62

Harry odpalił silnik auta, a Annie miała cały czas wrażenie, że brunet nie może się doczekać, aż postawi ją przed kolejnym faktem dokonanym.

— Nienawidzę, jak się tak uśmiechasz — rzuciła do niego mimochodem. — Ten uśmieszek zawsze znaczy, że będę na ciebie albo fukać, albo warczeć, albo wrzeszczeć, albo nie będę wiedziała co powiedzieć, albo... — zaczęła wymieniać, na co Styles zaśmiał się szczerze.

— Cóż, kochanie...  — Poruszył sugestywnie brwiami. — Przynajmniej się ze mną nie nudzisz.

— Gdzieżbym śmiała. — Annie zachichotała, kręcąc głową i włączyła radio przyciskiem na desce rozdzielczej.

Harry krążył po ulicach Manchesteru, manewrując kierownicą zawzięcie. Wstrzelili się w szczytowy ruch popołudniowy, ale nie przeszkadzało mu to - od dawna wyznawał filozofię, że pięć minut go nie zbawi, a woli dojechać w całości i bez nerwów do miejsca docelowego. W pewnym momencie znaleźli się w uliczce blisko centrum i rudowłosa zarejestrowała, że Styles wcisnął kierunkowskaz w celu zaparkowania samochodu na krawędzi chodnika. Rozejrzała się dookoła i nie zobaczyła niczego podejrzanego w okolicy.

Dopiero, gdy Harry wyprostował się na fotelu zobaczyła, że stanęli przed szklaną witryną studia tatuażu, na widok czego spojrzała na niego z uniesioną brwią w niemym pytaniu.

— Uważaj, jak będziesz wysiadać, Annie — zakomunikował jej, wyskakując z samochodu i obserwując, czy nic nie jedzie tak, żeby mogła bezpiecznie otworzyć drzwi od swojej strony auta. Rudowłosa opuściła range rovera i podeszła do niego, splatając ich dłonie.

— Nie mów, że my tutaj — wskazała podbródkiem na witrynę. Nie musiał jej odpowiadać - po prostu pociągnął ją w stronę wejścia do studia tatuażu. Annie prychnęła pod nosem, rozbawiona. — Boże, spodziewałam się jakiegoś durnego pomysłu pokroju skoku na bungee, czy coś... — mruknęła niby sama do siebie, ale wiedziała, że i tak usłyszał, bo zaśmiał się krótko.

Harry przejął od niej jej płaszcz, zsuwając go z jej ramion, gdy weszli do środka. Odwiesił swój własny na wieszak i wszedł głębiej, witając się głośno z czarnowłosym, wydziaranym mężczyzną koło trzydziestki.

— Kogo moje oczy widzą! — Ucieszył się trzydziestolatek na jego widok. — Styles! I to w jakim pięknym towarzystwie — rzucił na widok Annie, trzymającej dłoń lokatego. — Miło mi, moja droga, Leo — przedstawił się, podając rudej dłoń na przywitanie.

— Annie — szarooka odwzajemniła uśmiech i spojrzała pytająco na Harry'ego.

— Ty czegoś potrzebujesz, Harry, czy mam rozdziewiczyć tę ślicznotkę? — Annie roześmiała się głośno na to pytanie, ignorując rozbawione spojrzenie i bruneta, i tatuatora. — Co, nie mam racji? — zdziwił się czarnowłosy, patrząc po ich twarzach zdezorientowany.

— Wiesz, Leo, to jest bardziej doświadczona zawodniczka ode mnie — wymruczał Harry, krzywiąc się. — Dzisiaj to ja idę pod igłę. Masz dla mnie chwilę?

— Dla ciebie zawsze — wyszczerzył się mężczyzna i zerknął jeszcze na Annie. — Muszę koniecznie zobaczyć to, czego nie widać. Jako osoba z branży — zaśmiał się do rudej.

— Pogadamy, zobaczymy — odparła wymijająco, posyłając mu lekki uśmiech.

— Dobra, Harry, to chodźcie do pracowni i powiesz mi czego potrzebujesz.

Styles skinął głową i pociągnął Annie za sobą, kierując się za tatuatorem.

— Mam cię potrzymać za rączkę, żabko, czy o co chodzi? — spytała go cicho Annie, wspinając się na palce i szepcząc mu pytanie do ucha nieco sarkastycznie. Zarówno dla niej, jak i dla Harry'ego ból towarzyszący wprowadzaniu barwnika w głębokie warstwy skóry nie był ani strachem, ani czymś niecodziennym, co wymagałoby towarzystwa trzeciej osoby. Oboje robili to już wiele razy.

— Dowiesz się za minutę, złośliwcze — odparł jej, wystawiając jej język. Usiedli przy stole kreślarskim Leo, a mężczyzna po chwili zjawił się z kubkiem herbaty i kawy, o które poprosił go Styles.

— No dobra, Harry, to co chcesz i gdzie chcesz? — spytał konkretnie trzydziestolatek, wpatrując się niebieskimi oczami w chłopaka.

Styles sięgnął do swojej torby, a potem wyjął z niej jedną pustą kartkę i jedną zadrukowaną kartkę. Podał Leo tę zadrukowaną, która wyglądała z daleka, jakby była podłużnym wykresem i polecił mu:

— Przepisz na razie sam górny kontur ścieżki dźwiękowej.

Mężczyzna zmarszczył brwi.

— A gdzie sobie to wymyśliłeś?

Harry zsunął z siebie sweter i podciągnął rękaw koszuli tak, żeby pokazać mu zewnętrzną krawędź prawego, praktycznie niezapisanego przedramienia, a potem przeciągnął palcem w linii prostej od łokcia do swojego małego palca u dłoni. Leo skinął głową, rozumiejąc o co mu chodzi.

— No dobra, a co do tego?

— A no właśnie — mruknął sam do siebie Styles i podniósł oczy na Annie, podsuwając jej pod nos białą kartkę i swoje pióro. Zacisnął wargi w wąską linię i czekał na jej reakcję. Rudowłosa dopiero po chwili zrozumiała, o co ten ją prosi.

— Harry, kotku, ja rozumiem, że masz bogate doświadczenia życiowe w rysowaniu po swoim ciele pod wpływem chwili i tych podniosłych treści, i głupot, ale... — zaczęła z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.

— Nie ma "ale", Ann — przerwał jej z czarującym uśmiechem na ustach, rejestrując po drodze jak go nazwała. — Chcę. Jestem pewien.

Wpatrywała się w niego badawczo, ignorując chichotanie Leo po drugiej stronie stołu.

— Ale nie chcesz mojego imienia, prawda? Powiedz, że nie, Styles, błagam... — poprosiła nieco ironicznie.

Mężczyzna pochylający się nad kalką roześmiał się w głos.

— Lubię ją — rzucił mimochodem do Harry'ego, wskazując na Annie.

Brunet przeczesał swoje loki i wywrócił oczami teatralnie.

— Tylko jedno słowo — poprosił.

— No, jakie?

Styles zagryzł dolną wargę.

— "Fireproof".

Mina Annie zmieniła się na zaszokowaną w ułamku sekundy. Podniosła się nieco z krzesła i wychyliła się z miejsca tak, żeby dojrzeć, co dokładnie kalkuje Leo. Szybko powiązała ze sobą te dwa puzzle.

— Czy to jest to, co ja myślę, że to tym jest? — spytała mało składniowo, wpatrując się w uśmiechającego w nią Harry'ego.

— Tak, Annie. To jest graficzny zapis naszego nagrania — potwierdził jej szeptem, obserwując, jak próbuje wyjść z szoku.

— Czyś ty zwariował? — wyszeptała do niego.

— Anastasia, maleńka — prychnął cicho, gdy zobaczył, jak mimowolnie skrzywiła się, gdy pieszczotliwie użył jej pełnego imienia. — To jest więcej, niż pokonanie twojego lęku i niesamowite wspomnienie. To jest tekst, który częściowo stworzyłem, zrodzony na nowo. Jak ja. To jest piosenka z dnia, w którym pomogłaś mi przekroczyć wiele barier, po tym, jak myślałem, że nie jestem w stanie się pozbierać. To jest utwór, który śpiewałem z nim przed milionami, a teraz też utwór, który kojarzy mi się tylko z tobą, bo pokazałaś mi, że poprzednia wersja była chujowa w porównaniu do tej. Nie tylko pod kątem aranżacji.

Zachichotała, z zaszklonymi oczami, gdy zaklął siarczyście.

— To jest symbol nowego mnie i zamkniętego rozdziału. I miliona innych rzeczy...

Leo ulotnił się z drugiego końca stolika, chcąc im dać chwilę prywatności. Harry przybliżył się do Annie i obrócił ją na krześle tak, żeby móc ukucnąć między jej nogami. Chwycił jej dłonie w swoje i trzymając je ciasno ucałował opuszki jej palców.

'Cause nobody saves me, baby, the way you do — zaśmiewał cicho, zachrypniętym głosem i uśmiechnął się do niej, mrugając, żeby pozbyć się szklanek w oczach. — Chcę ten tatuaż właśnie tutaj, właśnie dzisiaj, w moje cholerne ćwierćwiecze, właśnie przy tobie — wyszeptał pewnie i pocałował ją mocno, ignorując świat otaczający ich wokół. Oderwał się od niej i pogładził jej policzek, czekając na odpowiedź.

— Daj mi to pióro — wymruczała cicho, godząc się na jego prośbę.

Ucieszony uśmiechnął się szeroko i przygryzł dolną wargę, odsuwając się od niej.

— Zrób pierwsze "f" duże, a drugie już z małej litery, takie ładne, dziwne, zawinięte, jak zawsze robisz — poprosił, a Annie spojrzała na niego ze ściągniętymi brwiami. — No co? Masz ładny charakter pisma - ucałował ją w czubek głowy, pochylając się nad nią i z uśmiechem na ustach patrzył, jak rudowłosa spełnia jego prośbę.

Leo wrócił do nich po chwili i omówił z Harrym szczegóły całego tatuażu. Ostatecznie wyraz napisany odręcznym pismem Annie znalazł się pod miękką linią, której nie dało się rozpoznać jako zapisu dźwiękowego, jeśli nie wiedziało się, czego się szuka. Harry położył się na kozetce i z zaskoczeniem stwierdził, że obecność Ann działała na niego przeciwbólowo, bo skrzywił się zaledwie raz - a i tak wtedy od razu dostał buziaka na znieczulenie, więc tak naprawdę nie miał na co narzekać. Samo zrobienie tatuażu nie zajęło Leo nawet pół godziny, więc Annie i Harry opuszczali studio szybciej, niż mieli zaplanowane.

W drodze powrotnej zajechali do McDrive'a po kawę dla Ann. Nie odzywali się do siebie prawie wcale, jednak w tej ciszy rozkoszowali się emocjami, które biły od nich wzajemnie. Styles prowadził auto jedną ręką, a drugą głaskał ją po udzie, a Annie - o dziwo - nie przeszkadzało to wcale. Uśmiechali się do siebie bez słów, nie potrzebując ich. Rudowłosa nadal nie wierzyła, że on, Harry Styles, naprawdę zrobił to, co zrobił. Że on, Harry Styles, wydziarał sobie w swoje dwudzieste piąte urodziny jej odręczne pismo. Że on, ten uparty osioł, najbardziej uroczy facet na tym świecie, wpatruje się w nią w tak ogromną czułością w oczach, prowadząc samochód, że właściwie nie przeszkadza jej to, że nie patrzy na drogę.

Samuel miał rację.

Zakochała się jak wariatka.






💙.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top