81
— Chodź, mała — Harry podał Annie dłoń i pomógł jej wysiąść z samochodu, uśmiechając się szeroko. Popchnął tylne drzwi audi i objął Annie w pasie, prowadząc ją za Michałem i Gemmą. Blondynka doskoczyła do drzwi wejściowych i zadzwoniła kilka razy dzwonkiem, puszczając dłoń Michała. Po chwili drzwi mieszkania otworzyły się szeroko, a w nich stanął wysoki, siwiejący już mężczyzna z lekką nadwagą, który uśmiechnął się na jej widok.
— Córcia! — Przywitał ją okrzykiem i rozłożył ramiona tak, żeby Gemma mogła zawiesić się na jego szyi, a potem uścisnął dłoń Michała, uśmiechając się do bruneta. Desmond przeniósł wzrok na syna i na rudowłosą, wysoką dziewczynę, którą Harry obejmował ramieniem i uniósł brwi ku górze, a po jego twarzy przemknęło zdziwienie.
— Tato — wyszczerzył się lokaty do ojca, witając się i przyciągając mocniej Annie do siebie.
— Synu, powiedziałeś, że będziesz miał towarzystwo, ale nie powiedziałeś, że tak urocze — rzucił od progu mężczyzna i uśmiechnął się szeroko do Annie. — Desmond, moja droga — przedstawił się.
— Annie — szarooka odwzajemniła szeroki uśmiech i spojrzała na Harry'ego pytająco.
— Cześć, mały — rzucił jeszcze Des do syna, przytulając go mocno i gestem zaprosił ich do środka. — Wchodźcie, wchodźcie, dzieciaki.
Gdy Annie zsuwała ze stóp buty i ściągała płaszcz w oczy rzuciła jej się duża ilość zdjęć małego Harry'ego i malutkiej Gemmy, które były poustawiane w ramkach niemal na każdej szafce. Brunet odwiesił ich płaszcze i położył dłonie na jej talii, podchodząc do niej od tyłu.
— Masz moje skarpetki, łajzo — rzucił do niej cicho na ucho, uśmiechając się złośliwie.
— Nie były podpisane — odszepnęła mu, chichocząc. Harry zmarszczył brwi, robiąc oburzoną i niedowierzającą minę jednocześnie.
— Były w mojej walizce — stwierdził bystro.
— Nadal niepodpisane — wyszczerzyła się do niego i pozwoliła mu pociągnąć się za dłoń w kierunku salonu, gdy śmiał się pod nosem, grając zbulwersowanego i mrucząc pod nosem coś o tym, że jak dalej będzie tak robiła, to pozbędzie się w magiczny sposób wszystkich jej majtek.
Desmond obserwował tę dwójkę kątem oka pozytywnie zaskoczony. Spodziewał się zobaczyć swojego syna w towarzystwie Louisa, a nie w towarzystwie jakiejkolwiek dziewczyny. Co więcej, dziewczyny, na którą patrzył w taki sposób, w jaki on sam patrzył niegdyś na jego matkę. Mężczyzna wiedział, że między lokatym, a Tomlinsonem się nie układało - Anne poinformowała go o wyjeździe ich dziecka do Stanów i o jego problemach zdrowotnych, jednak szczegóły życia małżeńskiego Harry'ego, o których wiedziała, zostawiła dla siebie. Mimo to, Des był ojcem Stylesa. Widział pewne rzeczy. Znał tego dzieciaka na tyle dobrze, że gdy spoglądał w jego wielkie, zielone oczy to od razu wiedział, czy ma się szykować na poważną rozmowę z synem. A teraz obserwował dorosłego mężczyznę, który jeszcze nie tak dawno miał metr wysokości i biegał po ogrodzie, drąc się głośno na psa i na własną siostrę, a który przebywał teraz w towarzystwie tej ślicznej, rudowłosej kobiety. Desmond zastanawiał się ile, tak naprawdę, go ostatnio ominęło.
Gemma i Michał obsłużyli się sami i wstawili wodę w czajniku na herbatę, rządząc się w kuchni, jakby była ich własną. Wyjęli talerze, pokroili ciasto, a potem zasiedli razem w salonie, rozmawiając i nadrabiając to, co wydarzyło się w ich życiu w ostatnim czasie. Jak można się spodziewać: najwięcej mówił Harry, posyłając raz po raz rozbawione spojrzenia w kierunku Annie, która siedziała grzecznie obok zielonookiego, odzywając się tylko, gdy została o coś zapytana. Ojciec Stylesa podpytywał ją, zaciekawiony o to skąd pochodzi, jak się poznali i, gdy Annie z zadziornym uśmiechem zdradzała kulisy jej przyjazdu do Anglii Desmond zrozumiał, że ominęło go naprawdę wiele.
— Ann, Mikey — zwróciła na siebie uwagę ów dwójki Gemma, widząc, jak ojciec marszczy brwi, próbując połączyć fakty, patrząc pytająco na brata. — Pomożecie mi w kuchni? Jo zostawiła nam obiad do skończenia — zarządziła i subtelną prośbą zabrała całą ich trójkę do innego pomieszczenia tak, żeby Harry miał moment na prywatną rozmowę z tatą.
Desmond patrzył w kierunku całej trójki, śledząc wzrokiem uśmiechniętą Annie, która posłała blondynce porozumiewawcze spojrzenie i oddaliła się z Gemmą i z Michałem w kierunku jadalni połączonej z kuchnią.
— Harry, synu — wymruczał mężczyzna niskim głosem, spoglądając w oczy swojego dziecka — wybacz moją bezpośredniość, ale, na Boga, co mnie ominęło?
Styles westchnął głęboko i głośno wypuścił powietrze z płuc, a potem uniósł dłoń, na której brakowało pewnej obrączki i obserwował szok, jaki przetoczył się po twarzy ojca.
— Jak? — spytał krótko zszokowany Des.
— Normalnie, tato. Aktualnie jesteśmy już po rozwodzie — doprecyzował, wzruszając lekko ramionami. — I błagam, nie pytaj o szczegóły, bo zapewniam cię, że nie chcesz tego wiedzieć. Zabiłbyś frajera, a poszedłbyś siedzieć za zabójstwo za człowieka, a nie za frajera — wymruczał cicho Harry, zachrypniętym głosem. — Nie, tato — dodał jeszcze, widząc, jak mężczyzna nie chce odpuścić.
Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy, a Desmond przetarł dłonią twarz, próbując otrząsnąć się z szoku.
— Wiem, że nie powinienem tego mówić, Harry — zaczął powoli, krzywiąc się — ale cieszę się, że tak się stało. Chociaż jest mi przykro...
Syn spojrzał na niego pytająco.
— Musiało cię to wiele kosztować.
— W istocie — przyznał cicho lokaty, raz jeszcze wypuszczając głośno powietrze z płuc.
— Co sprawia, że mam ochotę jednak zaryzykować zabójstwo frajera — dodał mimochodem Des, odchrząkając znacząco. Harry posłał mu ostre spojrzenie i uniósł wymownie jedną brew. — No przecież tego nie zrobię.
Styles wywrócił oczami. Niemiłe teksty jego taty pod adresem Louisa stały się standardem po jakichś dwóch latach jego znajomości z szatynem, więc przestały na nim robić wrażenie już dawno.
— Dopóki sam tutaj nie przyjdzie — dodał jeszcze Desmond i widząc, jak Harry otwiera usta, żeby zacząć z nim dyskutować, sprawnie zmienił temat. — Co z Annie? — Spytał cicho i konkretnie.
Harry ściągnął brwi, nie rozumiejąc.
— A co z nią ma być? — spytał nieco ironicznie, doprecyzowując kontekst pytania mężczyzny.
— Dziecko moje drogie. — Spojrzał na syna wymownie. — Masz dwadzieścia pięć lat i pierwszy raz przedstawiasz mi dziewczynę. Wpadliście przypadkowo, czy o co tu chodzi?
Harry roześmiał się szczerze.
— Kocham cię, tato. Nigdy się ze mną nie cackasz — zachichotał. — Nie wpadliśmy, a przynajmniej nic o tym nie wiem. Może po prostu zmądrzałem? — spytał hipotetycznie i zerknął w kierunku kuchni, skąd doszedł ich śmiech Gemmy i Annie. Uśmiechnął się mimowolnie na ten dźwięk. — A może po prostu życie postawiło ją na mojej drodze, postanawiając w końcu napisać jakiś porządny scenariusz? Nie wiem sam — wyznał, a potem odnalazł oczy ojca. — Zobaczymy.
— Nie spierdol tego, dziecko — wymruczał do zaskoczonego Harry'ego, który na dźwięk przekleństwa w ustach ojca otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. — I tym razem nie czekaj kilka lat na to, żeby się w ogóle oświadczyć. Za stary już na to jesteś — zaśmiał się do syna, widząc jego zdziwione spojrzenie.
— No dzięki — zbulwersował się lokaty i podniósł się z miejsca. — Idę zobaczyć, czy Gemms już przypadkiem nie spaliła kuchni — oświadczył i zostawił ojca samego w salonie, wpatrującego się w jego plecy z wyraźną satysfakcją i rozbawieniem.
W drogę powrotną zebrali się wieczorem. Zjedli obiad, nagadali się, pograli wszyscy w monopoly, a Annie i Gemma jawnie bulwersowały się na próby oszukiwania Harry'ego, który - jak zwykle, zresztą - wziął sobie za punkt honoru wygraną. W akcie frustracji dostał od Annie pionkiem, który wycelowała centralnie w jego czoło. O dziwo trafiła i roześmiała się głośno, zdziwiona, że tak się stało. Skończyło się na tym że ruda zaczęła uciekać przed zbulwersowanym Stylesem po całym parterze, a gdy ją dogonił to mało subtelnie wysmarował jej policzki czekoladą w ramach zemsty.
— Ile wy macie lat? — Śmiała się z nich Gemma, gdy wrócili do salonu, a Annie próbowała oddać Harry'emu pięknym za nadobne i zostawiła jeszcze smugę czekolady na jego szyi, ignorując jego rozbawione fuknięcie.
— On zaczął — broniła się, odnajdując oczy Desa, który niekontrolowanie chichotał za stołem. Harry podskoczył do kuchni po wilgotną ściereczkę i odwrócił Annie do siebie przodem, ścierając jej ciemną substancję z twarzy. — Tata nie nauczył cię, że jedzeniem się nie bawi? — zapytała go rozbawiona, gdy próbował doczyścić czekoladę.
— Nauczył, ale ta lekcja nie obejmowała postępowania z wredną kobietą — odpyskował jej z cwaniackim uśmiechem i zachichotał złowieszczo, gdy próbowała kopnąć go w kostkę.
— A jak byłeś mały to byłeś taki słodki. Nie dało się zrobić tak, żebyś taki już został? — sarknęła Annie, raz jeszcze spoglądając na zdjęcia na komodzie.
— Słodki jestem nadal.
— Nie wydaje mi się.
— Nie wierć się, bo wrócisz do domu taka upierdzielona.
— Jakbyś mnie nie pobrudził to nie byłoby problemu.
— Wycelowałaś prosto w moje czoło — wyrzucił jej, grając śmiertelnie oburzonego. — Ciesz się, że skończyło się na czekoladzie. Mogłem wpaść na gorszy pomysł po tej zniewadze, a i tak jeszcze się nie policzyłem z tobą do końca — wymruczał poważnie.
— Oni tak zawsze? — Desmond nachylił się nad córką, na której dialog tej dwójki nie robił już wrażenia.
— Zawsze — potwierdziła, wyszczerzona szeroko i wymieniła z tatą porozumiewawcze spojrzenie.
Gdy Desmond odprowadzał całą ekipę do samochodu i ściskał ich po kolei na pożegnanie, zatrzymał syna przez moment, po tym jak pozostali zajęli już miejsca w aucie.
— Harry, synu — odnalazł zielone oczy chłopaka, ściszając ton głosu tak, aby dosięgnął tylko ich dwoje — naprawdę nie masz na co czekać — wzrokiem wskazał na tylne siedzenie i na Annie zapinającą pas bezpieczeństwa za szybą.
Styles zassał policzek od wewnątrz, próbując powstrzymać szeroki uśmiech i przytulił ojca mocno.
— Dzięki, tato — wyszeptał w jego ramionach i oboje wiedzieli, że nie mówi tylko o błogosławieństwie, którym przed chwilą obdarzył do mężczyzna. — Będę się odzywał — obiecał i wsiadł do samochodu, machając Desowi na pożegnanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top