16

— Śpisz dzisiaj u mnie, prawda? — spytała Sama, gdy oboje usadowili się w jego starym mustangu. 

— Myślałem, że po dzisiejszym dniu to oczywiste? — odpowiedział jej pytaniem na pytanie, śmiejąc się.

Annie zamknęła oczy i odetchnęła głęboko z ulgą, gdy Sammy wyjechał z parkingu na ulice Miami. Oparła głowę o zagłówek fotela i próbowała poukładać sobie wydarzenia z całego, szalonego, minionego dnia.

Sam włączył radio, które cicho grało w tle. O dziwo, nie rozkręcił głośności na full, co zwykł robić, gdy razem jeździli jego samochodem. 

— Kicia — zaczął, nie przenosząc na nią wzroku. 

Sam doskonale wiedział, że Annie nie czuje się pewnie w samochodzie, dlatego nigdy nie dawał jej dodatkowych powodów do niepokoju. To był jeden z tych czynników, przez które rudowłosa nie miała oporów przed podróżowaniem z blondynem. 

— Chcę wiedzieć wszystko.

Annie wydała z siebie zbolały jęk.

— Możemy w mieszkaniu?

— I tak nie uciekniesz — mruknął pod nosem, uśmiechając się złośliwie.

Doskonale o tym wiedziała. Nie tylko dlatego, że się o nią martwił, ale też dlatego, że Samuel był zbyt ciekawskim człowiekiem, który musiał wiedzieć wszystko o wszystkich. Zwłaszcza, gdy chodziło o nią.

Do jej mieszkania dotarli po niecałych trzydziestu minutach. Kręconowłosa otworzyła drzwi i przekroczyła próg swojego azylu, krzycząc:

— Kurwa, nareszcie!

Rzuciła torbę na szafkę w korytarzu, zsunęła czubkami palców trampki z pięt i zostawiła je na środku wejścia, zostając w skarpetkach. Następnie zdjęła z siebie bluzę i chwyciła za krawędź koszulki, pizgając bezceremonialnie obie te rzeczy na kanapę. Została w spodniach i w samym biustonoszu, a Sam obserwował ją, jakby nie było to niczym dziwnym.

— Idę do wanny — oznajmiła mu i, nie czekając na reakcję Sama, udała się do łazienki. Samuel przekręcił klucze w zamku, zostawiając je w drzwiach od wewnętrznej strony i kątem oka widział jeszcze, jak w połowie drogi do łazienki Ann zrzuciła z siebie spodnie, zostając w samej bieliźnie i w skarpetkach. Dopiero w takim wydaniu widać było jej wydziarane ciało.

Sam zdjął buty i kurtkę, a potem udał się do części kuchennej całego lobby. Ze spiżarki wyciągnął czerwone, słodkie wino i sięgnął do szafki po dwa duże, szklane kieliszki.

Mieszkanie Ann było niewielkie i urządzone po kosztach, jednak ruda kochała te surowe, ceglaste ściany i betonową podłogę. Otwartą przestrzeń rozdzieliła na kilka sekcji - łóżko było oddzielone od reszty białą, półprzezroczystą firanką, sięgającą ziemi. Malutki aneks kuchenny z piekarnikiem i lodówką mieścił się na prawo od wejścia. Prowizoryczny salon z jedną kanapą, fotelem i drewnianym stołem był aktualnie zawalony dokumentami, arkuszami pięciolinii i książkami medycznymi, a na środku tego wszystkiego spoczywał jej macbook w kwiatowej obudowie. Na fotelu leżały rzucone skrzypce i smyczek do nich. Annie nie miała w mieszkaniu kwiatów, bo kwiaty jej umierały od zawsze. Sam kiedyś szarpnął się i kupił jej trzy centymetrowego kaktusa - biedaczek żyje do dziś tylko dlatego, że sam go podlewa.

 Centralnym punktem mieszkania Annie nie było łóżko, ani regały pełne książek, czy dwie gitary zawieszone na uchwytach na ścianie naprzeciwko wejścia. Centralnym punktem tej przestrzeni był jej ukochany, biały fortepian, na który wywaliła równowartość swojej półrocznej wypłaty. Jej najukochańsze dziecko.

Samuel napełnił dwa kieliszki winem. Obsesja Annie na punkcie wielkości tego szkła miała te plusy, że gdy to on rozlewał do nich alkohol, to mieścił w jednym kieliszku pół litra krwistoczerwonej cieczy, a i tak jeszcze naczynia nie były niezapełnione po brzegi.

Blondyn przeczesał dłonią grzywkę opadającą mu nieposłusznie na czoło i podszedł na chwilę do kanapy. Zsunął z siebie spodnie, zostając w koszulce i w bokserkach, a swój telefon pozostawił w dłoni. Wrócił się do blatu kuchennego i, nadal dzierżąc białego iphone'a w ręce, chwycił dwa kieliszki i skierował się do łazienki. 

Annie nie trudziła się zamykaniem drzwi w ogóle. Zostawiła je uchylone wiedząc, że Samuel i tak do niej przyjdzie. Sam otworzył łokciem drzwi szerzej i posłał jej ogromny uśmiech. Annie leżała w wannie pełnej piany, a jej długie loki przewiesiła przez krawędź. Końcówki jej pukli dotykały betonowej podłogi. Z podziękowaniem w oczach wysunęła dłoń po kieliszek, który blondyn wręczył jej w mokrą dłoń, pokrytą pianą. 

Sam usiadł po turecku na betonie przed wanną i ze swojego iphone'a odpalił stary hit Britney Spears. Po chwili w całym mieszkaniu rozbrzmiały dźwięki muzyki z systemu głośników kompatybilnego z ich telefonami, a Sam zamoczył usta w winie i oparł swoją brodę o krawędź wanny Annie.

— Gadaj — rzucił krótko do przyjaciółki, patrząc w jej szaroniebieskie oczy.

Zachichotała. Kochała bezpośredniość przyjaciela.

— Mam spinę z Dylanem od wczoraj — zaczęła, wykrzywiając wargi.

— Na to sam wpadłem, jak do niego zadzwoniłem — wtrącił się Sam.

Annie wywróciła oczami.

— Powinnaś wiedzieć, że to się tak skończy, skarbie... 

— Liczyłam, że okaże się być mądrzejszy, Sammy... — wymruczała i upiła duży łyk wina z kieliszka. — Oboje jasno stawialiśmy granicę. 

— Annie, to seks. S-E-K-S. Najwyraźniej zbyt długo to trwało, skoro się zakochał. — Samuel nazwał rzecz po imieniu, na co rudowłosa skrzywiła się ponownie. — Na pewno go nie chcesz? Przydałby ci się facet, kotku.

Annie pokiwała przecząco głową z pewnym wyrazem twarzy.

— No to przejdzie mu w końcu — podsumował Sam. — Nic na siłę, Ann.

Samuel pociągnął kilka łyczków wina i odstawił kieliszek na bok, a potem przedramionami oparł się o krawędź wanny, kładąc na swoich splecionych dłoniach brodę i unosząc cwaniacko jedną brew.

— Co ze Stylesem?

Annie zacisnęła wargi i skupiła swoją uwagę na pianie gromadzącej się w okolicy jej stóp. Z głośników popłynęła Demi Lovato. Utwory w losowej kolejności były wybierane z jednej z playlist Samuela.

— Harry był świadkiem teatru zazdrości na dializie wczoraj. Dylan się wkurwił z jakiegoś powodu, już jak tylko go zobaczył.

— Może dlatego, że robisz maślane oczy na jego widok?

— Nieprawda — zaprzeczyła od razu oburzonym głosem. 

Sam tylko zrobił minę, mówiącą "czyżby?" i uniósł brew kpiąco ku górze.

— No dobra, może trochę — przyznała, wywracając oczami. — No ale sam widzisz, jak ten człowiek wygląda. Tobie też staje.

— Nie zaprzeczę. — Samuel zachichotał.

— W każdym razie, w pewnym momencie Dylan mi napyskował, twierdząc, że zachowuję się nieprofesjonalnie, bo mam mokro w gaciach na widok Harry'ego i, że nie powinnam z nim w ogóle rozmawiać i...

— Czekaj, to był cytat? — Sam otworzył oczy ze zdziwienia.

Annie przytaknęła głową.

— I nie zabiłaś go na miejscu?

— Nie, ale wyprowadził mnie z równowagi przy Stylesie — zrobiła króciutką pauzę, upijając wina. — W sumie nie wiem, co było gorsze. Moje wkurwienie przy Harrym czy możliwość zabicia go na środku oddziału i to, że musiałam się powstrzymać — mruknęła z przekąsem.

Sam jedynie się w nią wpatrywał, dając jej opowiadać dalej. 

— Harry zadeklarował, że odwiezie mnie na nockę do stanowego.

— Pierdolisz?

— Nope — mruknęła. — Właściwie to trochę nie dał mi wyboru... — skrzywiła się.

— Uparty egzemplarz — zaśmiał się Sam. — Siłą wsadził cię do samochodu?

— Siłą perswazji, poniekąd — przyznała.

— Odważny jest...

Annie nie wsiadała do auta byle komu. Jazdy z Dylanem odmawiała uparcie przez trzy pierwsze miesiące ich znajomości.

— Czemu cię odebrał rano..? — Pociągnął ją za język blondyn.

Annie zmarszczyła brwi.

— W sumie nie wiem, Sammy. Wyszłam stamtąd zapłakana, na telefonie miałam nieodebrane połączenia i smsy od nieznanego numeru. Totalnie nie wiem skąd wytrzasnął do mnie kontakt... — zamyśliła się na chwilę. — Pamiętam, że wczoraj wieczorem odbyliśmy dyskusję na temat mojego przemieszczania się metrem, rzuciłam jakimś cwaniackim tekstem, a wtedy on uśmiechnął się przebiegle i powiedział, że jak będę kozaczyć, to jutro sam odbierze mnie z dyżuru po to, żeby udowodnić mi, że korki da się ominąć też samochodem, czy coś... Nie pamiętam dokładnie, szczerze mówiąc, i bez tego byłam w dużym szoku...

— Nie dziwię ci się... — przyznał blondyn i sięgnął po swój kieliszek. 

Zapadła między nimi cisza, w której każde z nich analizowało tę sytuację.

— Wiesz, że on na ciebie leci, Ann? — Rzucił nagle Samuel, wpatrując się badawczo w przyjaciółkę.

Rudowłosa zakrztusiła się winem.

— Sam, kurwa, on jest gejem.

Blondyn spojrzał na nią jak na niepełnosprawną.

— Z mężem, Samuel. Z mężem w trakcie rozwodu — tłumaczyła mu jak debilowi.

Sammy prychnął ironicznie.

— Jackowsky, jaka ty jesteś zacofana... — wyśmiał ją, zagryzając dolną wargę. — Przecież cały internet od lat wie, że Harry Styles jest zadeklarowanym biseksualistą.

No tak, Samuel był wiernym fanem.

Annie zamarła.

— Nie kłam —  rzuciła do niego, mając nadzieję, że tylko ją wkręca.

Sammy westchnął ciężko.

— Mamy dzisiaj dużo do nadrobienia, skarbie — stwierdził i zamoczył usta w winie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top