77

Po kolacji Harry oświadczył wszystkim, że zamierza wprowadzić teraz nieco atmosfery starych czasów i pociągnął Annie za rękę do salonu. Kazał jej czekać na niego na środku pomieszczenia i pobiegł na górę. Zgarnął ze swojego pokoju stary zeszyt, dwa długopisy i arkusze pięciolinii ze swojej torby na ramię i wrócił na dół, trzymając dobytek pod pachą. Ponownie chwycił dłoń Annie i skierował ich kroki w stronę pianina, podnosząc pokrywę instrumentu, a na pulpicie rozłożył zeszyt i arkusze papieru.

— A do czego ja ci jestem potrzebna? — spytała go Annie, nieco rozbawiona. 

— Grasz lepiej ode mnie, mała. Potrzebuję trenera — odpowiedział jej, nachylając się nad nią i całując jej wargi. — Chcesz herbaty, wina czy kawy? — Spytał jeszcze konkretnie, obejmując ją i skradając jej całusa z czoła.

— Herbaty — odpowiedziała mu ciepło i patrzyła, jak znika w kuchni po to, żeby przygotować jeszcze dwa kubki z gorącym naparem. Annie zajęła miejsce na taborecie przy pianinie i z ciekawością zerknęła na zapisane arkusze pięciolinii, jakie przyniósł ze sobą Harry. Parsknęła śmiechem, widząc repertuar zespołu i jego solowej płyty. 

— Nie było czegoś innego? — Zaśmiała się, krzycząc za nim, gdy w rękach przekładała arkusze pięciolinii.

— To moja próba dla celów ćwiczeniowych, a nie twoja! — odkrzyknął jej z kuchni, wywołując chichot domowników. Annie pokręciła głową, rozbawiona i odłożyła arkusze z powrotem na pulpit, walcząc z ochotą dorwania się do klawiszy pianina przed brunetem. Przesunęła palcami po białej części klawiatury i zacisnęła wargi, zdając sobie sprawę, że od urodzin Harry'ego tak naprawdę nie miała czasu posiedzieć przed instrumentem, nie wspominając o tym, kiedy ostatnio miała czas grać na swoim własnym fortepianie. Tęskniła za tym. Jakkolwiek głupio to nie brzmi. Annie była osobą, która od dziecka potrzebowała muzyki, żeby normalnie funkcjonować. Do końca życia będzie wdzięczna rodzicom, którzy wyłapali w niej ten syndrom i ukierunkowali jej potrzeby we właściwym kierunku.

Nim spostrzegła, Harry z powrotem znalazł się obok niej, stawiając dwa kubki na pokrywie instrumentu i posłał jej szeroki uśmiech, a potem zajął miejsce po jej prawej stronie na długim taborecie.

— Dawno tego nie robiłem — wymruczał sam do siebie, przeglądając arkusze pięciolinii i posyłając niepewne spojrzenie w kierunku biało-czarnych klawiszy.

— Chcesz zacząć na dwie ręce? — spytała go zachęcająco Annie. — Ty prawa, ja lewa — dodała, gdy spojrzał na nią wielkimi, zielonymi oczami. Skinął głową, uśmiechając się delikatnie i pozwolił Annie wyjąć ze stosiku jeden plik kartek. Resztę odłożył na instrument i pociągnął łyczek herbaty z kubka, obserwując, jak rudowłosa rozkłada wszystkie kartki na pulpicie tak, żeby było im wygodnie, a potem związuje loki w prowizorycznego koka nad jej karkiem. Zatrzymał przez chwilę oczy na jej szyi, którą tak uwielbiał, a potem spojrzał na piosenkę, którą wybrała.

— Czemu "Moments"? 

— Będzie dobra na rozgrzewkę, masz tam ładną i rytmiczną linię melodyczną — wyjaśniła mu miękko, zerkając na nuty. — Ty zaczynasz, żabo — powiedziała do niego i upiła jeszcze łyk swojej owocowej herbaty, a potem podwinęła rękawy jego bluzy i czekała, aż sam ułoży dłoń na klawiaturze pianina.

https://youtu.be/GGUBGU3KLe8

Harry uśmiechnął się szeroko, kiwając głową w rytm, jaki Annie wygrywała swoją dłonią. Zerkał co chwilę na nuty i z zaskoczeniem obserwował, że gra na pianinie w ten sposób jest prostsza, niż ją zapamiętał. Gdy przeszli do refrenu Styles zmarszczył brwi i posłał Annie rozbawione spojrzenie, gdy ta wykroczyła poza podstawowe nuty i zaczęła dogrywać dodatkowe dźwięki, tak, że melodia, którą wygrywali przypominała teraz bardziej pełną linię melodyczną złożoną nie tylko z klawiszy, niż tę, która była zapisana na arkuszach. Przy drugiej zwrotce musiał się mocno do niej przysunąć, bo na początku potrzebował dłonią dosięgnąć nieco niższych dźwięków, niż na początku, dlatego przy okazji pozwolił sobie na pochylenie się nad jej twarzą i na nachylenie policzka w jej stronę tak, żeby go pocałowała, nie przerywając grania. Zaśmiała się, ale spełniła jego prośbę.

Uśmiechnął się szeroko, gdy zachichotała, na widok tego, jak w skupieniu śledził nuty wzrokiem i oblizał wargi, nie chcąc się pomylić. Przed ostatnim refrenem, gry wygrywali część, którą zwykł śpiewać Zayn, Annie spojrzała na niego i, gdy kończyli, skrzyżowała swoje ręce, wpadając na jego część klawiatury po to, żeby wykończyć tę część dźwiękami, które nie były zapisane na pięciolinii. Harry fuknął na nią, niby oburzony, jednak zaśmiał się po chwili, gdy z powrotem ustąpiła mu miejsca. Siedział obok niej, skupiony, a jednocześnie nie był w stanie przestać się uśmiechać.

Gdy skończyli piosenkę Gemma zachichotała, obserwując brata i jego dziewczynę z tego fotela w salonie, z którego miała idealny widok na ich profile. W ręku dzierżyła telefon, uśmiechając się do siebie szeroko. 

Nie, żeby zdążyła nagrać całość.

Łącznie z tym przesłodkim buziakiem w środku piosenki.

Obok niej na kanapie usadowiła się Anne i Michał, którzy siedzieli skuleni pod jednym kocem, w dłoniach dzierżąc kubki z herbatą.

— Ładnie wyszło jak na twoje możliwości, brat — rzuciła blondynka do lokatego, który właśnie związywał włosy w koczka, na co ten obrócił się w jej stronę, oburzony i spojrzał prosto w kamerę jej telefonu. Milczącym gestem spytał się, czy nagrywa na żywo, a gdy siostra potwierdziła, wyciągnął w jej kierunku ostetntacyjnie środkowy palec, wywołując głośne upomnienie Anne i dźwięczny śmiech Gemmy.

— Zrób lepiej, cwaniaro — wychrypiał do niej i upił trochę herbaty ze swojego kubka.

— Ta prośba nie jest do mnie — odpowiedziała mu cwaniacko i wskazała podbródkiem na Annie.

— To jest nie moja próba — rzuciła Annie znad arkuszy, które przekładała na pulpicie pianina, oświadczając im rozbawionym głosem. — Ćwicz co miałeś ćwiczyć, Styles — poleciła Harry'emu, sięgając po swój kubek z herbatą i przesuwając się na taborecie tak, żeby miał więcej miejsca i pełny dostęp do klawiatury.

Patrzyła z uśmiechem na ustach, jak brunet posłał jej niepewne spojrzenie i ułożył obie dłonie na klawiszach, zaczynając wygrywać melodię "Sign of the times". Annie zadrżała zdradliwie, gdy zrozumiała, że nie zamierza tylko grać.

— Wziąłeś sobie do serca naszą rozmowę? — spytała jeszcze cichutko, pochylając się w jego stronę i przygryzając dolną wargę, gdy nadal wygrywał wstęp.

— Ciii — wydął wargi w rozbawieniu, uciszając ją. —  Nie pesz mnie — ostrzegł ją, walcząc ze śmiechem, a potem przeszedł do zwrotki zaczynając śpiewać. Zamknął oczy, nabierając powietrza w płuca, a Annie dostała tak dużych ciarek, jakich nie miała już bardzo dawno.

Bo, nie oszukujmy się, Styles z gitarą to klasa, ale Styles przy fortepianie to jest coś, co miało w jej głowie nazwę: "jednoznaczny orgazm".

Wpatrywała się w niego, jak w obrazek, mając gdzieś to, jak bardzo transparentnie musi teraz wyglądać. Jego głos był inny, niż zawsze, gdy słyszała tę piosenkę - niby delikatniejszy, ale w miejscach, w których musiał brzmieć mocniej, brzmiał. Harry zerkał na nią od czasu do czasu i za każdym razem odwzajemniał jej uśmiech, który napotykały jego wielkie, zielone ślepia. 

Spędzili przy pianinie cały późny wieczór to grając, to śpiewając, to po prostu rozmawiając i śmiejąc się do siebie. Annie nie była w stanie policzyć momentów, w których zapominała, jak się oddycha, gdy słuchała głosu lokatego. Czasem przygrywała mu na pianinie, gdy śpiewał, bo nie czuł się na tyle pewnie, żeby akompaniować sobie samodzielnie. Harry siadał wtedy na krześle obok albo po prostu stał, krążąc po salonie w tę i z powrotem, obok pianina. I gdy w końcu uznali, że dość wrażeń na dziś, zamykając pokrywę pianina, Annie sięgnęła po swój telefon i zamarła, gdy odblokowała go czytnikiem linii papilarnych.

— Gemma...? — spytała niepewnie blondynki przerażonym głosem, a z twarzy odpłynęła jej krew. Harry, który obrócił się w jej kierunku gwałtownie na ten dźwięk, o mało co nie wypuścił z dłoni pustych kubków po herbacie, które szedł odnieść do kuchni. Annie odnalazła zielone oczy siostry Stylesa i zapytała ją bardzo powoli: — Coś ty nam nawrzucała na ten swój instagram, że ja mam tu taki armagedon...? 

Harry odstawił kubki na blat kuchenny i znalazł się przy Annie po kilku długich krokach, obejmując ją w pasie i zaglądając w ekran jej komórki przez ramię.

— Gem? — spytał miękko siostrę, podnosząc na nią oczy.

— Ile wrzuciłaś z tego, co nagrałaś? — Pytanie ponowił też Michał, który wpatrywał się w blondynkę nieco rozbawiony.

— Nawet nie połowę — powiedziała obronnym tonem. — Annie, zostaw to. Ostrzegałam, że liczba tych ludzi będzie ogromna — podniosła się z miejsca i podeszła do rudej i do brata, aby przez drugie ramię zerknąć na ekran telefonu Ann. — No, cóż, prawie trzysta tysięcy w trzy godziny to zdecydowanie mój rekord - parsknęła nieco ironicznie i rzuciła rudej uspokajające spojrzenie. — Po prostu odłóż telefon na bok i zapomnij o nim na dwa dni, dopóki się sytuacja nie uspokoi.

Harry uniósł jedną brew i spojrzał na siostrę, jakby była niepoważna.

— Ej, no co — mruknęła do niego na swoją obronę. — Ja nie zrobiłam nic poza tym, na co się umówiliśmy. To mama wrzuciła komentarz pod zdjęciem Hazzy, że to nie photoshop — sprzedała brunetkę oskarżycielsko.

Styles przeniósł niedowierzający wzrok na mamę, która tylko wzruszyła ramionami.

— Annie, zostaw to — polecił jej również Michał. — Idźcie spać i nie myśl o tym nawet.

Annie prychnęła pod nosem na słowa bruneta. Harry westchnął głęboko, wyjął jej telefon z ręki i odłożył go na pianino, zostawiając go na złożonych nierówno arkuszach pięciolinii.

— Idziemy do spania — polecił jej i pociągnął ją za rękę w stronę schodów.

— A telefon?

— Nie będzie ci potrzebny.

— A budzik?

— Tym bardziej, mamy urlop — prychnął śmiechem i pociągnął ją za rękę mocniej czując, jak się stawia. — Mam cię zanieść? — spytał ją wprost, obracając się w jej stronę z uśmiechem na ustach i mało subtelnie przewracając oczami. Utkwił w niej szmaragdowe oczy, patrząc na rudowłosą wyczekująco.

— Dobranoc wszystkim — pożegnała się zrezygnowana Annie, machając reszcie, która została w salonie i wyminęła lokatego, żeby wspiąć się po schodach do jego pokoju.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top