrzyła w drugą stronę. Ja jednak zauważyłam coś niepokojącego.
Jeden z chłopców kopał mały plecaczek dziewczynki, która szła przed nim i przezywał ją. Nie rozumiałam, co tam seplenił, ale na pewno nic miłego. Poczułam, jak krew uderza mi do głowy. Mała miała zmartwioną, bliską płaczu minę, ale całkowicie go ignorowała. Podobnie koleżanka, z którą szła w parze. Chłopcy za to zaśmiewali się w niebogłosy.
– Hej! – krzyknęłam do zuchwałego brzdąca, zatrzymując się przy nim. – Co ty robisz?
Ku mojemu zdziwieniu, chłopiec się wystraszył. Od razu zrobił wielkie oczy i usta w podkówkę. No tak, był przecież znacznie mniejszy ode mnie. Trudno było mi wyobrazić sobie, że ktokolwiek mógłby się mnie bać, ale najwidoczniej kilkulatki należały do tego wąskiego grona ludzi.
– Co pani robi? – moich uszu dobiegł zdenerwowany głos opiekunki, która szybkim krokiem ruszyła w moją stronę, zagradzając mi drogę do dzieci.
– Zwracam mu uwagę. Niech pani pilnuje ich jak należy! – odwarknęłam, sama dziwiąc się swojej śmiałości. – Ten chłopiec kopie dziewczynkę przed sobą! Chyba nie powinno tak być?
Kobieta spojrzała na mnie nieco zbita z tropu, a następnie odwróciła się w stronę dzieci.
– Czy to prawda? – zapytała małą z blond kucykami.
Dziewczynka nic nie powiedziała, wyraźnie zestresowana, jednak nieśmiało skinęła głową. Ona również wyglądała, jakby miała zaraz się rozpłakać, co jedynie spotęgowało moje wyrzuty sumienia.
– Kubuś! – zawołała przedszkolanka. – Zapraszam cię na koniec, będziesz szedł ze mną za rączkę. Ty, Hubercik, tak samo. – do mnie już nic nie powiedziała.
Chłopcy wymienili ponure spojrzenia i ruszyli za kobietą, a dziewczynka z kucykami nieśmiało uśmiechnęła się do mnie, mówiąc cicho:
– Dziękuję.
W tym momencie poczułam przypływ dumy. Odwróciłam się do Alex, szczerząc zęby. Ta wyglądała po części na zdziwioną, a częściowo także na rozbawioną całą sytuacją.
– Mocno zaczynasz ten dzień, Basiu – skomentowała moja przyjaciółka. – Myślę, że w „Plastusiu" będą krążyć o tobie legendy.
– Ha, ha. Bardzo śmieszne – odgryzłam się, przewracając oczami.
Wiem, że Alex widziała tam tylko dzieci i ich nic nieznaczące wygłupy. Prawda była jednak taka, że ja wiele razy chciałabym, by ktoś starszy, nawet przypadkowy, zareagował, gdy małej Basi działa się krzywda. Cała ta sytuacja była dla mnie kolejnym sygnałem od Wszechświata, który wyraźnie daje mi znać, bym walczyła ze złem i występkiem. Miałam szczerą wiarę, że dziś obronię także dużą Basię.
Dochodząc do szkoły, spotkałyśmy Dominika i Pati. Szli obok siebie, rozmawiając o czymś cicho. Kiedy nas zobaczyli, niby przywitali się z nami radośnie, ale czułam, że przyglądają mi się jakoś dokładniej niż zwykle. Na ostatnim odcinku drogi nadal nie poruszaliśmy jednak wczorajszej afery. Dogadaliśmy za to resztę prezentacji. Pierwszą lekcją miał być język polski, więc oczywiście miało to sens, choć wiedziałam, że takie prowadzenie tematów rozmów ma również drugie dno.
Dopiero gdy znalazłam się na szkolnym korytarzu, znowu poczułam narastający stres. Zaczęłam żałować zjedzenia tego pączka, bo nagle zaczął ciążyć w moim żołądku jak kilka kilogramów kamieni. Odetchnęłam głęboko, gdy oddawałam kurtkę do szatni. Szybko pozbyłam się również bluzy z kapturem, by nieco złagodzić uporczywe gorąco.
– Może załatwimy to po polskim? – dobiegł mnie nagle głos Alex. – No wiesz, żeby nie rozpraszać się niepotrzebnie przed lekcją.
Zerknęłam na nią niepewnie. Spojrzenie jej ciemnobrązowych oczu dodawało mi wiele otuchy, ale niewystarczająco tyle, by uspokoić moje skołatane nerwy.
– Nie wiem... – odpowiedziałam jej szczerze. Może nawet i miała rację, ale u mnie raczej rzadko działało coś takiego. Nie żebym zwykła załatwiać rzeczy od razu, zwłaszcza te trudne. Ale nie zmienia to faktu, że byłam już całkowicie pewna swojego dojmującego rozkojarzenia na polskim. Naprawdę nie miałam ochoty napotykać wzrokiem ironicznych uśmieszków osób, które ewidentnie życzyły mi źle, upokarzając mnie przed całą klasą. Pocieszałam się jedynie tym, że sama nie będę musiała nic mówić. No, chyba że Wieczko mnie zapyta, wtedy będzie problem. Teraz już naprawdę bałam się zabierać głos na forum.
– Basia – odezwała się Patrycja, która też zdążyła już oddać swój uroczy, bordowy płaszcz w kratę. – Pisałam wczoraj trochę z Marysią, po tym jak usunęła ten... post. Była równie wkurwiona co my – jej głos brzmiał poważnie, nie uśmiechała się ani nic. Pewnie chciała w ten sposób nieco mnie pocieszyć.
– Aha, dzięki – mruknęłam cicho. Miałam wrażenie, że nawet gdyby Pati teraz zakomunikowała mi, że wygrałam milion dolarów, nie zrobiłoby to na mnie większego wrażenia.
W międzyczasie dołączył do nas Amadeusz. Prawdopodobnie przywitał się ze mną, ale całkowicie go zignorowałam. Jak zwykle zagadywał coś zabawowym tonem do Alex. Ona również nie była skora do rozmowy. Chyba nawet u niego było to w stanie w jakiś sposób zachwiać dobrym mniemaniem o sobie.
– Co wy wszyscy macie dzisiaj takie grobowe miny? – chłopak zagadnął niepewnie Dominika, choć pytające spojrzenie posłał także mnie.
– Nie widziałeś wczoraj nic dziwnego na Discordzie? – mój przyjaciel odpowiedział pytaniem na pytanie. Co ciekawe, Dominik brzmiał nieprzyjaźnie.
– Nie... nic nie widziałem – odparł Amadeusz zdziwionym tonem. – Co się stało?
– Jajco, nie interesuj się – rzuciła wrogo Alex, ucinając temat. – Nie masz innych znajomych do trucia dupy?
Jak dotychczas, to była zdecydowanie najmocniejsza reakcja z jej strony, a przynajmniej przy mnie. Chłopak zatrzymał się, zostając w tyle. Nie wiem, jaką miał minę, ale zgaduję, że co najmniej niezadowoloną. Gdyby to były jakiekolwiek inne okoliczności, pewnie wstawiłabym się za nim. Moim zdaniem nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Teraz jednak miałam znacznie poważniejsze sprawy na głowie. Tylko przez chwilę znalazłam w sobie przestrzeń, żeby mu współczuć.
Z każdym krokiem po schodach, czułam narastające w środku napięcie. Jednocześnie miałam wrażenie, jakbym wyszła ze swojego ciała i zawisła gdzieś pod sufitem, przyglądając się wszystkiemu z góry. Mój duch wrócił jednak szybko do ciała, gdy znalazłam się już na piętrze, mając zaledwie kilkanaście kroków do naszej sali.
Nie byłam w stanie opanować żołądka wywracającego się na lewą stronę, gdy zobaczyłam Beżowe Trio stojące pod klasą. Szybko uciekłam od nich wzrokiem. W pierwszym odruchu pomyślałam, że chyba muszę pobiec do toalety. Miałam wrażenie, że za chwilę zwymiotuję. Ale wtedy jeszcze na chwilę, ukradkiem zerknęłam na Sandrę, Majkę i Julię.
One patrzyły prosto na mnie... i wybuchły głośnym śmiechem. Wtedy przed moimi oczami znowu zwizualizował się pasek gniewu, który nagle zapełnił się cały i zaczął migotać na czerwono. Tak, byłam wściekła.
Ruszyłam do nich prawie biegiem i z taką miną, że te uśmieszki od razu spełzły im z twarzy. Miałam wrażenie, że chyba nawet cofnęły się o krok.
– Koniec tego! – krzyknęłam znacznie głośniej i groźniej niż na kilkulatka w parku. – Mam dosyć! Nie pozwolę wam dalej niszczyć mi życia! To, co zrobiłyście wczoraj, to było po prostu przegięcie. Nie wiem, dlaczego tak się na mnie uwzięłyście. Czy chodzi o to, że tak bardzo wkurwia was moje istnienie, czy po prostu lubicie znęcać się nad osobami, które nie chcą pakować się w dramy. Ale przysięgam, kurwa, że następnym razem to wy będziecie mieć przejebane!
Patrzyły na mnie realnie zaszokowane. Byłam pewna, że nie spodziewały się czegoś takiego. Może nawet się mnie bały? Na moment przestały być dla mnie straszne, nie miały wtedy żadnej przewagi.
– Ale... chodzi ci o ten GIF na Discordzie? – zapytała niepewnie Sandra.
– Nie, kurwa, o Świętego Mikołaja – odpowiedziała Alex, która nagle pojawiła się za moimi plecami. Najpewniej pobiegła za mną. – Nie zgrywaj głupszej niż jesteś, Sanderka.
Dziewczyna zrobiła urażoną minę, ale nie zdążyła w żaden sposób się do tego ustosunkować.
– Nie wtrącaj się. Chcę załatwić to sama – powiedziałam do przyjaciółki niemal tak srogo, jak przed chwilą do Beżowych. Po prostu byłam jeszcze bardziej zła, że Sandra już planuje kolejną, głupawą intrygę.
Alex spojrzała na mnie nieco zdziwiona, ale uszanowała moją decyzję. Cofnęła się o pół kroku, nadal pozostając przy mnie. Zauważyłam też, że w bliskiej odległości stanęli Patrycja z Dominikiem. Oboje mieli ręce skrzyżowane na piersiach i wpatrywali się w Beżowe z wyrazem silnej antypatii.
Moje prześladowczynie chyba zaczęły czuć presję otoczenia. Poza Alex, Dominikiem i Pati gapiło się na nie już chyba z pół klasy. Co prawda reszta nie miała tak rozgniewanych min, ale można było odczytać z nich coś na kształt zażenowania i... pogardy? Myślę, że dziewczyny dotkliwie czuły na sobie ciężar tych spojrzeń.
– No, to nie byłam ja – powiedziała głośno Sandra, patrząc na mnie zmieszana. – Co więcej, nie mam pojęcia, kto to zrobił. Bez przesady...
– Ja też nie – dołączyła się Maja, mówiąc równie głośno, by wszyscy słyszeli.
– Ani ja – na koniec dodała Julia i pokręciła przecząco głową, gdy przeniosłam na nią wzrok.
– Śmiałyśmy się z tego, okay – przyznała Sandra, widząc, że ani trochę im nie wierzę. – Bo to było zajebiście śmieszne... W sensie, no bo było takie a-b-s-t-r-a-k-c-y-j-n-e. Sorry, ale ty i występowanie w porno? Nie wiem, kto by chciał to oglądać...
Ktoś albo kichnął, albo parsknął śmiechem. Zerknęłam w prawo, a mój wzrok skrzyżował się z Amadeuszem. Chłopak od razu nabrał powietrza w usta, starając się opanować wcześniejszy chichot. Poczułam, jak oczy zachodzą mi łzami.
– Ty wredna suko! – krzyknęłam i z całych sił popchnęłam Sandrę.
Dziewczyna na pewno nie spodziewała się tego. Krzyknęła piskliwie, zachwiała się na nogach, straciła równowagę i boleśnie upadła na tyłek.
Byłam w szoku i niemal od razu zrobiło mi się głupio. Nigdy wcześniej nie zdobyłam się na przemoc fizyczną, co tu dużo mówić, na jakąkolwiek przemoc. Wystraszyłam się, że mogłam coś jej zrobić. Chciałam nawet pomóc jej wstać. Nie miałam jednak ani sekundy czasu na reakcję, ponieważ poczułam bardzo gwałtowne, bolesne uderzenie gdzieś w okolicach barku i sama poczułam, jak lecę na podłogę. Ktoś krzyczał nade mną, gdy upadałam.
– Szmato, co ty sobie wyobrażasz!? – wrzeszczał Mateusz. – Nigdy więcej jej nie dotykaj!
Będąc jeszcze w drodze pomiędzy pozycją stojącą a leżącą, może i czułabym przerażenie tym, jak ten chłopak teraz się zachowywał, ale jednak znacznie bardziej zawładnął mną szok. Mimo to gdzieś tam z tyłu głowy przebiegła mi myśl, że moje przeczucie z pierwszego dnia roku szkolnego nie zawiodło.
Dotychczas nie zamieniłam z Mateuszem ani jednego zdania. Świadomie unikałam go, jak tylko mogłam. Zresztą, chyba nie tylko ja. Niespecjalnie miał jakichś znajomych, dużo też wagarował. Głównie kręcił się wokół Sandry, nieudolnie próbując nawiązać z nią jakąkolwiek relację. Nie przewidziałam, że atakując jego obiekt westchnień, narażę mu się najbardziej.
Chyba krzyczał coś jeszcze, ale uderzyłam się w głowę i na moment wszystko zgasło. Zrobiło się ciemno i cicho, zupełnie jakby ktoś wyłączył odbiornik z wątpliwej jakości serialem o moim życiu. Może naprawdę tak było? Widzowie, którzy zobaczyli tę scenę, mogliby pomyśleć sobie: Jezu, ale patola... Człowiek chce tylko wyluzować wieczorem z czymś lekkim, a nie kłaść sobie do głowy dodatkowy gruz.
Po chwili, w każdym razie dla mnie to była chwila, obraz i dźwięk wróciły. Leżałam na plecach i widziałam szamotaninę nad sobą. Bębenki rozrywały mi takie wrzaski, że aż się wzdrygnęłam. Na pewno słyszałam Alex, Mateusza, chyba nadal piski Sandry, a także nawoływania Dominika oraz Patrycji. Modliłam się w duchu, by nikomu nie stała się krzywda.
Głosy ucichły, a ruch zatrzymał się dopiero, gdy powietrze przeciął donośny, stalowy komunikat pani Wieczko:
– Dosyć tego! Panie Kaczmarski!* Pani Świerszczyńska!**
Wtedy Alex i Patrycja podały mi dłonie, a Dominik podparł mnie nieco, bym mogła się podnieść. Na korytarzu zebrał się gigantyczny tłum ludzi: cała nasza klasa i pewnie z połowa szkoły. Wszyscy patrzyli tylko na nas. Bardzo wtedy chciałam, żeby ktoś znowu wyłączył Basia show, najlepiej już na zawsze.
* Nazwisko Mateusza.
** Nazwisko Alex.
***
To, co działo się później, pamiętam już jako niewyraźne urywki, zamazane klisze, przytłumione nagrania z niewyraźną ścieżką dźwiękową. Myślę, że chyba cały czas płakałam, bo miałam bardzo mokrą koszulkę.
Było mniej-więcej tak: pani Wieczko załatwiła reszcie klasy zastępstwo, a mnie zaprowadziła do szkolnej higienistki. Kobieta obejrzała mnie uważnie i powiedziała, że mam stłuczone ramię i mogę mieć wstrząśnienie mózgu. Wezwali pogotowie i na sygnale pojechałam do szpitala.
Mateusz, Alex i Sandra wylądowali u dyrektora, następnie u pedagoga, a później jeszcze u psychologa. Z czasem przesłuchano dodatkowych świadków: Patrycję, Dominika, Majkę i Julię. O dziwo wszyscy mówili niemal to samo. Zgodnie przyznali, że ktoś wrzucił na Discorda obrażający mnie porno-GIF. Alex, Dominik i Pati utrzymywali, że to na pewno Beżowe Trio. Dziewczyny jednak niezłomnie zaprzeczały. Alex tłumaczyła, że prześladowały mnie przecież od tygodni. Tego nie wyparły się całkowicie, ale zdecydowanie umniejszały swoim występkom, określając je jako „tylko takie głupie żarty".
Po rozmowie ze szkolnym psychologiem jedna osoba poniosła poważne konsekwencje. Mateusza w trybie natychmiastowym wydalono ze szkoły. Chłopak nie okazywał skruchy za to, co mi zrobił i nadal mówił niepokojące rzeczy, na przykład to, że sama się prosiłam o guza. Wszyscy byli w szoku, że tak się zachował. Mnie, gdy dowiedziałam się o tym później, zdziwiło jedynie to, że dyrektor postąpił tak szybko i stanowczo. Z kolei Sandra, Maja i Julia zobowiązały się do tego, że mnie przeproszą. Podobno bardzo żałowały tego, co się stało i całkowicie odcinały się od agresywnego zachowania klasowego osiłka. Nie wiem jednak, kiedy dokładnie doszły do takich refleksji – przed czy po wykreśleniu go z listy uczniów.
W szpitalu okazało się, że nie mam wstrząśnienia mózgu. Mimo to dostałam zwolnienie chorobowe na dwa tygodnie. Przyznam, że odczułam gigantyczną ulgę, gdy to usłyszałam. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym pójść do szkoły na drugi dzień. Teraz tylko w domu mogłam poczuć się bezpiecznie. Najpierw jednak czekało mnie spotkanie z mamą, co było najgorsze. No dobra, biorąc pod uwagę to wszystko, co stało się wcześniej, może nie najgorsze, ale cholernie nieprzyjemne.
Przyjechała po mnie blada jak ściana. Zadawała dużo pytań i nerwowo mówiła rzeczy w stylu: „nie martw się, Basia, ja tego tak nie zostawię", „znajdziemy ci lepszą szkołę", „co za skandal", „niedorzeczność". Ja nie mówiłam prawie wcale, oprócz raportowania swojego stanu fizycznego: „nie kręci mi się w głowie", „nie jestem głodna", „nie, nie będę wymiotować". Chciałam po prostu wrócić do swojego pokoju, położyć się w swoim łóżku i pójść spać.
Tak też zrobiłam. Gdy w końcu znalazłam się w domu, nie kłopotałam się nawet przebieraniem ciuchów. Mam wrażenie, że zasnęłam od razu, gdy moja głowa zetknęła się z poduszką, za co byłam wdzięczna swojemu układowi nerwowemu.
Obudziłam się następnego dnia o dziesiątej. Spałam jakieś... osiemnaście godzin? Na to wskazywałby mój smartfon. Kiedy otworzyłam zapuchnięte oczy, od razu poczułam, jak niebotycznie razi mnie słońce wpadające do pokoju przez okno. Był zatem piękny, jesienny dzień – dlaczego one zawsze są ładne wtedy, gdy nie potrafię się nimi cieszyć?
Obok łóżka na szafce nocnej stał mój ulubiony, różowy kubek z kamionki. Dotknęłam go delikatnie dłonią. Był jeszcze ciepły, więc mama musiała przynieść mi herbatę stosunkowo niedawno. Obok kubka leżał talerzyk z goframi, które miały na sobie truskawki i nutellę. To były moje ulubione dodatki do gofrów – a więc mama wytoczyła najcięższą artylerię. Niestety, zarówno atrakcyjny wygląd, jak i zapach gofrów wcale nie wywołały u mnie apetytu.
Mama pojawiła się w drzwiach niedługo po tym, jak się obudziłam. Musiała wziąć sobie wolne w pracy, bo była w standardowych ciuchach po domu. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie bez słowa. Jej wzrok badał mnie na odległość, a mój starał się zapewnić ją, że nie umieram. W końcu podeszła do mnie i usiadła w rogu łóżka.
– Jak się czujesz? – zapytała łagodnie. – Nie boli cię głowa? Jak ręka?
– Chyba w porządku – odpowiedziałam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Poruszałam trochę ręką, poprzechylałam głowę na różne strony, demonstrując, że moje ciało działa bez zarzutu. – Nic mnie nie boli – dodałam zgodnie z prawdą.
– Ten chłopak wyleciał ze szkoły – wyrzuciła z siebie jednym tchem. – Zrobię wszystko, by dostał dozór kuratora.
– Wiem, Alex napisała mi, jeszcze zanim wróciłam do domu... – skomentowałam zniechęcona. – To ja zaczęłam – dodałam cicho.
– Nie, dziecko. Ty niczego nie zaczęłaś. Ty tylko się broniłaś! – oburzyła się mama. – Dlaczego o niczym mi nie powiedziałaś? – zapytała z wyrzutem. – Nie możemy za każdym razem powtarzać tego samego.
Wydawało mi się, że ma łzy w oczach i poczułam się przez to jeszcze bardziej fatalnie.
– Nie chciałam cię martwić... – mruknęłam żałośnie. – Poza tym bałam się, że znowu będziesz kazała mi zmieniać szkołę, a ja nie chcę chodzić do innej niż Alex.
– Basiu... – westchnęła mama, przewracając oczami. – Przecież wiesz, że nie zrobiłabym niczego wbrew tobie, jesteś już w liceum. Poza tym wcześniej sama chciałaś zmienić podstawówkę! To nie powód, żeby zatajać przede mną, że ktoś się nad tobą znęca!
– Ale teraz to co innego. Mnie się podoba w tej szkole. Wszędzie znajdzie się ktoś, kto będzie dla mnie wredny. Nie chcę przez trzy osoby rezygnować z nowych przyjaciół – starałam się wytłumaczyć, choć w tym momencie trudno mi było przekonać nawet samą siebie.
– Kochanie, jeśli tego właśnie chcesz, to dobrze – odpowiedziała mi znacznie spokojniej. – Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz już więcej mieć przede mną takich tajemnic. Wiem, że dorastasz. Nie oczekuję, że będziesz mówić mi wszystko. Ale o takich rzeczach muszę wiedzieć! – gdy skończyła mówić, wpatrywała się we mnie wyczekująco.
– Dobrze, mamo, obiecuję – powiedziałam i poczułam, jak palą mnie powieki. To chyba przez to, że moje oczy były takie zmęczone płaczem, a kilka łez znowu pociekło mi po policzkach.
Mama nachyliła się do mnie i przytuliła mnie mocno. Trwałam tak w jej objęciu przez długi czas, dopóki mój oddech się nie uspokoił. Gdy jej uścisk się rozluźnił, zapach gofrów nagle wydał się znacznie bardziej nęcący. Pomyślałam, że chyba powoli odzyskuję apetyt.
***
Dwa tygodnie zwolnienia chorobowego potraktowałam trochę jak wolne od świata. Całymi dniami albo czytałam książki, albo oglądałam filmy i seriale. Sporo też rysowałam i słuchałam muzyki. Alex, Pati i Dominik bardzo chcieli mnie odwiedzać, ale konsekwentnie im odmawiałam. Naprawdę nie chciałam, by widzieli mnie w takich okolicznościach. Pragnęłam spotkać się z nimi „po wszystkim", jak równy z równym. Pati i Dom chyba to zrozumieli, ale najtrudniej było mi spławiać Alex. Wydaje mi się, że robiłam jej wtedy przykrość. Chyba poczuła się przeze mnie odtrącona. Pytała kilka razy i zawsze, gdy mówiłam „nie" na jakiś czas stawała się bardziej milcząca.
Nie było jednak tak, że rozmawialiśmy jakoś dużo mniej. Przecież cały czas ze sobą pisaliśmy, wysyłaliśmy sobie memy i tak dalej. Przyjaciele na bieżąco raportowali mi też, co aktualnie dzieje się w szkole. Nie było to w sumie nic ciekawego, oprócz tego, że zaplanowano już imprezę andrzejkową, a pani Wieczko zapraszała różnych psychologów na godzinę wychowawczą, by opowiadali uczniom o hejcie i radzeniu sobie z trudnymi emocjami.
Ja w tym czasie też musiałam dwa razy spotkać się z psychologiem. Mama zapisała mnie do jakiejś Anety z dwuczłonowym nazwiskiem. Okazała się drobną blondynką z bardzo łagodnym głosem i empatycznym wyrazem twarzy. Te spotkania były całkiem zabawne. No bo psycholog to trochę taka mama, tylko że zadaje o 90% mniej pytań. Siedzi i wierci cię wzrokiem, dopóki samemu czegoś nie powiesz. A jak już pyta, to nie o to „co on zrobił?", „jak to się stało" czy „dlaczego tak?", tylko raczej „jak się wtedy czułaś?", „a wtedy jak się czułaś?", „i później jakie to było uczucie?". Taka uczuciowa incepcja robiła mi niezły mindfuck w głowie, ale opowiedziałam trochę o tym, co tam się wydarzyło. Nie dostałam żadnej recepty na udane życie w szkole ani nic podobnego, ale z niewyjaśnionych przyczyn poczułam się jakoś spokojniej. Pani Aneta była skora do tego, żebym przychodziła regularnie. Powiedziałam, że jeszcze się nad tym zastanowię.
Przez ten cały czas nie ruszyłam nic z nauką. Gdzieś po pierwszym tygodniu laby przestałam stresować się prześladowaniem w szkole, a zamiast tego zaczęłam zamartwiać się narastającymi zaległościami. Mimo to nie potrafiłam w żaden sposób zmotywować się do sięgnięcia po książki. Działania nie ułatwiał fakt, że mama wyjątkowo nie goniła mnie do lekcji. Aż byłam poirytowana tym, że daje mi taką taryfę ulgową. Skończyło się na tym, że z własnej woli otworzyłam swój plecak... w niedzielę wieczorem, przed powrotem do szkoły.
Kiedy zajrzałam do środka plecaka, od razu krzyknęłam z obrzydzeniem. Okazało się, że zostawiłam tam moje drugie śniadanie. Po dwóch tygodniach na kanapce z żółtym serem i pomidorem wyrosły już pokaźne, fioletowe plamy. Na szczęście była zapakowana w plastikowy woreczek, więc wyhodowane na niej mikroorganizmy nie rozpełzły mi się po książkach. Wyrzuciłam kanapkę do kosza i umyłam ręce. Zrezygnowana wróciłam do biurka.
Wcześniej wypisałam sobie listę tematów, które muszę nadrobić z każdego z przedmiotów, czyli w przybliżeniu nieskończoność. Wzięłam podręcznik do angielskiego – postanowiłam rozpocząć tę katorgę od czegoś w miarę lekkiego. Zaczęłam kartkować go w poszukiwaniu odpowiedniej strony. Nagle wśród jaskrawokolorowego, śliskiego papieru mignęło mi jednak coś, co nie pasowało: pastelowego i matowego. Cofnęłam się o kilka stron, natrafiając na małą, niebieską kopertę. Wytrzeszczyłam oczy, widząc na niej starannie wykaligrafowane imię: Basia.
Wzięłam kopertę do rąk i badawczo obejrzałam ją z każdej ze stron. Była zaklejona. Zmarszczyłam brwi i nawet przez moment chciałam napisać o tym znalezisku do Alex. Moja gorąca głowa i niespokojne serce nie wytrzymały jednak tego napięcia. Otworzyłam kopertę, wyciągając zawartość – złożoną na pół kartkę w kratkę, jakby wyrwaną z notatnika.
Ktoś starannie zapisał całą stronę niebieskim atramentem. Zupełnie nie znałam tego pisma, ale ponownie rzuciło mi się w oczy moje imię, dlatego zaczęłam pochłaniać tekst wzrokiem.
Basiu,
jesteś po prostu najpiękniejszą dziewczyną. Uwielbiam Twoją niebanalną urodę. Nie znam nikogo takiego jak Ty i myślę, że już nigdy nie poznam. Na próżno szukać wśród modelek, aktorek i piosenkarek. Z nikim nie można Cię porównać, bo jesteś tak nieprzeciętna. Masz cudowne, hipnotyzujące oczy, zmysłowe usta i urocze piegi. Zniewalająco śmiejesz się na przerwach – uwielbiam słuchać Twojego głosu, choć robię to zdecydowanie zbyt rzadko.
Zastanawiam się, czy mam u Ciebie jakieś szanse, ale póki co brakuje mi odwagi, by zapytać Cię o to osobiście. Chcę jednak, żebyś wiedziała, że po prostu za Tobą szaleję. Myślę o Tobie cały czas – to już chyba jakaś obsesja.
Anonim
Odrzuciłam kartkę na biurko, jakbym bała się, że zaraz zapali mi się w dłoniach albo wybuchnie. Zaśmiałam się nerwowo, a następnie rozejrzałam we wszystkie strony, szukając ukrytej kamery, której o dziwo nie znalazłam. Szybkim krokiem podeszłam do okna i odsłoniłam firankę. Wyjrzałam na dobrze oświetlony, zupełnie pusty ogród. Nie było tam nic poza złotymi liśćmi, które częściowo opuściły już korony drzew.
Czułam, że serce wali mi jak oszalałe, a w głowie nadal wirowały mi te wszystkie określenia, których nigdy, przenigdy nie powiązałabym ze swoim imieniem.
– Co to, kurwa, ma być? – zapytałam na głos, ale odpowiedziała mi jedynie cisza.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top