92
— Kurwa mać, Ana — Gemma zaklęła siarczyście słysząc kolejne, stanowcze "nie", które dobiegło ją z przymierzalni, w której znajdowała się ruda. Annie wyjaśniła blondynce skąd wzięło się to konkretne zdrobnienie jej imienia i w drodze do centrum handlowego opowiedziała jej co nie co o swojej rodzinie i o przeszłości. Siostrze Stylesa wyraźnie podpasował skrót, którego używali wobec niej tylko Harry i - znacznie rzadziej, ale jednak - Samuel. — Błagam cię, chociaż mi się pokaż — jęknęła blondynka prosząco. — W tej czerwonej, no proszę...
Annie wywróciła oczami do lustra, w którym widziała swoje odbicie w prostej, czerwonej, dopasowanej sukience z długim rękawem, która sięgała połowy jej uda. Westchnęła głęboko, wiedząc, że Gemma nie da jej spokoju i odwróciła się, żeby pociągnąć za kotarę odgradzającą kabinę przymierzalni.
Zielone oczy Gemmy urosły do wielkości pięciozłotówek na widok całokształtu.
— No i co ci nie pasuje? — spytała zaskoczona, wodząc wzrokiem po figurze Annie i po jej wytatuowanych nogach.
— No nie wiem, może to, że to nie są spodnie? — odpowiedziała jej sarkastycznie rudowłosa.
— Matko, Annie, litości, wyglądasz jak milion dolarów. Masz prosty krój, tak jak chciałaś, żadnych udziwnień — wyznała Gemma. — Nie dyskutuj ze mną. Bierzemy ją.
Ann potarła twarz dłońmi, zrezygnowana, bojąc się spojrzeć na metkę. Wystarczył jej fakt, że siostra Stylesa celowała w marki pokroju Gucci i Yves Saint Laurent - nie orientowała się dokładniej w wysokości cen tutaj, ale, na Boga, wiedziała, że są kosmiczne. I nie podobało jej się to, że to kartą Stylesa miały uregulować ten rachunek.
— Idę po buty i poszukam czegoś na nagranie do Cordena — oświadczyła jej Gemma, kierując się w stronę wieszaków.
— Ej, o tym nie było mowy! — zaprotestowała Annie, jednak w odpowiedzi dostała tylko zadziorny uśmieszek blondynki.
Końcem końców Gemma wybrała dla rudej jeszcze prostą, czarną sukienkę, zapinaną na guziczek na wysokości łopatek z lekko bufiastymi, długimi rękawami, czarne buty na słupku - bo Annie kategorycznie odmówiła przymierzenia szpilek, stwierdzając, że i tak się na nich zabije - i długi, czarny trencz z kwiatowym nadrukiem. Blondynka chciała jej jeszcze wcisnąć torebkę, ale Ann oświadczyła jej, że kopertówek i mniejszych torebek ozdobnych nie nosi, bo gubi je notorycznie i zostawia je w dziwnych miejscach, zapominając o ich istnieniu niezależnie od zawartości, co musiało przekonać Gemmę, która i tak dziś odniosła znaczący sukces.
Zielonooka szczerzyła się do telefonu, gdy wysłała bratu smsa, oświadczając mu, że misja zakończyła się powodzeniem. Od tamtego momentu średnio co kilka minut spamował jej skrzynkę odbiorczą tekstową prośbą o zdjęcie Annie, które Gemma oczywiście miała, ale którym nie zamierzała się dzielić, chcąc, żeby Harry zobaczył efekt końcowy na żywo.
Brat poprosił ją, żeby przy okazji wzięły kilka rzeczy dla niego, bo on sam przy pakowaniu walizki również nie pomyślał o tym, żeby zaopatrzyć się w bardziej eleganckie ubrania. I w ten sposób po tym, jak Gemma wybrała rzeczy dla rudej obie próbowały wybrać Harry'emu garnitur, dwie koszule, jeansową kurtkę z ociepleniem, bo swojej zapomniał i ubolewał nad tym, odkąd tylko się zorientował, że jej nie wziął, i ze dwie bluzy, które miała wybrać Annie, bo wiedział, że w kolejnym punkcie ich podróży ciepłych rzeczy nigdy nie im będzie zbyt mało - oboje byli zmarzluchami.
— Jesteście uparci jak osły. Oboje — skwitowała Ann, gdy patrzyła na ucieszoną blondynkę, która regulowała należność kartą kredytową Harry'ego. Szarooka żałowała, że patrzyła na tę scenę, bo gdy zobaczyła łączną sumę, jaką miały obciążyć konto bruneta to zakręciło jej się w głowie. Ekspedientka patrzyła na nie ukradkiem, przysłuchując się rozmowie i starając się nie dać po sobie poznać, że rozpoznała ich tożsamość. Utwierdziła się tylko w swoich podejrzeniach, gdy wzięła kartę Harry'ego do ręki.
— Cecha rodzinna — mruknęła do niej rozbawiona Gemma, składając swój podpis na rachunku.
— Czy garnitur i koszule pana Stylesa dopasować do miary, jaką mamy w systemie? — spytała profesjonalnie, zdobywając się na delikatny uśmiech w stronę dziewczyn. Gemma skinęła głową, a potem podała swój adres, na który kurier miał dzisiaj przed piątą popołudniu podrzucić dopasowane rzeczy brata. Dziewczyna za ladą posłała im ciepły uśmiech, żegnając się z nimi i starała się nie błądzić natarczywie wzrokiem po plecach Annie, gdy ta wychodziła, ale jej nie wyszło.
— Dobra, Ann, jeszcze jedna sprawa. Potrzebujesz czegoś z sephory?
Annie westchnęła cicho.
— Pakował mnie Samuel, Gemms. Dorzucił mi milion niepotrzebnych cieni, szminek, podkładów i innych pierdół, ubolewając nad tym, że nie używam ich na co dzień, jeśli o to pytasz - wywróciła oczami, a Gemma zadowolona klasnęła w dłonie.
— Świetnie. To zbieramy się do domu — oświadczyła, ruszając w stronę parkingu.
Wróciły do mieszkania wcześniej, niż planowały. Gemma zamówiła chińszczyznę, stwierdzając, że nie chce jej się dziś gotować, a gdy chłopaki wpadną popołudniu to będą marudzić, że nie ma niczego, co mogliby zjeść na ciepło. Annie rozkręciła muzykę w głośnikach, podłączając przez bluetooth swój telefon do odtwarzacza i usłyszała za plecami pytanie blondynki.
— Annie? Ile czasu zajmuje wyprostowanie i nakręcenie twoich włosów?
Ruda obróciła się w stronę panny Styles, zdziwiona.
— Poważnie chcesz wiedzieć?
Gemma przytaknęła, a na ustach miała cwaniacki uśmieszek, który zwiastował kolejny szatański plan, jaki utworzyła w swojej głowie. Gdy zamówione jedzenie dotarło do mieszkania, zjadły, wlepiając oczy w telewizor, a potem Gemms wysłała rudą pod prysznic, bo na zegarku dochodziła czwarta popołudniu. Annie zaszyła się w łazience, a blondynka w tym czasie odebrała ubrania brata, które dostarczył kurier i rozwiesiła jego garnitur i koszule na wieszakach w pokoju gościnnym, żeby rzeczy się nie pogniotły.
Rudowłosa wyszła z łazienki, owinięta ręcznikiem i trafiła prosto w ramiona Gemmy, która czyhała na nią pod drzwiami i od razu skierowała ich kroki w stronę sypialni blondynki i Michała. Posadziła Annie przed toaletką, na której ruda zauważyła swoją kosmetyczkę z kosmetykami do make up'u, którą Gemma zdążyła już wyjąć z jej walizki.
— Muszę się poważnie zastanowić nad wchodzeniem w taką despotyczną i rządzącą się rodzinę — wymruczała, niepocieszona, gdy blondynka rozczesywała jej włosy, chichocząc.
Harry wrócił do mieszkania siostry głodny jak wilk i niesamowicie ciekawy tego, jak Gemma uporała się z buntem Annie i z zakupami. Odłożył kluczyki od bmw i zlokalizował dziewczyny po muzyce rozkręconej głośno w sypialni właścicieli. Miał zamiar najpierw wpaść do nich, ale zobaczył chińszczyznę na blacie w kuchni i pobłogosławił swoją siostrę w duchu, wyciągając widelec i otwierając jeszcze ciepłe opakowanie z jedzeniem. Wyjął z kieszeni telefon, opierając się łokciami o blat i dłubiąc sztućcem w makaronie w międzyczasie odczytał kilka maili, pochłaniając zawartość pojemniczka. Dopiero, gdy poczuł, że ma pełny żołądek uśmiechnął się pod nosem i podążył w stronę sypialni Gemmy. Nacisnął na klamkę i zmarszczył brwi widząc, że dziewczyny zamknęły się od środka. Zapukał grzecznie, łudząc się, że wcale nie zrobiły tego celowo.
— Idź sobie, brat! — Usłyszał zza drzwi głos siostry.
— Ej, no, Gemma, to nie ślub, otwórz mi — jęknął głośno, szarpiąc za klamkę, zrezygnowany.
— Idź sobie i przymierz garnitur — poleciła mu siostra, rozbawionym głosem ucinając jego prośby.
— Czarownice — wymruczał sam do siebie, niezadowolony i podreptał do pokoju gościnnego, wiedząc, że tej bitwy z siostrą nie ma prawa wygrać. Wziął prysznic, wysuszył włosy niedokładnie, pozwalając im doschnąć bez ingerencji sprzętu, a potem zdziwiony zerknął na zegarek, nie dowierzając, że czas leci mu dzisiaj tak szybko. Wskoczył w garnitur, aprobując wybór siostry i Annie. Wsunął sztyblety na nogi i założył zegarek na nadgarstek, widząc, jak do godziny zero zostało mu zaledwie kilka minut. Wrzucił do kieszeni i swój telefon, i telefon Annie, i bilety, a potem zeszedł do kuchni, żeby nalać sobie do szklanki zimnego soku pomarańczowego, którego smak w ustach wymieszał mu się z pastą do zębów. Zastukał w blat kuchenny palcami, zniecierpliwiony i wypuścił głośno powietrze z płuc.
Czuł się dziwnie poddenerwowany.
Punkt szósta trzydzieści zarzucił na siebie płaszcz i już miał ponownie dobijać się do drzwi sypialni Gemmy, gdy te same się otworzyły. Sięgnął dłonią do swoich loków, żeby przeczesać je ku tyłowi, ale zamarł wpół ruchu, z ręką uniesioną w powietrzu, gdy Annie, dzierżąca w rękach swój płaszcz przewieszony przez przedramię, wychyliła się zza drzwi i obróciła się w jego stronę, uśmiechając się lekko.
Dobry Boże...
Jej rude, długie włosy zakręcone były w loki, jednak inne od tych, które miała naturalnie - grube pukle gęstych, dużych sprężynek opadały na jej plecy i ramiona, tworząc niesamowity efekt wodospadu włosów. Czerwony materiał opinał jej ciało subtelnie, a nogi miała odsłonięte, okryte jedynie warstwą przezroczystych, matowych, cieniutkich pończoch, które kończyły się niewidoczną dla oczu koronką pod sukienką. Ogromne oczy Harry'ego zatrzymały się na jej czerwonych ustach i na mocniejszym makijażu, okalającym jej oczy i podkreślającym jej szare tęczówki i długie rzęsy.
Otworzył usta, mając zamiar coś powiedzieć, ale nie był w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku, gdy Annie stukając obcasami zmierzała ku niemu nieco niepewnie. Zamknął rozchylone usta i zagryzł dolną wargę, rzucając jeszcze okiem na długie, wytatuowane nogi Annie i uśmiechnął się szelmowsko, widząc jej rozbawienie.
— Cześć, piękna — przywitał się z nią, całując jej skroń i dłoń kładąc na jej lędźwiach. — Wyglądasz obłędnie — wymruczał nisko prosto do jej ucha i uśmiechnął się szerzej, czując, jak zadrżała.
— Będziemy musieli omówić temat konspirowania z twoją siostrą, kochanie — odmruknęła mu znacząco, pozwalając mu pomóc w zakładaniu długiego płaszcza na jej plecy.
— Kto mieczem wojuje, od miecza ginie, maleńka — zachichotał i chwycił w dłoń kluczyki. — Sama zaczęłaś — przypomniał jej bystro, że to ona spiskowała z Gemmą jako pierwsza.
— To był inny kaliber konspiracji — broniła się, uśmiechając się szeroko.
— Ja się bawię tylko grubo, mała. Powinnaś już to wiedzieć — wyszczerzył się w stronę rudowłosej i krzyknął jeszcze w głąb domu, nie widząc na horyzoncie siostry, która celowo nie wyszła z sypialni, chcąc dać im nieco prywatności. — Kocham cię, sister!
— Wiem! — Blondynka odkrzyknęła bratu, rozbawiona, a potem słyszała, jak Annie i Harry, rozmawiając cicho, opuszczają jej mieszkanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top