57

— Annie, miśka — zwrócił się do niej Harry, aby podniosła wyżej podbródek i wsunął jej na nos okulary z ciemnymi szkłami, gdy ubierała na siebie swój długi, brązowy - i, jak się okazało, nowy - płaszcz. W duchu bała się również tego, że Samuel postanowił zaopatrzyć ją nowymi rzeczami zgodnie z tym, co podoba się jemu samemu. Oby się myliła i lepiej, żeby tak się nie stało, bo go wypatroszy.

Styles sprawdził, czy na pewno zabrali ze sobą wszystko i złapał ją mocno za dłoń, opuszczając pokład samolotu. Stawiali kroki w milczeniu, a Annie serce waliło w piersi tak mocno, że czuła dudnienie w uszach. Do tej pory nie dotarło do niej, że to wszystko dzieje się naprawdę.

— Kotek — mruknął do niej cicho brunet, nachylając się nad jej uchem — co by się nie wydarzyło, nie puszczaj mojej ręki, okej?

Skinęła posłusznie głową, nie mając odwagi się z nim przekomarzać, mimo, że na usta cisnęło jej się kilka ironicznych tekstów. Była na jego terenie i to on dyktował warunki, a to sprawiało, że czuła się mniej pewnie, niż w Miami. O wiele mniej pewnie. 

Gdy opuszczali wąski korytarz, wchodząc w przeszkloną część lotniska Annie z daleka dostrzegła tłum podekscytowanych ludzi. Nie mieli transparentów, ale też nie mieli ze sobą bagażu czy walizek - większość z nich wyglądała zwyczajnie i, gdyby nie okoliczności i obecność lokatego mężczyzny, ściskającego mocno jej dłoń, to wzięłaby tych ludzi za zwykłych pasażerów, którzy z podekscytowaniem czekali na swój lot. Im bliżej tego zbiorowiska byli, tym głośniej Styles chichotał pod nosem. Kierowali swoje kroki powoli w stronę tego tłumu, który, jak się okazało, nie podszedł bliżej, bo nie miał możliwości wstępu na strefę przylotów. Harry uśmiechnął się szeroko, gdy byli już blisko barierek.

— Trzy, dwa, jeden... — odliczył cicho, zagryzając dolną wargę, mimo wielkiego uśmiechu. Annie podniosła na niego wzrok zza okularów, zdezorientowana, a gdy Harry skończył mówić ich uszy dobiegł głośny krzyk.

— HAZZA! — Wrzask niewysokiego, ciemnego blondyna, który skakał za plecami dwóch, zbudowanych ochroniarzy w ciemnych kurtkach wywołał uśmiech na twarzy rudowłosej, która z niedowierzaniem wpatrywała się w Horana.

Gdy Harry, ściskając bardzo mocno jej rękę, przekroczył wraz z Ann linię barierek, ludzie dookoła nich zaczęli piszczeć, a ochroniarze Nialla starali się odgrodzić ich od napierającego na nich tłumu. Wszystko działo się strasznie szybko - Annie poczuła, jak Niall wpada na przyjaciela, rzucając mu się z impetem na szyję i śmiejąc się głośno. Styles objął go mocno jednym ramieniem, skinieniem głowy dziękując jednemu z mężczyzn w czarnej kurtce za to, że przejął od niego ich podręczną walizkę, a potem ucałował blondyna w głowę, mówiąc mu coś z uśmiechem na ucho. Niall roześmiał się głośno tak, jak tylko on potrafi i oderwał się od Harry'ego.

Annie była w lekkim szoku, gdy z nią również przywitał się w podobny sposób - poczuła, jak blondyn obejmuje ją mocno i niespodziewanie, rzucając się na nią i mówiąc jej do ucha: "nareszcie, Annie". Odsunął się od niej i, gdy po raz pierwszy w życiu spojrzała zdezorientowana w oczy samego Nialla Horana - tego Horana - to ujrzała, jak wyszczerzył się do niej bezczelnie i poruszył jednoznacznie brwiami. Niall zaśmiał się ponownie i zarządził:

--Chodźcie — pociągnął Annie za drugą, wolną dłoń i, korzystając z tego, że dwójka wielkich facetów torowała im drogę, szybkim krokiem udał się w kierunku parkingu.

Harry i Niall mieli zbyt miękkie serca, żeby odmawiać fanom, więc zdarzyło się kilka razy, że po drodze przystanęli na ułamek sekundy po to, żeby zapozować do zdjęć albo złożyć szybki autograf na płycie.

— Mam dla was niespodziankę — rzucił podekscytowany Nialler, podskakując z nogi na nogę, ucieszony jak dziecko, gdy wychodzili z budynku lotniska. 

— O boże — westchnął brunet, wywracając oczami i śmiejąc się głośno. — Coś ty znowu wymyślił? I co z bagażami? — spytał Styles, unosząc jedną brew. 

Chłodne powietrze Londynu wtargnęło na ich twarze, a Annie okryła się ciaśniej płaszczem, krzywiąc się nieco. Dawno nie czuła na sobie europejskiej zimy, podczas której temperatura oscylowała w okolicy jednego stopnia Celsjusza. Nadal nie lubiła tego uczucia.

— Już są w bagażniku — machnął ręką Niall, zbywając temat. Im bliżej byli białego, wielkiego range rovera z przyciemnianymi szybami, tym blondyn miał szerszy uśmiech na twarzy i nie był w stanie ukryć swojego podekscytowania. — Kto siedzi z tyłu? — spytał ich oboje.

— A kto prowadzi? — spytała Annie bystro, odzywając się po raz pierwszy i zerkając ukradkiem na Harry'ego. Złapał jej niepewne oczy, wiedząc, że pod tym pytaniem kryje się prośba.

— Nialler, kluczyki — uśmiechnął się w stronę przyjaciela i wystawił prosząco dłoń w jego stronę. Zarejestrował, jak Annie odetchnęła cicho z ulgą, gdy Niall, nie komentując, wsunął brunetowi klucze do auta w dłoń.

Niall wyjął telefon z kieszeni i został nieco z tyłu, obserwując Harry'ego i Annie kątem oka. Brunet puścił jej dłoń i wsunął je palec między żebra, przez co Ann odskoczyła od niego i fuknęła na niego cicho, a potem odruchowo podeszła do przednich drzwi samochodu po prawej stronie.

— Prowadzisz, mała? — Zaśmiał się do niej Styles.

Annie zmarszczyła brwi i odwróciła głowę tak, aby dojrzeć przez szybę kierownicę po prawej stronie. Klepnęła się głośno w czoło, wzdychając.

— Kurwa, to nie ten kraj — wyrwało jej się, na co Niall roześmiał się głośno, a Harry jęknął tylko:

— Jezu, Annie, język, błagam... 

Wywróciła oczami, pokazując mu język i gdy Styles zrobił dwa kroki ku niej z groźną miną, roześmiała się perliście, uciekając przed nim.

— Nie rób przedstawienia na środku parkingu, Styles — zachichotała, idąc tyłem tak, żeby jej nie dogonił. — Już jeden teatrzyk w podobnym miejscu w ciągu ostatniej doby miał miejsce, mało ci?

— Chodź tu, łajzo — rzucił do niej i zrobił jeden długi krok tak, żeby złapać ją w pasie. Przyciągnął ją do siebie i pocałował ją krótko, ignorując stojącego niedaleko Nialla. Obrócił ją o sto osiemdziesiąt stopni i palcem wskazującym wskazał na samochód. — Ładuj się do auta, ty pyskata pchło.

— Pchło?! — Jej ton głosu wskazywał na niewątpliwe oburzenie.

Styles tylko wyszczerzył się i otworzył jej drzwi od strony pasażera, a potem zamarł, gdy usłyszał ze środka range rovera niski, brytyjski akcent.

— No ładnie, Hazza, bardzo ładnie z twojej strony... 

Harry i Annie schylili się głowy tak, żeby dostrzec dwójkę siedzących mężczyzn na tylnych siedzeniach. Wpatrywały się w nich ciemne oczy Zayna Malika, który siedział na samym środku tylnej kanapy, a rozbawione ślepia Liama Payne'a wychylały się do nich zza przedniego siedzenia pasażera.

— O ja pierdolę — wyrwało się Annie.

— Anastasia, na Boga — skarcił ją Harry obejmując ją mocno w pasie. W tym samym momencie na tylne siedzenie wskoczył również Horan, który roześmiał się na widok min Annie i bruneta.

— Niespodzianka! — rzucił blondyn, ciesząc się jak dziecko i zatrzaskując za sobą drzwi auta.

Annie usadowiła się na fotelu tak, że usiadła na swoich łydkach tyłem do przedniej szyby - miała w ten sposób dobry widok na mężczyzn siedzących na tylnych siedzeniach. Styles w tym czasie oblizywał wargi, otrząsając się z szoku. Ucałował Annie w skroń i, nie zamykając drzwi od jej strony, odsunął się po to, aby otworzyć na szerokość te tylne. Wlazł do samochodu, ładując się na tylne siedzenia tak, żeby uwiesić się na mężczyznach siedzących na kanapie, obejmując ich wszystkich razem niezdarnie.

— Boże, Hazza, nie rycz, błagam... — rzucił Payne, śmiejąc się głośno. 

Cała czwórka ściskała się mocno, śmiejąc się do siebie. Annie patrzyła na ten obrazem z uśmiechem, a jej oczy zaszkliły się znacznie. 

— Obiecałem ci, pamiętasz? — rzucił cicho Liam, rozkoszując się zaskoczeniem przyjaciela.

Był w domu.

— Za późno — zaśmiał się sam z siebie lokaty, przesuwając okulary na czubek głowy, wskazując na swoje łzy i ocierając je z policzków. Uśmiechnął się szeroko i posłał porozumiewawcze spojrzenie Annie, która wpatrywała się w nich z rozczuleniem. 

— Siadaj za kółko, Styles, bo mamy dużo do nadrobienia po drodze — polecił mu Zayn, przeczesując dłonią grzywkę.

— To wy jedziecie z nami? — Zdziwienie w jego głosie było pomieszane z niedowierzaniem i z radością. Annie uniosła brwi wysoko, słysząc ich odpowiedzi.

— No, stary, Anne z Michaelem Gemmy siedzą od rana w kuchni — Niall wyszczerzył się. — Mamy zaproszenie do was na trzydniową imprezę. Będzie tona żarcia!

— Trzydniową?

— Kończysz jutro ćwierć wieku, szczylu — zaśmiał się Liam, pociągając Harry'ego prowokująco za pukiel włosów. — Myślisz, że byśmy ci odpuścili?

O jasna cholera.

— Annie, wszystko dobrze? Strasznie zbladłaś — stwierdził Niall, sprawiając, że cała czwórka w tym samym momencie podniosła na nią wzrok.

— Jak tak was słucham, to rozważam dezercję — mruknęła, spoglądając wymownie w stronę lokatego bruneta.

— Uuuuu — wymruczał groźnie Zayn, spoglądając to na nią, to na najmłodszego. — Znam ten wzrok. Masz przesrane, Hazza, mówię ci, to spojrzenie zawsze kończy się tak samo. Czego jej nie powiedziałeś? — spytał Harry'ego, szydząc z niego.

— No właśnie, Styles, pochwal się kolegom co nawywijałeś — pociągnęła temat rudowłosa, poprawiając koka na czubku głowy i krzyżując ramiona na piersi. Wpatrywała się w lokatego z cwaniacką miną, mówiącą "sprzedałam cię, kochanie", a Liam i Niall widząc jej bojowe nastawienie roześmiali się głośno.

— Dzięki, głupki — rzucił do chłopaków Harry, podnosząc się na nogi i wyskakując z samochodu na asfalt. — Pieprzona męska solidarność! — rzucił głośno, teatralnie obrażony i zamknął tylne drzwi w akompaniamencie głośnego śmiechu męskiej trójki, a potem jeszcze nachylił się nad Annie: — Igrasz z ogniem, maleńka — wyszeptał do niej i obrócił ją tak, żeby usiadła normalnie, a potem jednym ruchem zapiął jej pasy.

— Mam ręce, Harry — rzuciła do niego, widząc co robi i uniosła jedną brew, chichocząc pod nosem.

— Tylko ostrzegam — zaśmiał się do niej.

— A ja tylko mówię.

— Jacy wy jesteście słodcy — westchnął Niall, wywołując chichot wszystkich pozostałych. 

Styles wystawił im język w odpowiedzi, zamknął drzwi i obszedł auto, wsiadając po prawej stronie na fotel kierowcy.

— Zayn, nie ma kopcenia w aucie — rzucił zbulwersowany Horan do Malika, gdy ten wyjmował z kieszeni paczkę papierosów.

— Oj no weź... — mruknął jak dziecko, chowając paczkę z powrotem do kieszeni.

Harry z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy odpalił silnik range rovera i zdjął swoje okulary z głowy, rzucając je na deskę rozdzielczą.

— Ann, jak będzie blisko tego, żeby z tyłu się pozabijali, to zamieniasz się miejscem z Zaynem — rzucił do niej, żartując, na co ta spojrzała na niego przerażona mało dyskretnie.

— Boże, ona się nas boi! — Liam zapłakał teatralnie. — Pękło mi serduszko — wymruczał smutno. — Zamykam się w sobie — oświadczył i zwinął się w kulkę, podciągając kolana do klatki piersiowej i wtulając się w siedzącego obok Malika.

— Jakbyście się nie zachowywali jak chorzy psychicznie to by się was nie bała — stwierdził Styles, śmiejąc się i wyjeżdżając z parkingu.

— Ej! Ty sam nie jesteś do końca zdrowy! — odezwał się jeszcze zbulwersowany Niall. — Nie martw się, Annie, zrobimy ci niezapomniany urlop. Nie przejmuj się nim, my o ciebie zadbamy.

— Styles, jest coś, czego im nie wypaplałeś? — spytała go bezpośrednio, spoglądając na profil lokatego. Harry namiętnie udawał, że nie wie, o co jej chodzi. — Aaa! No przecież! Nie powiedziałeś im jak uprowadziłeś mnie na drugi koniec kuli ziemskiej! No, to teraz jest ten moment, żebyś się pochwalił! — zarządziła, sprzedając go ponownie.

— Jędza — mruknął do niej cicho.

— To musi być super historia! Słuchamy się, Harry! — zarządził Liam, szczerząc się szyderczo. 

— To może włączymy radio! — Styles zignorował ich i nacisnął przy kierownicy przycisk uruchamiający odtwarzacz płyt, mało subtelnie zmieniając temat.

Po dwóch sekundach z głośników rozległy się pierwsze nuty jednej z piosenek z ich ostatniej płyty One Direction.

— Boże, Niall, poważnie?! — Zaśmiali się wszyscy na raz. 

— Nialler, ty psychofanko — zaszydził Malik. — Tej płyty nie będziemy słuchać, bo mnie tam nie ma! — zarządził, chichocząc ironicznie.

— Pod czwórką jest czwarta! — oświadczył z dumą blondyn, instruując Stylesa na co ma przełączyć. Harry pokręcił głową z niedowierzaniem, ale posłuchał polecenia.

— Nie wierzę, że to się dzieje — mruknął sam do siebie i spojrzał na bok, na zwijającą się ze śmiechu Annie. — A ty się nie śmiej, bo jak zaczną śpiewać to ja cię sprzedam bez zahamowań — szepnął do niej cwaniacko.

— Nie ma opcji, Styles.

— Bo co? — Podpuścił ją z uśmiechem na twarzy.

— Nad czym wy tak namiętnie debatujecie? — przerwał im Zayn, wychylając się mocno z siedzenia. — Przestańcie, robimy karaoke!

Harry uśmiechnął się złośliwie do Annie, wymownie poruszając brwiami. Chłopaki wydurniali się przez jakiś czas przy dźwiękach ich muzyki, wspominając stare czasy. Zajechali po drodze do McDrive po kawę i coś do jedzenia, a Annie z zaskoczeniem odkryła, że nie patrzy na nich przez pryzmat wielkich gwiazd, jakimi wszyscy byli. Byli tak ciepli, naturalni, tak przyjaźni i otwarci, że czuła się, jakby znali się naprawdę długo. Gdy byli w połowie trasy Harry podał jej swój odblokowany telefon prosząc, żeby dała znać Samowi, że wszystko w porządku.

Styles dawno nie czuł się tak bardzo w domu, jak przez prawie cztery godziny drogi w jednym samochodzie z tą trójką idiotów i z Annie u boku. 





TA-DAM! ❤️😂






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top