53
Annie od samego rana czuła, że coś się święci. Serio - kobiety mają taki szósty zmysł. A ona, jako pielęgniarka, często miewała takie przeczucie. Nigdy nie świadczyło ono o czymś dobrym - wręcz przeciwnie. Z reguły w takie dni, jak dziś, gdy jeszcze pracowała na intensywnej, trafiało do nich na oddział dziecko w tragicznie ciężkim stanie. Dziś jej szósty zmysł szalał do tego stopnia, że czasem, gdy starała skupić się na tym przeczuciu to aż dreszcze przebiegały jej po plecach.
Sytuację komplikowało zachowanie Sama, który był rozkojarzony i mimo, że zapewniał ją, że wszystko jest w najlepszym porządku to i tak widziała, że czymś się denerwuje. Najpierw myślała, że poznał jakiegoś faceta, potem, że to przez to, że ostatnio ona sama spędza więcej czasu ze Stylesem, przez co blondyn mógł mieć do niej żal. Gdy zapytała go o to wprost, to spojrzał na nią jak na nienormalną, nie dając jej powodu do zmartwień. Znaczyło to mniej więcej tyle, że powód jego zachowania musiał być inny.
Czas w pracy leciał jej naprawdę szybko. Obstawiała, że to przez to, że tak mało ostatnio była na oddziale. Częściowo czuła się z tym zaskakująco dobrze, bo super było w końcu czuć się po prostu wypoczętym na zmianie i nie martwić się o to, czy organizm się nie zbuntuje podczas dźwigania dwóch etatów. Z drugiej strony - miała wyrzuty sumienia. Pacjenci - nie tylko ci najmłodsi - cieszyli się na jej widok, mówiąc, że nie widzieli jej wieki. Źle się z tym czuła, ponieważ lubiła wiedzieć co się dzieje na bieżąco w życiu każdego z nich. Znikanie z centrum było trochę jak odwyk, na którym kazali jej żyć swoimi sprawami, a potem, po powrocie do pracy, z podwójną mocą uderzało ją poczucie zaniedbania własnych pacjentów. Tęskniła za nimi. To miejsce było i jej, i ich drugim domem.
Sam posyłał jej non stop ukradkowe spojrzenia. Frustrowało ją to. I on, i Styles od samego rana zachowywali się, jakby nie byli do końca tymi facetami, których znała. Dodatkowo jej frustrację zwiększał fakt tego, że mieli naprawdę spory młyn na piętrze przez cały dzień i nie mieli możliwości zamienić ze sobą kilku zdań na osobności.
Annie biegała od aparatu do aparatu, co chwila sprawdzając parametry to maszyny, to swoich pacjentów, gdy drzwi windy na ich piętrze otworzyły się. Zza nich wyłonił się lokaty brunet, na twarzy którego błąkał się niewinny uśmieszek. Samuel przejął go wzrokiem już z daleka i oderwał się od dokumentów, nad którymi aktualnie ślęczał po to, żeby podbiec do Harry'ego. Ann odetchnęła z ulgą na widok Stylesa, bo jego przybycie zwiastowało im jednocześnie to, że koniec dyżuru jest bliski. Zielonooki był dziś ostatnim pacjentem, którego musieli podpiąć pod maszynę.
Rudowłosa oderwała się od stanowisk, puszczając młodszej części dializowanej ekipy bajkę na telewizorze i podeszła do Samuela i do Stylesa, rozmawiających w korytarzu.
— Hej — przywitała się uśmiechem, mimo zmęczenia, które było wyczuwalne w jej głosie.
— Twój facet przywiózł nam drugie śniadanie, lunch i obiad w jednym — oznajmił Samuel, chichocząc. Annie spojrzała na przyjaciela zaskoczonym wzrokiem, formułując w oczach wyraźne, niewypowiedziane głośno pytanie w jego stronę.
"Twój facet"?
— Jedliście coś od rana? — spytał Harry nieco ostro, przenosząc wzrok to na rudą, to na pielęgniarza.
— Nie było kiedy — skrzywiła się Annie. — Napięty grafik...
— Ciężki dyżur? — Harry dyskretnie położył jej dłoń na plecach, przelotnie całując ją w czoło. Przymknęła oczy i skinęła głową, wypuszczając głośno powietrze z płuc. — Idź zjeść, Ann. Sam mnie podłączy pod maszynę i się wymienicie, dobra? — spytał miękko, nieco na nią naciskając.
Przejęła z jego dłoni papierową torbę z jedzeniem i przelotnie przesunęła dłonią po jego ramieniu, posłusznie znikając w pokoju socjalnym.
— Sam, jest sprawa... — zaczął szeptem Harry, gdy widział, że rudowłosa jest na tyle daleko, że ich nie usłyszy.
— Na fotelu, Harry. Okej?
Styles posłusznie skinął głową i po kilku krokach znalazł się przy ostatnim wolnym stanowisku, witając się z resztą oddziału. Samuel zasłonił kotarę do połowy, dając im nieco prywatności i spojrzał pytająco na mężczyznę, nawiązując do chwili, w której mu przerwał.
— Zerknij na moją ostatnią morfologię i wszystko inne, co było oznaczane dwa dni temu — dopiero teraz blondyn zarejestrował, że Harry wyjął ze swojej torby na ramię niewielką teczkę i podał mu ją, marszcząc brwi. Samuel posłusznie otworzył ją i odłożył na bok, dzierżąc w dłoni plik zadrukowanych kartek. Im dłużej studiował cyferki, które się na nich znajdowały, tym bardziej wpatrywał się w nie z poważną miną.
— Dlaczego dajesz mi to do rąk tuż przed wyjazdem, Styles? — rzucił do bruneta cicho, ale jego ton głosu brzmiał ostro i karcąco.
— Bo odebrałem to dzisiaj po tym, jak odwiozłem Annie do pracy, spakowałem siebie i przyjechałem tutaj. Mam to w rękach od dziesięciu minut — usprawiedliwił się.
— Harry, źle to wygląda. Wiem, że masz załatwione dializy na kolejny miesiąc, ale powiem ci szczerze, że powinien to zobaczyć lekarz... — zaczął cicho Sam, a potem nagle urwał. — Nie powiedziałeś jeszcze Annie?
— I ty też jej nie powiesz.
Samuel zacisnął wargi.
— Musisz na siebie uważać, Harry. Mówię poważnie. — Oczy Sammy'ego wwiercały się intensywnie w zielone tęczówki bruneta. — Spakowałem Ann kilka niezbędnych leków w razie, gdyby cokolwiek się wydarzyło. Trochę nielegalnie, ale to nieważne — dodał szybko, widząc zdziwione, zielone oczy Harry'ego i kontynuował. — Ona będzie wiedziała co z nimi zrobić, ale jeśli tylko poczujesz, że coś cię boli w okolicy nerek, albo, że zaczynasz gorączkować, to błagam cię, nie graj przed nią chojraka, tylko daj jej znać jak wygląda sytuacja. Przeskanuję te wyniki do systemu, więc spodziewaj się jutro, jak już wylądujecie, telefonu od swojego nefrologa.
Lokaty zacisnął wargi w wąską linię.
— Nie jest tragicznie, Harry. Ale jest poważnie. Nie ignoruj tego, proszę. I zacznij jeść żelazo rzetelnie, bo zaczynasz wpadać w konkretną niedokrwistość i, jak tak dalej pójdzie, to Annie będzie miała niewątpliwą przyjemność kłucia cię po tyłku raz dziennie — Harry skrzywił się na samą myśl igły w swoim mięśniu pośladkowym. — Łykaj tabletki regularnie, to nie będzie musiała. Zabieram to, wracam do ciebie i podłączamy cię, żebyśmy nie mieli poślizgu — zarządził blondyn, poprawiając małą kiteczkę na czubku głowy.
Gdy Samuel skończył procedurę uruchamiania dializatora po tym, jak nakłuł przetokę na prawym przedramieniu Harry'ego, brunet wcisnął mu do rąk zapasowe klucze od swojego mieszkania.
— Po co?
— Podrzuć jej walizki po pracy do mojego mieszkania. Klucze sobie zostaw, odbiorę je od ciebie jak wrócimy.
— Czyli dzisiaj przed północą? — zironizował chamsko Sammy, zagryzając dolną wargę.
— Wspieraj mnie, Sam, do cholery — rzucił Harry do blondyna, wyraźnie oburzony.
— Ciebie zawsze, Styles. Zwłaszcza, jeśli mówimy o tej rudej paskudzie.
— Od rana chodzi i ciągnie mnie za język, bo widzi, że coś nie gra — wymruczał niepocieszony, spoglądając spod długich rzęs na Sama.
— Harry, nie obraź się, ale chodzisz tak zestresowany, że nie da się tego nie zauważyć. Zachowujesz się dzisiaj jakbyś miał kij w dupie — wyrzucił z siebie blondyn, nie siląc się na uprzejmości. — Uspokój się. Przecież cię nie udusi na środku lotniska.
Styles rzucił blondynowi powątpiewające spojrzenie.
— No dobra, mogłaby to zrobić — przyznał jednak Samuel, prychając cicho. — Ale zachowuje się dziś podejrzanie milusio. Masz z tym coś wspólnego?
Styles wyszczerzył się bezczelnie.
— Owszem.
— Szanuję. Musiał wjechać gruby szantaż, skoro chodzi taka ugłaskana — Samuel zachichotał. Znał Annie na wylot, więc przeczuwał, z czym wiąże się takie, a nie inne zachowanie przyjaciółki.
— Nawet nie wiesz jak gruby, Sammy... Nawet nie wiesz jak gruby... — Harry zacisnął usta w wąską linię, powstrzymując rozbawienie. Zmierzwił dłonią swoje loki i wzrokiem odnalazł Annie, która właśnie wyszła z pokoju socjalnego i już z daleka odnalazła jego oczy. Posłał jej uroczy uśmiech, który odwzajemniła.
— Nie byłaby zdolna do zamordowania nas obu, co nie? — wyszeptał do Samuela dyskretnie.
— Za bardzo nas kocha, Styles — wymruczał w odpowiedzi do bruneta z satysfakcją wyłapując jego zdziwione oczy. Poruszył brwiami z miną: "tak, doskonale wiem, co właśnie powiedziałem", wyszczerzył się szeroko, wzruszył ramionami i odwrócił się na pięcie, odchodząc wgłąb oddziału.
Harry potrzebował kilku minut, żeby dotarł do niego sens słów blondyna i kolejnych kilku, żeby zdać sobie sprawę z tego, że wcale Samuel nie żartował.
uwielbiam Was ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top