Rozdział 12: Rollercoaster emocji, a to tylko kupowanie sukienki


   W szkole nie wydarzyło się absolutnie nic ciekawego. Dla mnie wystarczyło tylko to, że za napisane ostatnio sprawdziany i kartkówki dostałam oceny „dobre" i „dostateczne". Przynajmniej nie musiałam martwić się poprawianiem. Nigdy nie miałam w sobie perfekcjonizmu ani presji ze strony rodziców, by mieć świadectwo z czerwonym paskiem.

   Za to każdego dnia odliczałam czas pozostały do weekendu. Oczywiście najbardziej ekscytowała mnie randka (bo chyba można to tak nazwać!?) z Amadeuszem, ale bardzo cieszyłam się też na zakupy z Alex, Pati i Dominikiem. Przez to czas w szkole dłużył mi się jeszcze bardziej niż zwykle.

   W końcu przyszła upragniona sobota. Mama była trochę niepocieszona, że praktycznie cały weekend planowałam spędzić poza domem. Ciekawe, co by powiedziała, gdyby dowiedziała się, że idę do kina z Amadeuszem! Oczywiście zataiłam tę informację – w wersji dla mamy szłam do kina z Alex. Naprawdę nie miałam ochoty obchodzić się z jej emocjami, wystarczyły mi moje własne – a miałam ich sporo.

   Jeszcze przed południem dosłownie wystrzeliłam z domu, by zdążyć na autobus, który miał mnie zawieźć do centrum Dębca. Zapowiadał się kolejny ciepły, słoneczny dzień listopada. Na przystanku musiałam wręcz rozpiąć kurtkę, bo było mi za gorąco. Znacznie bardziej pusty niż zwykle autobus podjechał chwilę później.

   Choć do pojazdu wkroczyłam nadal w bardzo pozytywnym nastroju, dość szybko zorientowałam się, że coś nie gra. Czułam na sobie czyjeś spojrzenie, w wyniku którego od razu cała się spięłam. Po moim ciele przeszedł bardzo nieprzyjemny, niekontrolowany dreszcz, gdy spostrzegłam, że obok mnie, w odległości na wyciągnięcie ręki stoi Mateusz Kaczmarski. Od razu poznałam jego charakterystyczne, posępne spojrzenie, które, co gorsza, było wbite wprost we mnie. Nawet nie próbowałam łudzić się, że mnie nie poznał.

– Och, cześć – powiedziałam bardzo cicho. Nawet nie wiem, czy usłyszał mój głos w hałaśliwym otoczeniu terkoczącego i sapiącego autobusu.

   Po co w ogóle się z nim przywitałam? Chyba tylko dlatego, żeby podświadomie zakomunikować mu prośbę, by nie robił mi krzywdy. Bo jedyne żywe wspomnienie, jakie miałam z tym chłopakiem, dotyczyło tego, jak popchnął mnie we wściekłości na szkolnym korytarzu. Nie wracałam do myśli na ten temat prawie wcale, jednak w tym momencie wyraźnie czułam, że nadal wywołują we mnie bardzo silne emocje, przede wszystkim lęk.

– Jak tam w szkole? – zapytał z ironicznym uśmieszkiem.

   Nie wiedząc, co mam na to odpowiedzieć, odwzajemniłam krzywy uśmiech i wydałam cichy dźwięk w stylu „heh". Następnie odwróciłam się bez słowa i przeszłam na początek autobusu, siadając jak najbliżej kierowcy. Serce waliło mi jak młotem, szumiało mi w uszach i walczyłam ze łzami, które szybko dopłynęły do krawędzi powiek. W duchu tłumaczyłam sobie, że przecież chłopak nic mi tu nie zrobi. Chyba nie jest jakimś psychopatą? Może nawet wyciągnął już wnioski ze swojego postępowania? A może nie? Może nienawidzi mnie za to, że wyrzucili go ze szkoły? Może chce się zemścić? Spokój poczułam dopiero, gdy zobaczyłam, jak wysiada na kolejnym przystanku.

   Autobus podjechał pod samą galerię. Wysiadając, w odległości kilku metrów zauważyłam Dominika, który najwidoczniej też dotarł na miejsce komunikacją miejską. Jego widok od razu poprawił mi humor. Zabawne, jak inne emocje może wywoływać dwóch różnych chłopaków. Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, by Dominik mógł spowodować u mnie niepokój. Był bezpieczną przystanią.

– Hej! – zawołałam za nim, bo mnie nie zauważył.

Mijał autobus zamyślony.

– O, cześć, Basiu – powiedział z uśmiechem po tym, kiedy odwrócił się w moją stronę.

   Jak zwykle wyglądał znakomicie, w eleganckim, beżowym płaszczu i połyskujących, skórzanych butach. Jestem pewna, że dla przechodniów z ulicy on mógł już uchodzić za studenta, a ja wciąż prezentowałam się na późną podstawówkę – w kolorowej, pstrokatej puchówce i czapce z pomponem w dłoni.

– Byłeś u fryzjera? – zapytałam, podziwiając starannie ułożone włosy Dominika, który praktycznie nigdy nie nosił czapki. Nie wiem, jakim cudem nie był jeszcze chory tej jesieni.

   Dopiero, gdy przyjrzałam się chłopakowi z bliska, zauważyłam też coś, co zaniepokoiło mnie w jego wyglądzie. Miał dziwnie podkrążone oczy. To zdecydowanie nie był standardowy atrybut jego urody. Albo się nie wyspał, albo płakał.

– Co? – zapytał od razu, ewidentnie pesząc się w wyniku mojego bacznego spojrzenia. – Ach, tak, wczoraj... – dodał po chwili i uśmiechnął się blado.

– Czy wszystko w porządku? – zagadnęłam nieśmiało, gdy szliśmy już w stronę galerii handlowej.

– No... nie do końca – odpowiedział Dominik. – Ale to nie jest dobre miejsce na taką rozmowę. Powiem ci później, dobrze?

– Okay – odpowiedziałam zmartwiona.

   Zastanawiałam się, co może go trapić. Trudno było mi zgadywać. Uświadomiłam sobie wtedy, że tak naprawdę nadal znam go bardzo powierzchownie. I że on wie znacznie więcej o mnie, niż ja o nim. Może nawet trochę za dużo ludzi wie za dużo na mój temat.

– Hejkaa! – zawołała do nas Patrycja, gdy weszliśmy do galerii. Razem z Alex stała pod sklepem z herbatami i uśmiechała się od ucha do ucha. – Gotowi na shopping życia?

   Mina Alex zabawnie kontrastowała ze szczerym entuzjazmem Pati. Widziałam jednak, że moja najlepsza przyjaciółka mimo wszystko również jest w dobrym humorze. Potrafiłam poznać jej udawaną dezaprobatę. Chyba po prostu czasem lubiła pozować na niezadowoloną. W jakiś dziwny, pokrętny sposób dodawało jej to pewności siebie.

  Kiedy już każde z nas przytuliło się ze sobą na powitanie, rozpoczęliśmy długą i mozolną wędrówkę po sklepach.

   Moje wnioski na temat zakupu sukienki z przyjaciółmi? Cóż, miałam dość mieszane odczucia. Z jednej strony było znacznie fajniej niż z mamą, bo nikt nie rzucał żenujących komentarzy i dziwnych pytań do obsługi, na przykład „czy mają państwo sukienki na bal dla takiej pannicy?". Z drugiej jednak – byłam na zakupach z dwiema znacznie atrakcyjniejszymi ode mnie dziewczynami i Dominikiem, który pomimo przeciwnej płci w dalszym ciągu odsadzał mnie wyglądem.

  Dopiero w przymierzalni zdałam sobie sprawę, jak drobna i szczupła jest Patrycja. Na co dzień ubierała się w oversize'owe bluzy i spodnie, które skutecznie maskowały jej sylwetkę. Na bal wybrała jednak dopasowaną w dekolcie i talii, a rozkloszowaną na dole, granatową sukienkę. Idealnie pasowała do jej ciemnych, lśniących włosów i jasnej, opalizującej karnacji.

– Rany, ale pięknie wyglądasz – wyrwało mi się, gdy Pati odsłoniła kotarę w przymierzalni.

   Od razu parsknęła nerwowo na mój komentarz. Wyglądała na speszoną. Odruchowo zakrywała ciało dłońmi. To było takie dziwne, przecież to ona zainicjowała zakupy i cieszyła się na nie najbardziej z naszej czwórki.

– Naprawdę pięknie, Pati – poparła mnie Alex, która wyglądała jednak na nieco zmartwioną.

– Zjawiskowo! – dodał Dominik i klasnął w dłonie.

– No nie wiem... – zawahała się Patrycja. – Nie wyglądam w tym za grubo?

   Obróciła się bokiem do lustra i przejechała dłońmi po wyraźnie odznaczających się kościach biodrowych.

– Raczej chudziej się nie da– skomentowałam z oburzeniem, na co Alex z premedytacją nadepnęła mnie na stopę. – Aua! – syknęłam.

   Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. To raczej ja powinnam czuć się urażona zachowaniem Patrycji. Jeśli ona uważała się za grubą, to ciekawe, co myślała o mnie. W przeciwieństwie do niej szukałam rozmiaru „38", a byłam przy okazji najniższa w naszej paczce.

   Ostatecznie Pati kupiła tę sukienkę, w której prezentowała się po prostu jak księżniczka, choć nie wyglądała na w pełni przekonaną. Zupełnie tego nie rozumiałam.

   W innej sieciówce outfit udało się skomponować Dominikowi. Chłopak postawił na satynową, połyskującą czerń: spodnie o wąskich nogawkach i dopasowaną, taliowaną marynarkę, którą połączył z koszulą o głębokim dekolcie. W przeciwieństwie do Patrycji Dominik doskonale czuł się w swoim ciele, robiąc przed nami wymyślne pozy. Narzekał jedynie na kasę. Wydał na ciuchy całe oszczędności.

   Mnie i Alex zeszło znacznie więcej czasu od nich. Błąkałyśmy się niezdecydowane po sklepowych alejkach, na ogół odrzucając podsuwane nam przez przyjaciół propozycje.

   Trochę zaskoczyłam się, widząc, jak Alex sięga po wiszące na wieszaku spodnium. Chociaż było brokatowe i miały ładny, purpurowy kolor, wydawało mi się strasznym zmarnowaniem potencjału, jaki miała figura mojej najlepszej przyjaciółki.

– Trochę poważnie – skomentowałam, gdy zaprezentowała nam się w przymierzalni.

   Wyglądała prześlicznie, jak modelka prostu z wybiegu. Jej obojczyki i ramiona idealnie komponowały się z asymetrycznym dekoltem. Gęste, brązowe włosy swobodnie spływały po gołych plecach. I tak już długie nogi teraz wydawały się nie mieć końca w połyskujących dzwonach.

– Mnie się podoba – odparła Alex z przekonaniem. – Chyba je kupię, nawet jest na wyprzedaży.

– No pewnie – poparł ją Dominik. – Wyglądasz jak gwiazda!

  Patrycji chyba też się podobało, bo po prostu stała i uśmiechała się z aprobatą.

– Nie chcesz poszukać jeszcze jakiejś sukienki? – nie mogłam powstrzymać się od pytania. – Przecież na tobie WSZYSTKO będzie wyglądać zajebiście.

– O co ci znowu chodzi? – zapytała Alex zirytowana i zmarszczyła brwi. – Może lepiej w końcu wybierz coś dla siebie, zamiast krytykować?

   Zrobiło mi się głupio.

– Przecież nie krytykuję – zmieszana bąknęłam pod nosem.

– Basiu, ja chyba widziałam sukienkę, która może ci się spodobać – dyplomatycznie wtrąciła się Patrycja i pociągnęła mnie za rękę w stronę wieszaków.

   Poszłam za nią markotna.

– Co ją ugryzło? – zapytałam po drodze.

– Chyba nic. Po prostu macie inny gust i tyle – stwierdziła z nieco wymuszonym uśmiechem.

   Ja jednak wyczułam jej oceniający wzrok.

– Czemu tak na mnie patrzysz? – postanowiłam dociekać.

– Rany, Basia – westchnęła Pati. Teraz to ona brzmiała na poirytowaną, a wydawało mi się, że jest osobą, której po prostu nie da się zirytować. – Twój komentarz był trochę chamski. Tyle.

   Zaczęła szperać pomiędzy wieszakami.

– Przecież nie krytykowałam jej wyglądu! – zaprotestowałam emocjonalnie.

– A to krytykowanie tego, co JEJ się podoba jest niby lepsze? – zapytała Patrycja z przekąsem.

   Zacisnęłam usta. Dopiero teraz do mnie dotarło. Zamadeuszowałam jej sukienkę. Zachowałam się jak hipokrytka. Dlaczego prawie zawsze, gdy chciałam być spontaniczna i po prostu mówić to, co myślę, wychodziłam na płytką i chamską? Czy to cena mojej autentyczności?

– Zobacz – dobiegł mnie głos Patrycji, która wyciągała w moją stronę sukienkę w odcieniu brudnego różu.

   Kolor wyglądał obrzydliwie, ale, o ironio, w lustrze idealnie komponował się z moją karnacją. Sam fason był ciekawy, może nawet wyzywający. Sukienka miała mocno dopasowany gorset, głęboki dekolt i cienkie ramiączka. Dół tworzyły obfite, tiulowe falbany, które kończyły się przed kolanem.

   Nigdy sama nie sięgnęłabym po coś takiego, ale teraz szłam z tą kiecką do przymierzalni. Nie wiedziałam, że właśnie podpisuję na siebie wyrok dożywotniego upokorzenia. Serio, byłam pewna, że to wspomnienie będzie mnie dręczyć, jak nie będę mogła zasnąć w wieku trzydziestu, czterdziestu i pewnie też dziewięćdziesięciu lat.

   Za zasuniętą kotarą spełnił się mój największy koszmar. Sukienka w rozmiarze 38 (sprawdzałam go jakieś pięć razy) okazała się z-a m-a-ł-a. Nie mogłam dopiąć suwaka na wysokości klatki piersiowej. Oczywiście mogłabym poprosić o pomoc, ale doskonale widziałam w lustrze, że żadne ręce nie będą w stanie scalić gigantycznej przerwy dzielącej ząbki zamka błyskawicznego.

   Nie wiedziałam, co mam zrobić. Spędziłam w przymierzalni stanowczo za dużo czasu, nie dając znaku życia. Dlatego w końcu dziewczyny zaczęły mnie ponaglać.

– Jak tam? Potrzebujesz pomocy? – usłyszałam głos Alex za kotarą.

   Milczałam, bo całkowicie spanikowałam. Przecież nie mogłam im przyznać się do tego, że jestem za gruba na kieckę w rozmiarze 38! Nie po tym, jak niedawno Patrycja narzekała na swój fantomowy tłuszcz odznaczający się na sukience XXS.

– Basia? – dopytywała Pati.

   Nadal nie odpowiadałam, co wyraźnie zaczynało niepokoić dziewczyny. Wiedziałam, że moje sekundy są policzone. Jeśli za chwilę się nie odezwę, odsuną kotarę i zobaczą moje żałosne ciało upchnięte w tę przyciasną sukienkę.

– Alex... – powiedziałam bardzo cicho. – Możesz na chwilę?

   Wyobraziłam sobie, jak dziewczyny spoglądają na siebie skonsternowane.

   Zza delikatnie odsuniętej kotary wychyliła się nieco zdziwiona twarz mojej najlepszej przyjaciółki.

– Co tam? – zapytała.

   Odwróciłam się do niej plecami, pokazując rozłażący się zamek.

– Aaa... – mruknęła ze zrozumieniem. – Spoko, poczekaj chwilę.

   Byłam jej GIGANTYCZNIE WDZIĘCZNA, że pozostała oszczędna w słowach. Wiedziałam jednak, że wyjście z sytuacji zupełnie nie osłodzi mi rozczarowania. Stałam w tej sukience jak kołek, a minuty dłużyły mi się niemiłosiernie. W końcu jednak zza kotary wysunęła się długa, szczupła ręka trzymająca wieszak z sukienką w większym rozmiarze. Westchnęłam cicho i wzięłam ją od Alex.

   Okazało się, że rozmiar 40 pasuje na mnie idealnie. Dziewczyny i Dominik, który również przywędrował do przymierzalni, wspólnie stwierdzili, że wyglądam ekstra. Ja jednak czułam się okropnie. Chociaż sukienka układała się dobrze na moim ciele, w mojej podświadomości wypalił się wyraźnie rozmiar z jej metki. Jedno było pewne – nie miałam odwagi przymierzać czegokolwiek innego. Dlatego po prostu ją kupiłam.

   Skoro już każde z nas miało kreację na bal andrzejkowy, poszliśmy jeszcze coś przekąsić. Z powątpiewaniem spoglądałam na menu sieci fastfoodowych. Podczas gdy reszta swobodnie trajkotała o zakupach, ja nie odzywałam się prawie wcale. Ostatecznie kupiłam sobie małego wrapa z kurczakiem i sałatą. Próbowałam go zjeść, chociaż mój żołądek był boleśnie ściśnięty.

– Basia, czy wszystko w porządku? – zagadnął mnie Dominik, który sam zajadał się pizzą.

  To pytanie od razu przypomniało mi nasze spotkanie na przystanku autobusowym.

– Taak, po prostu zmęczyły mnie te zakupy – zbyłam temat. – Ale ty miałeś coś powiedzieć.

   Patrycja i Alex na moment przestały pałaszować swoje burgery i zwróciły na nas zaciekawione spojrzenia.

– A, to – mruknął, a jego twarz od razu zmieniła wyraz na posępny. – No, to nie jest łatwy temat – stwierdził poważnie.

– Okay, nie musisz mówić, jeśli nie chcesz – od razu się zreflektowałam.

   Brawo, Basia. Powoli zaczynasz ogarniać, co jest taktowne, a co nie. Bardzo powoli...

– Nie no, dobra – powiedział chłopak i machnął ręką, jakby chciał zrzucić z siebie znacznie wcześniej nagromadzone napięcie. – To w sumie żadna tajemnica. Może nawet lepiej mi zrobi, jeśli wam się wygadam.

   Przez chwilę jeszcze milczeliśmy. Dominik chyba zbierał słowa, a żadna z nas nie chciała go poganiać. W końcu wziął głęboki oddech i zaczął mówić:

– Jak wiecie, raczej otwarcie mówię o swojej orientacji. Ale w domu wyglądało to nieco inaczej. Myślę, że rodzice od dawna się domyślali, niestety ten temat zawsze był u nas tabu. Właściwie to nawet udawaliśmy, że jestem hetero.

   Zrobiłam wielkie oczy i spojrzałam ukradkiem w stronę Alex i Patrycji. Podobnie jak ja miały zdziwienie wymalowane na twarzach.

– No... zaczęło mnie to męczyć. Kilka dni temu zdobyłem się na odwagę, by zrobić taki mini coming-out przed rodzicami. Na początku zareagowali całkiem okay. Mówili, że kochają mnie bezwarunkowo i tak dalej. Ale z biegiem czasu zaczęli zachowywać się dziwnie. Mimochodem przemycali takie komentarze, że nie ma co się specjalnie obnosić z takimi sprawami, że lepiej, bym nie mówił, jak będziemy u babci na kawie.

   Zrobiło mi się bardzo, bardzo przykro. Domyślałam się, że Dominik musiał czuć się z tym znacznie gorzej.

– Co za chamstwo – skomentowała Alex z gniewnie zmarszczonymi brwiami.

– Taa... – mruknął Dominik. – Coś podobnego im powiedziałem. Trochę się pokłóciliśmy przez to. Teraz jest megadziwnie... Czuję się, jakbym był ich jednym, wielkim rozczarowaniem. Wstydzą się mnie przed najbliższą rodziną.

– Nawet tak nie myśl! – zaprotestowała Patrycja, która siedziała obok chłopaka. Od razu objęła go i przytuliła mocno. – Przecież wiesz, że wszystko z tobą w porządku. To oni źle się zachowują. Na pewno za jakiś czas się ogarną, zobaczysz.

   Dominik wtulił głowę w jej ramię i przymknął delikatnie powieki. Wyglądał teraz naprawdę bezbronnie.

   Alex też przysunęła się bliżej niego i położyła mu rękę na ramieniu.

– Będzie dobrze, zobaczysz – powiedziała spokojnie. – Po prostu potrzebują jeszcze trochę czasu.

   Siedziałam najdalej, więc nieudolnie wychyliłam się w stronę Dominika, by chociaż na moment dotknąć jego dłoni.

– Bardzo mi przykro – szepnęłam cicho. – Ale pamiętaj, że masz nas.

   Chłopak uśmiechnął się szczerze w odpowiedzi.

***

   Kiedy wróciłam do domu z zakupów, mama oczywiście od razu zaczęła wypytywać, czy udało mi się kupić sukienkę. Niechętnie wyciągnęłam w jej stronę papierową torbę z logo sieciówki.

– No przecież przymierz! – zażądała, jedynie powierzchownie zerkając do środka. – Różowa? Śliczny kolor!

   Normalnie pewnie narzekałabym, że nie chce mi się teraz wbijać w kieckę, ale właściwie to pomyślałam, że tak będzie lepiej. Od razu odcięłam w łazience metkę z rozmiarem i mogłam udawać przed mamą, że nic nie zmieniło się w mojej figurze.

– Basiu! Przepięknie! – zachwycała się ze szczerym podziwem wymalowanym na twarzy.

   Za jej plecami Michał, który akurat jadł kanapki przed telewizorem, udawał, że wymiotuje.

    Dla mnie to był najlepszy możliwy scenariusz. Nikt nie skomentował, że jestem gruba czy coś w tym stylu. W ogóle nikt nie komentował mojego ciała. Gdy odwieszałam sukienkę do szafy, nawet uśmiechnęłam się sama do siebie. Na wieszaku rzeczywiście wyglądała bardzo ładnie, bez tej metki.

   Mój telefon zawibrował. Zerknęłam na ekran. Amadeusz pisał:

„Nie mogę doczekać się jutra. ;)"

   Westchnęłam pod wpływem emocji. Naprawdę nie wiedziałam, co on we mnie widzi.

„To już niedługo!" – odpisałam, chociaż w duchu myślałam sobie, że przecież ja też nie mogę się doczekać.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top