90
Jak się okazało, Niall zatrzymał się u Zayna, u którego zatrzymał się również Liam. I, jak się okazało, pół godziny po przyjeździe Annie i Harry'ego wyżej wymieniona dwójka również wylądowała w mieszkaniu Gemmy. Wszystko spowodowane było niewesołą sytuacją Payne'a, który, ku zszokowaniu wszystkich, oświadczył im, że rozszedł się z Cheryl. Zdziwienie całej ekipy było o tyle większe z powodu tego, że wszyscy widzieli się zaledwie tydzień temu i nic nie wskazywało na to, że mogło im się jakkolwiek nie układać. Liam wyglądał na podłamanego - miał zaczerwienione oczy, a jego twarz wskazywała, że zarwał ostatnio kilka nocy. Zayn wyglądał na najbardziej zmartwionego tym wszystkim i dopiero pomagając Annie przy robieniu herbaty w kuchni wyznał rudej, że odkąd Liam sypia w jego mieszkaniu nie mógł z niego wyciągnąć powodu jego załamania nerwowego. Payne specjalnie czekał, żeby wyrzucić to z siebie dopiero wtedy, gdy będzie miał ich wszystkich obok siebie.
Liam wydawał się być zdruzgotany, ale pogodzony z tym, co się wydarzyło. Rozsypywał się tylko, gdy schodził na temat syna, bo wiedział, że będzie musiał przebrnąć przez batalię o prawa rodzicielskie. Nie dopuszczał do siebie myśli, że to tylko chwilowy kryzys.
— Właściwie, Li — zaczął cicho Harry, obejmując ramieniem Annie na kanapie. — Dlaczego mówisz dopiero teraz? Bo czekałeś z tym na nas i...
Payne podniósł ciemne oczy na Stylesa.
— Hazza, jest sprawa. Muszę zwiać z Londynu. Z Anglii. Muszę się stąd wyrwać. Nie wiem, czy na stałe, ale na pewno na długo. No i w sumie, to pomyślałem... — urwał, patrząc wyczekująco na twarze chłopaków, aż połączą wszystkie puzzle razem. Niall głośno krzyknął, rozumiejąc jako pierwszy.
— To jest zajebisty pomysł, Liam! Jak za starych, dobrych czasów! — Podskoczył w fotelu Horan, patrząc po zdezorientowanych twarzach reszty towarzystwa i odwzajemniając uśmiech Payne'a.
— Nadal nie ogarniam o co chodzi — wymruczał cicho Harry, spoglądając ukradkiem na Annie i na Zayna.
— Hazz, ostatnio wspominałem Liamowi, że mimo teoretycznego mieszkania w Los Angeles mam nieco dość tego miasta i, że myślę nad zmianą miejsca zamieszkania i w sumie to wszystko się na siebie nałożyło w idealnym czasie, bo Zaynie też nie może znaleźć sobie miejsca, odkąd rozszedł się z Gigi i... — Blondyn zaczął nawijać jak najęty, uśmiechając się szaleńczo. — I Miami wydaje się być super pomysłem — dokończył, dumny z siebie.
Gemma roześmiała się głośno na kolanach Michała, widząc zszokowaną twarz brata.
— Ale... że razem? Że my wszyscy? — Spojrzał na chłopaków, nieco zdruzgotany.
— No, może nie na stałe pod jednym dachem — wtrącił Zayn. — Bo daję nam z dwa tygodnie czasu tolerancji na mieszkanie we czwórkę, ponieważ po tym czasie pewnie wszyscy zaczniemy na siebie warczeć, ale przez ten czas każdy z nas przemyśli co nie co i albo wróci tutaj, albo znajdzie sobie jakiś kąt, albo...
— To właściwie rozwiązywałoby też problem mojego mieszkania — przerwał mulatowi Harry, marszcząc w skupieniu brwi.
— Problem mieszkania? — dopytał Liam, unosząc brew i śmiejąc się na widok ostrego spojrzenia Annie, które posyłała lokatemu.
— Harry? — Gemma również podchwyciła temat.
— Zatłukę cię — mruknęła cicho do Stylesa Annie, jednak nadal na tyle głośno, że reszta i tak usłyszała. Brunet wrzucił sobie do ust pomidorka koktajlowego i przeżuwał go z satysfakcją, dając Annie czas na pochwalenie się tym, co ustalili w Holmes Chapel.
Specjalnie sam nie zabrał głosu, cwaniak.
— Harry się do mnie wprowadza jakoś dwa tygodnie po powrocie do Miami. Wprosił się — dodała, robiąc sarkastyczną minę i pokazując ekipie rządek białych zębów.
— No co wy?! — Blondynka ponownie podskoczyła na kolanach Młynowskiego, wbijając mu łokieć w żebra. Styles wywrócił oczami, słysząc zdziwienie w głosie siostry.
— Tymczasowo będziemy mieszkać u Annie, a potem, jak się nie pozabijamy, poszukamy czegoś większego. Chciałem sprzedawać mój apartament, ale równie dobrze możemy się dogadać, Liam. Mieszkałem w nim kilka miesięcy, nawet nie jest umeblowany do końca — dodał Harry, zaczesując loki do tyłu i patrząc na przyjaciela. — Pożyjemy sobie kilkanaście dni wszyscy, a potem zobaczymy - wyszczerzył się do chłopaków.
— Niech Bóg ma cię w opiece, Annie — rzucił mimochodem Michał, podsumowując całą sytuację.
— Dzięki, Michał — mruknęła ironicznie, spoglądając na rozbawione - prawie całe - One Direction.
— Czyli co, mamy to uzgodnione? — potwierdził Liam, patrząc po kolei na Stylesa, Horana i na Malika. Wszyscy zgodnie skinęli głowami, próbując zetrzeć z twarzy zadziorne uśmieszki pełne podekscytowania. Niall zerwał się z fotela i oświadczył wszystkim, że idzie po komputer, żeby zabukować całej trójce bilety do Stanów.
Popołudnie zleciało im przeraźliwie szybko i nim się obejrzeli, Harry i Annie musieli zbierać się do centrum, żeby odhaczyć na swojej liście rzeczy do zrobienia na dzień dzisiejszy dializę Stylesa. Cała ekipa podążyła na parking, zostawiając Gemmę z Michałem w mieszkaniu. Chłopaki pożegnali się ze sobą, mrucząc pod nosem, że widzą się pojutrze rano, żeby dogadać szczegóły show u Cordena, które miało mieć miejsce tego samego dnia wieczorem. Uściskali Annie i z uśmiechem na ustach rozeszli się do swoich samochodów.
Harry odpalił silnik audi Gemmy, które było mniej rozpoznawalne od ich rodzinnego bmw. Wsunął na nos okulary z ciemnymi szkłami, a drugą parę podał Annie.
— Jak wyjdziemy z centrum — zaczął cicho, wyjeżdżając z miejsca parkingowego i trąbiąc krótko na Liama, który celowo zajechał mu drogę - to chcę cię porwać na spacer — uśmiechnął się, zagryzając dolną wargę. — Londyn jest najpiękniejszy nocą.
Annie spojrzała na Harry'ego ciepło.
— Będziesz w stanie? Jesteśmy na nogach prawie od szóstej rano.
— Jakbyś mnie nie obudziła o tak wczesnej godzinie to nie musiałabyś się teraz martwić — zachichotał zadziornie, manewrując kierownicą.
Rudowłosa uniosła teatralnie jedną brew i zamrugała, oburzona.
— No dobra. To nie będę cię więcej budziła w ten sposób, Styles — prychnęła i wlepiła wzrok w widok za oknem od swojej strony, ale i tak wiedziała, że zbereźnie uśmiechnął się pod nosem, wspominając ich poranny seks.
— Tego nie powiedziałem, słodka — mruknął nisko, próbując ją udobruchać.
— Teraz to spadaj i się nie przymilaj — zaśmiała się mimowolnie, i, mimo oburzenia w jej głosie, w jej tonie przebijał się śmiech. — Spacer brzmi spoko — wymruczała jeszcze, wracając do tematu, żeby sprowadzić myśli Harry'ego na przyzwoite tory.
Gdy brunet zaparkował auto przed centrum Annie miała wrażenie, że jest wokół nich panuje martwy spokój, który miał charakter ciszy przed burzą. Weszli do placówki, spodziewając się podekscytowania personelu, gdy Harry podał swoje nazwisko przy biurku recepcyjnym, a potem spojrzeli po sobie wymownie, ściągając z nosów okulary i wzdychając ciężko. Po pomieszczeniu nagle przetoczyła się fala szeptów.
I tyle było z ich spokoju w Londynie, jeśli idzie o ten wyjazd. Dosłownie.
Styles opadł na przydzielony fotel na sali dializ, a Annie dostała w przydziale na ponad trzy godziny wygodny, rozkładany leżak, który celowo przysunęła bliżej bruneta i bliżej sprzętu, żeby jednym okiem monitorować pracę dializatora, mając go w zasięgu ręki. Z nieufnością wpatrywała się w młodą pielęgniarkę, która zmierzyła ją nieco pogardliwym wzrokiem jeszcze przed tym, jak w ogóle otworzyła usta, żeby przywitać się ze swoim pacjentem.
Harry też to zauważył. I nie spodobało mu się to.
Dziewczyna przedstawiła się uprzejmie, kokietując go spojrzeniem i uśmiechając się milusio. Annie cały czas krążyła wzrokiem po brunecie, na twarz zakładając maskę obojętności względem wysokiej blondynki w niewyprasowanym uniformie, specjalnie nie zaszczycając jej spojrzeniem. Normalnie Styles zachichotałby na widok zazdrości rudowłosej, ale wiedział, że tym razem nie o samą zazdrość chodziło. Ann zdążyła już przywyknąć nieco do tego, jak patrzą na niego kobiety. Tutaj chodziło o to, że została oceniona tylko przez pryzmat tego, że przyszła tu z nim - i to niesłusznie oceniona. Posłał szarookiej porozumiewawcze spojrzenie, uśmiechając się leciutko na znak, że ma olać zachowanie pielęgniarki, gdy blondynka wypaliła nagle:
— Przepraszam, potrzebuję przejścia z każdej strony. Jakby mogła się Pani... — to słowo dziewczyna niemal wypluła. Annie miała wrażenie, że jest od niej starsza, ale nie była pewna tego osądu. — ... odsunąć. To jest skomplikowany sprzęt i skomplikowany zabieg - uświadomiła Annie pielęgniarka ironicznym głosem, a ruda zmarszczyła brwi w niedowierzaniu, gdy usłyszała to zdanie.
No shit, Sherlock...
Harry rozchylił wargi w malutkie "o" i zrobił wielkie oczy, nieco zaskoczony i rozbawiony na raz, widząc, jak Anastasia zrobiła pogardliwą minę w kierunku dziewczyny i teatralnie uniosła jedną brew, błądząc wzrokiem po plakietce z imieniem i nazwiskiem pielęgniarki.
— Pani... Allyso McBrian. — Dopiero teraz odwróciła się w stronę blondynki i uśmiechnęła się sztucznie, w oczach mając tańczący ogień. — Jako osoba towarzysząca pana Stylesa i jako personel medyczny znający procedurę obsługi sprzętu informuję uprzejmie, że zostaję na swoim miejscu — ton głosu Annie był spokojny i szokował suchym profesjonalizmem.
Rudowłosa wyraźnie zbiła z tropu młodą pielęgniarkę, ale ta nie odpuściła.
— Mogę zobaczyć pani uprawnienia? — spytała nieco sarkastycznie, nie wierząc w to, co mówiła szarooka.
Harry, siedzący na fotelu zrobił jeszcze większe oczy i, tym razem już nie maskując rozbawienia, zachichotał cichutko, wlepiając oczy to w dziewczynę stojącą przed nim, to w Annie, która sięgnęła do swojej torby na ramię, szukając w niej dokumentów, które zawsze miała przy sobie. Lokaty zakrył usta dłonią i wyczekiwał dalszego rozwoju sytuacji, spokojny o pozycję swojej dziewczyny w tej batalii. Annie wyciągnęła z torby dwie niewielkich rozmiarów czerwone książeczki i podała je blondynce z uniesioną brwią.
Pierwszą z nich było jej prawo wykonywania zawodu wystawione na podstawie ukończonych studiów, a w drugiej świadectwo pracy, zawierające na jednej stronie jej aktualne stanowisko, wszystkie specjalizacje i poświadczające jej wyższy stopień naukowy, który - jakimś cudem - obroniła już po śmierci rodziców i po wyjeździe do Miami.
Alyssa błądziła wzrokiem najpierw po prawie wykonywania zawodu Annie i zrzędła jej nieco mina na widok tego, że rudowłosa nie kłamała. A potem otworzyła drugą książeczkę i zrobiła ogromne oczy, błądząc wzrokiem po dwóch linijkach:
"mgr pielęgniarstwa Anastazja Jackowski
pielęgniarka anestezjologiczna, pielęgniarka nefrologiczna, pielęgniarka dializacyjna".
Annie może i była od niej młodsza, ale właśnie dostała potwierdzenie, że jej uprawnienia i zawodowe, i naukowe, górują nad tymi blondynki, która właśnie drżącą dłonią oddawała jej obie książeczki i skinęła głową bez słowa. Dziewczyna wygładziła nerwowo uniform i zrobiła się blada jak ściana, pokorniejąc natychmiastowo. Jej sytuacji nie poprawiał rozbawiony Harry, który dodatkowo skutecznie ją rozpraszał. Blondynka skończyła wywiad, a potem odłożyła dokumentację na bok i nakłuła przetokę Harry'ego drżącymi dłońmi. Annie nie ułatwiła jej zadania i cały czas wpatrywała się w jej ręce z kamienną miną zimnej suki na twarzy, śledząc każdy jej ruch i wywołując presję u pielęgniarki.
Gdy w końcu zostali sami, Ann podniosła się z fotela i zasłoniła kotarę tak, żeby dać im nieco prywatności. Opadła z powrotem na swoje miejsce, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Dopiero potem spojrzała na Stylesa i uśmiechnęła się, zagryzając dolną wargę. Patrzyli na siebie przez chwilę w ciszy, próbując pohamować śmiech, ale im nie wyszło. Pierwszy parsknął Harry i schował twarz w wolnej dłoni, wybuchając śmiechem jak opętany.
— Uspokój się, Styles, wariacie — wyszeptała do niego Ann, starając się opanować swój własny chichot.
— Zmiotłaś ją z powierzchni ziemi, kochanie - wyrzucił z siebie. — Boże, to było tak dobre... — zarechotał cicho, próbując złapać oddech i poczuł, jak boli go brzuch od śmiechu. Annie tylko machnęła na niego ręką i pokręciła głową z niedowierzaniem.
— O co zakład, że przyśle koleżankę, żeby cię skontrolowała i odłączyła? — Poruszyła zawadiacko brwiami, rozkładając się na fotelu i podciągając nogi do klatki piersiowej.
Harry podłapał temat i wyszczerzył się do niej, kalkulując.
— Nie zrobi tego, jej ego i tak już ucierpiało, nie pozwoli sobie na więcej — obstawił szeptem, a potem dodał: — O striptiz — poruszył cwaniacko obiema brwiami i sugestywnie przesunął językiem po górnych zębach, oblizując wargi. Z satysfakcją obserwował, jak oczy Annie pociemniały od pożądania i jak poprawiła się niecierpliwie na fotelu, wytrzymując jego spojrzenie.
— Deal, kochanie — mruknęła zachrypniętym głosem i uśmiechnęła się zadziornie.
Wygrała ten zakład, z satysfakcją obserwując, jak do Harry'ego podeszła około czterdziestoletnia kobieta, zastępując Allysę. Gdy starsza pielęgniarka uwalniała Stylesa od urządzenia trzy godziny później ruda gapiła się na bruneta niczym kocur na miskę ze śmietanką, a on chichotał pod nosem, wiedząc, że tej wygranej Annie mu nie odpuści.
— Okulary, kotek — polecił jej cicho, gdy wychodzili z części dializacyjnej, zmierzając ku wyjściu z budynku. Annie spełniła jego polecenie i wsunęła na nos przeciwsłoneczne raybany, a potem poczuła jak Harry łapie ją bardzo mocno za dłoń, a drugą ręką obejmuje jej plecy. - Idziemy prosto do samochodu, patrz pod nogi i, jak coś, to przepychaj się łokciami — polecił jej na ucho, pocałował ją mocno w policzek i sam założył okulary na nos.
— Co się dzieje? — spytała zdezorientowana, czując, jak brunet obejmuje ją coraz mocniej.
— Komitet powitalny, maleńka. Wieści się rozeszły — mruknął niepocieszony, a potem westchnął głęboko i, obejmując ją wychylił się zza ściany, sięgając po klamkę przeszklonych drzwi wejściowych w tej samej chwili, w której zidentyfikowano jego tożsamość na zewnątrz i w ich kierunku błysnęło kilkadziesiąt świateł od lamp błyskowych aparatów. Wokół nich nagle znalazł się niemały tłum, składający się nie tylko z reporterów, ale też z piszczących fanów, krzyczących imię chłopaka. Harry popchnął Annie w stronę samochodu, obejmując ją ciasno i machając do zgromadzonych ludzi, jednak nie odzywając się tym razem ani słowem. Pozwolił sobie tylko na kilka uśmiechów, skupiony na tym, żeby jak najszybciej przetransportować ich do audi. Otworzył Annie drzwi od strony pasażera, pozwalając sobie na przelotne ucałowanie jej skroni i ignorując jej zaskoczone spojrzenie, które widział tylko on.
— Skandalista — wyartykułowała bezgłośnie, wskakując do samochodu. Harry, uśmiechając się szeroko wsiadł do auta od strony kierowcy i szybko odpalił silnik, gestem prosząc, żeby tłum przed samochodem odsunął się nieco. Skinął głową uprzejmie w podziękowaniu, gdy tak się stało, co sprawiło, że nawet Annie się uśmiechnęła, zapinając swój pas bezpieczeństwa.
Sprawnie wyjechał z parkingu spod centrum, wzdychając głęboko.
— Będziemy mieć ich na ogonie — stwierdziła bystro Annie, spoglądając w boczne lusterko.
— Wiem — przyznał, niepocieszony. — Ale spacer aktualny?
— Harry... — zaczęła niepewnie.
— No Annie, no... no proszę... — mruknął cicho. — Może przy okazji uda się ich zgubić, a nawet jak nie, to jebać to — zaklął miękko, powodując, że Annie gwałtownie obróciła się w jego stronę z uśmiechem. — No co? Po coś zajechaliśmy do tego Londynu, po coś ugadałem to show z Jamesem, po coś Gemma i mama szaleją na twoim instagramie. Niech wiedzą, Ana. Jebać to — powtórzył raz jeszcze.
Annie zachichotała bezsilnie.
— Prowadź, Harry — poleciła mu, zgadzając się na jego warunki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top