38

Styles wygonił ją do łóżka, podał jej laptopa, obie ich komórki i nakrył ją kocem, zalecając, żeby siedziała na tyłku i na niego poczekała. Dopiero wtedy Annie zarejestrowała, że Harry przytaszczył ze sobą małą torbę na ramię, z której wyjął dla siebie spodnie dresowe i bluzę z kapturem, wsuwaną przez głowę do kompletu. Na piersi miał wyszyty napis "Harry Styles World Tour 2018". Zniknął w łazience i wrócił do niej po szybkim prysznicu, wycierając włosy ręcznikiem.

Opadł na łóżko obok niej i uśmiechnął się rozbrajająco.

— Nie miałeś w planach nigdzie dziś wychodzić, prawda? — Wskazała głową na jego sportową torbę, którą zostawił na fotelu, odkładając macbooka na szafkę nocną.

— Prawda — wyszczerzył się bezczelnie.

— Nieładnie, Styles, ty mały szantażysto — mruknęła niby do siebie, ale kątem oka upewniła się, że usłyszał. Zagryzła dolną wargę patrząc, jak się zapowietrza z oburzenia i wydyma wargi, wiążąc swoje mokre włosy w koczka.

Otworzył usta, wyraźnie dotknięty i szybkim ruchem położył ją na plecach, a potem przygniótł ją ciężarem swojego ciała, kładąc się na niej częściowo. Annie pogarszała swoją sytuację, chichocząc pod nim jak opętana.

— Nie wiem czy najpierw powinienem zlać ci tyłek za "szantażystę" czy za "małego" — mruknął nisko, z satysfakcją obserwując jak po plecach Annie przebiegł mocny dreszcz. Uśmiechnął się zawadiacko sam do siebie i złapał ustami płatek jej ucha, odgarniając na bok jej kręcone włosy.

— Nie powiedziałam, że masz małego, tylko, że jesteś mały — zaśmiała się, próbując wyrwać się z jego uścisku. Styles naparł na nią mocniej. — No, Harry, no... — zaprotestowała.

— Bądź cicho — mruknął do niej i pocałował ją, językiem wsuwając się do jej ust. Przekrzywił nieco głowę na bok, złapał ją za policzki i pogłębił pocałunek.

Całe mieszkanie rozświetlała tylko lampka stojąca w salonie i białe światełka choinkowe, rozwieszone przy ceglastej ścianie tuż nad łóżkiem. W półmroku Harry odnalazł krawędź jej koszulki i wsunął pod nią dłonie, błądząc nimi po gładkiej skórze na plecach rudowłosej. Mruknęła cicho, przesuwając dłońmi po karku bruneta i ściskając go mocno. Zmniejszyła odległość między nimi, wyginając plecy w łuk, gdy Styles wargami zaczął skubać jej szyję.

Boże, jak on całował...

Annie, czując nieznośnie, nierozładowane napięcie w podbrzuszu po chwili kalkulacji objęła go nogami w pasie, dając mu do siebie lepszy dostęp. Harry mruknął gardłowo i odruchowo wcisnął swoje ciało mocniej w jej ciało, czując jej nieme przyzwolenie. Annie wsunęła swoje ręce pod bluzę Harry'ego ze zdziwieniem zauważając, że nie założył koszulki pod spód.

A, jebać to.

Na lędźwiach bruneta odnalazła krawędź bluzy i zacisnęła na niej dłonie, jednym, sprawnym ruchem zsuwając z niego górną część garderoby. Harry odsunął się od niej na moment i wyprostował się na zgiętych kolanach, dając jej minutę na rozkoszowanie się widokiem jego nagiej klatki piersiowej, wytatuowanych ramion i brzucha z widocznie zarysowanymi mięśniami. Rzucił swoją bluzę na drugi koniec łóżka, pochylił się nad nią i palcami chwycił rąbek jej koszulki. Zaczął podwijać ją ku górze, odsłaniając jej skórę, a tuż za krawędzią koszulki szły jego usta, które całowały jej ciało. Gdy znalazł się wargami pomiędzy jej piersiami, próbując ominąć ozdobne tasiemki od stanika fuknął, niezadowolony.

— Co ty masz z tymi uprzężami przy bieliźnie, Annie?

— Sam jesteś jak uprząż — odpyskowała mu, tłumiąc chichot. — To jest element dekoracyjny.

Parsknął śmiechem, ściągając jej koszulkę przez głowę. Wyprostował się na chwilę po to, żeby rzucić ją tuż obok swojej bluzy.

Ponownie wrócił do jej ust, a ona ochoczo wyszła mu naprzeciwko, ssąc jego dolną wargę. Harry przylgnął do niej mocno i poruszył biodrami tak, że przez jego spodnie dresowe wyczuła jego erekcję na swoim kroczu, na co mimowolnie mruknęła.

Powinni?

Są dorośli, no nie?

Styles sięgnął dłonią do zapięcia jej biustonosza i, jak na człowieka będącego jedną trzecią swojego życia w gejowskim związku małżeńskim, uporał się z nim zaskakująco szybko, odrzucając go na bok. Annie mogłaby przysiąc, że gdy zsuwał z niej ramiączka stanika mruknął pod nosem coś na wzór słów: "element dekoracyjny", wyraźnie rozbawiony. Jego dłonie opadły na jej piersi, a palce ścisnęły jej sutki. Ich języki stawały się cholernie mocno niecierpliwe. Annie wsunęła dłonie na pośladki bruneta, jednocześnie zsuwając z niego nieco ku dołowi gumkę od spodni i od bokserek.

Brunet ustami zszedł na jej dekolt i to właśnie tam, uśmiechając się cwaniacko pod nosem, pozostawił na jej ciele pierwszą malinkę. Ann jęknęła głośno, gdy zagryzł jej wrażliwą skórę w tamtym miejscu, nie mogąc się powstrzymać. Po tym jak zassał jej sutek, a ona wygięła plecy w łuk tak duży, że aż zamruczał, a kciuki wsunął po bokach górnej krawędzi jej spodni dresowych. Ustami był już na jej podbrzuszu i schodził coraz niżej, aż nagle wydarzyły się dwie rzeczy na raz.

Annie usłyszała najpierw głośne pukanie, a potem natarczywe dzwonienie dzwonkiem do jej drzwi wejściowych. Ktoś po drugiej stronie, jakby z przyzwyczajenia, od razu nacisnął również klamkę i w tej samej chwili telefon Harry'ego zawibrował agresywnie w pościeli.

Styles wydał z siebie głośny, sfrustrowany jęk.

— Spodziewasz się kogoś? — Podgryzał jej skórę jak gdyby nigdy nic, doprowadzając ją do szaleństwa, nie przestając jej całować i nie dając jej wyswobodzić się z uścisku.

— Nie — wydyszała.

— To olejmy to wszystko, błagam — wyszeptał i położył się na niej ponownie ciężarem swojego ciała.

Potrzebował jej.

Całej.

Teraz.

Pod nim.

Jęczącej jego imię.

Dzwonek do drzwi nie przestawał jednak dzwonić, a pukanie też nie ustawało. Annie odrzuciła wciąż wibrujący telefon bruneta na bok.

Harry oderwał się od niej z bólem, ponownie głośno jęcząc z frustracji. Podniósł się na nogi, zsuwając się z łóżka. Schylił się po swoją bluzę i gestem pokazał Annie, żeby podniosła ręce do góry, a potem wsunął ją na nią, okrywając jej półnagie ciało. Skradł jej szybkiego całusa z czoła i z czubka nosa, a potem w samych spodniach skierował się w stronę drzwi wejściowych.

Z głośnym westchnieniem chwycił pęk kluczy spoczywający w zamku i przekręcił go w dłoni, otwierając drzwi.

— Ann, dzwo... — Męski głos stojący po drugiej stronie urwał, w momencie, w którym zza drzwi mieszkania rudowłosej wyłonił się półnagi Styles w spodniach dresowych.

Dylan.

— Cześć — przywitał się brunet kulturalnie, siląc się na brak sarkazmu w głosie.

Nie wyszło mu.

— Styles? — Zdziwiony, wyraźnie podniesiony głos McLee rozniósł się po wnętrzu od progu mieszkania. Harry słyszał, jak Annie stawia szybkie, ciche kroki w ich stronę.

— Jak widać — zironizował lokaty, wywracając oczami.

— Annie, możesz mi wyjaśnić co twój pacjent — podkreślił wyraźnie pozycję Harry'ego w ich relacji zawodowej — robi półnagi w twoim mieszkaniu? — wysyczał do rudowłosej.

I w sumie, może nawet blondyn nie wkurwiłby się aż tak mocno. Serio. Częściowo Dylan spodziewał się, że może się nadziać na Stylesa, bo, na litość, widział co się dzieje z Annie na jego widok. Ale to, że zobaczył kręconowłosą dziewczynę w bluzie, która na piersi wyhaftowane miała imię i nazwisko tego gościa i, która była na nią ewidentnie za duża, bo należała do niego właśnie, sprawiło, że jego poziom frustracji przekroczył poziom opanowania.

— Harry jest pacjentem Samuela, McLee — warknęła rzeczowo, trzymając się faktów. — Oficjalnie. Jeśli przyszedłeś tu rozmawiać o formalnościach, to tak, Jane wie, przyjęła podpisane papiery. Coś jeszcze?

Po twarzy długowłosego blondyna przetoczył się szok.

To była jej świadoma decyzja. 

Dlaczego Stylesa chciała, a jego nie chciała?

— Szybka jesteś, Anastasia — warknął blondyn, a ton jego głosu był lodowaty.

Annie spięła wszystkie swoje mięśnie, próbując panować nad złością.

— Przyszedłeś po coś konkretnego, Dylan? — warknęła do niego. Harry kątem oka zarejestrował, że wyglądała jak kot, który zaczyna szykować się do skoku na swoją ofiarę.

— Porozmawiać — odparł blondyn, mierząc ją wzrokiem z góry.

— Mówiłam ci milion razy, Dylan, że w tym temacie nie mamy o czym rozmawiać — jej ton głosu był lodowaty.

Harry zmarszczył brwi.

Czego mu nie powiedziała?

— No przecież. — Blondyn prychnął, strzelając piorunami z oczu. - Ty nie bawisz się w związki, prawda? — Przeniósł swój wzrok na Harry'ego spod zmrużonych powiek.

— Nie z facetami, których rozstawiam po kątach, bo nie mają jaj mi się postawić — odpyskowała mu.

Brunet odwrócił głowę w jej stronę ze zdziwioną miną, mówiącą "och, czyżby?". Posłała mu ukradkowe spojrzenie, które powiedziało mu więcej, niż tysiąc słów. Zagryzł wargę od wewnątrz, ale nie zapanował nad cwaniackim uśmieszkiem ociekającym satysfakcją, który wpełzł na jego twarz.

Jeden zero dla Stylesa, proszę państwa.

— To jest żałosne, Ann — wypluł to zdanie blondyn, zerkając na twarz Stylesa. — Lecisz na gościa, przed którym każda rozłożyłaby nogi. Nisko upadłaś.

Harry w ostatniej chwili zrobił krok w jej stronę i zdążył uniemożliwić jej przyłożenie blondynowi z pięści, zaciskając się wokół jej klatki piersiowej ramionami i przytrzymując ją mocno, mimo, że mu się wyrywała.

— Uspokój się — mruknął do niej i podniósł ją do góry nieco, ignorując jej protestujące prychnięcie.

Dylan mierzył jej szare oczy spojrzeniem pełnym pogardy i nienawiści.

— Będzie ci z nią dobrze, Styles... — zwrócił się bezpośrednio do bruneta, zaczynając zdanie.

— Wypierdalaj stąd, Dylan, póki mam ochotę powstrzymać ją przed wybiciem ci zębów — warknął do blondyna.

— ... suka robi zajebistą laskę — dokończył zdanie, ignorując jego uwagę.

W Harrym się zagotowało. Nie dlatego, że Annie nie powiedziała mu, że ze ona i Dylan ze sobą sypiali. Domyślał się, że mogło tak być, a potem ona po prostu nie chciała niczego więcej, gdy tamten się zakochał. Rozumiał to. Poważnie. Miał identycznie ze Swift lata temu. I nie dlatego się wściekł. 

Wściekł się dlatego, że facet, który stał przed nim właśnie ją obraził w sposób, jaki dla Harry'ego był najbardziej obrzydliwy ze wszystkich możliwych. Patrząc w oczy McLee wypuścił rudowłosą z uścisku, szepcząc do niej ledwo słyszalne:

— Tylko nie połam sobie ręki.

Ułamek sekundy później Annie znalazła się przy wyższym mężczyźnie i zamachnęła się tak błyskawicznie, że Styles zdążył zarejestrować jedynie zdziwione oczy Dylana i chrzęst szczęki, gdy jej pięść wylądowała na jego twarzy.

Annie zaciskała mocno zęby i oddychała szybko, a w jej żyłach krążyła adrenalina.

— Ostrzegałem — powiedział głośno Harry, a ona poczuła jak jego ramię oplata ją od tyłu, a jego dłoń ląduje na jej brzuchu. Wycofywał ich oboje do wnętrza mieszkania. — Unikałbym jej w najbliższym czasie, Dylan, bo pewnie znowu ci zdzieli. Na kolejny raz sam ją przygotuję i powiem jej, gdzie ma celować, żeby zabolało mocniej — rzucił do niego i zatrzasnął drzwi z hukiem, zostawiając blondyna samego na korytarzu przed drzwiami mieszkania Annie, trzymającego się za policzek.












Drama time!

x




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top