63

Gdy minęli tablicę informującą, że są z powrotem na terenie Holmes Chapel brunet uśmiechnął się nieśmiało do Annie i mruknął:

— Mogę cię porwać jeszcze w jedno miejsce?

Nie odpowiedziała, spojrzała tylko na niego pytająco.

— Chciałbym zajechać na cmentarz, do Robina. Na kilka minut.

Po klatce piersiowej rudowłosej przetoczyła się fala ciepła.

— Oczywiście, że możesz, Harry — odpowiedziała mu na jego pierwsze pytanie, odnajdując swoją dłonią jego własną i przeciągając opuszkiem kciuka po jego skórze w czułym geście. 

Dosłownie trzy minuty później brunet dostawił auto przed żelazną bramą cmentarza. Oboje wyskoczyli z auta, a Harry poprawił czapkę na głowie Annie, zauważając, że zaczynało zmierzchać i, że powoli robiło się chłodniej. Objął rudą w pasie i poprowadził ich kroki przez wydeptane alejki cmentarza, stając po chwili przy czarnym, skromnym nagrobku.

— Żałuję, że nie może cię poznać — wymruczał jej do ucha po chwili, gdy stali nad grobem jego ojczyma.

— Ja też żałuję — wymruczała smutno i ułożyła głowę na jego barku, przeciągając dłonią po jego plecach. Lokaty przymknął oczy i przyciągnął ją do siebie, całując ją we włosy. — To jest niesprawiedliwe... 

— Jest, maleńka — westchnął ciężko, przytakując jej. — Wracamy, co? Robi się zimno.

Pokiwała głową, zgadzając się z nim bez słowa. 

W domu znaleźli się godzinę szybciej, niż planowali. Harry zostawił range rovera na podjeździe i zarzucił torbę na swoje ramię, a potem otworzył Annie drzwi od strony pasażera, podając jej dłoń. Skradł jej pocałunek z warg, gdy oboje stali już na nogach i skierował ich kroki w stronę drzwi, zza których było słychać gwar panujący w salonie. Gdy Harry nacisnął klamkę już od progu dobiegł ich szaleńczy krzyk Nialla:

— Nie, ciastka francuskie mają być obok mnie, Zayn, przestawiamy te miski, to nie będzie tak stało!

Annie zaśmiała się dźwięcznie, a Styles klepnął się z otwartej dłoni w czoło i potarł swoje policzki w bezradnym geście.

— Wariatkowo — skomentował cicho do rudej, na co ta zaśmiała się jeszcze głośniej, a potem, zsuwając sztyblety ze swoich stóp, krzyknął głośno z korytarza: — Jesteśmy!

— Ooo, są nasze promyczki! — zawołał głośno Payne, podbiegając do Stylesa i rzucając mu się na szyję. — Tęskniłem za tobą, kochanie, tyle czasu cię nie było — zawył głośno i żałośnie, próbując jednocześnie zapanować nad chichotem. Wtulił się w Harry'ego i sugestywnie położył dłonie na jego pośladkach.

— Liam, skarbie, nie przy ludziach, zostaw to na potem — napomniał go lokaty, udając oburzonego i chichocząc, jak opętany.

— Oni zawsze tak? — Annie spytała Gemmy zza pleców Harry'ego, wskazując palcem na dwójkę obok siebie.

— Normalnie jest jeszcze gorzej. — Blondynka wzruszyła ramionami, tak, jakby nie robiło to na niej wrażenia — Chodź, Ann — wyszczerzyła się do rudej i gestem wskazała jej na schody, poruszając brwiami złowieszczo. Annie uśmiechnęła się cwaniacko i wyminęła Stylesa, nadal wtulonego w Liama, machając mu na pożegnanie jednoznacznie.

— Nie ma takiej opcji, Annie, zakaz konspiracyjny jest nadal aktualny, słyszysz?! — krzyknął za nią, widząc, jak wspina się po schodach tuż za jego siostrą, pokazując mu język. Posłała mu całusa w powietrzu, ignorując jego zbulwersowanie - ku rozbawieniu całego towarzystwa - i zniknęła na piętrze wraz ze starszą z rodzeństwa.

— Chodź do Harry'ego, Gem, to przebiorę się od razu — mruknęła cicho prosząco, na co blondynka uśmiechnęła się szeroko i otworzyła przed nimi drzwi do pokoju brata. Annie z westchnieniem ulgi zrzuciła z siebie marynarkę i zaczęła odpinać guziki od swojej koszuli przy mankietach na nadgarstkach.

— Co ja mam na siebie włożyć tak właściwie? — spytała, widząc zwykłe, dresowe rurki Gemmy i męską bluzę Michała, którą miała na sobie blondynka.

— Cokolwiek, Annie. Tak, żeby było ci wygodnie. I tak będziemy tylko my i James — wytłumaczyła jej ciepłym tonem głosu. — To będzie grzeczne i rodzinne ćwierćwiecze — wyszczerzyła się szeroko. — Boże, jaka ta cipa jest stara już — dodała, wywracając oczami.

Czyli Harry miał dobre przeczucie. Chwała Bogu.

— Alleluja — mruknęła Annie z ulgą, ściągając z siebie koszulę i otwierając walizkę Harry'ego w poszukiwaniu jego bokserki i jakiejś bluzy z kapturem.

— Ooo... — Gemma uniosła brwi na widok jej tatuaży. — Niepozorna jesteś, młoda — zaśmiała się, lustrując jej popisane żebra. Annie posłała jej zadziorny, porozumiewawczy uśmiech i narzuciła na siebie rzeczy Stylesa, rejestrując, że nawet jego świeżo wyprane ubrania przesiąknęły jego perfumami. — Kładź się obok, Annie, mamy dużo do obgadania — wyszczerzyła się blondynka i rozłożyła się na łóżku, robiąc rudowłosej miejsce obok siebie.

— A ile mamy czasu?

— Z godzinę na początek.

— A zamknęłaś drzwi? —  spytała ruda, wiedząc, że jeśli tego nie zrobią, to Harry wpadnie tu lada moment.

— Kochana, ja się wychowywałam z tą łajzą. Oczywiście, że tak. Od razu, jak tu weszłyśmy — Gemma pokazała jej rządek równych, białych zębów.

— Idealnie — wymamrotała zadowolona Annie i rzuciła się na pościel obok siostry bruneta. — To co, Gem? Najpierw kompromitujące szczegóły z życia braciszka, czy sprawozdanie z ostatnich tygodni? 

— Boże, uwielbiam cię, dziewczyno — wymamrotała podekscytowana blondynka. - Opowiadaj wszystko, błagam! — zachichotały do siebie złowieszczo i Annie zaczęła mówić, przypominając sobie miniony miesiąc ze szczegółami. 

Gemma słuchała jej uważnie, dopytując się czasami o szczegóły - zasypała Ann gradem pytań zwłaszcza, gdy rudowłosa opowiadała o tym, jak Louis wpadł do Harry'ego do centrum bez uprzedzenia. Styles wpatrywała się zdziwiona w szare oczy Annie, gdy ta opowiadała jej, jaki jej brat potrafi być uparty i despotyczny, co blondynka przyjęła z aprobatą. 

— Jezu, w końcu się ogarnął — wymamrotała do siebie nieco złośliwie, czując, że jej ukochany brat nareszcie układa swoje życie tak, jak zawsze marzył, żeby je sobie ułożyć. — Nie zrozum mnie źle, Annie, bo naprawdę kochałam Tomlinsona jak brata i cieszyłam się ich szczęściem...  — Tutaj ściszyła nieco ton głosu. — Ale Harry nie jest typem tego uległego, a tego od niego wymagał Louis. Trzeba było ustąpić? Zrobił to Styles. Trzeba było pójść na rękę, odpuścić, przeprosić? Zrobił to Styles. Zawsze. Bo go kochał. Bo szkoda mu było czasu na kłótnie. Bo był młodszy, bo był mniej doświadczony - zawsze był jakiś powód. Dopiero teraz widzi, jak bardzo się dusił przez ostatnie lata... 

Annie zacisnęła wargi w wąską linię i przewróciła się na brzuch, a potem uniosła się na łokciach, nadal milcząc.

— Kocha cię jak głupi, Annie — rzuciła do niej mimochodem, Gemma, a oczy rudej urosły do wielkości pięciozłotówek. — Co, nie powiedział ci tego jeszcze? — zaśmiała się, widząc jej reakcję i wywracając oczami. — Miewa nieśmiałe momenty, musisz mu wybaczyć — zachichotała. — Dawno nie widziałam go takiego... normalnego, wiesz? Wrócił ten beztroski, roześmiany brat, za którym tak kurewsko mocno tęskniłam... — wyznała, a jej oczy śmiały się do rudej.

Ten właśnie moment wybrał sobie Harry, żeby stanąć pod drzwiami pokoju i pociągnąć buntowniczo za klamkę.

— EJ! — rzucił do nich zza drzwi. — No nie, co za bezczelne ewenementy, jeszcze się zamknęły w moim własnym pokoju we dwie! — wykrzyczał, prawdopodobnie do chłopaków, których śmiechy było słychać za drzwiami. — Annie, miśka, otwórz mi drzwi! — krzyknął, pukając głośno.

Dziewczyny roześmiały się głośno, ale żadna nie ruszyła się z miejsca.

— Gemma, ty pomiocie diabła! — rzucił z wyrzutem do siostry, zbulwersowany. — Mike, w ogóle nad nią nie panujesz! — zwrócił uwagę Michałowi, oburzony. — Ja je zaraz załatwię... — wymruczał pod nosem i wpadł do pokoju siostry, z toaletki kradnąc jej jedną wsuwkę do włosów. Wrócił pod drzwi do swojego pokoju i klęknął przed zamkiem, wsuwając metalowy przyrząd do dziurki od klucza.

— Styles, nie jesteś Bondem — wyśmiał go Zayn, niemal płacząc ze śmiechu.

— To patrz, Malik. — Harry delikatnie przekręcił wsuwką w środku, skupiony i krzyknął z entuzjazmem, gdy usłyszał szczęk zamka. — Myślisz, że jak wychodziłem z tego pokoju, jak miałem szlaban od ojca? — spytał cwaniacko i podniósł się na nogi. Skrzyżował ręce na piersi, widząc Annie i swoją siostrę na jednym łóżku. — Ty — wskazał palcem na Gemmę — będziesz miała za to czarną szamponetkę w odżywce do włosów, a Ty — tu wskazał na Annie, zapowietrzając się — ty masz szlaban na seks — powiedział groźnym tonem głosu i oburzył się, gdy obie ponownie wybuchnęły śmiechem.

— Ja bym przemyślał to drugie — wtrącił się Liam, ocierając łzy i łapiąc się za brzuch. — Stary, nie karaj sam siebie — zauważył bystro Payne.

— Masz rację. — Styles zorientował się co zrobił, marszcząc brwi i ponownie wskazał na Annie. - A ty za karę prowadzisz samochód przez resztę miesiąca — wyszczerzył się złowieszczo, grożąc jej palcem.

— Nie ma takiej opcji, Styles — ruda prychnęła ironicznie, patrząc w jego zielone oczy, gdy podchodził do niej po to, żeby rzucić się na łóżko tak, aby przygnieść je obie ciężarem swojego ciała.

— Złaź ze mnie, brat, ty ciężka krowo ty! — wykrzyczała zbulwersowana Gemma, przerzucając ciało bruneta na śmiejącą się głośno Annie.

— Uważaj na rękę — Ann mruknęła cicho do Harrego, gdy ten znalazł się całkowicie na niej. Otwierała usta, żeby powiedzieć coś jeszcze, ale pocałował ją bezceremonialnie, językiem wchodząc na jej podniebienie.

— Ej dobra, dzieci, bez seksów, przyszliśmy, żeby was zawołać na dół, a nie oglądać grę wstępną — zarządził Zayn, rzucając się na łóżko obok Gemmy i nogą skopując Harry'ego z Annie tak, że zleciał z hukiem z łóżka. — Tyłki w górę! — zarządził, ignorując środkowy palec bruneta wyciągnięty w jego stronę.

— Przedszkole — pokiwała głową z niedowierzaniem  Anne, słuchając ich przepychanki i głośne śmiechy, które dosięgnęły swoim zasięgiem kuchni na parterze.






Miało nie być, ale klepię fanficka, zamiast ogarniać moje życie, 

więc czemu nie? 😅 x






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top