Rozdział 11: Rozchwytywana Basia
Po powrocie do domu mogłam szczerze podziękować w duchu mojej wychowawczyni, bo choroba całkiem mnie rozłożyła. Zanim zasnęłam pod trzema kocami, pomyślałam sobie, że może mój organizm nadmiernie obciążony emocjami w końcu poddał się i zażądał solidnego odpoczynku. W każdym razie następnego dnia lekarz postawił znacznie bardziej przyziemną diagnozę – stwierdził, że po prostu dopadło mnie przeziębienie. Kazał mojej mamie kupić standardowy pakiet leków bez recepty: jakichś tabletek, syropów i proszków do rozpuszczenia w wodzie. Dość szybko poczułam się po nich lepiej, a może po prostu pomógł mi Morfeusz. Piątek w większości przespałam, bo kiedy tylko na moment się budziłam, kosmiczny kaszel i katar skutecznie zniechęcały mnie do dalszej egzystencji na jawie.
W sobotę poczułam się już znacznie lepiej – i bardzo dobrze się składało, bo czekały mnie odwiedziny Alex. Od samego rana byłam bardzo podekscytowana. Minęło wiele czasu, od kiedy ostatni raz przyjaciółka odwiedzała mnie w domu. Stęskniłam się za nią, ale przede wszystkim chciałam powiedzieć jej o Amadeuszu. Póki co zachowałam czwartkowe rewelacje tylko i wyłącznie dla siebie. Nie dlatego, jak wcześniej, że obawiałam się jej negatywnej reakcji. Po prostu uważałam, że COŚ TAKIEGO zasługuje na opowieść na żywo.
Od pamiętnego spotkania w parku Amadeusz regularnie pisał do mnie na Messengerze. Dopytywał, jak się czuję i co porabiam. To było takie słodkie! Napisał mi nawet, że za mną tęskni i ma nadzieję, że wyzdrowieję do poniedziałku!
Tylko jedna rzecz w jego zachowaniu trochę mnie zmartwiła. Kiedy napisałam mu o sobotnim spotkaniu z Alex, jego kolejne wiadomości stały się nieco oschłe. Zapytałam go, o co chodzi, a on wtedy napisał, że nie przepada za nią. Czaicie to? Zupełnie odwrotnie względem tego, co uważała moja przyjaciółka – przecież utrzymywała, że jest w niej zakochany bez wzajemności. Jak widać oboje byli częścią dość dużego nieporozumienia.
Na tamten moment postanowiłam jednak nie drążyć z nim tego tematu. Miałam szczerą nadzieję, że jeszcze się do siebie przekonają. Alex na pewno pokaże mu się z lepszej strony, gdy dowie się, że Amadeusz nie ma na jej punkcie obsesji i to ja mu się podobam.
Sobotni poranek upłynął mi całkiem intensywnie. Musiałam w końcu wziąć porządny prysznic i doprowadzić swój wygląd do akceptowalnego stanu. Niby tak niewiele, a jednak założenie normalnych ciuchów zamiast piżamy i wysuszenie na szczotce świeżo umytych włosów od razu sprawiły, że poczułam się zdrowa. Co prawda kilka minut później stwierdziłam, że i tak muszę otulić się puchatym szlafrokiem, bo nadal było mi za zimno, ale w dalszym ciągu wyglądałam akceptowalnie.
Alex wpadła w porze obiadowej. Akurat kończyłam się malować, walcząc z łuszczącą się skórą na płatkach nosa, gdy usłyszałam jak na dole mama rzewnie wita moją przyjaciółkę. Nie wiem, czy wcześniej o tym wspominałam, ale moja mama uwielbiała Alex. Czasem wzbudzało to moją zazdrość, choć w gruncie rzeczy zdawałam sobie sprawę z tego, że tak za nią przepada przede wszystkim dlatego, że Alex była dla mnie dobrą przyjaciółką.
– Oleńko, jak zwykle zjawiskowo wyglądasz! – tak, moja mama chyba jako jedyna osoba na świecie mówiła na Alex „Oleńka". I też jako jedyna osoba na świecie nie zarobiła za to opierdolu.
Przepadały za sobą ze wzajemnością. Alex nie raz i nie dwa mówiła mi, że bardzo zazdrości mi mamy – jej ciepła, otwartości i zaangażowania. Często narzekała, że u niej w domu wygląda to zupełnie inaczej. Nie do końca ją rozumiałam, bo w moim odczuciu pani Klara również była ciepłą i zaangażowaną matką – tylko ze znacznie większą klasą niż moja.
Zeszłam na dół i przywitałam się z przyjaciółką klasycznym uściskiem. Rany, pomyślałam sobie, czy ona zawsze musi tak pięknie pachnieć? Nawet z zatkanym nosem wyczułam orzeźwiające, cytrusowe nuty zapachowe. Idealnie do niej pasowały – lekkie, niebanalne, a jednocześnie zapadające w pamięć.
Będąc chora, miałam wrażenie, że jestem przy niej jeszcze brzydsza. Tym razem jednak znacznie szybciej udało mi się odegnać tę myśl. W końcu TO JA podobałam się AMADEUSZOWI. Świat zwariował, wiele rzeczy jest w nim zupełnie nielogicznych, mówię Wam.
Usiadłyśmy przy stole we trójkę, Michała nie było dziś na obiedzie, bo poszedł do znajomych. I bardzo dobrze, bo mój brat zawsze robił do Alex maślane oczy, a mnie od razu brało na mdłości, kiedy to widziałam.
Muszę przyznać, że mama przeszła w kuchni samą siebie. Zaserwowała krokiety z serem i pieczarkami – prawdziwą bombę kaloryczną, ale w stu procentach wartą grzechu. Oczywiście narobiła ich jak dla wojska, więc zajadałyśmy się z Alex, aż pojemność żołądków uniemożliwiła nam kontynuację tego niecnego procederu.
Całkiem miło spędzało nam się czas w trakcie posiłku. Co do jednego muszę się zgodzić z moją najlepszą przyjaciółką – atmosfera przy stole była znacznie luźniejsza niż ostatnim razem u Alex. Wydaje mi się, że moja mama po prostu staje się lepszą wersją siebie, gdy mamy gości.
Po obiedzie poszłyśmy z Alex na górę, pod pretekstem masy lekcji do przepisania – mama najchętniej zaciągnęłaby nas do salonu, żeby jeszcze maglować Alex pytaniami w stylu „A co teraz oglądasz na Netflixie? Polecisz coś ciekawego?". Ja jednak cały czas miałam w głowie, że czekają nas ZNACZNIE istotniejsze tematy.
– O ja pierdolę, zaraz chyba pęknę – powiedziała Alex, gładząc się po idealnie płaskim brzuchu. Od razu walnęła się na moje łóżko, wzdychając ciężko.
Jak ona to robiła!? Jedzenie magicznie znikało w próżni, kiedy je połykała, czy co? Niechętnie spojrzałam w dół, widząc, jak wywaliło mi kosmiczny bebzol. Przwróciłam oczami poirytowana niesprawiedliwością puli genetycznej, jaka mi się wylosowała. Zrezygnowana położyłam się obok niej.
Alex przymknęła powieki, najwyraźniej ogarnęła ją senność po posiłku. Patrzyłam na jej nieskazitelnie gładką, oliwkową cerę. Jak zwykle nie miała na sobie makijażu i doskonale to rozumiem – w tym przypadku naprawdę nie miał on żadnego sensu. Patrzyłam sobie tak na nią i uśmiechałam się do niej, mimo że tego nie widziała. Nie wiem, może to głupie, ale poczułam wdzięczność za to, że mam taką piękną przyjaciółkę, która mnie lubi.
– Dobra, muszę ci coś powiedzieć – w końcu przerwałam ciszę panującą w pokoju.
Alex od razu otworzyła powieki, które spowijała gęsta kurtyna długich, naturalnie czarnych rzęs. Spoglądała na mnie z zaciekawieniem. Chyba jednak nie spodziewała się takiej rewelacji. Nie przygotował ją na to mój zadowolony, optymistyczny ton.
– To Amadeusz jest anonimem – kiedy to powiedziałam, zauważyłam, że moja przyjaciółka już otwiera usta, by się ze mną nie zgodzić, dlatego szybko dodałam. – Przyznał mi się.
Alex zamknęła usta i zmarszczyła brwi. Wyglądała na totalnie zbitą z tropu.
– Jak to przyznał ci się? – zapytała zaskoczona.
Pokazałam jej wiadomość „To ja", którą napisał mi na Messengerze, a później opowiedziałam, jak pobiegł za mną w czwartek, gdy Wieczko zwolniła mnie z lekcji. Nie szczędziłam szczegółów, na przykład o tym, jak przytulił mnie na pożegnanie. Alex słuchała uważnie i robiła coraz większe oczy.
– Więc masz już problem z głowy – skwitowałam swój długi monolog.
– Nie rozumiem. Co masz na myśli? – ton Alex wskazywał na jeszcze większe zdezorientowanie.
– No... Nie chcę rzucać czymś w stylu „A nie mówiłam?", ale wszystko wskazuje na to, że nie miałaś racji. Amadeusz nie jest w tobie zakochany. Może teraz w końcu się polubicie? – odpowiedziałam, przyglądając się jej z nieskrywanym entuzjazmem.
Alex ściągnęła w wąską linię swoje pięknie skrojone, pełne usta. Na moment zamknęła powieki, a krótko po tym podniosła się do pozycji siedzącej.
– Basiu... – szepnęła, nie patrząc na mnie. Wzrok wbijała w plakat Stranger Things wiszący na ścianie. – A co, jeśli on kłamie? – zapytała totalnie z czapy.
– Dlaczego miałby kłamać? – odezwałam się z pretensją, również siadając na łóżku. Czułam, jak serce zaczyna szybciej bić mi w piersi.
– Sama tego nie rozumiem... – mruknęła Alex bardzo cicho, jakby mówiła to do siebie. – Najwyraźniej jest aż tak... – nagle urwała, zwracając na mnie badawcze spojrzenie. W tym momencie doskonale wiedziałam, że bała się powiedzieć o jedno słowo za dużo.
Dla mnie jednak już te niedopowiedzenia były wystarczająco obraźliwe.
– Czemu mówisz mi takie rzeczy? – ponownie zapytałam ze złością. – Dlaczego sugerujesz, że on ma wobec mnie złe zamiary? Że jest nieszczery? Myślisz, że udawał, jak przytulał mnie w parku? To było prawdziwe, Alex. Może tobie nie mieści się w głowie, że taki chłopak mógł poczuć coś do kogoś takiego jak ja... – urwałam, bo głos zaczął mi się łamać. – Pewnie uważasz, że we mnie nie da się zakochać – stwierdziłam dobitnie.
– Basiu, to nieprawda! – zaprotestowała Alex, podnosząc głos. W tym momencie wydawała mi się bardzo rozemocjonowana. – Jest zupełnie odwrotnie. Uważam, że jesteś cudowna! Ale ten chłopak jest popieprzony. Zasługujesz na kogoś znacznie lepszego!
– Znacznie lepszego? – parsknęłam śmiechem. – Czy ty się słyszysz? Kto może być lepszy od AMADEUSZA FUCHSA? Widziałaś gdzieś kolejkę adoratorów, która się do mnie ustawia? Zresztą, to nie jest jakaś licytacja! To nie ma znaczenia, czy według CIEBIE jest ktoś lepszy. Bo TO MNIE on się podoba. Odwzajemniam jego uczucia! Przecież nie wybiera się na chłopaka kogoś, kto podoba się twojej najlepszej przyjaciółce!
– Chłopaka? – zapytała Alex, robiąc wielkie oczy. – Chodzicie ze sobą?
Serio, tylko to wyłapała z mojej wypowiedzi?
– No... jeszcze nie – odpowiedziałam zażenowana. Zrobiło mi się głupio, bo trochę zapędziłam się z tym chłopakiem. – Ale jeśli kiedyś będziemy, to chciałabym wiedzieć, że akceptujesz mój wybór, niezależnie od własnych preferencji – dodałam stanowczo.
Oczy Alex na moment zaszkliły się. Znowu odwróciła wzrok w stronę ściany i Stranger Things.
– Dobrze – szepnęła cicho. – Postaram się. Po prostu daj mi trochę czasu.
Pomyślałam sobie wtedy, że Alex jest kochaną osobą, ale musi mieć naprawdę wybujałe ego. Skoro aż tak mi zazdrości, że aż chce jej się od tego płakać? Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Nie miałam ochoty jej pocieszać.
Tę bardzo niezręczną scenę przerwała moja mama, wparowująca do pokoju bez pukania. W ręce miała talerz z jeżykami.
– Dziewczynki, przyniosłam wam coś słodkiego do nauki – powiedziała z uśmiechem, który przybladł, gdy jej wzrok natrafił na zapłakane oczy Alex. – Czy wszystko w porządku? – zapytała zaniepokojona.
– T-tak... – odpowiedziała Alex, ocierając powieki wierzchem dłoni. – Po prostu... opowiadałam Basi o rozwodzie rodziców.
Wytrzeszczyłam na nią oczy z niedowierzaniem. Nie, nie dlatego, że skłamała. Za to akurat byłam jej wdzięczna. Poczułam jednak bolesny ścisk w okolicy splotu słonecznego. Najwidoczniej nie tylko u mnie działy się grube sprawy... Zrobiło mi się cholernie przykro, że właśnie mijała druga godzina, którą spędzam z moją najlepszą przyjaciółką, a wciąż nie dałam jej wystarczającej przestrzeni, by mogła podzielić się ze mną tym, co u niej. W tym momencie trochę bardziej rozumiałam jej skłonność do płaczu.
– Och – westchnęła moja mama, spuszczając na moment wzrok. – Czyli jednak. Bardzo mi przykro, Oleńko.
– W porządku... To już tylko formalność – odpowiedziała Alex znacznie spokojniej i uśmiechnęła się blado, gdy nawiązały kontakt wzrokowy.
Chyba udało jej się opanować emocje, bo sięgnęła po ciastko z talerza, który mama położyła na moim biurku.
Na szczęście mama nie drążyła tematu, dała nam prywatność. Gdy wyszła z pokoju, nie wracałyśmy już do tematu Amadeusza. Próbowałam podpytać Alex o jej rodziców, ale nie była zbyt skłonna do wchodzenia w szczegóły. Resztę dnia spędziłyśmy częściowo z przepisywaniem lekcji, a po części na oglądaniu YouTube. Było trochę niezręcznie. Czułam, że nie możemy już rozmawiać o wszystkim jak kiedyś.
***
W niedzielę wieczorem stałam się praktycznie okazem zdrowia, dlatego w poniedziałek bez marudzenia wróciłam do szkoły. Wraz z kolejnym tygodniem aura całkowicie się zmieniła. Po pierwsze, ustały przymrozki i wyszło słońce. Na ulicach ponownie zagościła złota jesień i było na tyle ciepło, że czapka i szalik, które zabrałam ze sobą, okazały się całkowicie zbędnymi akcesoriami. Po drugie, w szkole zarówno pierwszoklasiści, jak i ich wychowawcy zaczęli żyć nadchodzącym balem andrzejkowym.
Nie było to coś typowego w naszej szkole. Samorząd pierwszy raz od wielu lat organizował tę imprezę dla uczniów, którzy nie będą uczestniczyć ani w studniówce, ani w połowinkach. Jak widać, inicjatywa spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem, bo w mojej klasie prawie każdy chciał iść na bal. Tylko ja i Alex nadal się wahałyśmy, bo dotychczas nie byłyśmy szczególnie imprezowymi zwierzętami. Właściwie wahałyśmy się tylko dlatego, że Dominik i Pati nas namawiali.
We wtorek na długiej przerwie podszedł do mnie Amadeusz. Wykorzystał fakt, że stałam sama w kolejce do szkolnego sklepiku.
– Basiu, mam nadzieję, że tylko tak się zgrywasz z tym, że nie idziesz na nasz uroczysty bal – przywitał mnie z ironicznym uśmieszkiem. – Samorząd będzie niepocieszony, jeśli zaniżysz frekwencję.
Teraz to ja miałam wątpliwość, czy to on mówi na poważnie.
– No... – zawahałam się. – Wiesz, ja po prostu nie za bardzo lubię tańczyć – odpowiedziałam szczerze.
– Może ze mną ci się spodoba? – zapytał, a jego usta przybrały znacznie przyjemniejszy w odbiorze uśmiech.
Poczułam, jak robi mi się gorąco. Amadeusz chciał ze mną tańczyć. Moja wyobraźnia szybko powędrowała w kierunku dotyku jego dłoni na moich ramionach i biodrach. Moje policzki od razu oblał szkarłatny rumieniec.
– Hmm... – mruknęłam pod nosem. – Zobaczymy – skomentowałam tajemniczo i puściłam do niego oczko, starając się jak najumiejętniej zamaskować fakt, że krzyczę w środku. Byłam już pewna na sto procent, że pójdę na ten bal i wydam całe oszczędności, by wyglądać zjawiskowo.
Po tym, jak drżącymi dłońmi zapłaciłam za bułkę z serem, podeszłam do stolika, przy którym siedzieli Alex, Dominik i Patrycja.
– Co chciał Amadi? – zagadnęła Pati.
Ona i Dominik nie kryli autentycznej ciekawości, zwłaszcza po tym, jak dzień wcześniej opowiedziałam im o wyznaniu Amadeusza. Byli wprost zachwyceni, uznając, że moje życie staje się coraz bardziej serialowe. W przeciwieństwie do Alex NICZEGO nie kwestionowali. Co do mojej najlepszej przyjaciółki – konsekwentnie powstrzymywała się od jakichkolwiek komentarzy, zarówno słownych, jak i niewerbalnych.
– Zachęcał mnie, żebym poszła na bal – odpowiedziałam, szczerząc się. – Powiedział, że chce ze mną zatańczyć...
Pati zapiszczała cicho z ekscytacji, a Dominik uniósł brwi i zaśmiał się. W tym czasie Alex spokojnie przeżuwała swoją kanapkę, chyba udając, że wcale nas nie słyszy.
– To teraz już chyba przesądzone – stwierdził Dominik. – Wszyscy idziemy tańczyć, lać wosk i co tam się jeszcze robi.
– Tak! – zawołała Patrycja ochoczo. – Co wy na to, żeby wyskoczyć w sobotę do galerii na zakupy? – zaproponowała.
– Świetny pomysł – odparłam równie entuzjastycznie. Pomoc przyjaciół w wyborze sukienki wydała mi się znacznie przyjemniejszą opcją od standardowych zakupów z mamą, która nadal nosiła skinny jeansy.
– Ekhm – teatralnie odchrząknęła Alex. – Ja raczej nie pójdę na te Andrzejki.
Od razu zrobiło mi się przykro. Odebrałam to personalnie. Jakby chciała zrobić mi na złość.
– Jak to? – oburzyła się Patrycja. – Nawet Baśka się wybiera, a ty nie chcesz?
Nawet Baśka. No dobra, puściłam to mimo uszu.
– Według mnie będzie po prostu nudno i obciachowo – stwierdziła Alex bez przebierania w słowach. – Na Andrzejki to się chodzi w podstawówce, a nie w liceum.
– A od kiedy ty taka poważna? – zapytałam może nieco zbyt opryskliwym tonem niż planowałam.
– Od wtedy, gdy ty zdziecinniałaś – odpowiedziała Alex beznamiętnie.
– A te znowu swoje – westchnął Dominik, przewracając oczami.
– Dziewczyny... – zwróciła się do nas Pati błagalnym tonem. – Przecież to tylko impreza.
– No właśnie – powiedziała Alex. – Tylko impreza, a ja nie lubię imprez.
– Ale pewnie i tak nie masz lepszych planów – skomentowałam kąśliwie.
– Dobra, nieważne! – wtrąciła się Patrycja, uprzedzając kontratakt, który Alex już miała na końcu języka. – Przynajmniej będziemy mieć co wspominać. Pośmiejemy się z Beżowych i tak dalej. Przecież spędzimy ten czas RAZEM, prawda Basiu?
Zamilkłam na chwilę, nadal czując wzburzone emocje. Wzięłam głęboki oddech i odparłam tak, jak uważałam:
– Oczywiście, że tak. A niby z kim innym mamy się bawić?
Doskonale wiedziałam, o co jej chodziło. Chciała wymusić na mnie deklarację, że nie oleję ich dla Amadiego.
Twarz Alex nieco spogodniała. Mruknęła coś o tym, że jeszcze się zastanowi, ale ostatecznie zdradziło ją to, że zgodziła się pójść z nami na zakupy.
***
„To co z tym kinem?" – wieczorem zagadnął mnie Amadeusz na Messengerze.
„To chyba ja powinnam zadać to pytanie ;)" – wystukałam z uśmieszkiem na twarzy.
„Pasuje Ci sobota?" – odpisał krótko po tym.
Przygryzłam dolną wargę. Przecież miałam już plany.
„W sobotę jestem już umówiona :(" – napisałam, modląc się w duchu, żeby zaproponował inny dzień.
„Rozchwytywana Basia" – napisał Amadeusz. „A w niedzielę?"
„Spoko, pasuje" – ucieszyłam się. – „A na co idziemy?"
„Co powiesz na Hellboy: Wzgórza nawiedzonych?" – zapytał.
Poczułam delikatne ukłucie rozczarowania. Nie przepadałam za takim efekciarskim kinem. Zawsze rozkojarzałam się na seansach i odpływałam myślami daleko poza salę kinową. Właściwie to liczyłam na to, że pójdziemy na przykład na „Prawdziwy ból", który bardzo chciałam obejrzeć. Absolutnie nie miałam jednak śmiałości napisać tego Amadeuszowi.
„Okay, ekstra" – wysłałam zamiast tego.
Niemal natychmiast przełknęłam repertuarowe rozczarowanie, bo dotarło do mnie najważniejsze: w niedzielę będę siedzieć obok Amadeusza w sali kinowej. Będziemy tylko my... no i pewnie inni ludzie w kinie, ale to bez większego znaczenia. Czułam się przeszczęśliwa, a jednocześnie nie mogłam uwierzyć, że to dotyczy mnie.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top