61

— Coś ty dzisiaj taka mało rozgadana? — wymruczał zachrypniętym głosem zza kierownicy Harry, gdy byli w połowie drogi do pobliskiego szpitala. Annie z zainteresowaniem chłonęła obraz, który przelatywał jej za szybą od strony pasażera, ukradkiem zerkając od czasu do czasu na prowadzącego samochód Stylesa.

— Rozkoszuję się spokojem — odpowiedziała mu, posyłając mu uśmiech. Oderwała się od szyby i podparła na niej łokieć, opierając głowę na swojej dłoni tak, żeby móc mu się przyjrzeć. — Strasznie lubię na ciebie patrzeć, jak prowadzisz, wiesz? — spytała cicho nieco hipotetycznie, na co Harry uniósł jedną brew.

— Czemu? — W jego głosie słychać było rozbawienie.

— Bo jesteś wtedy tak cholernie męski, opanowany, uroczy i skupiony, ale rozluźniony na raz — wyszeptała, pokazując rządek białych zębów. — Lubię cię takiego — dodała cicho, posyłając mu rozczulone spojrzenie.

— Potrafisz być słodka, wiesz? — odpowiedział jej, chichocząc.

— Zdarza mi się czasem. — Annie mimowolnie wywróciła oczami. — Powinnam się bać dzisiejszego wieczoru? — spytała niepewnie.

— Sam chciałbym wiedzieć, Ann — wymruczał, wjeżdżając na szpitalny, na wpół pusty parking. — Ale biorę pod uwagę fakt, że chłopaki wspominali, że chcą nadrobić czas, w którym się nie widzieliśmy, więc nie wydaje mi się, żeby zorganizowali domówkę na dwieście osób. Zwłaszcza, że nawet nie miałbym na to ochoty po ostatnich wydarzeniach. Nie wspominając, że nie mogę pić — mruknął niepocieszony. — Myślę, że to będzie spokojna posiadówka, a nie dzika balanga. Z toną jedzenia, żeby Niall nie marudził, i żebyśmy mogli się powydurniać jak za starych, dobrych czasów — wyszczerzył się, gdy zaparkował samochód.

Gdy wysiedli z range rovera Harry objął Annie ramieniem nieco zaborczo. Oboje nie założyli okularów na nosy, przez co przyciągali ciekawskie spojrzenia, gdy przekroczyli drzwi wejściowe szpitala. Styles jednak nie czuł się niekomfortowo - Manchester był dla niego miastem, które znał od dzieciaka jak własną kieszeń. Wiedział, że ludzie widują go tutaj rzadko, ale gdy już go widzą to dlatego, że niedaleko mieszka i, że przyjechał w rodzinne strony odpocząć. Czasem ktoś prosił go o zdjęcie, a on nigdy nie odmawiał i zawsze starał się zamienić kilka zdań z fanami z rodzinnych okolic.

Na oddział trafili bez większych problemów - Annie od kilku lat potrafiła odnaleźć się nawet w najbardziej zawiłych i nieoznakowanych korytarzach największych szpitali. Dziwnie czuła się jako osoba towarzysząca. Patrzyła na ręce starszej kobiecie, która nakłuwała przetokę Harry'ego, jakby upewniając się, że na pewno robi to dobrze, frustrując się, że musi siedzieć grzecznie obok i, że nie może zrobić tego sama. Nie potrafiła się powstrzymać przed tym, żeby po tym, jak pielęgniarka nastawiła dializator i zostawiła ich samych, nie podejść do maszyny i nie sprawdzić raz jeszcze, czy na pewno wszystko jest w porządku. Annie dyskretnie przesunęła wzrokiem po drenach wypełnionych krwią bruneta i zatrzymała się na jego przedramieniu przez moment.

— I jak kontrola jakości? — zaśmiał się szeptem z jej miny, widząc, że coś jej nie pasuje.

— Masz za luźno plaster — mruknęła i dyskretnie poprawiła go, umiejętnie przytrzymując igłę tak, żeby jej nie zainfekować.

— Na miłość boską, Annie, siadaj na tyłku, bo zaraz oboje dostaniemy zjebę — zachichotał, patrząc jak pielęgniarki zza kontuaru posyłają w ich kierunku ostre spojrzenia. — No już, to nie twoje centrum, nie ruszaj nic i bądź grzeczna. — Pogonił ją, kładąc wolną dłoń na jej pośladkach i popychając ją w kierunku krzesła przy swoim fotelu dializacyjnym. — Kolejnym razem cię ze sobą nie biorę - zachichotał.

Annie ulokowała się na krześle, zsuwając ze stóp buty i podwijając nogi pod siebie.

— Jaką rozrywkę przygotowałeś nam na najbliższe cztery godziny, żabo? — spytała go żartobliwie, posyłając mu uśmiech. Rozejrzała się pod oddziale i nie dostrzegła ani regału z książkami, ani telewizora, ani nic, czym pacjenci mogliby zająć swój czas podczas dializy. — Umrzemy tutaj dzisiaj. Z dwojga złego to wolę być pomiędzy epicentrum chaosu w twoim salonie, niż tu — wymruczała niezadowolona.

— Och, czyli trochę cię przekonałem już do tego, że twój urlop nie był wcale takim złym pomysłem? — Uśmiechnął się zawadiacko i czarująco w jej stronę, przeczesując dłonią loki.

— Naprawdę chcesz omawiać to, jak bardzo mnie wkurzyłeś właśnie tutaj, skarbie? —Odwzajemniła uśmiech bruneta Annie, rzucając sarkastyczne pytanie.

Styles wywrócił oczami.

— Misia, zobaczysz, że ten czas ci szybko zleci.

— Ten czas, czyli właściwie ile? — spytała konkretnie i zmrużyła oczy, widząc, jak Harry zaczął sugestywnie rozglądać się po suficie. — Styles? — ponowiła pytanie groźnym tonem głosu.

— Ciii... nie krzycz, nie kręć aferki.

— Ile?

— Wstępnie miesiąc — wymruczał cicho, niepewnie odnajdując jej szare tęczówki.

Annie wyglądała, jakby się zapowietrzyła.

— Cztery tygodnie mam siedzieć twojej rodzinie na głowie? — spytała oburzona. — Jane o tym wie? Kto, na chuja...

— Annie — przerwał jej ostro Harry, słysząc przekleństwo.

— ... dał mi tyle wolnego w pracy? — dokończyła pytanie i spojrzała na niego karcąco.

— Właściwie, kochanie, to Sam. Bo Jane chciała ci wcisnąć aż sześć tygodni — wyszczerzył się do niej cwaniacko wiedząc, że tym argumentem zamknie jej usta. — Co nie zmienia faktu, że jeśli będziemy potrzebować więcej, niż miesiąc to mamy po prostu dać znać. — Puścił jej oczko, zadowolony z siebie.

— To się nie wydarzy, Styles... — wymruczała ostrzegawczo.

— Zobaczymy — pokazał jej rząd zębów i posłał jej buziaka w powietrzu. — A co do twojego pierwszego pytania, zanim zaczęłaś na mnie krzyczeć i ranić moje serduszko, w mojej torbie jest tablet i słuchawki, jeśli chcesz.

Annie wywróciła oczami i sięgnęła po skórzaną aktówkę Harry'ego, podając mu urządzenie i słuchawki, a sobie samej wyjmując teczkę z plikiem czystych kartek i jego pióro. Styles obserwował wielkimi, zielonymi oczami, jak rozkłada teczkę na kolanie, od ręki rysując na arkuszu papieru idealnie krzywą pięciolinię, nie komentując jej poczynań ani słowem. Dla niepoznaki wsunął jedną słuchawkę do ucha i odblokował urządzenie, odpalając youtube'a i jakąś losową muzykę, którą wyciszył po to, żeby słyszeć rytm, jaki Annie wystukiwała piórem o krzesło, skupiając się na melodii, która siedziała jej w głowie.

Wpatrywał się w jej pofalowane - bo już nie idealnie proste po tym, jak wyszła dwa razy na wilgotne powietrze zimowej Anglii - rude, długie włosy, spływające kaskadą po jej plecach i w jej profil, odnotowując brak makijażu i delikatne piegi na jej nosie, których mapę miał przed oczami, gdy zamykał oczy. Uśmiechnął się, rozczulony, na widok swoich różowych skarpetek, których nie miała zamiaru się pozbyć ze swoich stóp, mimo jego pretensji przy śniadaniu. Wpatrywał się, jak przygryza skuwkę od pióra, gdy intensywnie myśli nad rozpisanymi nutami i na wierzch jego myśli wypłynęło wspomnienie tego, jak te pełne, piękne wargi wyglądają zaciśnięte wokół niego w pełnym wzwodzie, gdy przed nim klęczała jeszcze w jego mieszkaniu w Miami. Ta myśl tak uporczywie przyczepiła się jego głowy, że musiał oblizać wargi i odchrząknąć znacząco, gdy poczuł dotkliwe napięcie w podbrzuszu. Ułożył nogi tak, aby zamaskować dokuczliwą erekcję i nadal lustrował jej twarz. Mózg nie chciał z nim współpracować, podsyłając mu coraz to nowe wspomnienia, na widok których Styles przygryzł mocno swoją dolną wargę.

Annie posłała mu spojrzenie znad długich rzęs czując, jak się w nią wpatruje.

— Wyglądasz, jakbyś zaraz miał mnie pożreć — rzuciła do niego znad kartki, wzrokiem nadal błądząc po arkuszu.

— Albo rozebrać — wtrącił, uzupełniając jej myśl. Ann uśmiechnęła się flirciarsko i uniosła ledwo zauważalnie jedną brew i pokręciła głową z niedowierzaniem, nie komentując jego uzupełnienia. — Mówiłem ci już dzisiaj, że jesteś śliczna? — wyszeptał zachrypniętym głosem, powodując, że podniosła na niego wzrok na dłuższą chwilę.

— Obawiam się, że dzisiaj jeszcze nie — zachichotała dla niepoznaki, ale nie była w stanie ukryć zaróżowionych policzków. Mimo tego, że była przy nim wyszczekana i czuła się swobodnie to nadal zawstydzał ją bezceremonialnie jak nastolatkę.

— Co tam skrobiesz? — spytał w końcu, widząc jej zakłopotanie i wybawiając ją poniekąd od odpowiedzi.

Dlaczego nie była nauczona przyjmowania komplementów, skoro była tak ładna?

— Nic ważnego — wymruczała, nadal stukając piórem w krzesło.

— Nie wygląda jak nic ważnego — zauważył bystro.

— Załóżmy, że jeśli skończę i, że jeśli okaże się finalnie rzeczą ważną, to ci to pokażę, dobra? — spytała, wychodząc z propozycją kompromisu.

— Trzymam cię za słowo. — Poruszył znacząco brwiami i spojrzał na swój telefon, który wibrował dziś niemal co chwilę od samego rana. Przychodzące połączenie od kolejnej byłej dziewczyny, która była jego odskocznią po tym, jak kiedyś pożarł się z Tomlinsonem, i której zawrócił w głowie na tyle, że jeszcze nie zapomniała, że dziś ma urodziny.

— Nie odbierasz? — spytała badawczo Ann, odwracając kartkę na drugą stronę i zaczynając kreślić po niej słowa w języku angielskim.

— Nikt ważny — podsumował, odrzucając kolejny dziś telefon. 

Podniósł szmaragdowe tęczówki na twarz rudowłosej i zobaczył, jak marszczy niepewnie brwi, analizując w swojej głowie jego zachowanie. 

— Ann, myszko, nie lubię, jak ludzie odzywają się do mnie raz w roku pod pretekstem urodzin tylko po to, żeby upewnić się jaki jest aktualnie mój status związkowy, albo po to, żeby zobaczyć, czy nie mogą czegoś przy okazji ugrać czy załatwić — wytłumaczył jej cicho, miękkim głosem. 

Skrzywiła się lekko i mógłby przysiąc, że przez moment zobaczył współczucie w jej oczach.

 — Rozmawiałem już dzisiaj z Ed'em. Dostał od chłopaków zaproszenie, ale jest na innym kontynencie, w trakcie trasy, więc zobaczymy się po jego trasie. Właściwie to mnie obudził.

Wywrócił oczami, jakby to było coś normalnego w ich relacji. 

— Gadałem z tatą, z Nickiem, z Mitchem, z ekipą muzyków, a James prawdopodobnie będzie wieczorem, więc i tak go poznasz sama... — wyrzucał z siebie jak katarynka, biorąc krótki oddech pomiędzy długimi zdaniami.

— Corden? — Upewniła się, że wie, o kogo chodzi. Styles skinął głową.

— Jeffy już dzwonił, masz pozdrowienia tak w ogóle — uśmiechnął się szerzej. — No, a reszta... cóż, rodzina Tomlinsona się nie odzywa. I w sumie trochę im się nie dziwię. Lou puściła jakiegoś tam smsa ze zdjęciem z Lux, Simon napisał jak co roku. — Wzruszył ramionami. — Reszta jest nieistotna. Chcę się skupić na tych, których mam obok siebie — wyznał i posłał Annie czarujący uśmiech i spojrzał na nią zielonymi ślepiami.

— Ty też potrafisz być słodki, wiesz? — wymruczała do niego, nawiązując do ich rozmowy w samochodzie.

— Czasem mi się zdarza — zacytował ją samą, na dźwięk czego Annie zachichotała.

Czas na oddziale dłużył im się niemiłosiernie tak bardzo, że przed samym końcem wyczerpali wszelkie możliwości zabicia czasu i Annie w akcie desperacji przysunęła swoje krzesło bardzo blisko Harry'ego, położyła mu teczkę na udzie, która miała pełnić rolę twardej podkładki, i na czystej białej kartce zaczęli grać w kółko i krzyżyk, bijąc się o jego pióro i o to, że Styles próbował oszukiwać. Annie dyskretnie wsunęła dwa arkusze, nad którymi siedziała wcześniej, do swojej tylnej kieszeni spodni, uprzednio składając je dwa razy na pół.

— Następnym razem trzeba będzie wziąć ze sobą monopoly — wymruczał, gdy już został uwolniony od maszyny dializacyjnej przez starszą pielęgniarkę i uciskał opatrunek na przetoce.

— To w jakie jedno miejsce chciałeś mnie porwać? — spytała Annie, ubierając na siebie swój płaszcz.

— Właściwie, to w trzy miejsca — wymruczał. — Ale jedno będziemy musieli załatwić pod koniec tygodnia, a drugie to tylko chwilka, dlatego liczę jako jedno.

Annie wywróciła oczami.

— Wiesz, że byłoby prościej, gdybyś mi mówił po prostu co planujesz, Harry? — wyrzuciła z siebie, niezadowolona. — Pokaż mi rękę. Nie podoba mi się to, że tyle czasu trzymasz ten gazik i dalej leci ci krew — wymruczała spokojnie, podchodząc do bruneta. — Pokaż — poleciła cicho, widząc, jak odsuwa od niej ramię.

— To nic takiego, Ann — szepnął, patrząc jej w oczy.

Rudowłosa zmrużyła oczy podejrzliwie, łącząc pewne kropki w jedną linię w swojej głowie.

— Nie wziąłeś żelaza dzisiaj w trakcie śniadania — stwierdziła fakt, wracając myślami do poranka. — Ile miałeś hemoglobiny na ostatniej morfologii, Styles? — spytała ostro, widząc, jak ucieka od niej wzrokiem.

— Nie pamiętam — wymruczał wymijająco.

— Harry — napomniała go, stojąc nad nim.

— Chyba lekko mniej, niż powinienem mieć — wyrzucił z siebie cicho, czując, że tym razem woli się nie narażać i się nie buntować.

— Albo sam zaczniesz pamiętać o lekach i o witaminach, albo bez zawahania będę cię torturować zastrzykami. Albo ty będziesz pamiętał o tabletkach, albo ja o igłach, punktualnie, co do minuty, Styles. Twoja decyzja — wymruczała do niego cicho, ale stanowczo. Harry uniósł na jej twarz zielone oczy i widział, że nie żartowała. — Idę po drugi opatrunek i po plaster — oznajmiła mu i skierowała się w stronę pielęgniarek.

Gdy wychodzili ze szpitala, kierując się w stronę samochodu Harry objął Annie niepewnie i ucałował jej skroń.

— Przepraszam... — wymruczał jej do ucha skruszonym tonem.

— Masz o siebie dbać, Harry — wyszeptała do niego Annie spokojnym głosem. — Nie bądź hipokrytą. Kazałeś mi rzucić intensywną, bo nie mogłeś patrzeć na to, jak chodzę przemęczona. A ja nie będę patrzeć na to, jak pogarszasz swoją sytuację zdrowotną przez zwykłe zaniedbanie. Bądźże konsekwentny, Harry, no — wyrzuciła z siebie, przystając i pociągając go za połę płaszcza tak, że stanął naprzeciwko niej. — Masz dla kogo żyć, rozumiesz?

Spojrzała na niego swoimi szaroniebieskimi oczami i miał wrażenie, że przewierca się nimi przez jego duszę.

— Wiem, Annie. Przepraszam — szepnął i przytulił ją mocno, zanurzając nos w jej włosach. Ucałował ją w czoło i złapał za dłoń, prowadząc ją w kierunku drzwi pasażera range rovera. — Wskakuj, mała — polecił jej, uśmiechając się delikatnie.

— Powiedz chociaż, że druga część dzisiejszej wycieczki będzie ciekawsza, niż ta pierwsza — zachichotała i zamarła, gdy zobaczyła szatański uśmieszek na twarzy bruneta. — Boże, niepotrzebnie zaczynałam temat — wymamrotała sama do siebie, zapinając pas bezpieczeństwa.





Dzisiaj szybkie dwa i widzimy się w weekend 

xox 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top