46

Annie i Harry wyszli z domu Jeffa i Emmy po dwudziestej pierwszej, żegnając się i z małżeństwem, i z małą Jo, która zdążyła wstać chwilę po tym, jak jej rodzice wrócili do domu. Wsiedli do samochodu, a Harry odpalił silnik audi, uśmiechając się sam do siebie.

— Nie sądziłem, że będziemy stąd wyjeżdżać wyspani, wiesz? — zaśmiał się do Annie, podkurczającej nogi na fotelu pasażera. Z ulgą zauważył, że dziewczyna zachowuje się coraz swobodniej w samochodzie, gdy to on prowadził auto. Zsunęła z nóg trampki, zostając w skarpetkach i usiadła wygodnie, nieco odchylając fotel w tył.

— Nie ma za co — wyszczerzyła się do niego i sięgnęła do deski rozdzielczej, żeby cicho włączyć radio.

— Gdzie śpisz, Annie? — spytał nagle, przenosząc zielone ślepia na jej profil, gdy grzebała skupiona w swoim telefonie, wystukując wiadomość do Samuela.

— U siebie — odmruknęła, nie spoglądając na niego.

— Ode mnie masz bliżej do pracy — odparł zachęcająco.

— Harry, poradzę sobie — zaśmiała się. — Przyda ci się odpoczynek ode mnie, wyśpisz się normalnie.

— Ale mi się z tobą całkiem dobrze śpi — zmarszczył brwi, negując jej argument. 

— To śpij ze mną — wymruczała, nadal wpatrując się w telefon.

Uśmiechnął się pod nosem.

Na to zdanie czekał.

— Stało się coś? — Odwrócił głowę w jej stronę, zatrzymując auto na czerwonym świetle sygnalizatora. — Masz dziwną minę.

— Sam mi zrobił zamieszanie w skrzynce odbiorczej, dobijał się godzinę temu przez kilkanaście minut, a teraz nie odpisuje — wymruczała pod nosem, zerkając na bruneta niepewnie. — Nie podoba mi się to, Sam tak nie robi.

Styles zmarszczył brwi.

— Poczekaj, ja do niego zadzwonię — sięgnął do telefonu w uchwycie na desce rozdzielczej i wybrał numer Samuela, a sygnał oczekującego połączenia wyciszył radio i rozbrzmiał w głośnikach samochodu.

Blondyn odebrał po czterech sygnałach.

— Styles, chwała bogu.

— Sammy — rzuciła głośno zaniepokojonym tonem głosu Annie, dając mu znać o swojej obecności.

— Annie, myszko... — westchnął głośno. — Jestem na głośniku?

— Tak — potwierdził brunet.

— Gdzie jesteście? — spytał Samuel konkretnie.

— W drodze do mojego mieszkania, czemu? — Annie zmarszczyła brwi.

— Jedźcie do Harry'ego — polecił twardo. — A jak będziecie dojeżdżać to załóżcie kaptury na głowy i okulary przeciwsłoneczne na oczy... Do Harry'ego będzie wam łatwiej dotrzeć, bo do poziemnego parkingu nikt nie będzie miał wstępu, jeśli... — Sam zaczął nawijać jak szalony, a Annie spojrzała zdezorientowała na lokatego, któremu krew odpłynęła z twarzy.

— Kurwa. — Styles zaklął siarczyście, manewrując kierownicą. — Co wypłynęło, Sam, i kiedy? — spytał konkretnie.

— Jakieś dwie godziny temu pojawiły się pierwsze zdjęcia z waszego spaceru z małą...   

Annie zamarła.

— Ann, kicia, na kilku nie masz okularów na nosie — głos Samuela brzmiał niemrawo. — A ciebie, Harry, idzie rozpoznać z daleka, bo byłeś na krótki rękaw.

Tatuaże na lewej ręce, no przecież.

— Zaraz mi się zagotuje komórka, jak Gemma wstanie... — mruknął pod nosem Harry. — Dobra, Sam, dziękuję za sygnał, jedziemy do mnie i czekamy na ciebie. Daj znać jak będziesz przed bramą, to cię wpuszczę, okej?

— Jasne, do zobaczenia — wymruczał blondyn po drugiej stronie, przerywając połączenie.

Annie próbowała ogarnąć natłok własnych myśli, siedząc na fotelu pasażera z szeroko otwartymi oczami.

— Masz prawo być na mnie wściekła i masz prawo wysiąść z samochodu i nigdy nie wracać, Annie, zrozumiem... — mruknął Styles cichym głosym zza kierownicy, a w jego tonie dało się słyszeć milion emocji.

Rudowłosa zmarszczyła brwi i gwałtownie obróciła głowę w jego kierunku.

— Harry, czy do ciebie dotarło to, co wczoraj ci powiedziałam, czy tylko wpuściłeś to jednym uchem, a wypuściłeś drugim? — spytała ostro, patrząc na jego profil.

— Nie wyglądasz, jakbyś nadal miała takie samo zdanie — zauważył niepewnie.

— Kurwa, Harry, bo jestem w szoku. Wczoraj nawet nikt do nas nie podszedł, a tu... tak nagle... — urwała, próbując znaleźć słowa. — Nie chce mi się wierzyć, że tak to działa... Daj mi moment. Po prostu. 

Zapadła pomiędzy nimi gęsta cisza.

— No, chyba, że ty się rozmyśliłeś — rzuciła do niego nieco sucho.

— Nie bądź głupia, Annie — odparł jej również ostro.

— To nie sugeruj mi, że mam uciekać, bo nie mam takiego zamiaru. Powtórzę to jeszcze raz: wiedziałam, kim jesteś, Harry. Nie spodziewałam się tego wszystkiego, co się wydarzyło w ostatnim czasie, zwłaszcza między nami, ale gdybym miała zwiać, to dzisiaj by mnie tutaj nie było, Styles.

Harry westchnął głęboko, zjechał na pobocze, wcisnął światła awaryjne i zaciągnął hamulec ręczny.

— Annie, skarbie, przepraszam... — wymruczał cicho, nachylając się w jej stronę i odnajdując jej szaroniebieskie oczy. — Po prostu kurewsko mocno chciałem, żeby ominęła cię cała ta otoczka show-biznesu... i wczoraj nawet miałem wrażenie, że mi się udało, a teraz... — Wziął kolejny głęboki oddech i zamknął oczy.

Było mu autentycznie przykro i czuł się cholernie winny.

— Ej, spójrz na mnie — szepnęła Ann i pogładziła go po policzku. — To tylko mała komplikacja, tak?

— Nie, Annie, maleńka, to jest obdarcie cię z wszelkiej prywatności — wyszeptał gorzko. — Naprawdę nie chciałem, żeby cię to dotknęło... 

— Harry, kiedyś im się znudzi, znajdą sobie inny temat. Do tego czasu pomóż mi przez to przebrnąć — poprosiła, gładząc jego kości policzkowe kciukami. — Oboje ostatnio mieliśmy na głowie gorsze rzeczy, niż paparazzi, Styles. Ja sprałam Dylana, a ty przegnałeś Louisa. Horda dziennikarzy pod twoim apartamentowcem to dla nas pikuś... — wyszeptała, z ulgą obserwując, jak parska śmiechem.

Odpiął jej pas bezpieczeństwa i niemym poleceniem poprosił, żeby się do niego przytuliła. Annie podniosła się niezgrabnie i władowała mu się na kolana, pozwalając mu zamknąć się w jego ramionach. Harry ucałował jej skroń i zamknął oczy, wdychając zapach jej włosów. Wiele słów cisnęło mu się na usta, ale miał ściśnięte gardło, więc po prostu przytulił ją mocniej.

Siedzieli tak chwilę w ciszy, którą przerwał telefon od Jeffa.

— Zaczyna się — mruknął sam do siebie Harry. Jedną ręką sięgnął po komórkę i odebrał, od razu wciskając głośnik. — Jeffy?

— Harry, widziałeś...?

— Tak, Jeff, wiemy już wszystko — poinformował przyjaciela zmęczonym głosem brunet. — Annie jest obok. Nie zwiała — zachichotał i pocałował dziewczynę w czoło.

— Jestem na głośniku?

— Yhym — przytaknął Styles.

— Jezu, Annie, nie przejmuj się tym tylko, proszę, zobaczysz, że to chwilowe... 

— Uspokój się, Jeff, wszystko jest w porządku — przerwała brunetowi po drugiej stronie słuchawki, uśmiechając się do lokatego pokrzepiająco. 

— Jedźcie do Harry'ego, żeby nie zaprowadzić ich pod twoje mieszkanie — polecił im Jeff.

— Tak jest, kierowniku — zaśmiała się rudowłosa, z niepokojem spoglądając na, nadal nietęgą, minę Harry'ego. Pogłaskała go po policzku pocieszająco. — Harry da ci znać jak dotrzemy, dobra?

— Okej, Annie — przytaknął.

— Pa, Jeff, trzymajcie się — szarooka sama przerwała połączenie, a potem wyjęła komórkę z dłoni Harry'ego i odłożyła ją z powrotem na uchwyt w desce rozdzielczej. — Zaraz nam wlepią mandat, jak stąd nie wyjedziemy — zauważyła bystro.

— Sram na to — odmruknął jej, ponurym głosem.

— Pocałuj mnie, Styles — poleciła mu, widząc jego zatroskaną minę. 

Zaskoczyła go, ale uśmiechnął się delikatnie i spełnił jej prośbę, obejmując dłonią jej policzek. Brunet złożył czuły pocałunek na jej wargach, pogłębiając go po chwili. Mruknął cicho i uśmiechnął się flirciarsko, gdy Annie zębami skubnęła jego dolną wargę. Oderwali się od siebie po dłuższej chwili, po czym Ann złożyła krótki pocałunek na linii żuchwy bruneta, a potem uśmiechnęła się do niego zachęcająco.

— Jedziemy? — spytała ciepłym głosem.

Skinął głową, wzdychając i wypuszczając ją z ramion.

— Mówiłem ci już dzisiaj, że jesteś niesamowita, Annie? — wymruczał w jej kierunku, ruszając audi z miejsca i włączając się do ruchu.

— Dzisiaj jeszcze nie — zachichotała, wywracając oczami.

— Okulary masz w schowku przed sobą. — Harry wskazał palcem na deskę rozdzielczą naprzeciwko niej. — Podaj mi jedną parę, dobra? I zakładaj drugie na nos — polecił.

Posłuchała go, widząc, że zbliżają się do jego osiedla. Serce podeszło jej do gardła. Harry, prowadząc, sięgnął jedną ręką jej bluzy i naciągnął jej kaptur na głowę, ignorując jej fuknięcie na widok tego, że oderwał się od kierownicy.

— Daj spokój, Harry. — Zdjęła buntowniczo kaptur z głowy. — Jestem ruda, do cholery, i mam loki do talii. Kaptur nic nie da — zaśmiała się nieco sarkastycznie, na co lokaty przewrócił oczami.

W sumie miała rację.

— Schyl głowę trochę, kochanie, bo dostaniesz po oczach — mruknął do niej, odblokowując swój telefon spoczywający w uchwycie i odpalając aplikację od systemu alarmowego bramy wjazdowej. 

Annie, przez ciemne szkła, z daleka dostrzegła tłum ludzi z aparatami w ręce. I mówiąc tłum miała poważnie na myśli tłum - nie była w stanie zliczyć ilości reporterów, ale strzelając, określiłaby, że było ich tam co najmniej pięćdziesięciu. Gdy z daleka rozpoznali tablice rejestracyjne audi Stylesa, błysnęły światła lamp błyskowych. Harry natomiast, jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się, otworzył bramę i, sprawnie manewrując kierownicą, wjechał samochodem na podziemny parking. Trochę, jakby nikt wcale na niego nie czekał przed jego własnym domem. Po drodze skinął ochroniarzowi głową na powitanie z przepraszającą miną, na co ten mu odmachał.

— Skąd wzięli twój adres w ogóle? — spytała Annie, gdy Harry parkował auto na parkingu.

— Mają dojścia wszędzie — westchnął. — Mam nadzieję, że nie dotrą do centrum, bo to będzie dramat i dla ciebie, i dla mnie.

Annie, mimowolnie, skrzywiła się na tę myśl.

— Choć na górę, żabo, Sam chyba już jest — mruknęła cicho do bruneta, wskazując na zaparkowanego mustanga blondyna.

— Kto go wpuścił? — zdziwił się lokaty na widok samochodu Samuela.

— Pewnie zbajerował ochroniarza — zachichotała Ann, wysiadając z samochodu — Chyba Gemma się dobija — wskazała palcem na kolejne przychodzące połączenie na telefonie Harry'ego.

— Zaraz do niej oddzwonię — wypuścił z siebie głośno powietrze, sięgnął po sportową torbę i przewiesił ją sobie na ramieniu, a potem zamknął samochód pilotem i splótł swoje palce z palcami Annie, ciągnąc rudą w stronę windy.












Miało nie być, ale kocham Was w walentynki!💕❤️💚❣️

Jak zdam jutrzejszy combo-egzamin z anestezjologii i intensywnej terapii to zobaczymy się szybciej niż w niedzielę!

P x





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top