78
Annie bez słowa zniknęła pod prysznicem, a Harry stwierdził, że da jej chwilę dla siebie na ułożenie myśli. Leżał rozwalony na łóżku kilka minut, po czym postanowił zmienić zdanie i rozebrał się, a potem otworzył jednak drzwi do łazienki, wchodząc rudowłosej pod prysznic.
— Stęskniłeś się? — Zaśmiała się na jego widok, a potem westchnęła głęboko, gdy przytulił się do jej pleców, ciasno obejmując ją ramionami. — Jak poszła dzisiaj rozmowa z mamą...? — spytała go miękko, zdając sobie sprawę, że nie rozmawiali dziś na ten temat.
Lokaty uśmiechnął się sam do siebie.
— Bardzo dobrze — odpowiedział jej zdawkowo, wyraźnie ucieszony.
— Nic więcej mi nie powiesz?
— Nope — wymruczał jej do ucha i obrócił Annie przodem do siebie po to, żeby przylgnąć do jej ust swoimi wargami.
Gdy położyli się do łóżka rudowłosa wierciła się niespokojnie, mimo tego, że Harry obok niej zasnął od razu, jak tylko przyłożył głowę do poduszki. Annie po jakimś czasie sięgnęła ostrożnie po telefon bruneta, żeby sprawdzić godzinę. Zegarek, który widniał na wyświetlaczu wskazywał prawie drugą w nocy. Uśmiechnęła się delikatnie na widok zdjęcia małej Josie w jej ramionach, które ukazało się jej oczom. Odłożyła telefon na szafkę nocną i ostrożnie wyszła z łóżka. Na oślep założyła na stopy skarpetki i wsunęła na siebie czarne legginsy i czarną bluzę Stylesa, którą nosił na backstage'u swojej światowej trasy koncertowej, a potem bezszelestnie wyszła z pokoju, wiedząc, że są małe szanse na to, żeby tak po prostu teraz zasnęła.
Zeszła cichutko po schodach i na oślep, bez zapalania świateł, podreptała do kuchni. Wstawiła najciszej jak potrafiła wodę na kawę w czajniku, zapalając małą lampkę na blacie kuchennym i westchnęła głęboko, zastanawiając się, co właściwie ma teraz ze sobą zrobić. Urządzenie hałasowało cicho, a Annie oparła się plecami o blat kuchenny, czekając, aż wrzątek będzie gotowy i przetarła dłonią zmęczone oczy. Stanęła na palcach, żeby dosięgnąć kubka z wiszącej szafki i cicho odstawiła go na blat. Sięgnęła po słoik z kawą i wtedy za jej plecami rozległ się szept:
— Annie? — Zaspana Gemma przecierała oczy dłonią, szepcząc do niej. Rudowłosa podskoczyła na ten dźwięk.
— Obudziłam cię? — spytała przestraszona, również odpowiadając jej cicho.
— Nie, no co ty, przyszłam po sok — wymamrotała blondynka. — Czemu nie śpisz?
— Nie mam pojęcia — odpowiedziała jej zgodnie z prawdą, zalewając kawę w kubku i sięgając do lodówki po mleko. — Nie jestem w stanie zasnąć, mimo, że twój brat wyjątkowo dzisiaj nie gada przez sen — wymruczała, niepocieszona, zaciągając się zapachem kawy i zamaczając usta w gorącym napoju.
Gemma spojrzała na nią nieco nieprzytomnie.
— Annie, wiem, że jest druga w nocy, ale mam pomysł. — Blondynce zaświeciły się oczy i ziewnęła mocno, a potem posłała rudej uśmiech. — Chodź, musimy coś przegadać — poleciła rudej i pociągnęła ją za rękę w kierunku salonu. — Zakładaj kurtkę.
— Gem, na litość, jest przed trzecią — zachichotała szeptem Annie.
— No właśnie — potwierdziła jej starsza błyskotliwie. — Mamy jedyną okazję, bo normalnie ten wścibski włochacz wszędzie wsadzi swój wścibski nos i chuja uda się zrobić — wyszeptała konspiracyjnie i uchyliła drzwi tarasowe. Annie podążyła za Gemmą, dzierżąc w dłoni swój kubek z kawą, a wcześniej wsuwając na nogi trampki Anne, pozostawione na tarasie.
— Gdzie ty mnie ciągniesz, Gemma? — Zaśmiała się już nieco głośniej do blondynki, która przemierzała podwórko szybkim krokiem, chichocząc. Na zewnątrz panowała błoga cisza, przerywana tylko graniem świerszczy w wysokiej trawie. Blondynka stanęła przed drugim garażem, który znajdował się na samym końcu podwórka i otworzyła wejście, przesuwając ogromne drzwi ku górze. Zapaliła światło i rozejrzała się oceniająco po pomieszczeniu.
Oczom Annie ukazały się puste ściany. Dosłownie. W garażu znajdowały się zaledwie dwa rowery powieszone na ścianie, kilka pustych szafek, ozdoby świąteczne i drobny sprzęt naprawczy, poukładany chaotycznie.
— A jesteśmy tu, bo? — zapytała, wchodząc do środka, a potem podskoczyła, słysząc wyraźne echo swojego głosu, które rozniosło się po pomieszczeniu. — Jezu, jaka piękna akustyka - wymamrotała, uśmiechając się pod nosem.
Gemma prychnęła śmiechem, słysząc komentarz Annie i zamknęła za nimi drzwi.
— No to już wiesz, dlaczego mój brat od gówniarza ćwiczył w tym miejscu i zabraniał mamie parkować tutaj samochód — wyszczerzyła się. — Annie, jest sprawa. W sumie prośba. W sumie to i ode mnie, i od Jamesa. I w sumie, to od wszystkich - plątała się Gemma, a jej podekscytowanie rosło.
— No, dajesz — westchnęła rudowłosa, upijając kawy i wpatrując się wielkimi oczami w siostrę swojego chłopaka.
— Ponieważ brat potwierdził, że wydanie specjalne u Cordena będzie jednak miało miejsce, James chce pokazać, że chłopaki z zespołu mają się całkiem dobrze. No, Louisa ten plan z wiadomych względów nie obejmuje. — Wywróciła oczami w tym miejscu. — Poprosił, żeby każdy z nich zaśpiewał jedną z jego solowych piosenek i nagrał to na filmie, razem z życzeniami. Niech świat wie, że prywatnie mają się dobrze. James to zmontuje, puści na żywo i, no... to będzie taki prezent dla tego idioty. Spóźniony, ale niech ma. No i... — tu przerwała, patrząc na Annie wyczekująco.
Ruda uniosła jedną brew, powoli łącząc fakty.
— Ty nie prosisz o to serio, prawda? — spytała nieco ironicznie, strzelając brwiami. — A po co tam moje wycie, Gem? No nie, no... instagram to jedno, ale, na Boga, przecież to obejrzy pół świata, Gemma... — zaczęła protestować Annie.
— Ann, głupku — napomniała ją blondynka. — Ja będę mówić na tym nagraniu. Nie musisz się przedstawiać.
— Kurwa, Gem, powiem ci to samo, co twojemu bratu. Mam rude loki do pasa, ja się, na chuja, nie muszę przedstawiać — wywróciła oczami, ponownie zamaczając wargi w kawie. Gemma roześmiała się po chwili.
— Ej, ten żart jest dobry — zaśmiała się. — Annie, srać na ludzi. I tak będą gadać. I tak już to robią. — Blondynka podeszła bliżej rudowłosej i stanęła tuż przed nią, kładąc dłonie na jej ramionach. — Wyobraź sobie, jak się zdziwi. Na żywo, przed kamerą, gdy nie będzie mógł po prostu zakląć i zwyzywać nas, wrzeszcząc tak, jak za każdym razem, gdy się bulwersuje. Wyobraź sobie jego reakcję. Jak zobaczy chłopaków, Eda, mamę... Niall założył się już z Liamem, w którym momencie Hazza się przy tym wszystkim poryczy — uśmiechnęła się do niej jak dziecko, podekscytowana. — A teraz wyobraź sobie, jak zareaguje, gdy zobaczy tam jeszcze ciebie, razem z nami...
Annie zagryzła wargę, czując, że jej miękka strona charakteru, która szybko się rozczula, przejmuje władzę nad jej zdrowym rozsądkiem.
— Pieprzyć ludzi, Annie. Robisz to dla niego i dla nas. — Gemma podskoczyła w miejscu i wpatrywała się w szare oczy rudej prosząco.
Ann czuła, że się łamie, gdy patrzyła w zielone tęczówki blondynki, identyczne, jak te, które należały do mężczyzny, który ukradł jej serce.
— Poza tym, hej, w końcu mam siostrę, z którą mogę robić takie rzeczy — wymamrotała Gemma, zagryzając wargę i patrząc na nią wielkimi ślepiami. Zacisnęła wargi w wąską linię i patrzyła, jak rozczulenie wkrada się na twarz rudej i wtedy już wiedziała, że wygrała tę bitwę.
— Ty mała szantażystko — wyrzuciła z siebie Annie i przytuliła ją mocno jednym ramieniem, uważając, żeby nie wylać kawy. Westchnęła głęboko i spytała w końcu: — No dobra, Gem, to jaki miałaś plan?
Gemma podskoczyła w miejscu, piszcząc z radości.
— Idę po kamerę, statyw i po gitarę — oświadczyła i otworzyła drzwi do garażu, starając się robić jak najmniej hałasu. — Chcesz jeszcze kawy?
Annie pokiwała twierdząco głową.
— Dobra. To wezmę ze sobą jeszcze termos. W tamtej starej szafie — Gemma wskazała palcem w kąt pomieszczenia — jest stary elektryk Harry'ego, wzmacniacz i jakiś inny sprzęt. Przejrzyj co tam w ogóle jest. O, i farelka też tam jest, można ją podłączyć, bo nam tu zmarzną tyłki — zarządziła i potruchtała przez ogród w stronę drzwi tarasowych.
Annie wpatrywała się w plecy blondynki przez chwilę i zaśmiała się sama do siebie, czując, że jakimś cudem w Holmes Chapel, w domu rodzinnym właśnie tego, tak, tego, cholernego, sławnego Harry'ego Stylesa zaczyna zostawiać część swojego serca, jakby ci ludzie byli dla niej jej własną rodziną.
Poniedziałki ssą. 😪
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top