73

Annie i Harry po tym, jak narzucili na siebie ubrania, zeszli na dół, gdzie zastali już całą ekipę siedzącą przy stole w kuchni przy śniadaniu. Zaraz za nimi przydreptał Dusty, kierując swoje małe kroczki tuż za Stylesem. Gemma spojrzała z wyrzutem na stworzenie i zmrużyła oczy.

— Zawsze uważałam, że ten kot jest wkurwiający po tobie, brat — rzuciła na przywitanie do lokatego, szczerząc się złośliwie.

— No i skończył się etap: "braciszku, kocham cię mocno i tęskniłam za tobą tak strasznie, strasznie" — Harry odpowiedział jej złośliwie, specjalnie naśladując wysoki głos blondynki. Annie władowała się na wolne krzesło obok siostry Harry'ego, śmiejąc się pod nosem. — Zołza — dodał, rzucając do siostry.

— Kocham cię, brat. — Gemma wystawiła mu język w odpowiedzi.

— Teraz, to spadaj — zaśmiał się do niej i podszedł do czajnika, żeby zrobić herbatę i kawę dla siebie i dla Annie.

Czas leciał im nieszczęśliwie szybko. Posiedzieli przy stole, pokręcili się chwilę i nim wszyscy się obejrzeli, chłopaki ładowali swoje rzeczy do bagażnika range rovera Nialla, a James wyjeżdżał swoim samochodem z podjazdu. Annie została uściskana mocno przez każdego z mężczyzn z obietnicą, że zobaczą się za niecały tydzień w Londynie. Gdy James również jej to potwierdzał, uśmiechnął się cwaniacko, przytulając ją, a potem odszedł nieco na bok z lokatym, mówiąc coś do niego w podekscytowaniu.

— Nie kombinujecie nic, Styles, prawda? — spytała Harry'ego szeptem, gdy chłopak z powrotem znalazł się przy jej boku, a Corden machał im zza kierownicy, włączając się do ruchu na drodze i kierując się w stronę Londynu.

— Ja? — Zaśmiał się niewinnie. — Nigdy, kotku — zachichotał i ucałował jej skroń. — Niall, na litość, przecież się zobaczymy niedługo, czego ryczysz? — westchnął, uśmiechając się na widok blondyna, który wpatrywał się w ich dwoje z zaszklonymi oczami. Horan wymamrotał coś pod nosem i podszedł do nich, obejmując ich ramionami jednocześnie.

Dziesięć minut później Zayn, prowadząc auto blondyna machał im przez szybę, opuszczając podwórko Stylesów.

— Już za nimi tęsknię — mruknął nieco smutno pod nosem Harry, obejmując Annie w pasie. — Wiem, że życie toczy się dalej, ale cholernie brakuje mi czasów, w których żyliśmy wszyscy ze sobą na co dzień... — wyznał rudej cichutko, opierając podbródek na jej ramieniu. — Ostatnie dni to był najlepszy prezent urodzinowy, jaki mogłem dostać... 

Annie uśmiechnęła się czule do niego i przytuliła bruneta mocno, zarzucając mu ręce na szyję. Harry objął ją z cichym westchnieniem, zamykając powieki. Ann nie musiała mu odpowiadać, bo po raz kolejny wiedział, że nie potrzebują słów, żeby powiedzieć sobie to, co czuli.

— Chodź, żabko. Przebierz się i posmaruj łapkę, a potem zbierajcie się powoli z Anne, bo zaraz się spóźnicie — rzuciła do lokatego cicho rudowłosa, odrywając się pod niego po dłuższej chwili i dłonią przesuwając po jego prawym przedramieniu w miejscu, gdzie pod swetrem spoczywał nowy tatuaż na jego skórze. Pociągnęła go za dłoń delikatnie w stronę drzwi wejściowych i uśmiechnęła się lekko, gdy posłuchał jej polecenia, przeczesując dłonią loki.

Styles podreptał na górę tuż za Annie, która rzuciła się na łóżko tylko po to, żeby obrócić się wygodnie w jego stronę, aby obserwować, jak się przebiera. Pokręcił głową z niedowierzaniem, widząc kątem oka, jak szczerzy się w jego kierunku, gdy wsuwał na tyłek jasne, niebieskie jeansy. Kręcił się chwilę po pokoju w samych spodniach, a potem zaszedł do łazienki i chwycił w dłoń tubkę z balsamem. Wycisnął nieco substancji na dłoń i rozsmarował ją sobie na prawym przedramieniu, wcierając łagodzący krem w skórę, a następnie narzucił na siebie białą koszulkę z długim rękawem i bluzę.

— Nie chce mi się tam dzisiaj jechać — wymamrotał niepocieszony, opadając na moment na łóżko obok Annie.

— Szybko wam zleci, zobaczysz — odpowiedziała mu pocieszająco, wiedząc, że w końcu dostanie czas z mamą sam na sam, który będą mogli oboje wykorzystać na rozmowę, która była im potrzebna. — Obiecuję, że nie puścimy domu z dymem — zaśmiała się do niego, rozluźniając nieco atmosferę.

— Sama pewnie nie byłabyś w stanie, ale w parze z Gemmą... — wymruczał, chichocząc i złapał ją za dłoń, pomagając Annie wstać na nogi. — Chodź, mała, pożegnasz się ze mną ładnie na dole — wyszczerzył się do niej i pociągnął ją za rękę w stronę drzwi, jednak Annie zaprotestowała. Chwyciła go za ramię i obróciła go przodem do siebie, a potem stanęła na palcach i wpiła się w jego wargi.

— Wolę tutaj — wyszeptała między oddechami. — Czemu tak rzadko nosisz te spodnie?

— A wolę ja na dole — odparł jej, zagryzając wargę pod wpływem jej pytania i oddając pocałunki. Zachichotał, widząc, jak zmarszczyła brwi. 

— Czemu? — Zadała pytanie, zdezorientowana.

— Bo jak będziemy się dalej żegnać tutaj, to skończy się to seksem — wydyszał jej w wargi i oderwał się od niej, ignorując jej jęknięcie i otworzył drzwi, gestem głowy pokazując jej, że ma schodzić na dół. — No nie patrz tak. Chcesz żebym tu został i ominął dializę przez ciebie? — Zaśmiał się na widok jej naburmuszonej miny. 

— Szantażysta — wymruczała jeszcze, gdy mijała go w progu, przez co zarobiła klapsa w pośladek w akompaniamencie śmiechu lokatego. Annie mogła przysiąc, że wymamrotał coś o tym, że jest okropna, ale gdy na niego spojrzała, zerknął tylko wymownie w sufit i zagwizdał.

— No, nareszcie — rzuciła Anne, rozbawiona ich widokiem. — Już myślałam, że będę musiała po ciebie iść na górę, synek.

— Nie mam pięciu lat — oburzył się i chwycił w ręce adidasy, które zaczął wsuwać na stopy.

— Mentalnie nadal masz tyle! — odkrzyknęła z salonu Gemma, podnosząc się z kolan Michała.

— Gem — rzuciła obrończo w stronę blondynki Anne, wywracając oczami. Harry zarzucił na siebie płaszcz i, widząc wzrok rudej sięgnął jeszcze po czapkę i po szalik, całując ją w czoło na pożegnanie.

— Bądź grzeczna — parsknął śmiechem i chwycił kluczyki do samochodu mamy. — Ja prowadzę — wyszczerzył się do brunetki i wyszedł z domu, żeby wyprowadzić samochód z garażu.

Anne uśmiechnęła się lekko i obróciła się w stronę Annie, żeby objąć rudą, a potem spytała ją, szepcząc jej do ucha:

— Jakieś rady, Annie? — Odsunęła się od niej, a wielkie, zielone oczy wpatrywały się w zdziwione, szare tęczówki tej drugiej.

— Pierwszy widok igieł do przetoki będzie nieprzyjemny. Są dość duże. Harry już się do nich przyzwyczaił, tak jak do całego sprzętu i szpitalnej otoczki — zaczęła cicho, ściskając Anne za dłonie. — Na fotelu robi się strasznie rozgadany, a gdy już mu się znudzi to po dwóch godzinach lepią mu się oczy i chce mu się spać. W torbie pewnie będzie miał słuchawki i... — nie dane jej było dokończyć, bo Anne uścisnęła ją ciepło raz jeszcze. Annie oddała uścisk, nieco zaskoczona i dodała po prostu: — Będzie dobrze, nie martw się. Pewnie sam wszystko ci opowie... 

Rudowłosa posłała brunetce ciepły uśmiech na pożegnanie, a ta pomachała jej, gdy zamykała drzwi. Annie obróciła się na pięcie i z uśmiechem na twarzy opadła na kanapę, prostując nogi i przeciągając się.

— Chwila spokoju — wymruczała sama do siebie, na dźwięk czego Gemma roześmiała się złośliwie.

— Michał, kochanie...  — Blondynka zwróciła się do chłopaka. — Bardzo się wkurzysz jak pójdę po laptopa? — spytała go cicho, wyjmując mu pilota z ręki i rzucając go Ann, na znak, żeby to ona poszukała czegoś wartego uwagi w TV.

— Miało nie być pracy, Gem — wymruczał, patrząc na nią spode łba.

— To ważne i częściowo nie praca — poprosiła ze słodką miną i uradowana zeskoczyła z kolan bruneta, gdy ten przewrócił oczami, rezygnując z kłócenia się ze starszą ze Stylesów.

— Jesteście ulepione z tej samej gliny — rzucił do Annie Michał, gdy ta skakała po kanałach zrezygnowana.

— A ty niby skąd to wiesz?

— Styles już doniósł, że najchętniej sypiałabyś w pracy — zaśmiał się do niej. — Gem ma to samo. Chociaż tyle, że ona pracuje zdalnie — dodał niepocieszony. — Rzuć mi tego pilota, odpalę "grę o tron".

Annie zaświeciły się oczy.

— Oglądasz?

— Błagam cię — spojrzał na nią z politowaniem — muszę zrobić powtórkę przed premierą nowego sezonu — dodał oczywistym tonem głosu.

— No i lubimy się, kolego Michale — wyszczerzyła się do chłopaka, mówiąc do niego po polsku i przekazała mu pilota, podekscytowana. Gemma wróciła z piętra, trzymając laptopa pod pachą i spojrzała na nich, łącząc fakty.

— O nie — jęknęła głośno, układając się na drugiej kanapie. — Będzie serial, którego nie lubię? — spytała Michała hipotetycznie.

— Owszem — odmruknął jej. — Pracuj tam — polecił i odpalił szósty sezon, spoglądając pytająco na Annie, która zaaprobowała jego wybór. Obojętne jej było, który moment będą oglądać, bo i tak widziała całość już z cztery razy.

— Ann — rzuciła cicho blondynka znad laptopa, patrząc na nią zielonymi oczami i uśmiechając się tak, że w jej policzku powstał malutki dołeczek identyczny jak ten, który pokazywał się u jej brata, gdy ten coś kombinował. — Dasz mi swój telefon? — spytała prosząco.

Annie wzruszyła ramionami i wyjęła z kieszeni swojego iphone'a, ciskając go w stronę blondynki.

— Kod? — spytała cicho Gemma, spoglądając na rudą.

— Nie mam — odparła jak gdyby nigdy nic.

— Żyjesz z moim bratem i jeszcze nie masz hasła zabezpieczającego komórkę? 

— To dziwne? — zapytała szarooka hipotetycznie.

— Sama zobaczysz niedługo — zaśmiała się blondynka, ignorując uciszające syknięcie Michała. — Założę ci — mruknęła jeszcze do rudej, oświadczając jej.

Ann machnęła ręką, dając jej pozwolenie na grzebanie w jej urządzeniu. Poza kilkoma aktualnymi zdjęciami Harry'ego i Sama nie miała tam nic wartego uwagi, więc było jej to obojętne. Razem z Michałem wciągnęli się w losy bohaterów na ekranie, a Gemma obok nich w ciszy stukała w klawiaturę, od czasu do czasu sięgając to po swój telefon, to po telefon Annie, realizując szatański plan, jaki właśnie wdrażała w życie.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top