56

Udało im się przespać lekko ponad cztery godziny, czyli w sumie połowę lotu. Obudzili się dość niefortunnie, bo Annie przez sen poruszyła się gwałtownie, wbijając łokieć prosto w przeponę Harry'ego i wyrywając go, z i tak płytkiego, snu. Brunet, niepocieszony, stwierdził, że lepiej, żeby nie podejmowali kolejnej próby zaśnięcia - nauczony doświadczeniem wiedział, że jeśli się przemęczą bez porządnego spania jedną dobę to prościej będzie im się przestawić na czas europejski.

Oboje usadowili się na podniesionym do wygodnej pozycji siedzącej fotelu Annie, podziwiając widok tafli chmur z okna samolotu. Na zewnątrz było już jasno. Styles wyjął ze swojej skórzanej torby słuchawki do telefonu i podłączył je do komórki, pociągając Annie na swoje uda tak, żeby usiadła na nim, powijając nogi. Nakrył ich kocem i odpalił odtwarzacz muzyki w trybie samolotowym, wciskając rudowłosej do ucha jedną z słuchawek, a drugą zostawiając w swoim własnym uchu.

— Zastanawiam się czy jestem aż tak narcystyczny, żeby puścić nam teraz moją własną płytę — wymruczał zadowolony z siebie pod nosem, teatralnie przeciągając dłonią po swoich lokach, które częściowo nieposłusznie uwolniły się z gumki do włosów, która trzymała je w ryzach.

— I tak wiem, że jesteś — Annie zaśmiała się. — Puść płytę Nialla. I uczesz się, Styles. Albo czekaj — odsunęła się od niego nieznacznie i pociągnęła za gumkę na jego włosach, wypuszczając wszystkie pukle na wolność. Wsunęła dłoń w jego loki i roztrzepała je, śmiejąc się dźwięcznie.

— Ciiicho, pobudzisz ludzi — szepnął do niej Harry, obejmując Ann mocniej w talii i rozglądając się dookoła. — Już? Już wyglądam jak Michał Anioł? — spytał, potrząsając głową tak, żeby odgarnąć nieposłuszne loki z oczu, a potem wyjął jej swój telefon z ręki i odblokował go, spełniając jej poprzednie życzenie. W słuchawkach rozbrzmiał głos jego blondwłosego przyjaciela w utworze z jego solowej płyty.

— Skąd pomysł, że wyglądasz jak Michał Anioł? — sarknęła rozbawiona Annie, opierając swoją brodę na czubku jego głowy i pozwalając mu się wtulić w zagłębienie na jej szyi.

— Kochanie, mam lustro — roześmiał się narcystycznie i wargami musnął jej skórę. — Nie jesteś głodna?

— W sumie to nie — wymruczała. — Chociaż kawę bym przygarnęła. O, i czekoladę.

Harry zachichotał.

— To nie jest śniadanie, Annie.

— Na czas londyński to jest już idealny czas na kawę.

— Nie jesteśmy jeszcze w Londynie, więc nie kombinuj. — Skradł krótkiego całusa z jej warg. — To co się marzy poza kawą z życiodajną kofeiną i czekoladą, która psuje zęby?

— Wafle kukurydziane i surowa papryka czerwona — odparła, mrużąc oczy w skupieniu.

Styles roześmiał się głośno, a po chwili przyłożył sobie dłoń do ust, żeby stłumić dźwięk.

— Jesteś przed okresem? — spytał bez ogródek, patrząc na Annie z politowaniem.

— A wiesz, że chyba tak? —odpowiedziała mu pytaniem na pytanie, śmiejąc się sama z siebie. — Boże, jestem aż tak transparentna?

Styles posłał jej rozbawione spojrzenie.

— Nie, kochanie, mam starszą siostrę — rzucił, jakby to wyjaśniało wszystko. — Gemma miała taki czas w liceum, że przed miesiączką zagryzała z namiętnością frytki z McDonalda dżemem brzoskwiniowym. — Zmrużył brwi, robiąc złośliwą minę i kiwając głową z niezrozumieniem. — Do dziś nie wiem, jak wy to robicie, że wam to smakuje... 

Annie wyrwało się prychnięcie pełne rozbawienia.

— Czarownice — rzucił do niej jeszcze brunet, szczerząc się i przyciągając ją ręką co siebie. Złożył mokrego całusa na jej policzku i wyjął swoją słuchawkę ze swojego ucha. — Idę zobaczyć co da się zrobić — poruszył brwiami i rzucił do niej ostrzegawcze: — a teraz nie drzyj się tylko — i chwycił ją w pasie i w zgięciu pod kolanami, a potem stanął na nogi z nią na rękach i posadził ją z powrotem na fotelu.

— Nie wolno ci dźwigać, Styles, ile razy mam ci powtarzać? — syknęła do niego cicho Annie.

— Cii. Pilnuj mojego telefonu i naszego dobytku, kobieto — polecił jej, ignorując jej uwagę.

— Jak ci trzaśnie przetoka przez twoją własną głupotę to tak cię zostawię, żebyś się wykrwawił — mruknęła do niego cicho, ale wiedziała, że i tak usłyszał, bo wywrócił oczami przed tym, jak zniknął w głębi kabiny w poszukiwaniu stewardessy.

Z listy życzeń nie załatwił jej ani wafli, ani papryki czerwonej. Załatwił za to wielki kubek białej kawy ze spienionym mlekiem, ciepłe kanapki na śniadanie dla nich, gorzką czekoladę z orzechami i herbatę dla siebie. Zjedli, siedząc tak, jak poprzednio - Harry lubił mieć Annie blisko siebie, więc z powrotem przygarnął ją na swoje kolana, dzieląc się z nią swoimi słuchawkami.

Reszta lotu minęła im zaskakująco szybko. Im bliżej ikonka samolotu na monitorze nad ich głowami była punktu docelowego - punktem tym była kropeczka z podpisem "Londyn" - tym bardziej Annie się denerwowała. Co innego być z nim wśród obcych ludzi, którzy ich nie osaczali, co innego być z nim wśród tłumu, który miał ich "podeptać", i co innego być z nim wśród jego najbliższych, no nie?

— Przestań się tak stresować, Ann — rzucił w końcu do niej, gdy po raz kolejny złapał ją na tym, jak rozkojarzona patrzy w widok za oknem, wyłamując nerwowo palce u rąk.

— Przecież się nie stresuję.

Styles uniósł ironicznie jedną brew.

— Annie, skarbie, wyglądasz identycznie, jak wtedy, gdy pierwszy raz przyszedłem na dializę... — rzucił, podśmiewając się z niej. Rudowłosa odwróciła gwałtownie głowę w jego stronę, nieco oburzona.

— Przecież byłam wtedy w stu procentach profesjonalna!

Harry prychnął, wyśmiewając się z niej odrobinę.

— Kto cię tak okłamał? — zaśmiał się, obserwując jej zbulwersowaną minę. — Kochanie, całe życie będę miał przed oczami ten rozkojarzony wzrok i to, jak trzy razy oblizałaś wargi na mój widok.

— Nieprawda! — Ściągnęła brwi, zaprzeczając natychmiastowo, na widok czego Harry tylko się roześmiał i oparł czoło o jej obojczyk.

— Wiesz, że prawda. —Śmiał się dalej bezczelnie.

— Coś sobie ubzdurałeś — mruknęła jeszcze do niego cicho, w duchu wiedząc, że przegrała tę bitwę.

— A tak serio — wychrypiał, patrząc jej w oczy — to nie masz się czym denerwować, wiesz?

— Harry Styles — westchnęła — człowiek, który porywa cię na drugą stronę kuli ziemskiej, żeby przedstawić ci równie sławnego, co on, przyjaciela i swoją rodzinę, którą kocha najbardziej na świecie, a której nawet nie znasz, gdy ty nawet nie wiesz co masz w swojej własnej walizce, bo nie miałaś okazji sama zdecydować czy w ogóle wziąć ze sobą jakikolwiek cieplejszy płaszcz: nie, żeby w Londynie był, kurna, środek zimy. I ten sam człowiek mówi ci, że masz się nie denerwować, po przecież nie ma czym - wywróciła oczami uroczo i odchyliła głowę, opierając ją o zagłówek fotela i zamykając powieki, gdy wypuszczała głośno powietrze z płuc. — Łączysz kropki, Harry? Rozumiesz, o czym mówię?

— Przestań się tak przejmować, Annie — wymruczał słodko prosto do jej ucha, a jej zdradzieckie ciało zadrżało na ten dźwięk. Przesunął dłonią po jej kręgosłupie, na co westchnęła cicho. — Pamiętam, że Samuel jest na tyle bystry, że dopakował płaszcz dla ciebie do mojej małej walizki na parkingu, akurat w momencie jak na mnie wrzeszczałaś, a walizka ta spoczywa aktualnie w schowku nad naszymi głowami. No, albo już mi się mieszają fakty przez demencję starczą... 

— Serio?

— Serio Samuel i twój płaszcz, czy serio demencja, bo nieprecyzyjne było to pytanie?

Annie zachichotała mimowolnie, nie odpowiadając mu na tę zaczepkę.

— Poza tym wydawało mi się, że nikt nie spakuje cię lepiej, niż Sam. Zna cię na wylot.

— To fakt — przyznała brunetowi rację.

— Uspokoiłem cię trochę? — spytał ją, głaskając ją po plecach. — Poważnie, Annie, spokojnie. Kimkolwiek nie są moi najbliżsi to pamiętaj, że użerają się ze mną. Nie ma opcji, żeby cię nie pokochali, skoro ze mną wytrzymują — wyszczerzył się do niej. — Wszystko będzie dobrze. Po prostu ciesz się urlopem, czy coś tam. Ciesz się mną.

— Gdzie jest haczyk? — spytała, żartując. Harry zamyślił się.

— Mogłem wspomnieć Samowi, że nie musi pakować ci majtek — wyrzucił z siebie nagle, zagryzając dolną wargę i poważnie odpowiadając na jej pytanie, które było żartem. Podniósł wzrok na ogromne szare oczy, które wpatrywały się w niego z mordem w oczach. —  Ale nie gwarantuję, że mnie posłuchał - dodał, usprawiedliwiając się.

— Ja pierdolę — wymruczała przekleństwo pod nosem, na co Harry skarcił ją wzrokiem.

Dyskusję przerwał im komunikat, w którym proszono pasażerów o ponowne zapięcie pasów bezpieczeństwa. Annie przełknęła głośno ślinę na myśl o tym, że są już prawie na miejscu.






Plan na jutro jest taki: odespać szalony tydzień do popołudnia i wrócić do Was wieczorem ❤️

xox

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top