28
Annie wcisnęła Harry'emu w ręce wypraną koszulkę Sama, i jego spodnie dresowe, które ukradła blondynowi do biegania - materiał był cienki i nieco przylegający do nóg, ale powinny pasować na Harry'ego z racji tego, że on i Samuel byli podobnego wzrostu. Wyjęła z szafy dwa większe ręczniki i również przekazała je na dłonie bruneta.
— Łazienkę masz po prawej, szampon i żel pod prysznic Sama powinien być w szafce nad wanną, jeśli masz ochotę pachnieć męsko, a nie damsko — wytłumaczyła, patrząc na rozbawioną twarz lokatego. — Obsłuż się — dodała, uśmiechając się delikatnie.
— Nie przyłączysz się?
Na początku myślała, że się przesłyszała, ale on naprawdę o to spytał. Rudowłosa obróciła się gwałtownie w stronę Stylesa z szokiem na twarzy tak wielkim, że gdy zobaczył jej zdziwioną minę to roześmiał się dźwięcznie. Zagryzł kostki zaciśniętej pięści i stał tak, rozkoszując się jej zmieszaniem. Jego białe zęby idealnie komponowały się z tą cholernie seksowną linią szczęki.
— Um — zająknęła się Annie. — Wiesz, może innym razem — wydukała, odwracając się do niego plecami i oddalając się z ulgą w kierunku kuchni, żeby zająć się myciem naczyń.
Zająć się czymkolwiek, byleby nie patrzeć na niego, gdy tak bezczelnie ją zawstydzał.
Ku jej uldze, gdy odkręciła ciepłą wodę w kranie doszedł ją dźwięk kroków Harry'ego, który skierował się do łazienki i zamknął za sobą drzwi.
Decyzja o tym, żeby wziąć go dziś do siebie była tak impulsywna i nieprzemyślana, że karciła sama siebie w duchu już od momentu, w którym zaparkowali audi pod blokiem. Czuła, że przy nim przestaje panować nad sytuacją i, wbrew zdrowemu rozsądkowi, brnęła w to dalej.
Wytarła dłonie po umyciu naczyń i westchnęła głęboko. Wyjęła z szafy bardziej przyzwoite ubrania do spania i ręcznik, zostawiając wszystko uszykowane na łóżku. Zdjęła z siebie bluzę Harry'ego i przewiesiła ją przez oparcie fotela, a potem sięgnęła po laptopa, którego zostawiła na stole. Ze sprzętem pod pachą podreptała w stronę fortepianu i ułożyła kartki rozrzucone na pokrywie instrumentu. Przysunęła bliżej krawędzi dwie puste, zostawiła sobie długopis na wierzchu i, stawiając komputer na instrumencie odpaliła itunesa w macbooku.
Sięgnęła po swoją komórkę do tylnej kieszeni spodni i, po odblokowaniu ekranu, jednym kliknięciem wyłączyła muzykę, która rozprzestrzeniała się z głośników w całym mieszkaniu, a potem zajęła miejsce na taborecie przy fortepianie. Ułożyła na pulpicie puste kartki i wzięła głęboki oddech. Dłonią dosięgnęła touchpada komputera, odnajdując w swojej bibliotece utwory polskiego wykonawcy, odpaliła pierwszą piosenkę z tych, o tłumaczenie których prosił Harry i nakierowała kursor na przycisk play.
https://youtu.be/CsUS-jRB6Cc
Zamknęła oczy i poczekała na pierwsze nuty, przesłuchała kilka sekund i zatrzymała piosenkę, przetwarzając dźwięki, które usłyszała. Następnie ułożyła palce na klawiszach i, marszcząc brwi, odtworzyła dźwięk na instrumencie, a potem chwyciła długopis i przelała te akordy na kartkę papieru.
Powtarzała ten schemat raz po raz, czasem cofając się i sprawdzając, czy na pewno całość brzmi tak, jak powinna. Nie zajęło jej dużo czasu spisanie linii melodycznej i wiedziała, że za nią zaledwie najprostsza część zadania. To tekst był tutaj problemem. Odpaliła oryginalną treść utworu w przeglądarce laptopa i, zerkając na niego, starała się przepisać go na kartkę papieru, tłumacząc go na angielski w dosłownym znaczeniu. Stwierdziła, że to będzie dobry punkt wyjścia. Do melodii dopasuje go na samym końcu.
W ciszy kreśliła słowa długopisem po kartce, skupiając się na sensie przepisywanego tekstu. Podwinęła pod siebie jedną nogę, opierając piętę o krawędź taboretu i kładąc czubek swojej brody na kolanie. Annie miała w nawyku przyjmować dziwne pozycje na fotelach i taboretach, generalnie.
I właśnie w takiej pozycji zastał ją brunet, który, pocierając swoje mokre włosy ręcznikiem, wyszedł z łazienki. Najpierw zdziwiła go cisza panująca w mieszkaniu, a potem spojrzał na Annie podkurczającą jedną nogę na taborecie, siedzącą przy fortepianie i zerkającą co chwilę w stronę tekstu wyświetlonego na komputerze.
Ten widok był niezwykły w swojej zwykłości.
— Ann? — spytał niepewnie, nie chcąc dać po sobie poznać, jak bardzo oczarowany jest tym obrazkiem.
— Hm? — odmruknęła cicho, nie odrywając wzroku od kartki.
— Zostaw to już dziś, co? Ledwo patrzysz na oczy — mruknął do dziewczyny, która mrużyła powieki, kreśląc słowa na arkuszu przed sobą. W istocie - piekły ją oczy i czuła, że zmęczenie zaczyna dawać się jej we znaki, jednak gdy siadała do fortepianu to zawsze spychała na bok te sygnały.
Harry przerzucił sobie ręcznik przez ramię i skierował się w jej stronę cichym krokiem. Stanął za nią i położył jej swoje obie dłonie na barkach.
— Annie — poprosił basowym głosem po raz kolejny.
Olała go, więc westchnął i sięgnął ręką w stronę jej laptopa, popychając ekran ku dołowi i zamykając go tak po prostu.
— Ej — zaprotestowała — jesteś bezczelny — wyrzuciła z siebie, ściągając brwi i podnosząc głowę mocno w górę tak, żeby odnaleźć jego twarz, wiedząc, że się nad nią pochyla.
— Prosiłem cię o coś.
— Słyszałam — usprawiedliwiła się — chciałam tylko skończyć tę zwrotkę.
— Olałaś mnie — powiedział bystro, unosząc brwi i nadal na nią patrząc. — Idź się kąpać, Ann. W tej chwili. — Ton głosu Stylesa był na tyle stanowczy, że wiedziała, że dziś nie ma siły już z nim dyskutować.
— I to ja jestem okropna i paskudna... — fuknęła, podniosła się z taboretu i wyminęła bruneta, zgarniając z łóżka przygotowane spodnie od piżamy, koszulkę i ręcznik. — Czuj się jak u siebie, Harry — rzuciła w jego stronę przed tym, jak zniknęła w łazience.
— Bo jesteś paskudna! — krzyknął jeszcze za nią, a zza drzwi łazienki usłyszał jej śmiech.
Harry westchnął i przetarł powieki dłonią. Dopiero po gorącym prysznicu poczuł, jak bardzo jest zmęczony dzisiejszym dniem. Domyślał się, że to samo dopadnie rudowłosą, która poprzedniej nocy dodatkowo prawie wcale nie spała.
Styles zwalczył w sobie chęć zrobienia sobie kubka herbaty przed snem - walczył z tym przyzwyczajeniem od czasu diagnozy i rozejścia się z Louisem. Chwycił swój telefon z blatu stołu i telefon Annie z pokrywy fortepianu, pogasił wszystkie światła i usiadł po turecku na łóżku, odblokowując swoją komórkę. Na ekranie widniało kilka połączeń nieodebranych od mamy i dwa od Gemmy. Wszedł w nieodczytane wiadomości i wybrał z listy grupę konwersacyjną z dwiema najważniejszymi kobietami jego życia, a potem wystukał na klawiaturze krótką wiadomość.
"Wszystko w porządku, nie martwcie się, trzymam się lepiej, niż dobrze. Zadzwonię jutro, kocham Was xx"
Wiedział, że Jeff zapewne już poinformował je o tym, co się dzisiaj wydarzyło. Martwiły się. Ustawił sobie przypomnienie, żeby przedzwonić do nich rano tak, żeby ich nie obudzić - nadal ciężko mu było skoordynować dwie strefy czasowe, w jakich rozgrywało się jego życie.
Annie wyszła z łazienki, ziewając. Jej mokre włosy wróciły do swojej naturalnej, kręconej postaci. Zmarszczyła brwi, widząc, że jedynym zapalonym światłem w mieszkaniu jest światło pochodzące z łazienki. Zgasiła je i zamrugała kilka razy, próbując przyzwyczaić wzrok do ciemności.
— Śpisz ze mną? — spytała, podchodząc do bruneta siedzącego na łóżku, którego zarys sylwetki widziała w półmroku.
— A mogę?
Nie spodziewała się tego pytania.
— A czemu masz nie móc? — Odwróciła kota ogonem. — Zmieścimy się oboje, to łóżko jest szerokie na ponad dwa metry — dodała, sięgając po swój telefon, który Harry odłożył na pościel obok siebie.
Ekran rozświetlił jej twarz i podkrążone oczy. Zegarek wskazywał chwilę przed pierwszą w nocy, a ona była zmęczona jak diabli. Wyciszyła wszystkie powiadomienia, mając zamiar porządnie się wyspać.
— Spytam dla formalności... — Zgasiła ekran i odnalazła oczy Harry'ego, słysząc jego pytanie — ... masz jutro wolne?
— Tak, mam.
— Żadnej nocki?
— Jutro nie — odpowiedziała i władowała się na łóżko, zakopując się w pościeli od strony przy ścianie.
— A pojutrze? — spytał, idąc jej śladem.
Annie zagryzła wargę. Wkurzy się, jak mu powie, że jakoś tak wyszło, że ma trzy zmiany z rzędu i w sumie siedemdziesiąt dwie godziny ciągiem, prawda?
— Na rano — odparła wymijająco, nie mówiąc mu wszystkiego. — Śpij, Harry, miałeś ciężki dzień.
Nie odpowiedział jej, więc przyjęła, że zasnął, wykończony wrażeniami z ostatnich kilkunastu godzin.
— Annie? — spytał nagle szeptem, a ona zadrżała, słysząc niski głos.
— Harry, śpij... — jęknęła nieco zbolałym tonem.
— Duża łyżeczka czy mała łyżeczka?
Serce zabiło jej strasznie szybko i mocno w piersi, a w brzuchu załaskotało ją intensywnie.
Naprawdę leży z nim w jednym łóżku, a on pyta ją, jak woli być przytulana?
— Ymm — zająknęła się po raz kolejny dziś. — Duża — odparła z wahaniem.
Harry, słysząc jej odpowiedź, uniósł się na łokciach gwałtownie.
— Poważnie?
— No przecież ci odpowiadam...
Miała wrażenie, że jej odpowiedź go ucieszyła i zaskoczyła jednocześnie.
— Chodź tu — mruknął, po czym splótł swoją dłoń z jej palcami, a potem przyciągnął ją do siebie płynnym ruchem, jednocześnie obracając się plecami do niej. Nie uwolnił jej palców, więc jedna dłoń Annie znalazła się na jego żebrach, spleciona z jego własną. Uniósł głowę, niemo prosząc, żeby wsunęła drugą rękę pod jego kark, co zrobiła niemal odruchowo.
Harry podkurczył nogi, wsuwając swoje łydki między łydki Annie i poczuł, jak oddech rudowłosej łaskocze jego skórę na karku, gdy ta zamknęła oczy i przybliżyła się do niego, czując na twarzy wilgotne włosy Stylesa.
— Czemu duża łyżeczka, Ann? — spytał jeszcze zachrypniętym, sennym głosem.
— Żebyś nie gniótł mi włosów — mruknęła, zasypiając. Zarejestrowała jeszcze, jak zachichotał bezdźwięcznie i pogłaskał ją kciukiem po wnętrzu dłoni, którą opierała o bok jego klatki piersiowej, a potem sam zasnął.
Lubię tę końcówkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top