33
Brunet wpatrywał się w nią niepewnie. Czekał na jej reakcję.
— Co ja tu robię, Harry? — spytała inteligentnie, jakby rozważając, czy uciec już teraz, czy jeszcze poczekać.
Mężczyzna odetchnął z ulgą, widząc, że nie uciekła od progu. Odstawił swój kubek i wodę na biurko obok wyłączonego macbooka. Szaroniebieskie oczy Annie wpatrywały się w niego wyczekująco, gdy podchodził do niej, zabierając jej kubek z dłoni. Odstawił go na blat, a potem westchnął, złapał ją za dłonie i zamknął jej palce w uścisku, patrząc jej w oczy.
— Potrzebuję twojej pomocy, Annie — wymruczał nisko, a ona zadrżała. — I myślę, że z nikim nie będę w stanie przez to przebrnąć. Chyba, że z tobą. A sam nie dam rady... bo...
— O co chodzi, Harry? — spytała cicho, czując, jak próbuje rozplątać emocje, jakie się w nim kotłują.
— Nie chcę dłużej zaciskać oczu na dźwięk jego głosu w radio, gdy leci One Direction. Nie chcę czuć wstrętu do własnych tekstów, nie chcę czuć się niezręcznie, gdy słyszę sam siebie, mając wyrzuty sumienia, że wszystko to działo się zawsze, gdy on był obok...
Obserwował, jak rudowłosa wpatruje się w niego uważnie, a pomiędzy jej brwiami widnieje maleńka zmarszczka, gdy analizuje jego słowa.
— Każda piosenka, którą znam, którą śpiewałem przed milionami, którą nagrałem kiedykolwiek, wywołuje we mnie teraz takie emocje, że nie potrafię sobie z nimi poradzić, bo przed oczami mam jego. Jego głos. Mam przed oczami Nialla, Liama, Zayna, których od siebie odsunąłem przez to wszystko, a którzy są dla mnie jak rodzeni bracia...
Uniosła brwi ze zdziwienia.
— Taaak, telewizja widzi to po swojemu, Annie... — wtrącił, krzywiąc się. — Chcę znów cieszyć się tą muzyką. Wiem, że to będzie trudne. Cholernie. I pewnie się tu rozryczę. Ale nie chcę uciekać od tych wszystkich wspomnień... Ja... Annie... — zaczął się plątać.
— Jak mogę ci pomóc...?
Zagryzła wargę, a on, wpatrując się w jej oczy zielonymi tęczówkami, wyszeptał:
— Zaśpiewaj je ze mną, Ann. Wszystkie. Kilka razy, jeśli będzie trzeba. Pomóż mi przez nie przebrnąć po tym wszystkim...
Otworzyła usta ze zdziwienia.
— Obiecuję, że niczego nie nagram, jeśli sama nie będziesz chciała. Chcę się z tobą powydurniać, pośpiewać i pograć. Chcę cię poznać, Annie... Wiem, że jestem pieprzonym Harrym Stylesem ale, Ann, chcę być dla ciebie tutaj tylko facetem, który umie czytać nuty i obsługiwać kilka instrumentów, chcę być tym Harrym, którym się czuję, gdy mam cię obok... Chcę być sobą...
Zaszkliły jej się oczy z wrażenia i nie mogła powstrzymać ciepłego uśmiechu. Chwyciła go za policzki i stanęła na palcach, a potem, zamykając oczy, złożyła pocałunek na jego czole.
— Nie biorę odpowiedzialności, jeśli w tym pomieszczeniu zepsuję coś turbo drogiego — wyszeptała, zgadzając się między słowami.
Spojrzał na nią ogromnymi, zielonymi oczami i roześmiał się, przytulając ją. Nie musiał jej dziękować, czuła jego wdzięczność w powietrzu. Ucałował jej policzek i odsunął się od niej, odpalił macbooka, a potem pozapalał wszystkie światła w pokoju, rozświetlając nie tylko kabinę nagraniową, ale też kanapę i wszystkie instrumenty znajdujące się w pomieszczeniu.
Ann rozejrzała się po pokoju i rozchyliła wargi. Robił wrażenie. Był większy, niż przypuszczała, ale przytulny. Rudowłosa podeszła do ściany i przejechała dłonią po gitarze akustycznej Harry'ego, w której zakochała się od pierwszego wrażenia, gdy zobaczyła ją na nagraniach z jego solowej trasy koncertowej. Musiała kosztować majątek.
— Jaki właściwie jest plan? — spytała, obracając się w stronę bruneta, który wiązał właśnie włosy w koczka.
— Nie ma planu — odparł jej. — Nie na wszystko w życiu potrzebny jest plan, Annie.
Wziął maca na ręce i podszedł do stolika przy kanapie. Postawił komputer na blacie, wrócił się po kubki z herbatą, a potem jeszcze otworzył zafoliowaną zgrzewkę wody i wyjął dwie butelki, również stawiając je na stole. Cofnął się do szafki obok niewielkiej drukarki i wzrokiem odszukał dwie grube teczki - na brzegu jednej z nich jego pismem widniał napis "1D", na drugiej z kolei "solo 2017". Chwycił je w ręce i położył je na stole obok komputera.
Annie, domyślając się, że zamierzają zostać na wielkiej kanapie usiadła na jej jednym końcu, przyciągając nogi do klatki piersiowej i opierając brodę na jednym kolanie.
Harry zdjął gitarę ze ściany - tą, na widok której Annie robiła maślane oczy - i oparł ją o kanapę, sam siadając obok rudowłosej. Chwycił teczkę z tekstami bandu i otworzył ją sprawnym ruchem, wyjmując plik kartek - niektóre z nich były zdewastowane, wymiętolone i pewnie nie raz miały styczność z różnego rodzaju napojami. Styles uśmiechnął się pod nosem na ich widok.
A potem Annie zarejestrowała, że Harry dzierży w ręce część jego własnych rękopisów i ponownie otworzyła usta ze zdziwienia.
— Jesteś pierwszą kobietą, która je widzi — stwierdził, chichocząc, a ona miała wrażenie, że zapomniała, jak się oddycha.
Nie no, pewnie, bo to nic takiego.
— Jak Liam się dowie to mi zdzieli — zaśmiał się sam do siebie.
— Czemu? — spytała go, obserwując, jak sięga po gitarę.
— Bo kiedyś wymusił na wszystkich obietnicę, że wszystkie te emocjonalne teksty to bardzo męska rzecz i, że nie pokazujemy ich kobietom — uśmiechał się, wracając do wspomnień. — Zayn kiedyś wychlapał się przez przypadek, że pokazał coś Perrie, jak jeszcze byli zaręczeni. Liam nie odzywał się do niego przez pięć dni, takiego strzelił focha.
Boże, oni naprawdę byli dla siebie jak bracia...
Styles przeciągnął prawą dłonią po strunach gitary, łapiąc losowy akord na gryfie, a Annie zadrżała, gdy usłyszała dźwięk instrumentu.
— Wybieramy na zmianę, Ann — zarządził, uśmiechając się. — Ja pierwszy, bo to był mój zespół i ja wybierałem nazwę, więc mam pierwszeństwo. — Na jego twarz wypłynęła cwaniacka mina, ściągnął usta w zabawny dzióbek i chwycił plik kartek, przeglądając je jedna po drugiej w dłoniach. — Jezu, tak dawno tego wszystkiego nie grałem... — wyszeptał, sam niedowierzając, biegając wzrokiem po tekstach na kartkach.
Nagle zatrzymał wertowanie stron i, wpatrując się w jedną, wymiętoloną kartkę, wyjął ją z pliku i odłożył ją na stolik, oddzielając ją od całej reszty.
Home.
Przerzucił trzy kolejne teksty i ponownie wyjął kolejną kartkę, odkładając ją na stolik na poprzednią.
Little things.
— Co robisz?
— Odkładam na bok te, przy których na pewno będę ryczał. Zrobimy z nich listę, przez którą musimy dziś przebrnąć.
Oj, Harry...
Na tę kupkę odłożył jeszcze kilka, z obu teczek.
Strong.
Happily.
They don't know about us.
Sweet creature.
18.
If I could fly.
Moments.
Two ghosts.
Ever since New York.
— Dobra, Ann — zaczął, niepewnie. — Zaczniemy od tych.
— Jesteś pewien? — spytała, gdy widziała, jak zagryzł wargę.
— Jak zaczniemy od tych najtrudniejszych, to potem będzie prościej — wymruczał, marszcząc brwi. Przejechał dłonią po twarzy i wziął głęboki oddech, przesunął jedną kartkę z tych wyselekcjonowanych przed chwilą na sam wierzch i zamknął oczy.
https://youtu.be/xGPeNN9S0Fg
Nie była przygotowana na to, że tak po prostu zacznie szarpać struny i łapać akordy z zamkniętymi oczami. Nie była gotowa na to, że tekst "Little things" zacznie z niego wypływać tak po prostu, pieszcząc jej uczy niskim, zachrypniętym barytonem. A nawet, jeśli myślała, że była na to gotowa, to właśnie przekonała się, że jednak nie była.
Miała ciary, miała ciary dosłownie wszędzie, a jej oczy musiały być ogromnych rozmiarów. Wpatrywała się w niego jak w obrazek, próbując ruszyć chociaż palcem, ale nie była w stanie. Kurwa, przecież były czasy, w których znała całą dyskografię jego zespołu na pamięć i wzdychała do niego jak idiotka, a teraz siedział obok niej i prosił ją o to, żeby pomogła mu przebrnąć przez te utwory, mając ją obok. Życie robiło sobie z niej żarty.
Zarejestrowała, jak przed rozpoczęciem drugiej zwrotki zadrżały mu palce i zaszkliły mu się oczy.
Miliony wspomnień.
Część Louisa.
Reagując szybciej ustami szybciej, niż mózgiem, nabrała w płuca powietrze i przejęła wokal od drugiej zwrotki. I wtedy zrozumiała, dlaczego tak bardzo chciał to zrobić z nią. Posłał jej spojrzenie pełne wdzięczności i, mimo łez, uśmiechnął się delikatnie, kontynuując wygrywanie melodii.
Tu nie chodziło o to, żeby przejmowała się warsztatem. Albo linią melodyczną, czystością dźwięku, trafianiem w nuty czy czymkolwiek innym. Tu chodziło o to, żeby po prostu była.
Gdy skończyli utwór podciągnął nosem i kartkę z piosenką, przez którą przebrnęli, odwrócił wierzchem do dołu, odrzucając ją na brzeg stołu.
— Twoja kolej, Annie — mruknął ciepło, uśmiechając się lekko.
Patrzył, jak wyraźnie przygryza wewnętrzną część policzka, a potem zrobiła coś, co rozłożyło go na łopatki. Odszukała w stosie "Ever Since New York", spojrzała na chwyty i od razu odłożyła kartkę na bok, tak, jak zrobił on przed chwilą i zapytała po prostu:
— Mogę gitarę?
Rozchylił wargi z wrażenia, na co zachichotała lekko i przyjęła od niego instrument, dziękując mu skinięciem głowy. Przejechała palcami po gryfie i posłała mu niepewne spojrzenie. Związała włosy w chaotycznego koka, a spod gumki i tak uciekło jej kilka nieposłusznych loków. Usiadła wygodniej i ułożyła palce, prawą ręką wyciągając uprzednio kostkę. Przełożyła kapodaster na trzeci próg i zaczęła szarpać struny.
https://youtu.be/hclVHvRrRd4
Przeciągnęła kostką po strunach, które przytrzymała na całej długości palcami, a potem chwyciła d-dur. Nie wiedział, czy bardziej jest zaskoczony tym, że sama chciała, tym, że sama zaczęła, czy tym, że nie potrzebowała ani teksów, ani chwytów, czy tym, że grała tak płynnie, a gitara w jej objęciach brzmiała tak właściwie, jak w jego własnych mimo, że to on był autorem tej piosenki.
Jej głos, z początku nieśmiały, pieścił jego uszy. Miała przepiękny akcent. Serio, to była rzecz, która go urzekała. Był taki miękki i wyraźny jednocześnie. Ponownie zaszkliły mu się oczy, gdy przypomniało mu się w jakich okolicznościach powstał tekst tej piosenki.
Noc poślubna. Ta prawdziwa.
Podwinął pod siebie nogi, naciągnął rękawy swetra na dłonie i przyłożył je do swoich policzków, wpatrując się w nią i odkrywając ją z każdą nutą. W dołach, w górach, w refrenie i we zwrotkach. Jej długie rzęsy były idealnie widoczne, gdy spuszczała wzrok na gryf, śledząc ruchy swojej lewej dłoni. Była tak naturalna, tak szczera w tym wszystkim, że dotarło do niego, że nie chciałby tu być z nikim innym. I, gdy tak na nią patrzył, poczuł ciepło w klatce piersiowej i ze zdziwieniem zauważył, że od teraz ta piosenka nie będzie mu boleśnie przypominać o tym, co było. Będzie mu przypominać o wysokiej, rudowłosej, upartej dziewczynie, która powoli i nieświadomie skradała mu jego serce.
Zdał sobie z tego sprawę i pozwolił sobie uronić jedną łzę, rozkoszując się jej głosem.
A Annie po prostu dała się ponieść, odkrywając przed nim wszystkie karty, jak jeszcze nigdy. Skończyła piosenkę i posłała mu badające spojrzenie, zagryzając dolną wargę. Wpatrywali się w siebie przez moment, a potem Stylesa trzasnął impuls. Wstał, zabrał jej z rąk gitarę i odstawił ją na bok, opierając ją kluczami o krawędź podłokietnika mebla od swojej strony.
Opadł na kanapę, chwycił łydki rudowłosej, przyciągając ją bardzo blisko siebie i przełożył jej nogi zgięte w kolanach przez swoje uda. Chwycił jej policzek w dłoń, a drugą złapał ją w pasie i przybliżył się do niej płynnym ruchem, swoimi wargami muskając jej własne.
I nie liczyło się dla niego nic więcej, poza nią w tym miejscu i w tej chwili.
@xxtommosgirl hiszpański ci się nie przyda w życiu, idź na pielęgniarstwo <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top