19
— Za tobą, Sam, zawsze się tęskni — zaśmiał się Harry i obserwował, jak Ann zeskakuje ze stołu.
— No przecież — mruknął blondyn.
— Przywiozłem drugie śniadanie — oznajmił brunet, wpatrując się w rudowłosą dziewczynę, która podeszła do niego z nieśmiałym uśmiechem. — Gdzie masz normalne włosy? — Groźnie zmrużył oczy, żartując.
— Znikły, wrócą po praniu — wyszczerzyła się, po czym zadecydowała. — Bierz to śniadanie, Harry, usiądziemy sobie w socjalnym na kanapach jak ludzie.
Zielonooki skinął głową i podążył za nią, podczas gdy Sam wyłączył youtube'a i włączył playlistę z tableta, wypełniając piętro muzyką.
Annie pokazała mu gestem, żeby się rozgościł, gdy Harry przekroczył próg pomieszczenia socjalnego całej ekipy. Posłusznie opadł na kanapę, a jego wzrok pytająco krążył pomiędzy instrumentami stojącymi w kącie pokoju, a Annie.
— Och — wyłapała jego zdziwienie. — Czasem robimy za nauczycieli muzyki — uśmiechnęła się ciepło i wręczyła mu kubek z jego ulubioną herbatą.
— Grasz? — spytał ją wprost, a jego błyszczące, zielone oczy analizowały jej twarz i lekki makijaż, w którym nie widział jej wcześniej.
— Podstawy podstaw — mruknęła Annie wymijająco, a potem opadła na kanapę obok bruneta, posyłając mu ulotny uśmiech.
Sam wpadł do pomieszczenia w ciszy, rozsznurował swoje trampki i zajął miejsce na drugiej kanapie, opadając plecami na poduszki i prostując nogi.
— Wyglądacie oboje, jakbyście nic nie spali w nocy. — Brunet zauważył to po tym, jak na zmianę ziewali, zbawiennym wzrokiem patrząc na kawę. Poza tym, po szaleństwie, w którym częściowo wziął udział, oboje byli dziwnie małomówni, jakby opadł im poziom adrenaliny we krwi. Samuel miał podkrążone oczy, a Annie zapewne nie bez powodu poratowała się dzisiaj makijażem.
— Wydaje ci się. — Samuelowi na twarz wpełzł szelmowski uśmiech i przez moment wyglądał jak kocur, który jest świadomy tego, że właśnie sporo nabroił. Annie tylko przewróciła oczami na ten widok, co bezgłośnie potwierdziło teorię Harry'ego.
Siedzieli w ciszy, raz po raz podejmując tematy do błahych dyskusji, dopóki Sammy nie oznajmił, że czas najwyższy się ogarnąć i wziąć się za robotę. Podniósł się z miejsca pierwszy, ziewając przeciągle. Podszedł do ich pracowniczej szafy i z szafek opisanych odpowiednimi imionami wyjął komplety jaskrawo-różowych uniformów dla ich dwójki, a potem poszukał zapasowej pary crocsów dla siebie i dla przyjaciółki.
Annie upiła łyk kawy, która miała temperaturę ciepła na granicy jej akceptacji, a potem jęknęła żałośnie, podnosząc się z miejsca. Zsunęła ze stóp swoje niezawiązane trampki i zdała sobie sprawę, że Harry obserwuje ją uważnie wiedząc, że oboje z Samuelem mają zamiar się przebrać.
— Jeśli nie chcesz na to patrzeć, to wyjdź — uprzedziła go i rozpuściła małego koczka, zakładając gumkę sprężynkę na swój nadgarstek.
Styles wydął wargi w rozbawieniu i uniósł jedną brew patrząc w jej szaroniebieskie oczy.
— Chyba sobie żartujesz — stwierdził i upił herbaty ze swojego kubka, nie spuszczając z niej wzroku.
Rudowłosa wzruszyła ramionami. Przebieranie się w towarzystwie płci przeciwnej, odkąd zaczęła studia pielęgniarskie, przestało robić na niej jakiekolwiek wrażenie. Sprawnym ruchem sięgnęła rąbka swojej koszulki i zdjęła ją przez głowę, pozostając w czarnym staniku z ozdobnymi ramiączkami.
Harry uniósł brwi ze zdziwienia na widok jej tatuaży, co wyłapała, i na widok czego zachichotała głośno razem z Samem. Blondyn również dostrzegł zdziwienie bruneta.
— To jest jeszcze nic, Harry — zaśmiał się Sam. — Ann, wyskakuj ze spodni.
Annie wsunęła przez głowę bluzę medyczną i posłusznie zdjęła z siebie rurki, obserwując jeszcze większy szok na twarzy Stylesa.
— Jesteś lepszą zawodniczką ode mnie — przyznał z wyraźną aprobatą w głosie, lustrując jej wydziarane nogi. — Obróć się — polecił, pochylając się ciężarem ciała do przodu.
— Po co? — spytała głupio, zaskoczona i zawstydzona.
— No obróć się, proszę, chcę tylko zobaczyć — zaśmiał się, odnajdując jej twarz, przez co rumieńce wpełzły na jej policzki.
Ponownie wywróciła ostentacyjnie oczami, jednak tłumaczyła sobie, że większość jej znajomych tak reagowała i, że to nic takiego.
Harry Styles wcale nie prosi cię, żebyś obróciła się przed nim w samych majtkach, Ann.
Podeszła bliżej do bruneta i stanęła do niego bokiem, a on wzrokiem lustrował wzory wzdłuż jej lewej części ciała, potem przeniósł wzrok na przód jej prawego uda i sunął oczami niżej, aż poprosił ją, żeby pokazała mu tył łydki. Obróciła się mocniej i udawała, że nie zarejestrowała tego ułamku sekundy, w którym zielone oczy Harry'ego wylądowały na jej tyłku.
— Chyba bym się posikał, jakbym dał się wytatuować pod kolanem — skomentował z uznaniem. — Musisz być twarda — dodał, a Annie odeszła dwa kroki i wsunęła na siebie spodnie, które, ku jej zdziwieniu wisiały na niej mimo, że maksymalnie ściągnęła pas sznurkiem.
Zmarszczyła mocno brwi.
— To są na pewno S-ki, Sam? — spytała z rozpędu, ignorując wcześniejszy komentarz Harry'ego.
— No tak — mruknął niepewnie, wpatrując się w nią. — Leżały na twojej półce, więc sama je tam odkładałaś — dodał.
Cholera, niedobrze.
Między brwiami Harry'ego pojawiła się zmarszczka. Zarejestrował zdziwienie Annie. Samuel rzucił mu porozumiewawcze spojrzenie i wyszedł z pokoju, rzucając krótkie:
— Przygotuję stanowiska sam, Ann — zacisnął wargi, wsunął na stopy crocsy i opuścił socjalny, celowo zostawiając ją samą z lokatym brunetem i zamykając za sobą drzwi.
Rudowłosa, krzywiąc się nieznacznie zasznurowała sznurek w spodniach najmocniej, jak potrafiła, a Harry obserwował jej zmęczoną twarz pod warstwą delikatnego makijażu.
— Annie... — zaczął niepewnie.
W odpowiedzi spojrzała na niego pytającym wzrokiem, a potem sięgnęła swoich długich włosów i, patrząc mu w oczy cały czas, zaczęła zaplatać je w luźny warkocz. Brunet oblizał nerwowo wargi. Wiedział, że Sam celowo zamknął drzwi, bo ta uparta dziewucha przestała słuchać blondyna już jakiś czas temu, jeśli chodziło o temat jej własnego zdrowia.
— Wyglądasz na wykończoną — przyznał szczerze, starając się wybadać grunt, a w szmaragdowych oczach chłopaka malowała się troska.
— Nie jest najgorzej, Harry — uśmiechnęła się delikatnie, wracając na kanapę obok Stylesa. — Nie spałam dobrze w nocy. Nadrobię dzisiaj.
Mężczyzna pokiwał głową, jednak to nie było to, o co mu chodziło.
— Jadłaś coś dzisiaj?
Annie zmarszczyła brwi.
— Nie rób tego, Harry — rzuciła ostrzegającym tonem głosu.
— Czego, Ann?
— Nie zachowuj się jak zmartwiona matka. Jak będę głodna, to zjem. Schudłam, bo za mało śpię. Staram się nad tym panować, ale ostatnie trzy noce z rzędu dałam dupy, przyznaję, dlatego wyglądam jak chodzący trup, wiem.
Harry zagryzł wargę.
— To trwa dłużej, niż ostatnie trzy noce.
— A skąd ty niby..?
— Myślisz, że Sam zamknął za sobą drzwi tak przypadkiem? — sarknął. — Widziałem jego spojrzenie, jak wychodził, nie rób ze mnie idioty, Annie...
— Samuel przesadza — warknęła cicho, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Harry westchnął bezradnie.
Nie miał pojęcia dlaczego tak właściwie go to obchodzi.
— Nie mam powodu, żeby ci nie wierzyć, Annie — przysunął się bliżej jej szaroniebieskich oczu, na co odruchowo się spięła. — Prawda?
Zagryzła dolną wargę i potwierdzająco skinęła głową, nie ufając swojemu głosowi, gdy Harry był tak piekielnie blisko niej. Spojrzała w oczy bruneta i uniosła brwi ku górze - był bliżej, niż chciała. Czuła zapach jego miętowo-pomarańczowej gumy na swoich policzkach.
Jezusie, ta szczęka, te oczy, te delikatne piegi na nosie...
— Idź sobie, Styles.
— Słyszę to drugi raz w ciągu doby, Ann — zaśmiał się dźwięcznie i uśmiechnął się, pokazując zęby. — To oznaka sympatii?
— Nie cwaniacz, Harry — mruknęła ostro, starając się panować nad swoją samokontrolą, którą ten brunet po raz kolejny wystawiał na próbę.
— Kiedy ja lubię — poruszył zawadiacko brwiami i rozkoszował się jej zakłopotaniem.
— Znów mieszasz — napomniała go, nie mogąc się powstrzymać przed zwróceniem mu uwagi wprost.
Otrzymała odpowiedź, której nie spodziewała się usłyszeć.
— Wiem — odpowiedział bezczelnie, jak gdyby nigdy nic, nadal się w nią wpatrując.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale potem zamknęła je od razu, wiedząc, że nie ma pojęcia, jak właściwie ma mu odpowiedzieć. Cholerny Styles.
— Mogę cię o coś spytać?
Mówił bardzo cicho, ale jego głos miał w sobie tę przyjemną chrypę, która budziła w niej wszystkie instynkty.
— Pytaj, Harry — przyzwoliła mu cicho.
— Skąd pochodzisz, Annie? — Zmarszczyła brwi na jego pytanie. — Gdzie się urodziłaś? W jakim kraju? — Doprecyzował, nadal lustrując jej tęczówki.
— Jestem Polką — przyznała, szczerze zaskoczona. — Dlaczego pytasz?
— Zobaczyłem nazwisko na plakietce — skłamał gładko.
— Ymm... ja... — zająknęła się. — Okej?
— Pomożesz mi w czymś, Annie...?
Uniosła jedną brew, zupełnie zdezorientowana.
— Chodź, wytłumaczę ci już na fotelu — podniósł się, nagle się od niej odsuwając.
Chwycił w dłoń jej crocsy i pociągnął ją w kierunku drzwi, wchodząc na otwartą przestrzeń oddziału mimo, że była w skarpetkach.
Wszystkiego najpiękniejszego, Styles x
Wcale nie mam napisanych siedmiu rozdziałów w przód, dlatego, że zarywam nocki przez nadmiar weny.
Jak bardzo maraton będzie przez weekend?
P xox
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top