37

— Jak wracasz do domu? — Harry spytał Annie, gdy ta siedziała w fotelu obok niego i uzupełniała dokumentację pacjentów z dzisiaj.

— Sammy mnie odwiezie — odmruknęła, zerkając na lokatego kątem oka. — Czemu?

Harry wpatrywał się w jej profil ogromnymi oczami.

— Bo zastanawiam się właśnie, czy po ostatnich dniach nie masz mnie jeszcze dość — oświadczył, z satysfakcją rejestrując na jej twarzy zawadiacki uśmieszek.

— To było zaproszenie, Styles? — zachichotała pod nosem, spoglądając na niego spod długich rzęs.

— Poniekąd.

Przewróciła delikatnie oczami i utkwiła wzrok z powrotem w dokumentacji.

— Chyba mnie nie przekonałeś, wiesz? — mruknęła do niego, chowając uśmieszek za kurtyną rudych włosów.

Cwaniara.

— Dobra, Harry — oświadczył Samuel, podchodząc do niego nagle. — Kończymy imprezę na dzisiaj.

Zaczął odłączać bruneta od maszyny dializującej, posyłając mu raz po raz rozbawione spojrzenia, które zielonooki wyłapywał i zagryzał wargę, tłumiąc chęć zachichotania. 

— O co wam chodzi? — spytała wreszcie Annie, wpatrując się w nich podejrzliwie. — Strzelacie do siebie oczami jak zakochane kundle — podsumowała ich krótko, na co dwójka dorosłych mężczyzn przed nią próbowała utrzymać miny profesjonalistów na twarzach.

— Nie bądź zazdrosna, Ann — rzucił w kierunku rudej blondyn. — Ja i kicia Harry tak sobie tylko śmieszkujemy.

Brunet nie wytrzymał i roześmiał się głośno, chowając twarz w wolnej, lewej dłoni.

— A mogłam cię przehandlować Dylanowi, Styles — mruknęła na tyle wyraźnie i głośno, żeby dokładnie usłyszeli jej słowa.

— Nie zrobiłabyś mi tego, kochanie — odpowiedział jej lokaty, szczerząc się do niej.

K o c h a n i e.

Grubo pojechał.

— Żebyś się nie zdziwił — zamrugała wymownie w stronę bruneta, kręcąc głową i podniosła się z miejsca, kierując się w stronę dyżurki w celu odłożenia papierów do teczek. Spojrzała na zegarek i z ulgą stwierdziła, że za niecałe półtorej godziny wyjdą stąd razem z Sammym.

Odłożyła dokumenty, upiła kawy z kubka i poczuła, jak znajoma dłoń obejmuje jej własną i ciągnie ją w stronę korytarza, w mniej widoczne miejsce. Odstawiła kubek na blat i pozwoliła Stylesowi pociągnąć się za rękę w kierunku wyjścia z oddziału, skąd oboje mniej rzucali się w oczy.

Harry popchnął ją delikatnie na ścianę tak, że oparła się o nią plecami, a potem naparł na nią mocno, swoimi wargami odnajdując jej. Przybliżyła się do niego odruchowo, splatając swoje dłonie na jego karku i mruknęła cicho, gdy złapał ją mocno w pasie.

— Będę u ciebie za dwie godziny — zakomunikował jej w przerwie na oddech.

Złożył na jej czole jeszcze czuły pocałunek na odchodne i uśmiechnął się flirciarsko, przed tym, jak zniknął w windzie. Minutę później telefon Annie zawibrował w jej kieszeni. Wyjęła go i, śmiejąc się do ekranu przeczytała treść przychodzącej wiadomości.

"Czujesz się wystarczająco mocno przekonana? x"

Och, Styles...

Zagryzła dolną wargę i sprawnie wystukała odpowiedź.

"Chwilowo tak. ;) Zostajemy u mnie, czy jedziemy do ciebie?"

Odpowiedź dostała od razu.

"CHWILOWO?"

Czuła jego sarkazm w każdej literce.

"A masz jutro dyżur?"

Właściwie, to nie wiedziała jaka jest odpowiedź na to pytanie. Skierowała swoje kroki do pokoju socjalnego, w którym Jane zostawiła im zmieniony grafik. Zmarszczyła brwi, widząc, że dziś był czwartek, a ona, mimo, że miała mieć dwa dyżury jeszcze w tym tygodniu, to aż do poniedziałku oddziałowa wcisnęła jej trzy dni wolne. Analizowała wzrokiem grafik do końca miesiąca i z frustracją zauważyła, że więcej jej nie będzie w pracy, niż będzie.

Przecież ona dostanie na głową z taką ilością wolnego czasu.

"Jane wcisnęła mi wolne do końca tygodnia :( "

Odpisała brunetowi, licząc na odrobinę współczucia, albo zrozumienia. Jej telefon zawibrował dwa razy, niosąc nadzieję.

"Nie no, Ann, tragedia, płaczę razem z Tobą nad tym faktem"

No, współczucia i zrozumienia dostała od niego hektolitry. Sekundę później na jej wyświetlaczu pojawił się kolejny sms od bruneta.

"A co do planu - zobaczymy ;) x H"

Westchnęła głęboko, wypuszczając z siebie głośno powietrze. Niby przyzwyczajała się do jego obecności w swoim życiu, ale czas z nim spędzony był tak intensywny, że czasami czuła się zmęczona emocjonalnie po tych wszystkich razach, w których ją zaskakiwał, szokował, rozczulał, podniecał, rozśmieszał, znowu szokował i... i tak w kółko.

Dziś przyznała sama przed sobą, że z ulgą opuszczała centrum, wsiadając do mustanga Sama. Przymknęła oczy, opierając głowę o zagłówek i podkurczając nogi do klatki piersiowej na fotelu pasażera.

— Co jest, kicia? Wszystko okej? — Samuel wyłapał jej zmianę nastroju.

— Intensywny dzień, Sammy — odmruknęła. — Co knujesz ze Stylesem? — spytała go wprost.

Jej pytanie odbiło się echem od wnętrza samochodu.

— Sam, przecież widzę, że coś kombinujecie — ciągnęła temat dalej.

— Ann, skarbie, przesadzasz. Nie zrobiłbym niczego wbrew tobie, nie masz się czego bać — uśmiechnął się do niej uspokajająco.

Poniekąd, była to prawda - nie robi nic wbrew niej. Po prostu... Annie sama jeszcze nie wie, że sama tego wszystkiego chce, o. Kochał ją jak siostrę, której nigdy nie miał. Zawsze będzie chciał przede wszystkim jej prawdziwego szczęścia. A nigdy nie widział jej jeszcze tak szczęśliwej, jak przy lokatym brunecie.

Wiedziała o tym i uwierzyła mu, ale nie czuła się uspokojona tym zapewnieniem.

Sam ucałował ją w skroń na pożegnanie i obserwował w ciszy, jak wysiada z auta i kieruje kroki do drzwi swojej klatki schodowej. Annie, przekraczając próg mieszkania poczuła się zmęczona i przytłoczona wszystkim, co na nią spadło od wczoraj. Nagła decyzja o rzuceniu intensywnej, Styles dziś rano, studio nagraniowe, Styles w okularach, to, jak cieszyło jej się serce, gdy patrzyła jak Samuel i Harry się dogadują, znowu Styles, jego usta, jego uśmiech i milion uczuć do tego wszystkiego. 

Wysłała Harry'emu smsa z kodem otwierającym drzwi wejściowe do klatki schodowej z dopiskiem, że zostawia mu drzwi od mieszkania otwarte. Stwierdziła, że wanna i gorąca woda powinna nieco oczyścić jej głowę i postawić ją na nogi. Chwyciła telefon w dłoń i puściła w głośnikach ten repertuar, po który nie miała odwagi sięgnąć od czasu wyprowadzki z Polski. Gdy zanurzyła się cała w parującej wodzie, ignorując to, że zmoczyła połowę włosów przypadkowo, odpaliła playlistę opisaną ojczystym językiem i zamknęła oczy, wydychając głośno powietrze z płuc.

https://youtu.be/8w600YIpkoY













Harry znalazł się pod blokiem Annie ciut szybciej, niż byli umówieni. Odszukał w telefonie smsa od rudowłosej, poprawiając okulary na nosie i wszedł do budynku, kierując się na pierwsze piętro. Gdy znalazł się pod drzwiami dziewczyny przeszło mu przez myśl, że powinien zapukać, ale muzyka zza ściany była tak głośna, że i tak by nie usłyszała. Nacisnął klamkę i wpuścił sam siebie do jej mieszkania. 

Zapraszamy serdecznie złodziei i morderców, częstujcie się.

Sięgnął po pęk kluczy leżący na komodzie i zamknął drzwi, zostawiając klucz od wewnętrznej strony zamka. Zsunął z siebie buty, jednocześnie wsłuchując się w muzykę rozbrzmiewającą z głośników.

— Annie? — krzyknął wgłąb mieszkania, próbując konkurować z wokalistą i dźwiękiem perkusji, rozglądając się wokół. Nie dostrzegł nigdzie rudych loków, więc założył, że pozostały mu dwie opcje - taras lub łazienka.

Drzwi do łazienki szarooka zostawiła uchylone, więc Styles, niepewnie zagryzając wargę, ruszył w skarpetkach w stronę pomieszczenia, a potem zapukał w drewnianą futrynę, powoli uchylając drzwi. Oparł się barkiem o framugę i zdziwiony obserwował, jak Annie podnosi na niego wzrok znad długich rzęs, które posklejały jej łzy. Siedziała skulona, zatopiona w gorącej w wodzie i w pianie, a jej włosy, rozrzucone i częściowo mokre, okrywały jej plecy, ramiona i dekolt.

— Boże, Ann, co się stało? — spytał, bezceremonialnie ładując się do środka i opadając na kolana przy wannie.

— Wiem, że zabrzmi to głupio, Harry — mruknęła cichutko — ale wszystko jest w porządku — dodała, podciągając nosem. Brunet chwycił jej policzki w swoje dłonie i złożył na jej czole nieśmiały pocałunek.

— Ty płaczesz — zauważył bystro.

— To nie jest... zły płacz, Harry — uśmiechnęła się lekko. Lokaty ściągnął brwi, zaniepokojony. — Dasz mi chwilę, już wychodzę i zaraz do ciebie przyjdę, dobra? — spytała, delikatnie wyganiając go z łazienki.

Harry spojrzał na nią zmartwiony, zacisnął wargi i skinął głową, posłusznie zostawiając ją samą i zamykając za sobą drzwi. Opadł na fotel, stojący obok kanapy, z którego miał dobry widok na wejście do łazienki. Zdjął okulary z nosa, rzucił je na stolik i przetarł dłonią zamknięte powieki. Annie wychyliła się po kilku minutach - miała na sobie dresy, grube skarpetki i koszulkę Samuela. Kąciki ust na jej twarzy uniosły się ku górze, gdy na spojrzała na Harry'ego. Z małym wahaniem podeszła do bruneta i władowała mu się na kolana, chowając twarz w zagłębieniu na szyi Stylesa.

Hugo Boss i trawa cytrynowa dotarły do jej nozdrzy szybciej, niż zarejestrowała.

Harry objął ją mocno od razu, gdy tylko usadowiła się na jego udach i czubkiem nosa przesunął po jej policzku.

— Co się dzieje, Annie...? — spytał cichutkim głosem, wyjmując rudowłosej z kieszeni jej telefon po to, aby ściszyć muzykę rozbrzmiewającą w głośnikach.

— Nic, Harry. Chyba... — zagryzła wargę, zastanawiając się. — Chyba musiałam wyrzucić z siebie trochę emocji, które nagromadziły się we mnie przez ostatnią dobę. 

Jej cichy głos dotarł do jego uszu, zaskakując go.

— Zrobiłem coś nie tak? — spytał niemal odruchowo.

Annie uśmiechnęła się sama do siebie i odsunęła się od bruneta, wyplątując się z jego objęć. Nie zeszła jednak z jego kolan - chciała mieć tylko lepszy widok na jego twarz.

— Nie, Harry, po prostu czas spędzony z tobą jest... — zacięła się, zagryzając dolną wargę. — Intensywny, Styles — dokończyła. — Ostatnia doba była trochę szalona, wiesz?

Brunet uniósł leciutko jedną brew i zaśmiał się cicho.

— Dla mnie też... — przyznał.

— Czasem płacz to zdrowy sposób na odreagowanie — wyjaśniła mu, głaszcząc go grzbietem dłoni po policzku. — Wszystko jest w porządku. Chociaż, nie ukrywam, wolałabym dzisiaj nigdzie już nie wychodzić. Mała ilość snu daje mi się we znaki...   

Och, właściwie to sam miał taki plan.

— Będziesz zły jak zostaniemy dzisiaj u mnie? — spytała, widząc brak odpowiedzi.

— Pod jednym warunkiem. — Uśmiechnął się sam do siebie cwaniacko.

Skoro może coś ugrać przy okazji, to czemu ma tego nie zrobić?

Annie uniosła pytająco brwi.

— Będę potrzebował twojej pomocy jutro i pojutrze, więc chciałbym cię ukraść na... — zamyślił się. --No, w sumie to na cały weekend.

— Och — wyrwało jej się.

Patrzyła w jego zielone oczy, w których tańcowały iskierki.

— I pytasz mnie o zdanie? — Zaśmiała się nieco sarkastycznie.

Styles przewrócił ostentacyjnie oczami.

— Chciałem być miły, Annie, ale widzę, że lepiej nam wychodzi, kiedy to ja podejmuję decyzje za ciebie.

Roześmiała się i sprzedała mu kuksańca w ramię.

— Zgadzam się.

— Ale to pytanie jest nieaktualne już — obruszył się.

— Bo?

— No bo ja właśnie zdecydowałem za ciebie — oświadczył jej, a rząd jego białych zębów znów ukazał się jej oczom w całej okazałości. Objął ją rękoma w pasie i przyciągnął do siebie. — Chcesz się położyć do łóżka i po prostu się poprzytulać?

Czytał jej w myślach.










Kocham tego gifa! 

Wracam do Was jutro wieczorem <3.

P

x


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top