44

Mała Josie, zgodnie z życzeniem Annie, zasnęła im tuż przed bramką ogrodzenia domu Jeffa. Rudowłosa wyjęła ją ostrożnie z wózka i, gdy Harry otworzył jej drzwi, weszła do domu i zsunęła ze stóp trampki. Powolnym krokiem skierowała się w stronę łóżeczka w pokoju dziecięcym. Wstrzymując oddech odłożyła małą na jej kocyk i ze zdziwieniem zauważyła, że niemowlę się nie przebudziło. Kucając przed szczebelkami małego mebla wpatrywała się z niedowierzaniem w rozkosznie śpiącą córkę chrzestną Stylesa.

Po chwili głowa Harry'ego wychyliła się zza futryny.

— I co? — spytał niemal bezgłośnie.

— Zasnęła i śpi. — Annie odszepnęła mu, posyłając mu uśmiech. Harry uniósł ramiona w górę, zaciskając pięści w zwycięskim geście, a potem ruchem głowy pokazał jej, żeby włączyła elektroniczną nianię stojąca tuż przy łóżeczku, a sam sięgnął po drugi odbiornik z kompletu.

Wyszli z pokoju Josie, przymykając za sobą drzwi.

— Musimy dobrze wykorzystać ten czas, Ann — mruknął do niej nisko i wtulił się w rudowłosą, chowając twarz w zagłębieniu na jej szyi, wypuszczając powietrze z płuc.

— Dresy, kawa i herbata, kolacja i kocyk? — spytała cicho, przymykając oczy i zaciągając się zapachem perfum Harry'ego.

— Dokładnie w tej kolejności, Annie — zaśmiał się cicho brunet. — Chodź, bo nie wiem ile czasu da nam ta mała diablica - oderwał się od niej i pociągnął ją za rękę w stronę ich pokoju.

Oboje przebrali się szybko w wygodne dresy. Annie wsunęła na siebie bluzę Harry'ego, którą nosiła również u siebie w mieszkaniu, a brunet zarzucił na siebie inną, w żółtym kolorze. Bez słów podreptali oboje do kuchni, a po drodze zajrzeli jeszcze do Jo, sprawdzając, czy mała na pewno oddycha w łóżeczku.

Postawili elektroniczną nianię na blacie kuchennym i wzięli się za robienie chińszczyzny. A raczej: Harry się wziął, sadzając Annie na kuchennym blacie i rozkazując, żeby mu nie przeszkadzała. Wcisnął jej w dłonie kubek gorącej kawy - trzeci dzisiaj - i kazał patrzeć na mistrza w akcji. Specjalnie wybrał takie danie, żeby przygotowanie zajęło zaledwie kilkanaście minut, wiedząc, że przez ten weekend każda minuta, w której córka Jeffa spała, była na wagę złota.

Gdy zegarek wskazywał chwilę po siódmej oboje byli już najedzeni i wykąpani. Harry zgarnął elektryczną nianię z blatu, a pod pachę wsadził sobie gruby koc, który wziął z kanapy w salonie.

— Chodź, misia, położymy się chociaż na trochę — szepnął do rudowłosej. Annie posłusznie skinęła głową i podreptała w skarpetkach do pokoju gościnnego. Harry, mijając drzwi Josie, otworzył je na szerokość. Wejście do ich sypialni znajdowało się zaledwie drzwi obok, naprzeciwko. Je również zostawił otwarte na oścież, mimo postawionej na szafce nocnej elektrycznej niani.

Annie władowała się na łóżko, a brunet rozścielił koc, przykrywając ją i kładąc się obok niej.

— Wyciszyłeś telefony? — spytała go cichutko, na co skinął potwierdzająco głową i pocałował ją w czoło, przyciągając ją do siebie mocno. Leżeli na boku, przodem do siebie, zamykając siebie nawzajem w szczelnych uściskach.

— Spróbuj zasnąć, Annie — mruknął nisko do rudej Styles, dłonią głaszcząc ją po plecach.

— A jak się obudzi?

— To wstanę, będę czuwał na wpół, obiecuję — wyszeptał, opierając brodę o czubek jej głowy, gdy wtuliła się w niego mocno. — Powiem ci, że dopóki Jo się nie urodziła, to nie zdawałem sobie tak do końca sprawy ile zamieszania jest przy takim maleństwie. Wszystko wywraca się do góry nogami... Louis miał małe siostry, jak zaczynaliśmy karierę, ale to, co Jeff przechodzi z Emmą to jest totalnie coś innego... — zaśmiał się.

— A teraz wyobraź sobie — mruknęła Annie do niego szeptem — że rodzą ci się takie bliźniaki.

— O chuj — wyobraził sobie tę sytuację.

— Nie klnij, Styles — zachichotała szarooka w jego ramionach. — To moja działka.

— Myślę, że gdyby tak się stało — kontynuował myśl Annie, ignorując jej komentarz — to jedno bym sprzedał na czarnym rynku — Harry parsknął śmiechem, a rudowłosa dołączyła do niego po sekundzie.

— Ojciec roku, proszę państwa. Harry Styles. Przehandlowałby jednego bliźniaka na organy dla innych biednych dzieci.

— No widzisz, mam szlachetne serduszko.

Chichotali oboje, próbując zachować ciszę.

— To co będzie, jak Josie podrośnie i będzie niegrzeczna, wujku stulecia?

— Zamknę ją w szafie — zażartował i zaśmiał się. Schował twarz w kocu, zagryzając wargi i tłumiąc śmiech z całych sił.

— Uspokój się, Harry, bo jak ją obudzisz, to przysięgam, że będziesz spał na podłodze przy łóżeczku dzisiaj — wyszeptała do niego Annie, chowając twarz w dłoniach. Nachyliła się nad trzęsącym się ze śmiechu brunetem i pocałowała go w czubek głowy. Harry podniósł wzrok na twarz Annie, rozświetloną w półmroku przez lampkę nocną, a wtedy ruda zauważyła, że lokaty popłakał się ze śmiechu. — Styles, ty wariujesz ze zmęczenia — zachichotała.

— Raczej na twoim punkcie, Ann — zagryzł wargę i wpatrywał się w jej szaroniebieskie oczy. Uspokoił się nieco i dodał cicho: — Dziękuję ci za dzisiaj.

— No raczej, sam byś nie dał rady — wystawiła mu język i ponownie ułożyła się na boku, wtulając twarz w poduszkę. Omiotła wzrokiem wielkie, zielone oczy Harry'ego, jego zadarty nos i seksowną linię jego szczęki. — Mówił ci już ktoś, że wyglądasz w takim świetle jak zdziwiona żabka? — Wypaliła nagle, zmieniając temat.

Harry zmarszczył brwi i zrobił minę w stylu: "o czym ty, do cholery, mówisz?", śmiejąc się.

— Jak żabka? — Upewnił się.

— Jak żabka — potwierdziła.

— Idź do spania, Ann, w tej chwili — zarządził, przytulając ją do siebie ponownie. Nadal chichotał pod nosem. Ze zdziwieniem zarejestrował, że Annie wtuliła się w jego klatkę piersiową z cichym westchnieniem, przestając dyskutować, choć na jej wargach błąkał się delikatny uśmiech.

Harry wsunął nos w jej włosy i sam przymknął powieki, nasłuchując, czy z pokoju Josie nie dochodzą żadne dźwięki świadczące o tym, że mała się przebudziła. Annie usnęła w jego ramionach natychmiastowo - oddychała głęboko i równo, co znaczyło, że jej organizm w końcu przyjął czas dany mu na regenerację po zeszłej nocy.

W okolicy jedenastej wieczorem Styles wysunął się powoli z objęć Annie i zaszedł do pokoju Jo, żeby upewnić się, że mała na pewno nadal śpi. Dziewczynka oddychała spokojnie, więc wycofał się bezszelestnie z powrotem do łóżka, niedowierzając, że Josie śpi ponownie tyle czasu ciągiem. Położył się z powrotem, skradł Annie całusa z czoła, nakrywając ją dokładniej kocem i sięgnął po swój telefon. Odblokował go i uśmiechnął się cwaniacko sam do siebie, gdy zobaczył spam od Gemmy i od mamy w reakcji na zdjęcie, które im wysłał, gdy byli z Annie na spacerze z małą. Zatrzymał się wzrokiem na ostatniej wiadomości od siostry i zachichotał.

Gemma:

Założyłam się z moim Mlynowskim o pięć stów, że skończycie przed ołtarzem. Nie zawiedź mnie, brat. Jest śliczna!

Zacisnął wargi, kręcąc głową z niedowierzaniem. Odłożył na bok telefon, zgasił lampkę i przytulił się do Annie, cały czas nasłuchując, czy Josie się nie obudziła. Błądził dłonią po głowie śpiącej dziewczyny obok, głaszcząc ją po włosach.

Czy Gemma mogła mieć rację?

Uciekł myślami w różne strony, stwierdzając, że boi się wyciągać tak bardzo pochopne wnioski w swojej głowie, na ten moment. Chciał najpierw dopiąć prawnie rozwód z Tomlinsonem, o którym - przy Annie - zapominał. Chciał ją poznawać bardziej i bardziej. Chciał ją porwać na drugą stronę kuli ziemskiej. Chciał dać jej cały świat, wiedząc, że nie przyjęłaby go od niego, bo wystarczyłby jej on sam.

Jedno wiedział.

Nie planował tego, że w Miami zakocha się jak szczeniak.

Przymknął powieki, wzdychając głęboko. Łapał się na tym, że co jakiś czas wybudzał się z półsnu, sprawdzając godzinę na ekranie telefonu. Mała Jo obudziła ich swoim płaczem chwilę po trzeciej w nocy.

— Harry, kładź się, ja do niej wstanę — wymruczała stanowczo Annie, podnosząc się z łóżka.

— Annie... — zaprotestował.

— Nie, Harry, ja zasnęłam przed dwudziestą, nawet ze mną nie dyskutuj — ucałowała go szybko i mocno, a potem nakryła go kocem. — Zostajesz w łóżku — zarządziła i udała się do pokoju dziewczynki.

Josie przespała ciągiem czas od piątej popołudniu do trzeciej nad ranem - to był ewidentnie rekord w jej czteromiesięcznym życiu. Annie nakarmiła małą, kołysząc ją w ramionach. Ku jej zdziwieniu maleńka brunetka nie walczyła z nią, gdy skończyła ją karmić. Odbiło jej się, pogaworzyła chwilę, ale nie płakała. Annie przebrała ją szybkimi ruchami, a potem spytała małą wprost:

— Idziemy do wujka, co, Jo? — szepnęła do niej Annie. Zarzuciła sobie na ramię pieluchę tetrową, chwyciła smoczek i kocyk dziewczynki oraz jej butelkę z herbatą, wyłączyła elektryczną nianię, a potem podreptała do pokoju gościnnego.

Harry oddychał równomiernie, zawinięty w koc, jednak przebudził się, gdy Annie ładowała się z Josie do łóżka.

— Oho, mam drugą kobietę w sypialni — skomentował cicho zaspanym głosem.

— Mam pomysł, Harry — szepnęła Ann. — Spróbujmy ją położyć na płasko między nami, co?

Brunet podniósł się na łokciu i odsunął środkową poduszkę nieco, robiąc miejsce dla małej. Annie rozścieliła pieluchę i kocyk dziewczynki we wskazanym miejscu i oboje przestali oddychać na moment, gdy Annie odłożyła Josie na koc, a potem popatrzyli na siebie zszokowani, gdy mała tylko podkurczyła nóżki i zagaworzyła cicho, nie zaczynając płakać czy krzywić się.

— Ann, ty wiedźmo — wyszeptał zszokowany Harry, podnosząc na rudą swoje ogromne, zielone ślepia. — Wiesz ile razy Jeff i Emma tego próbowali, a ona zaczynała się od razu drzeć?

Annie zacisnęła wargi.

— Rób zdjęcie, bo nam nie uwierzą — poleciła brunetowi, który sam na to wpadł, zapalił lampkę nocną i właśnie dzierżył swoją komórkę w dłoni. Rudowłosa ułożyła się wygodnie na boku, kładąc głowę na poduszce przodem do Jo. Harry odłożył swój telefon na bok, a potem ucałował maleńką brunetkę w skroń i ułożył się na boku, twarzą do Annie.

— Jesteś czarownicą — wyszeptał jeszcze do Ann, zamykając powieki.

— Śpij, żabo — zaśmiała się do niego rudowłosa, która wpatrywała się jak uśmiechnięty Styles rozluźnia swoje mięśnie i zasypia płytko. Spoglądała co chwilę na Josie spod półprzymkniętych powiek, obserwując, jak mała ponownie zasypia, przestając gaworzyć, a potem sama pozwoliła sobie na płytki sen.

Żeby nie było zbyt pięknie, to Josie postanowiła po piątej rano, że ma dość bycia współpracującym dzieckiem i rozpłakała się głośno, zrywając ich ze snu.

Annie ocknęła się szybciej, niż brunet i przejęła dziewczynkę w ramiona, wychodząc z nią łóżka i z ulgą widząc, jak Harry nieprzytomnie przewrócił się na drugi bok, podkurczył kolana do klatki piersiowej i wrócił do spania.

— Chodź, Jo, niech wujek ma jeszcze trochę spokoju, bo od jutra znowu będziemy go dręczyć na zmianę, a dzisiaj jeszcze przez cały dzień obie na raz — mruknęła do małej i zamknęła drzwi, kierując się z nią do salonu.











No, na ten weekend chyba starczy, co? 

xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top