82
Gdy cała czwórka wróciła do mieszkania był już późny wieczór. Annie i Harry pożegnali się z Gemmą i z Michałem, a potem ekipa zgodnie rozeszła się do swoich pokoi, zostawiając Anne oglądającą łzawy serial na dole w salonie.
Harry przepuścił Annie przodem w drzwiach i przekręcił zamek. Oparł się plecami o ścianę i z półuśmiechem na ustach obserwował, jak rudowłosa rozpuszcza długie, kręcone włosy i roztrzepuje je dłonią, pozwalając lokom opaść chaotycznie na jej plecy. Zagryzł wargę, widząc jak zdjęła z uszu malutkie, złote nausznice w kształcie listków, a które były jedynymi kolczykami, jakie zwykła nosić. Zaświeciły mu się oczy, gdy zobaczył jak sięga dłońmi do guzików znajdujących się na jej mankietach koszuli i dopiero wtedy ruszył w jej kierunku.
Lokaty stanął za Annie od tyłu i chwycił dłonią jej nadgarstki. Zignorował jej pytanie odnośnie tego, co właściwie wyprawia, i obrócił ją przodem do siebie. Ann spoglądała na niego rozbawiona, pytająco.
— Pozwól mi — wyszeptał cichutko, przenosząc wzrok za swoimi dłońmi i z czcią uwalniając jej guzki na mankietach. Przysunął się do niej i palcami przesunął po jej policzku, szyi, dekolcie i zaczął z uwagą rozpinać guziki jej koszuli. Annie nie skomentowała - wpatrywała się w jego zielone oczy, które podążały za jego dłońmi, z delikatnym uśmiechem na ustach. Pozwoliła mu zsunąć z siebie ubranie, posłusznie poddając się jego ruchom. Pocałował ją dopiero wtedy, gdy cisnął jej górną część garderoby na krzesło przy biurku, sprawiając, że stała przed nim w samym staniku i spodniach.
Całując ją sięgnął do rozporka jej spodni i zachichotał, gdy poczuł, jak rudowłosa nie pozostaje mu dłużna, zaczynając rozpinać jego koszulę.
— O rozbieraniu mnie nie było mowy — wyszeptał jej w usta, odrywając się od niej na moment po to, żeby zsunąć z niej spodnie. Klęknął przed Annie, pomagając uwolnić jej kostki z rurek i podniósł na nią wzrok z dołu, odnajdując jej iskierki w oczach i zagryzioną wargę, gdy stała przed nim w samej bieliźnie. — Czemu nic nie mówisz? Jesteś chora, czy coś? — zaśmiał się, podnosząc się na nogi, chcąc ponownie odnaleźć swoimi wargami jej własne.
— Harry... — zaczęła delikatnie, uciekając od niego ustami.
— Yhymm...? — wymruczał pytająco, a potem dokończył ściąganie koszuli ze swoich ramion. Materiał po chwili dołączył do tego, który jeszcze przed momentem miała na sobie Annie.
— Co powiedział ci tata przed tym, jak wsiadłeś do samochodu? — spytała wprost, patrząc na niego ciepło. Sprawiła, że oderwał się od niej, spojrzał na nią wielkimi oczami i ściągnął brwi, robiąc tę swoją charakterystyczną minę, mówiącą: "nie mam pojęcia o co ci chodzi". — Kochanie, odkąd wsiadłeś do audi patrzysz na mnie jak na ciastko i uśmiechasz się do siebie jak psychopata — wyjaśniła mu miękko, chichocząc i ponownie uciekając przed jego wargami, gdy brunet objął ją i próbował odwrócić jej uwagę.
— Wcale nie jak psychopata — wymruczał, całując jej szyję. — I nie powiem ci — dodał jeszcze, pociągając ją w stronę łóżka.
Annie wywróciła oczami teatralnie i popchnęła go na łóżko tak, żeby opadł na nie. Harry pociągnął ją na siebie, siedząc, a rudowłosa opadła na jego uda przodem do niego, wplatając obie dłonie w jego włosy i całując go głęboko. Zaborczo wsunęła język na jego podniebienie i zamknęła oczy, dając sobie chwilę na upojenie się zapachem trawy cytrynowej i Hugo Bossa, od którego zdążyła się już uzależnić. Odruchowo warknęła cicho, gdy złapał ją za pośladki i docisnął ją do swojego krocza, sprawiając, że odnalazła jego erekcję już przez jego spodnie, które jeszcze miał na sobie.
— Powiedz — poleciła mu cicho i oderwała się od niego, ignorując jego zbulwersowane fuknięcie.
— Nie — odpowiedział jej krótko i pociągnął ją za włosy, sprawiając, że dała mu idealny dostęp do swojej szyi, więc zaczął błądzić wargami po jej skórze nieco agresywnie.
— Styles — rzuciła do niego ostrzegawczo, gdy wgryzł się w jej bladą skórę zębami, po to, żeby po chwili załagodzić podrażnienie językiem.
— Jackowsky — odpowiedział jej zaczepnie, używając jej nazwiska w sposób, jaki ona sama wypowiadała to jego. Zachichotał, gdy prychnęła i złapał ją mocno za biodra, żeby przewrócić ją jednym, sprawnym ruchem na plecy. — Właściwie, maleńka... — zaczął, ściągając z siebie spodnie i pozwalając jej zawiesić oko na jego ciele — ... to powinienem częściej mówić do ciebie po nazwisku...
— Bo? — Uniosła jedną brew, nie rozumiejąc i wpatrując się w jego tatuaże.
— Ponieważ, moja słodka — zaczął, wdrapując się na łóżko całkowicie nagi i przygniatając ją ciężarem swojego ciała — muszę dać ci jeszcze trochę czasu na nacieszenie się nim.
Annie ponownie zmarszczyła brwi, próbując skupić się na tym, co do niej mówi, a nie na tym, że właśnie zsuwa z niej ramiączka jej biustonosza.
— Lubię swoje nazwisko, Styles, mam je od urodzenia. Czemu miałabym się nim cieszyć, skoro nie planuję go zmieniać? — zauważyła bystro, obejmując go nogami w pasie. Harry zaśmiał się dźwięcznie i przesunął językiem po jej mostku, ucałował jej szyję i podparł się łokciami tak, żeby móc spojrzeć jej prosto w oczy.
— Mój tata uważa, że taki stan rzeczy nie powinien potrwać zbyt długo — wyznał jej wprost, rozkoszując się tym, jak robi wielkie oczy ze zdziwienia i lekko rozchyla wargi, mrugając z niedowierzaniem.
— Ymm... — zaczęła, próbując odnaleźć odpowiednie słowa. — Chyba mnie polubił? — spytała niepewnie.
— Chyba cię pokochał — zaśmiał się z lekkim przekąsem lokaty i skradł jej całusa z warg.
— Nie przesadzaj.
— Chciałbym, Annie, ale ty, na Boga, rozkochujesz w sobie całą moją rodzinę — zachichotał, ponownie wyznając jej swoje myśli i wpatrując się w jej oczy. — To chyba dobry początek, co? — spytał ją cicho, czule muskając ustami jej czoło.
— Czasami przeraża mnie to, jakie narzucasz nam tempo — przyznała szeptem, wpatrując się w intensywnie zielone tęczówki w półmroku. — Na przykład teraz — dodała, zagryzając niepewnie wargę.
Po twarzy Harry'ego przemknął niepokój. Zsunął się z Annie, układając się na boku i przyciągnął ją do siebie tak, żeby się w niego wtuliła, a potem palcem sięgnął jej podbródka i uniósł go tak, żeby spojrzała na jego twarz.
— Czego się boisz, Annie...? — spytał cicho. Z cierpliwością czekał, aż rudowłosa wypuści głośno powietrze z płuc.
— Wszystkiego... — przyznała niepewnie. — Harry, to wszystko jest takie zajebiście szybkie i intensywne... Przecież ja wrócę do Miami po tym miesiącu jako zupełnie inny człowiek... — Jej wyznanie było niespodziewane. Brunet przyciągnął ją do siebie mocno i ucałował jej czoło.
— To źle, że wrócisz tam oficjalnie jako moja dziewczyna? — Jego pytanie było niepewne, a głos niski i zachrypnięty. Annie zmarszczyła brwi, myśląc nad odpowiedzią, nie bardzo wiedząc, jak ma mu odpowiedzieć. — Słoneczko, spójrz na mnie — polecił jej cicho, raz jeszcze odnajdując dłonią jej podbródek. — Wiem, że zrzuciłem na ciebie strasznie, strasznie dużo w krótkim czasie. Wiem — przyznał, zagryzając wargę. — Myślę, że to cud, że mnie nie zabiłaś, bo na twoim miejscu sam siebie bym udusił.
Annie prychnęła sarkastycznie, wyraźnie rozbawiona tym wyznaniem.
— Nadal nie porozmawialiśmy poważnie o twoim uprowadzeniu mnie — zauważyła błyskotliwie, unosząc nieznacznie jedną brew. — Nie myśl, że przed tym zwiejesz. Nie zwiejesz.
— Nawet na to nie liczę — zachichotał, patrząc na nią ogromnymi oczami. — Po prostu wiem, że ostatni czas, odkąd się spotykamy był... intensywny już w Miami. Dużo się działo, sama wiesz. A tutaj, w Anglii... Przez cały ten miesiąc codziennie zrzucam, albo będę zrzucał, na ciebie coś nowego, licząc, że jednak mnie nie zabijesz... — posłał Annie niepewne spojrzenie, jednak ta słuchała go spokojnie. — Chcę ci dać reset. Chcę ci dać mój świat. I chcę, żebyś przy tym wszystkim miała szansę odpocząć. A wiem, że nie usiedzisz na dupie dłużej, niż kilka godzin, więc planuję nam ten czas tak, a nie inaczej. Gdybym cię posadził na miesiąc na plaży i kazał ci leżeć plackiem i się relaksować, to po dwóch dniach wlazłabyś mi na głowę.
— Po jednym dniu — poprawiła go cicho.
— Właśnie o tym mówię — raz jeszcze ucałował jej czoło czule, śmiejąc się pod nosem. — Annie, skarbie, przepraszam, jeśli czujesz się tym przytłoczona. Taki jestem. Tak żyję. I wprowadzam cię w to życie szybko, bo zrozumiałem, że nie chcę marnować więcej czasu. Mam takich, a nie innych znajomych, przyjaciół i taką, a nie inną rodzinę. Staram się ciebie chronić, jak tylko mogę, ale pokazałaś mi już, że lepiej przystosowujesz się do nowych informacji i do nowej sytuacji nagle, bo nie masz czasu jej wcześniej zanalizować i denerwować się przed tym niepotrzebnie.
Annie westchnęła cicho, niemo przyznając mu rację.
— Odpuszczę ci trochę i pozwolę ci porządzić jak już wrócimy do Miami, co? — zaproponował nagle, a czułość i delikatność w jego głosie sprawiła, że nie mogła się nie uśmiechnąć.
— Będziesz w stanie? — zaśmiała się nieco sarkastycznie.
— Bo się rozmyślę...
— Ja pytam poważnie.
— Będę, Ann. Potrzebuję tego. Nie będę wiecznie tym rządzącym, nawet jeśli bym chciał — wyznał. — Bo lubię rządzić. Ale to wiesz.
Jedna dłoń Stylesa bawiła się jej włosami, rozkoszując się miękkością loków, jaką czuł pod opuszkami palców.
— Jak długo pozwolisz mi porządzić?
— Jakiś czas — odpowiedział wymijająco, rozbawiony.
— A co potem? — spytała konkretnie.
Harry ponownie spojrzał w wielkie, szare tęczówki Annie i uniósł jedną brew, patrząc na nią ciepło.
— A co masz na myśli?
— Lubię swoje nazwisko, Styles. Na ten moment nawet bardzo... — zacisnęła wargi w wąską linię.
— Ana, kochanie, to, że mój tata widzi cię już jako swoją synową nie oznacza, że uklęknę przed tobą z dnia na dzień — wyszeptał do niej spokojnym tonem. Powstrzymywał rozbawienie, gdy zobaczył ulgę na jej twarzy. Ona naprawdę sądziła, że był na tyle szalony, że mógłby to zrobić.
Bo, tak właściwie, był na tyle szalony, prawda?
— Zwłaszcza, że najpierw muszę przeprowadzić do swojego mieszkania twój fortepian — dodał, rozbawiony. Annie obdarzyła go ostrym spojrzeniem.
— To jest kolejna poważna rozmowa, którą odbędziemy, Harry — oświadczyła mu stanowczo.
— Owszem — potwierdził. — Nie zamierzam odpuszczać — zakomunikował jej.
— Ja też.
— Annie...
— Chcesz przebrnąć przez to teraz? — spytała zdziwiona, widząc, jak ciągnie temat.
— Jutro — wymruczał, obejmując ją mocno i wsuwając nos w jej włosy na czubku głowy. — Możemy jutro?
— Możemy — przytaknęła, również obejmując go mocno. A potem zagryzła swoją dolną wargę cholernie mocno, gdy pochylił się nad jej uchem i wyszeptał zachrypniętym głosem cicho:
— Seks teraz, pod prysznicem czy po prysznicu? — Zagryzł płatek jej ucha, a jego dłonie jak gdyby nigdy nic odnalazły jej pośladki. Annie próbowała zignorować pożądanie, które skumulowało się między jej nogami, ale jej nie wyszło. Jednym ruchem obróciła Harry'ego na plecy i usiadła na jego kroczu, nachylając się nad nim.
— A jak byś chciał? — spytała go szeptem, całując jego wrażliwe miejsce tuż pod uchem. Odruchowo naparła na niego mocniej biodrami, gdy zamruczał.
— Chcesz przyzwoitej odpowiedzi?
— Nie — odpowiedziała mu krótko, a jej ciało drżało zdradziecko pod wpływem pożądania w jego głosie.
— To chcę wszystkie trzy opcje — zarządził i sięgnął dłońmi jej karku, przyciągając ją do siebie mocno.
Pozdrowienia z weekendu, w którym nawet tak wytrwały zawodnik, jak ja, w końcu rozsypał się z przemęczenia i znalazł czas na odpoczynek.
Czas na dom ❤️
x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top