17

Annie wyszła z wanny i owinęła się szczelnie ogromnym ręcznikiem, który zawiązany nad biustem sięgał jej połowy łydki. Przeczesała sprawnie mokre włosy i wyszła z łazienki. Samuel rozwalił się na jej łóżku i, zanurzony w pościeli wlepiał wzrok w jej komputer.

— Załóż coś na siebie do spania, nierządnico i chodź tutaj — zarządził, nie podnosząc na nią oczu.

 Annie wyjęła z szafy pierwszą lepszą koszulkę Sama, ledwo zakrywającą jej tyłek i zrzuciła ręcznik na podłogę. Jej ciało z prawej strony, od linii żeber, na wysokości biustu pokryte było czarno-białym wzorem, który spływał brzegiem przez bok jej brzucha, biodro, boczną część uda i kończył się w tej samej linii na wysokości kostki. Druga noga z kolei była pomalowana w kolorze - cała przednia część prawego uda i nogawka dookoła łydki stanowiły kolorowy kontrast do drugiej strony jej ciała, jednak charakter kreski, jaką zostały wykonane obie strony, był podobny. Po prawej stronie żeber spoczywał również wytatuowany równiutkim pismem cytat z rzędem drobniutkich cyferek tuż pod nim.

Wsunęła na siebie bawełniane majtki od calvina kleina i wskoczyła na łóżko obok Samuela, który objął ją, gdy głowa Annie opadła na jego klatkę piersiową.

— Zwiąż te mokre kłaki — rzucił do niej Sam.

— Spadaj.

— Serio, mam je w ustach i w nosie, Ann.

— Przeżyjesz.

— Jesteś nieczuła. — Sam prychnął. 

Annie dopiero teraz zerknęła na ekran swojego laptopa i zobaczyła piętnaście zakładek odpalonych w jej przeglądarce.

— Czego ty szukasz, na Boga?

Musiała mieć przerażenie w głosie, gdy zadała to pytanie. Każda zakładka pochodziła z youtube'a i zawierała w sobie imię i nazwisko Harry'ego.

— Muszę cię dokształcić, Annie.

— Nie wiem, czy tego chcę — mruknęła, wpatrując się w monitor.

— Nie pierdol, tylko oglądaj — rzucił do niej i poprawił laptopa na swoich zgiętych kolanach, a potem puścił pierwszy parominutowy filmik.

Kompilacje momentów ze sceny z zespołem, z solowej trasy Stylesa, z jego życia prywatnego, z wywiadów, od paparazzi... Był niesamowitą osobowością nie tylko na scenie, a w płucach miał dar tak ogromny, że kilka razy szczęka opadła jej z wrażenia. Poza tym - był bezbłędnym człowiekiem...

To, jak dyskutował z publiką, jak szybko się rozpraszał, jak szczerze się śmiał, jak odstawiał stand-upy i odrzucał biustonosze rzucone w niego, gdy tylko znalazły się w jego dłoni, krzywiąc się. To, jak śpiewał, odwracając się mało dyskretnie ku Louisowi i, jak na żywo zmieniał teksty piosenek. Czasem robił sobie żarty, a czasem bez ogródek śpiewał "all his little things", wiedząc, że ci, którzy mają wiedzieć o ich związku, wiedzą dokładnie, dlaczego śpiewa w ten sposób. To, jak nie hamował się ze skakaniem po scenie, to, jak się potykał, upadał i trzymał dystans do swojej koordynacji ruchowej. To, jak bliską więź miał ze swoim zespołem i z chłopakami z One Direction. To, jaki potrafił być zabawny, sarkastyczny i seksowny. To, jak tekst "this is a family show - or is it?" stał się kultowy w jego ustach, to, jak bezceremonialnie jadł banany na scenie, próbując tańczyć w rytm muzyki. A tańczyć nie potrafił, więc się wydurniał. To, jak epicko gubił mikrofon, będąc na scenie istnym sieroctwem zręczności. To, jak wychodził z sercem do swoich fanów. To, jak dostał na scenie piwem w oko i jak oddał fanowi pięknym za nadobne, oblewając go wodą. To, jak oba nagrania carpool caraoke z Jamesem Cordanem były kwintesencją jego charakteru i poczucia humoru. To jak dał się wytatuować, będąc na żywo na wizji po to, żeby przerażony Niall nie musiał...

To wszystko sprawiło, że zrozumiała, dlaczego większość świata oddałoby życie za jeden jego uśmiech.

I to wszystko sprawiło jednocześnie, że nabrała innego spojrzenia na to, jak rzadko, w porównaniu do starych czasów, teraz się uśmiecha.

Możecie wierzyć, lub nie, ale spędzili w ten sposób przed komputerem pół nocy. Zasnęli grubo po trzeciej rano, mając budziki na szóstą. Jak psychofani z prawdziwego zdarzenia.












Gdy Annie i Sam opuścili jego mieszkanie wydało mu się ono dziwnie puste. Nie czuł się, jakby znał ich kilka dni. Podobieństwo charakteru Samuela do osobowości jednego z najbliższych mu osób na ziemi było tak uderzające, że miał wrażenie, że ta dwójka gości w jego życiu od dawien dawna, mimo tego, że tak nie było.

Zamknął drzwi i skierował swoje kroki pod prysznic. Rozebrał się do naga i w lusterku zarejestrował, że schudł przez ostatnie tygodnie. Lekarz ostrzegał go, że taka jest naturalna kolej rzeczy, jednak i tak ciężko mu było się z tym pogodzić. Postanowił, że jutro rano podejmie próbę krótkiego truchtu, żeby choć trochę się poruszać. Tęsknił za tym. Musiał się oszczędzać, ale dostawał szału w tych ścianach, siedząc bezczynnie i użalając się nad sobą.

Gorąca woda zmoczyła jego włosy i twarz. Myślami odruchowo wrócił do dzisiejszej rozmowy z Annie, która tak oczyściła jego głowę.

Ona była tak dobra, szlachetna i tak trudna jednocześnie.

Zaczął zauważać niebezpieczne oznaki tego, że jej nie zna, a się do niej przywiązuje zbyt szybko. Nie mógł. Nie może pozwolić sobie na uczucia. Formalnie nadal ma męża. Znał siebie dobrze i wiedział, że zmierza to w złą stronę, a jednocześnie był na tyle zagubiony, że nie chciał odpuścić kontaktu z tą rudowłosą dziewczyną.

A podświadomie czuł, że powinien.

Wiedział, że może z nią urwać kontakt z dnia na dzień, że Jeff ma listę innych prywatnych oddziałów dializacyjnych gotowych przyjąć go od zaraz, długą na dwadzieścia pozycji. Mógł zniknąć z jej życia tak nagle, jak się pojawił.

Ale nie chciał.

Wyszedł spod deszczownicy i owinął się ręcznikiem w pasie. Drugim wytarł swoją klatkę piersiową i włosy. Wszedł do garderoby i wsunął na siebie lekkie spodnie dresowe, pomijając bieliznę. Zostając bez koszulki zagryzł wewnętrzną stronę policzka i swoje kroki skierował do pokoju, do którego nie miał odwagi wejść od czasu, gdy urządzono dla niego to mieszkanie. 

Z wahaniem nacisnął klamkę i rozejrzał się po wnętrzu, gdy zapalił światło. Przez ostatnie cztery miesiące, jak nie dłużej, Jeff wpadał tu raz w tygodniu, nastrajał instrumenty, ścierał kurze i wychodził, zostawiając wszystko na swoim miejscu.

Studio nagraniowe.

Kiedyś najważniejsze pomieszczenie każdego jego mieszkania bądź domu. Aktualnie demon, nad którym nie potrafił zapanować.

Z wahaniem podszedł do laptopa i uruchomił go, co zajęło kilka sekund. Odpalił itunesa i wyszukał wykonawcę, którego utwory tłukły mu się po głowie, odkąd usłyszał je z telefonu Annie.

To przez nią w ogóle dziś tu przylazł.

Muzyka rozprzestrzeniła się z głośników, docierając do jego uszu i pieszcząc je idealną akustyką pomieszczenia. Rozsiadł się wygodniej w skórzanym fotelu biurowym i zamknął oczy. Przesłuchał tak całą płytę i kawałek kolejnej. 

Za wszelką cenę chciał wiedzieć, o czym śpiewa ten człowiek. Chciał znać tekst. Google podpowiedziało mu, że to polski wykonawca, na co zdziwił się mocno. Nie usłyszał w głosie Annie europejskiej naleciałości w akcencie. 

Tłumacz mu nie pomógł, bo tłumaczył tekst dosłownie i płytko, a Harry przeczuwał, że słowa tych piosenek są przepełnione metaforami i głębokością. Nie znalazł żadnego porządnego tłumaczenia w sieci, a na pewno nie tych utworów, na których mu najbardziej zależało. Westchnął i zmarszczył brwi, stykając się ze ścianą. Nie odpuści. Będzie potrzebował pomocy. Musi mieć przekład tych piosenek, pasujący do oryginalnych linii melodycznych. Musi. Zauroczył się w tych utworach jak szczeniak i wiedział, że nie da mu to spokoju, dopóki nie dopnie swego, nie weźmie do ręki gitary, nie usiądzie przy klawiszach i nie zagra ich sam. 

Żeby to zrobić musi znać tekst. Musi go poczuć na wskroś i wiedzieć o każdej przenośni, kryjącej się w wersach.

Miał milion ludzi, którzy mogli zrobić to dla niego w kilka godzin, albo szybciej.

Chciał, żeby pomogła mu przy tym jedna, konkretna osoba.

I, jak do tej pory miało to miejsce w jego dotychczasowym życiu podczas pisania muzyki, tym razem nie był to Louis.

Chciał Annie.

I tylko jej.








Rozbestwiam Was.

P xx



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top