39
Harry przekręcił klucze w zamku, zostawiając je w drzwiach i obrócił Annie przodem do siebie, gdy stali w korytarzu, a ona oddychała ciężko. Gdy zobaczył jej twarz spostrzegł, że niebezpiecznie mocno zaszkliły jej się oczy. Bez słowa przyciągnął ją do siebie i przytulił ją mocno, całując ją w czoło.
— Mam nadzieję, że wybiłaś mu zęby — mruknął do niej, a rudowłosa w tym samym momencie zachichotała i rozpłakała się na raz, dając upust emocjom. — Ciii, Annie, skarbie, nie płacz...
Na dźwięk jego szeptu zaszlochała jeszcze mocniej.
— Jak to jest, że znasz kogoś tyle, kurwa, czasu — mówiła przez płacz — a nagle okazuje się, że wystarczy powiedzieć mu "nie" i okazuje się, że nie znasz go w ogóle...?
Wiedział, że spytała hipotetycznie, więc nie odpowiedział, tuląc ją dalej. Nie potrzebowała dużo czasu, żeby się uspokoić, zdając sobie sprawę, że i tak jest jej głupio po całej tej sytuacji i po tym, że Styles dowiedział się o jej relacji z Dylanem w tak spektakularny sposób.
— Przepraszam cię, Harry... — westchnęła głośno, wierzchem dłoni ścierając rozmazane łzy z twarzy.
— Annie, błagam cię, nawet nie próbuj go usprawiedliwiać...
— Nie za niego, za cały ten cyrk...
Harry westchnął głęboko.
— Chodź do łóżka, porozmawiamy — mruknął cicho, skradł całusa z jej policzka, czując na wargach słony smak jej łez i pociągnął ją za dłoń. Poczekał, aż właduje się na łóżko, przykrył ją kocem i położył się obok niej tak, żeby mogła wtulić się w jego klatkę piersiową, leżąc na boku.
Tulili się do siebie chwilę w ciszy, a Annie przymknęła oczy, gdy dłoń Harry'ego błądziła po jej głowie, głaszcząc ją uspokajająco.
— Długo to trwało? — spytał ją w końcu, przerywając ciszę.
Zacisnęła wargi.
— Nie pamiętam dokładnie, Harry... kilka miesięcy? Krócej, niż pół roku na pewno — przyznała się cicho. — Nigdy mu niczego nie obiecywałam i od samego początku mówiłam, że nie będzie z tego niczego poważnego. Czysty układ, nic więcej.
Brunet nie odpowiedział jej, ze zdziwieniem zauważając, że coś go zakłuło w okolicy klatki piersiowej.
— To żałosne, wiem... — dodała szeptem.
— Nie uważam tak, Annie — odpowiedział jej, muskając wargami jej czoło. — Właściwie, to cię rozumiem. Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jak uparta jesteś. I nie przewracaj oczami — zaśmiał się cicho, nawet na nią nie patrząc. I tak wiedział, że to zrobiła. — I wiesz, że potrzebujesz w życiu kogoś, kto zrównoważy twoją potrzebę rządzenia wszystkimi i wszystkim. I zdaję sobie sprawę, że jesteś wybredna i, że nie bierzesz byle czego, a kogoś takiego ciężko znaleźć. A jednocześnie jesteś młoda i masz swoje potrzeby, jeny, nie potępiam tego... Ale... wiesz, rozumiem też jego...
Rudowłosa uniosła brwi do góry, słysząc wypowiedź Harry'ego.
Matko, jak to się stało, że stała się aż tak transparentna przed nim?
— To znaczy? — dopytała o ostatnie zdanie.
— To znaczy, że i tak się dziwię, że wytrzymał aż tyle czasu nie mówiąc ci tego, że się zakochał — wymruczał, przytulając ją do siebie mocniej. Zacisnął wargi, kalkulując, czy wyrzucić z siebie zdanie, które cisnęło mu się na usta. — Ja wariuję po niecałych dwóch tygodniach — dodał cicho, a Annie miała wrażenie, że serce jej stanęło.
Naprawdę to powiedział?
Zmarszczyła brwi, zamykając oczy i wtulając się w zagłębienie na szyi Stylesa.
— Mógł to przerwać — zauważyła bystro. — Powinien był.
— Ale nie chciał — westchnął Harry. — Straciłby cię wtedy.
— Lepiej, żebym skończyła nasze przyjazne relacje przyłożeniem mu w twarz, czy, żeby wycofał się rozsądnie i nadal mógł ze mną rozmawiać? — sarknęła, prychając. — Zresztą, błagam, Harry, nie rozmawiajmy o tym. Zamknęłam ten temat już po twojej pierwszej dializie, a on nadal ma urażone męskie ego. Jest skreślony w moich oczach i jako facet, i jako przyjaciel, i, po dzisiejszej akcji, jako człowiek. Koniec tematu...
Harry skinął głową, rozumiejąc jej sposób myślenia.
— Zachowuje się jak Swift — rzucił jeszcze mimochodem, wracając myślami do wspomnień sprzed lat.
Annie oczy przybrały wielkość pięciozłotówek i odsunęła się od niego, wpatrując się w niego z rozchylonymi ustami.
— Te plotki to prawda? — spytała zszokowana.
Zaśmiał się szczerze pod nosem na widok jej miny. Palcem wskazującym przytrzymał jej szczękę i, chichocząc, zamknął jej rozchylone usta.
— Zamknij buzię, kochanie — powstrzymywał rozbawienie, widząc jej ewidentny szok. — Przecież właśnie to powiedziałem — przyznał się, uśmiechając się i zaciskając wargi.
Obserwował rozbawiony, jak do Annie powoli dociera ta informacja. Zerkała z niedowierzaniem to na niego, to na ścianę, zagryzając wargę. Harry zaśmiał się w końcu gardłowo.
— No pytaj, Ann — wyrzucił z siebie, widząc to, jak dusi w sobie ciekawość.
— Poważnie? — spytała w końcu, zerkając na jego zielone tęczówki. — W sensie, wiesz... te wszystkie teksty piosenek, podteksty? Serio?
Harry pokiwał głową, a potem uśmiechnął się cwaniacko i zanucił pod nosem, parodiując wysokie tony znanej blondynki:
— You've got that long hair, slicked back white t-shirt... — chichot wyrwał mu się z gardła przy końcówce. — Boże, napisała o mnie pół płyty, jak nie większość, i to chyba nie jednej... Liam do dziś się ze mnie nabija, jak słyszy jakąkolwiek jej piosenkę w radio...
Brzmiał na, autentycznie, zażenowanego samym sobą.
— Łamacz serc, Harry Styles — mruknęła pod nosem Annie, cwaniacko komentując.
— Ooo tak, prawdziwy, nieczuły skurwiel... — pokiwał głową teatralnie, po czym przybrał zrozpaczony ton głosu, dodając: — A ona już wybrała sukienkę na ślub... Nie mam sumienia...
Annie roześmiała się głośno.
— Masz może do niej namiar jeszcze? Spikniemy ją z Dylanem, dogadają się.
Styles schował twarz w dłoniach, głośno się śmiejąc.
— Rozbrajasz mnie, Ann — mruknął, ponownie przyciągając ją do siebie bardzo blisko i wtulając się w nią. — Jak twoja łapka? Nie boli cię nic? — spytał ciepłym, niskim głosem. Westchnął, gdy rudowłosa pokręciła przecząco głową. — Jeśli będziesz miała zamiar po weekendzie pojawić się w pracy to będę musiał zabrać cię na ring i nieco poćwiczyć, mała. Masz refleks, ale mogłaś lepiej wycelować — zaśmiał się.
— Nie jestem mała — odmruknęła mu tylko, tłumiąc chichot. — Jakie mamy plany na jutro?
Harry uśmiechnął się sam do siebie.
— Niespodzianka — wyszeptał jej do ucha i wsunął dłonie pod bluzę, błądząc palcami po jej plecach.
— Nie lubię niespodzianek... — odmruknęła cicho, zamykając oczy.
— Lubisz wszystko wiedzieć, co? — zachichotał miękko.
— Uwielbiam, więc niespodzianki nie są mile widziane w moim poukładanym życiu. A, nie, poczekaj — udała, że się zastanawia, ściągając brwi. — Było poukładane, a potem ktoś wpadł z gracją słonia i wszystko zepsuł.
Harry zaśmiał się głośno, zagryzając wargę.
— Wiesz może o kim mowa? — kontynuowała.
— Nie mam pojęcia, ale tak, jak już kiedyś mówiłem, strasznie bezczelny typ — odparł jej i uniósł jej podbródek, napierając ustami na jej wargi. — Nawet nie wiesz jak się cieszę, że na ciebie trafiłem, Annie... — wymruczał cichutko, odrywając się od niej na ułamek sekundy i w półmroku wwiercając się w jej niebieskoszare tęczówki. Opuszkiem kciuka przesunął po jej policzku i po dolnej wardze, a potem zamknął oczy i pocałował ją ponownie.
Spędzili tak resztę wieczora - chichocząc, całując się i po prostu rozmawiając w akompaniamencie cicho rozkręconej muzyki w głośnikach. Opatulili się jedną kołdrą i, przytuleni mocno, sporadycznie nucili pod nosem teksty utworów, które rozbrzmiały w mieszkaniu. Styles skradał jej czułe buziaki z policzków, z czubka nosa, z czoła i z jej warg, stwierdzając, że dawno nie czuł się już tak właściwie i tak dobrze, jak teraz, gdy trzymał ją w ramionach. Przez cały wieczór oboje ignorowali wibracje swoich telefonów, zgodnie twierdząc, że nie ma ich dla całego świata.
Liczyli się tylko oni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top