11
— Annie, czego potrzebujesz? —spytał cicho wiedząc, że musi zacząć od tego, że uparte dziewczę stojące przed nim i zsuwające swoje białe trampki z nóg jest na chodzie więcej niż dobę.
— Prysznica i snu — odpowiedziała bez ogródek zapłakanym głosem, zgodnie z prawdą, ściągając z siebie za dużą na nią dresową bluzę.
Harry skinął głową.
— Daj mi moment.
Styles skierował szybkie kroki w stronę swojej garderoby. Wyjął z niej dwa duże, czyste ręczniki, swoją koszulkę i swoje spodnie dresowe ze ściągaczami w nogawkach, które zapewne będą Annie za luźne. Wrócił do niej i podał jej złożone ubrania i ręczniki, a potem ponownie objął ją w talii i przeprowadził przez apartament w kierunku głównej łazienki. Zapalił światło i otworzył przed nią drzwi.
— Korzystaj śmiało ze wszystkiego, nową szczoteczkę do zębów znajdziesz w tamtej szafce. — Wskazał szafeczkę koło zlewu palcem.
Annie skinęła niemo głową.
— Och, i Ann... — Brunet zawahał się, patrząc w przekrwione od płaczu oczy rudej. — Daj mi swój telefon, proszę.
Szaroniebieskie oczy nie przejawiły nawet krzty zdziwienia - posłusznie wyjęła z tylnej kieszeni swojego iphone'a i wręczyła go Stylesowi, próbując się nieskutecznie uśmiechnąć, jednak wyszedł z tego tylko grymas. Po chwili lokaty popchnął ją zachęcająco w kierunku łazienki i oddalił się spod drzwi dopiero, jak usłyszał szum płynącej wody z wnętrza.
Harry, korzystając z chwili opadł na kanapę w salonie i odblokował telefon dziewczyny. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to to, że nie zapisała sobie jego numeru, mimo tego, że pierwszą wiadomość puścił jej w okolicy północy - nie spojrzała przez cały dyżur na komórkę, prawdopodobnie. Zapisał swoje imię i nazwisko pod ciągiem cyferek wyświetlających jego numer telefonu. Spojrzał na godzinę - było lekko po ósmej rano. Samuel powinien być przed dyżurem, jeśli go ma.
Harry - z wyrzutami sumienia, mimo, że wymagały tego okoliczności - wszedł w ostatnie połączenia i, zgodnie z przypuszczeniami, poza swoim imieniem zobaczył też dwa inne. Dwa połączenia nieodebrane od Dylana jeszcze wczoraj wieczorem i cztery od Sammy'ego. Wybrał numer tego drugiego i przyłożył telefon Annie do ucha.
Po dwóch sygnałach usłyszał głos blondyna w słuchawce.
— Kurwa, Ann, myszko, miałaś dać znać...
— Ymm... — Styles zająknął się. — Cześć, Sam. Harry Styles przy telefonie.
Przez chwilę po drugiej stronie zapadła cisza.
— To telefon Annie? — upewnił się.
— W istocie... — Harry przytaknął niepewnie.
Kolejna pauza.
— Co się stało? — spytał poważnym tonem głosu.
— Ale bez zbędnych pytań, dobra?
— Kurwa, Styles, nie wkurwiaj mnie, co się stało?
Harry westchnął. Koniec uprzejmej relacji zawodowej.
—- Odebrałem dziś rano Annie spod stanowego w opłakanym stanie i... jeśli ktokolwiek by jej szukał, to jest u mnie, jest dobę na nogach, ale jest w ogromnym szoku i odkąd tylko wyszła z budynku cały czas bezgłośnie płacze, więc zabrałem ją do siebie i... — Harry wyrzucił z siebie na jednym wydechu.
— Czekaj, stop, wróć — Sam mu przerwał.
— Że zabrałem ją do siebie?
— Że płacze, idioto. Lecą jej łzy po twarzy i tępo patrzy się przed siebie?
— Mniej więcej... — niepewnie potwierdził, marszcząc brwi.
— Ja pierdolę — Sam zaklął siarczyście tak, że Harry aż się skrzywił. — Mam dyżur, nie dam rady urwać się z pracy, chyba, że zastąpi mnie Dylan, zapytam go i dam ci znać. Napisz mi smsem adres, to przyjadę i odbiorę ją od ciebie jak najszybciej, bo...
— Czekaj, Sam... o co chodzi?
Samuel po drugiej stronie słuchawki westchnął głośno.
— Harry, widziałem Annie w takim stanie dwa razy i za każdym z nich ledwo była w stanie zadzwonić do mnie, żebym ją odebrał z pracy. Obstawiam, że gdyby nie wpadła na ciebie dziś...
Ponownie wypuścił z siebie głośno powietrze.
— Annie umarło dziś dziecko na rękach. Dziecko, które nie powinno umrzeć. Sądząc po tym, że to ty do mnie dzwonisz, a nie ona, prawdopodobnie nie jedno...
Harry zamarł.
— Wyślij mi smsem swój adres, odbiorę ją od ciebie jak tylko...
— Nie, Sam. Zajmę się nią. Wpadnij po dyżurze, adres ci prześlę koło osiemnastej.
Cisza po drugiej stronie słuchawki zdawała się nie mieć końca.
— Jesteś pewien?
Nie.
— Tak.
— Dzwoń jak coś — usłyszał po sekundzie.
— Dzięki, Sam... — mruknął i rozłączył się, odkładając telefon dziewczyny na stół.
Harry nasłuchiwał jeszcze przez moment dźwięku szumiącej wody z łazienki, a potem podniósł się i wstawił wodę na herbatę. Wyjął ze spiżarni litrową butelkę z wodą mineralną, odkręcił ją i dosypał do środka saszetkę elektrolitów. W kubku zaparzył ziołowo-zieloną herbatę, nie pozwalając torebce pozostać w gorącej wodzie dłużej, niż cztery minuty. Z apteczki wyjął jeszcze pomarańczowy pojemniczek z tabletkami na ból głowy i uzbrojony w nie, w kubek z parującą herbatą i w butelkę wody ruszył do swojej sypiali. Postawił wszystko co przyniósł na swojej szafce nocnej mając nadzieję, że Annie nie będzie miała nic przeciwko spaniu w jego pościeli. Jak na zawołanie drzwi łazienki otworzyły się, więc Harry ruszył ku rudowłosej. Jej twarz wskazywała nie tylko na łzy, ale też na ogromne zmęczenie.
— Chodź, zaprowadzę cię do sypialni — mruknął uspokajająco w jej stronę i pociągnął ją za dłoń. Przepuścił dziewczynę przodem w progu i zagryzł wargę, gdy spojrzała na niego niepewnie.
Błagam, nie zadawaj pytania o niego, Ann...
— To twoje łóżko?
Skinął głową.
— Śpisz tu sam? — wychrypiała.
Ponownie skinął głową, a ona zagryzła wargę.
— Nie będziesz miał nic przeciwko, jak...?
Dzięki bogu, nie zadała go...
— Jezu, Annie, błagam, nie wydziwiaj, tylko się kładź — wymruczał, patrząc w jej oczy i zbliżając się do niej nieco zbyt mocno — po prostu się kładź, proszę — dodał szeptem, błądząc wzrokiem po jej spuchniętej twarzy.
Teraz to ona posłusznie skinęła głową i wpakowała się do łóżka bruneta, zawijając się w kołdrę.
— Na szafce nocnej zostawiam ci zieloną herbatę, wodę z elektrolitami i tabletki na ból głowy...
Skinęła delikatnie głową.
— Jakie tabletki?
Harry zmarszczył brwi.
— Białe?
Uciszył się, gdy usłyszał spod kołdry coś na wzór sarkastycznego prychnięcia przez zatkany nos.
— Pytam o substancję, Styles, litości, a nie o kolor... — wymruczała nieco nieprzytomnie.
— Chyba naproxen, Annie...
Odpowiedział jej, a ona ponownie skinęła głową, zaczynając oddychać miarowo.
Przez moment obserwował, jak jej klatka piersiowa unosi się rytmicznie, a potem bezszelestnie wycofał się z pomieszczenia, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
Nie spodziewał się takiego początku dzisiejszego dnia. Opadł na swój ulubiony fotel i przetrwał twarz dłońmi. Zdjął z nadgarstka wąską gumkę do włosów i zebrał swoje loki w małego koczka. Kilka zbyt krótkich kosmyków nieposłusznie opadło mu na szyję, jednak zignorował je.
Czas mijał mu niemiłosiernie wolno. Gdy dolewał mleka do swojej herbaty telefon Annie, leżący na stoliku kawowym, zawibrował. Harry chwycił kubek w dłoń i wyszedł z kuchni na otwartą przestrzeń apartamentu. Sięgnął po telefon dziewczyny i zerknął tylko, kto się dobijał. Samuel. Odblokował urządzenie, przeczuwając, że treść wiadomości będzie skierowana do niego samego. Nie pomylił się.
"Nie pozwól jej spać dłużej niż do 4 pm, Harry, bo będzie dramat w nocy. Jeśli będzie chciała dzień wolny jutro to Jane wie o wszystkim, wystarczy, że puści jej smsa."
Nie wiedział kim jest Jane, ale i tak wiedział, że Annie zjawi się jutro w pracy, choćby się waliło i paliło. Przeczuwał, że Sam również to wie.
Po chwili telefon zanotował ponownie. Znów Samuel.
"Przetłumacz jej, żeby pieprznęła ten drugi etat, Styles. Może Ciebie posłucha."
Brunet uniósł jedną brew i w odpowiedzi wystukał blondynowi ciąg cyfr, będący jego własnym numerem telefonu.
Już miał zablokować dotykowy ekran i odłożyć telefon rudej na stolik, jednak zawahał się przez moment.
Odkąd usłyszał jej śpiew podejrzewał, że Annie jest tym typem człowieka, którego biblioteka muzyczna mówi więcej niż tysiąc słów. Brunet zagryzł policzek od wewnątrz zębami.
Zły Styles, tak nie można.
Uśmiechnął się cwaniacko. Świat się nie zawali, jak spojrzy tylko na chwileczkę, prawda?
Sięgnął po swoje słuchawki do telefonu leżące na komodzie i wsunął końcówkę w urządzenie dziewczyny, uruchamiając aplikację muzyki. Usiadł wygodnie w swoim fotelu i wyjął z tylnej kieszeni spodni swój własny telefon, zostawiajac go na środku szerokiego podłokietnika skórzanego mebla. Wyciszył dźwięk wiedząc, że w razie potrzeby ma w zasięgu wzroku ekran.
Harry był muzykiem z zawodu i czasem miał wrażenie, że słyszał już wszystko. Wsunął słuchawki w uszy i zmrużył oczy, skupiając się na liście wykonawców w bibliotece muzycznej Annie. Adam Lambert - serio? Wcisnął ikonkę pomalowanego gościa i, ku swojemu zdziwieniu zobaczył zaledwie pięć utworów z dwóch różnych płyt.
Interesujące. Zapisywała tylko te piosenki, które jej się podobały po przesłuchaniu całej płyty, a nie bezmyślnie całe płyty w ogóle. Robiła selekcję, więc jeśli zapisywała całe krążki, to naprawdę miała ku temu powody. Myślał, że nikt już tak nie robi poza nim samym.
Wrócił do listy, analizując ją. Klasyki popu, rocka, Metallica, Bon Jovi, trochę cięższych brzmień, Andy Black. Uniósł rozbawiony brew na kilka utworów pop-latino i zacisnął wargi, powstrzymując wybuch śmiechu, gdy zobaczył większość dyskografii Enrique Iglesiasa. Och, Annie najwyraźniej miała słabość do ładnych chłopców.
Zachichotał na tę myśl i przerzucał dalej. Gaga - której się spodziewał, Ezra, Dean Lewis, Buble, Adele, James Blunt, Green Day, Bay, Nickelback...
One Direction.
Kurwa nie wierzę.
Brunet zaśmiał się lekko i wcisnął okładkę ostatniego albumu z czasów bandu, spodziewając się kilku najbardziej topowych utworów. Zastał zapisaną całą ich dyskografię. Całą. Zostawiła sobie zapisane w bibliotece ich wszystkie płyty.
O szit.
Upewnił się dwa razy, czy na pewno dobrze widzi. Widział. Zagryzł dolną wargę, nie wiedząc co myśleć. Szczerze mówiąc nie pomyślał nigdy, że mogłaby być fanką. Zapamiętał ją jako pielęgniarkę i tak sobie zakodował ją w głowie. Odpychając od siebie głupie myśli, wrócił do listy.
Panic at the disco, the script, lifehouse i inne utwory, którymi na ostatniej dializie zamęczał ich Dylan. Sheeran, Gin Wigmore, przy której mruknął cicho z aprobatą, pink, większość płyt Lavigne, Lucas Graham...
Harry zmarszczył brwi.
Kortez.
Nie znał, więc kliknął i odpalił pierwszą proponowaną pozycję, a potem się rozpłynął w zachwycie mimo, że nie znał języka, w którym śpiewał wokalista. Kompozycja linii melodycznych zdecydowanie wpisywała się w jego gust. No, a te zachrypnięte doły... Pozwolił sobie na odłożenie telefonu na bok i wpatrywanie się w ogromne okno, angażując się całym sobą w dźwięki w słuchawkach. Po pierwszym utworze z płyty wcisnął czwartą pozycję, którą Annie oznaczyła serduszkiem jako jedyną na krążku.
https://youtu.be/aKNx0EiwqCs
Zagryzł wargę. Och, miała dobry gust...
Postanowił, że przesłucha całą płytę dzisiaj przed snem.
Cyrus z dużą ilością starych kawałków, pentatonix - och, ich też uwielbiał, dużo wykonawców coverów, Kings of Leon, Glee...
Zaśmiał się dźwięcznie. Bardzo dużo Glee i, dodatkowo, poza oficjalnymi utworami, zgrane fragmenty serialu ręcznie przez jej laptopa. Niemal same covery. Nie rozumiał fenomenu tego serialu, który swoje lata świetności miał już, dosłownie, za sobą...
Serio, Annie, Glee?
Horan, Halestorm, Three Days Grace, Skillet, Daughrty, Payne, jakiś pop, kolejny pop, ACDC, Aerosmith...
Harry Styles.
Cały krążek.
Och, Annie...
Nie wiedział, czy żałuje, że już wie, że podoba jej się jego muzyka. Zrobiło mu się głupio, że dowiedział się właśnie w ten sposób, bo chyba wolałby, żeby sama się do tego przyznała, rumieniąc się wściekle. Z drugiej strony - nie ma rzeczy nieprzydatnych.
Robbie Williams, Taylor Swift...
Ouć.
Zagryzł wargę ponownie i zachichotał, rozbawiony urywkami własnych wspomnień w swojej głowie.
Ścieżka dźwiękowa ze wszystkich części Pitch Perfect, High School Musical, Camp Rock i kilka innych produkcji disneyowskich. I zapisane playlisty koncertów skrzypcowych i muzyki klasycznej.
Miała rozpiętość w swoim guście, skubana.
Harry przyłapał siebie na tym, że mimowolnie na ustach krąży mu zawadiacki uśmieszek. Dawno nie widział tak barwnej osobowości w jednej bibliotece.
Dawid Podsiadło, Taco Hemingway, Quebonafide.
Też nie znał. Zaskoczony po raz kolejny kliknął na ostatniego wykonawcę z powyższych i otworzył usta ze zdziwienia, gdy usłyszał połączenie śpiewu i rapu w tym samym, trudnym języku co poprzednio, a którego nie rozumiał.
Harry wysunął słuchawki z uszu, chwycił je w prawą dłoń i pokręcił głową.
Była bardziej intrygująca, niżby sobie tego życzył.
Wywiad muzyczny uważał za niezwykle udany.
Oderwał się od telefonu Annie, gdy na wyświetlaczu swojego iphone'a dostrzegł zdjęcie Gemmy, która dzwoniła na FaceTime. Szybko przepiął słuchawki do swojego telefonu, odkładając na bok ten rudowłosej. Wsunął jedną słuchawkę do ucha, wciskając zielony przycisk na wyświetlaczu swojej komórki.
— Gem?
— Brat — Gemma wyglądała, jakby przed chwila wygrzebała się z pościeli. — Czemu szepczesz?
— To na twój widok — zaśmiał się cicho.
Blondynka o oczach identycznych jak jego własne zmrużyła powieki.
— Nie wierzę ci.
— Co jest, Gemma? — spytał wprost, widząc jak siostra próbuje dyskretnie zerkać na osobę siedząca gdzieś obok w jej sypialni. Oboje od dziecka nie potrafili kłamać.
— Harry...
Uniósł brwi. W tle rozbrzmiał niewyraźny szept ich matki.
— Louis był po resztę swoich rzeczy...
— U was?
— Też...
Och.
Znikał z jego życia tak szybko i zawzięcie...
— Harry, Lou powiedział, że dzisiaj leci do Miami...
Miał wrażenie, że stanęło mu serce.
— Po co? —wychrypiał, czując jak kręci mu się w głowie.
Nawet nie zaczynaj sobie robić nadziei, Styles.
— Mama powiedziała jedno słowo za dużo... — szepnęła przepraszającym tonem głosu.
Nie winił ich.
— Miał pretensje, że nikt mu nic nie powiedział o twoim stanie zdrowia...
Jakby go to obchodziło.
— Dzięki za ostrzeżenie, Gem... — westchnął. — Ucałuj mamę... Nie przejmujcie się, i tak by się w końcu dowiedział...
— Kocham cię, brat — szepnęła i zadrżała jej warga.
— Ja was też, sister — puścił im całusa do przedniej kamerki. — Zadzwonię jutro — obiecał, zdobył się na uśmiech i się rozłączył.
Tak bardzo chciały, żeby wrócił chociażby na ten sam kontynent...
Harry rzucił telefon na blat stołu trochę zbyt mocno. Schował twarz w dłoniach i miał ochotę załkać głośno.
Już prawie wyprowadził swoje życie na etap "chujowo, ale stabilnie", a teraz zanosiło się, że znów wszystko ponownie jebnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top