26
Serce łomotało jej w piersi, gdy zajęła miejsce na fotelu od strony kierowcy. Przekręciła kluczyk w stacyjce do połowy i wyjęła swój telefon z kieszeni. Przyglądając się swojemu odbiciu w czarnym wyświetlaczu starła opuszkiem palca rozmazany tusz do rzęs spod oczu i westchnęła cicho. Związała włosy w niedbałego koka na czubku głowy i wsunęła urządzenie w uchwyt na desce rozdzielczej. Oparła tył głowy o zagłówek i przymknęła oczy.
Co oni razem wyprawiają, tak właściwie?
Annie miała to do siebie, że zawsze analizowała zbyt dużo, jeśli zaczynało jej zależeć. Pociągało to za sobą to, że czasem komplikowała swoje życie. A skoro zadała sobie to pytanie, to znaczyło, że naprawdę brunet przestaje być jej obojętny. I to ją przerażało.
Usłyszała, jak Harry otwiera tylne drzwi i kładzie pokrowiec z gitarą na siedzenia, przesuwając ich torby na ramię. Chwilę później zajął miejsce na fotelu pasażera, wrzucając swój telefon na deskę rozdzielczą i odnajdując jej oczy.
— Gotowa?
— Nie drażnij się ze mną — wywróciła oczami i zapięła pas, patrząc na niego wyczekująco. Harry wpatrywał się w nią przez moment, a potem zapiął swój. Czuł, że była tak uparta, że nie ruszyłaby z miejsca, gdyby tego nie zrobił.
Westchnęła i odpaliła silnik. Plusem tego, że czekała ją jazda w nocy było to, że miała chociaż pusty parking, więc wycofała z miejsca parkingowego tak katastrofalnie krzywo, że Harry zaczął się szczerze śmiać, kręcąc głową.
— Zajebiste to było, Annie — wyszczerzył się, pocierając swoje czoło.
— Jeśli coś działa, to znaczy, że nie jest głupie — odparła i wyjechała na dwupasmówkę, wywołując ponownie jego dźwięczny śmiech.
Przez dłuższą chwilę jechali w ciszy, a Harry, wykorzystując skupienie rudowłosej na drodze przed przednią szybą, bezczelnie lustrował ją wzrokiem, błądząc po profilu jej twarzy, zadartym nosie, pełnych ustach i długiej szyi, na którą zdecydowanie lubił spoglądać. Annie była wyraźnie mniej spięta, niż poprzednio, gdy manewrowała stopami na pedałach i spoglądała w boczne lusterka.
Harry wyciągnął rękę w kierunku kierownicy i delikatnym ruchem skorygował ustawienie kół minimalnie w lewo, uśmiechając się ciepło pod nosem. Naprawdę był z niej dziś dumny. Widział, ile kosztowało ją samo zajęcie miejsca na fotelu kierowcy.
Z jakiegoś powodu obecność Ann działała na niego rozczulająco.
I chyba już zdążył się z tym pogodzić.
Plecami ponownie przyległ do oparcia swojego fotela, gdy rozdzwonił się telefon Annie. Podziwiał ją za to, że nawet nie przeszło jej przez myśl zerknąć na wyświetlacz, żeby sprawdzić, kto dzwoni - cały czas patrzyła na drogę.
— Odbierz — poprosiła spokojnym tonem głosu, mówiąc w stronę bruneta mimo, że nie wiedziała, że na wyświetlaczu widnieje zdjęcie długowłosego blondyna.
— Jesteś pewna? — spytał, zaskoczony.
— Sam czy Dylan?
— Dylan — odparł, sięgając po jej komórkę.
— Odbierz, Harry — mruknęła, cały czas dzielnie wpatrując się w drogę i w lusterka.
Styles zagryzł wargę, a potem wcisnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha, odzywając się pierwszy.
— Telefon Annie — zakomunikował, wywołując ciszę po drugiej stronie słuchawki.
— Ymmm... — mężczyzna po drugiej stronie próbował otrząsnąć się z szoku, nie słysząc głosu rudowłosej. Ostatecznie, spodziewał się jeszcze usłyszeć Samuela, ale na pewno nie kogokolwiek innego. — A z kim mam przyjemność? — Wybadał teren.
— Harry Styles — przedstawił się kulturalnie i z niepewnością zerknął na twarz Ann.
Rozchylił usta z wrażenia, gdy zobaczył, jak zaciska wargi, powstrzymując rozbawienie wywołane jego zmieszaniem.
Wkopała go na minę i się z niego nabija.
Co za łajza.
— Annie prowadzi samochód, więc nie może rozmawiać — zakomunikował spokojnym i niskim barytonem, mrużąc oczy w jej stronę.
Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki prychnął.
— Styles, słaba bajeczka, Annie nie wsiadłaby za kierownicę jakiegokolwiek samochodu... — głos Dylana w słuchawce stał się ostry i sarkastyczny.
Ups, koniec uprzejmej relacji dającej złudzenie profesjonalizmu obu stron.
— Cóż, za kierownicę mojego samochodu jakoś wsiadła — sarknął Styles, nie mogąc się powstrzymać.
Annie zagryzła wargę i pokiwała głową z niedowierzaniem. Faceci.
— Jak będzie chciała, to do ciebie oddzwoni, Dylan. Trzymaj się — dodał, a potem przerwał połączenie, nie czekając na reakcję McLee.
Annie nie wytrzymała i parsknęła śmiechem cicho.
— Masz w dziób, mała — mruknął do niej, a jego głosie błądził śmiech, który zdradzał jego zamiary. Obracał w dłoni jej telefon i spoglądał na jej twarz.
Zaśmiała się perliście, pokazując rząd białych zębów.
— Jak chciałaś, żebym go pogonił i zaznaczył teren, to mogłaś po prostu powiedzieć. — Jego głos stał się flirciarski w sposób, w jaki jeszcze go nie słyszała. Annie uniosła jedną brew.
— A czujesz się w obowiązku do pogonienia go? — Nie pozostała mu dłużna, uśmiechając się pod nosem.
Co ona, na boga, wyprawia?
Styles zaśmiał się.
— Cwaniara — skomentował, chichocząc.
— Gdzie się kierujemy, Harry? — spytała, zmieniając temat, gdy znaleźli się blisko centrum, w dobrze znanej jej okolicy.
Brunet zmarszczył brwi i zagryzł wargę. Annie zatrzymała auto na czerwonym świetle i spojrzała na niego, zaniepokojona brakiem odpowiedzi. Między jej brwiami pojawiła się malutka zmarszczka.
— Pozwoliłeś mu zostać w swoim mieszkaniu, prawda?
Zdziwił się, że tak mało czasu zajęło jej dojście do tego.
— Dałem mu dobę na to, żeby się wyniósł — przyznał cicho.
Westchnęła cicho i wcisnęła pedał gazu, ruszając z miejsca, gwałtownie zmieniając pas i kierując się w lewo. Było grubo po dwudziestej pierwszej, gdy zaparkowała samochód na małym parkingu przed swoim blokiem. Brunet pomagał jej trzy razy wykręcić kierownicą tak, żeby nie zahaczyła stojącego tuż obok auta. Jego cierpliwość naprawdę jej imponowała. Z westchnieniem ulgi zgasiła silnik i oparła głowę o zagłówek, zamykając oczy.
— Za dużo na dzisiaj — stwierdziła zbolałym głosem. — Zdecydowanie za dużo.
Usłyszała, jak Harry odpina swój pas i nagle poczuła jego palce na swoim podbródku. Otworzyła oczy i pozwoliła mężczyźnie odwrócić jej głowę tak, aby odnalazła jego zielone, ogromne oczy.
— Przyzwyczajaj się, Ann — mruknął i poruszył brwiami.
A potem puścił ją i jak gdyby nigdy nic wysiadł z auta, rozprostowując nogi i mierzwiąc swoje kręcone włosy dłonią.
Niby do czego?
Annie podążyła jego przykładem, wysiadając z audi. Chwyciła z tylnego siedzenia torbę swoją i bruneta i zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła, jak chłopak sięga po gitarę.
— Nie musisz jej brać, Harry — powiedziała, spoglądając na niego spod rzęs.
Podniósł na nią oczy gwałtownie, jakby zastanawiając się nad jej słowami.
— Nie będzie ci potrzebna — powiedziała ciepło i uciekła wzrokiem od szmaragdowych tęczówek, zamykając drzwi samochodu i zarzucając swoją torbę na ramię. Aktówkę Harry'ego dzierżyła w dłoni i, gdy brunet zatrzasnął drzwi z drugiej strony samochodu, Annie nadusiła czerwony guziczek na pilocie. Wręczyła w dłoń lokatego klucze do audi, pozbywając się ich z ulgą, i podała mu jego torbę. Kątem oka zarejestrowała uśmieszek błąkający się na ustach Stylesa i ruszyła w stronę budynku, pociągając bruneta za dłoń. Otworzyła drzwi wejściowe klatki schodowej kodem i podreptała na pierwsze piętro. Wyjęła z torby pęk kluczy, przy których przypięta była maskotka czarnego smoka z bajki o Czkawce i Szczerbatku.
Otworzyła drzwi i wzięła głęboki oddech, wchodząc do środka.
Zmarszczyła brwi, zerkając na prawo i widząc zapaloną lampę stojącą w salonie, która rozjaśniała półmrok i kartkę na kuchennym blacie, zapisaną wąskim pismem. Zsunęła z siebie trampki i podeszła w jej stronę, błądząc wzrokiem po linijkach i uśmiechając się delikatnie.
"Mysza,
nie wiem czy wrócisz do domu sama, czy z towarzystwem, więc zapełniłem lodówkę, bo pewnie zapomniałaś o tak prozaicznej rzeczy, jak jedzenie. Napisz jak będziesz w domu, martwię się.
Kocham, S. xx
PS Schowałem twoje wyprane stringi pizgnięte w łazience, chociaż kusiło, żeby je zostawić na widoku - nie dziękuj"
Annie zaśmiała się pod nosem. Samuel zawsze wiedział, kiedy wykorzystać zapasowe klucze do jej mieszkania - przyjaciel już nie raz wpadał tu pod jej nieobecność dbając o to, żeby w pędzie życia nie umarła z głodu.
Rudowłosa podniosła wzrok na bruneta znad kartki i dopiero teraz zobaczyła, jak zamyka za sobą drzwi jej mieszkania, ogarniając wzrokiem przestrzeń.
— Wybacz, Sam trochę tu ogarnął, jak mnie nie było, ale panuje tu mały chaos — rzuciła w jego stronę przepraszającym głosem.
— Mieszkacie razem? — Harry zmarszczył brwi i schylił się, żeby zsunąć ze stóp swoje adidasy.
— Nie, Sam ma zapasowe klucze — wyjaśniła. — Masz mój telefon?
Brunet skinął głową, wyjął z tylnej kieszeni spodni jej iphone'a i położył go w jej wyciągniętej w jego kierunku dłoni, a potem bez skrępowania odłożył swoją aktówkę na fotel, obok skrzypiec i podszedł do fortepianu, sięgając po jedną z zapisanych chaotycznie kartek, rozrzuconych po pokrywie instrumentu. Odwrócił ją na drugą stronę i zobaczył ręcznie zapisane nuty na pięciolinii. Uniósł brwi, zagryzł wargę i spojrzał na spiętą Annie, która nerwowo poprawiła koka na swojej głowie i wpatrywała się w niego, czekając na jego reakcję.
Harry uśmiechnął się mocno sarkastycznie i uniósł zapisaną kartkę, wskazując na nią palcem.
— "Podstawy podstaw", Ann? — Powtórzył jej własne słowa, wpatrując się w nią z niedowierzaniem.
Dzierżył w ręce rozpisane "Bohemian Rapsody" Queen w tonacji jej głosu. Na odwrocie pięciolinii rozpisała piosenkę akordami.
Skrzywiła się niewinnie i uniosła ramiona bezradnie.
— Tak czułem, że nie mówisz mi wszystkiego — mruknął sam do siebie Styles i odłożył zapisany arkusz na fortepian. Nie był na nią zły i nie miał do niej żalu - właściwie, to ją rozumiał.
Annie nie odpowiedziała brunetowi. Wysłała uspokajającego smsa do Sammy'ego i wróciła do małego korytarza, żeby przekręcić klucz w zamku od wewnętrznej strony. Rzuciła torbę na komodę i wróciła wzrokiem do bruneta, żeby zaobserwować, jak zdejmuje z uchwytu ze ściany jej gitarę akustyczną. Przejechał palcami po strunach i ze zdziwieniem zauważył, że jest nastrojona.
— Wspominałeś kiedyś, że umiesz gotować. — Oparła się biodrem o ścianę i wpatrywała się w uśmieszek, który wpełzł na jego usta.
— Żebyś wiedziała — wymruczał. — Co mamy w lodówce? — spytał, odkładając gitarę na swoje miejsce.
Dzień dobry w niedzielę!
Niedziele są super z tego powodu, że niedziele zawsze są dniem, który poświęcam na pisanie. Niedziele są dniem weny. Takim oficjalnym.
Pamiętajcie, że Was uwielbiam! <3
P x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top