105
Harry obudził się przed budzikiem, który nastawił sobie na godzinę dziewiątą rano. Spał słabo tej nocy - nie wiedział, czy to przez jet lag, czy przez to, że nie miał obok pewnej rudowłosej dziewczyny. Przeciągnął się jak kot i wstał powoli, przesuwając lewą dłonią po swoim najnowszym tatuażu na prawym przedramieniu. Uśmiechnął się lekko na widok pisma Annie na swojej skórze i podniósł się na nogi, żeby udać się pod prysznic.
W kuchni zalał sobie czarną, gorzką kawę, na którą ostatnio zaczął się przerzucać, rezygnując z czarnej herbaty z mlekiem. Zaciągnął się zapachem świeżo mielonych ziaren zalanych wrzątkiem i odpalił radio w mieszkaniu, jedną dłonią sprawdzając swoją skrzynkę mailową w komórce. Zrobił sobie szybkie śniadanie, potwierdził Niallowi, że odbiorą ich jutro wieczorem razem z Annie z lotniska, napisał Jeffowi, że wpadną do nich akurat na lunch i spytał siostry, czy u niej i Michała wszystko w porządku, bo ostatnio mało się odzywali. Odpisał Cordenowi na kilka zaczepnych wiadomości, gryząc tosta w tym samym czasie. Właśnie zaczął myśleć o tym, czy nie pójść pobiegać jeszcze przed tym, jak wpadnie do Annie, ale jego komórka zawibrowała agresywnie na blacie, przyciągając jego uwagę.
Roześmiał się głośno, widząc niepocieszoną minę Samuela na zdjęciu. Domyślał się, że Annie znosiła jet lag tak samo źle, jak poprzednio, przez co nie dała blondynowi pospać do późnej godziny. Wpadł do garderoby, żeby odnaleźć swoje ulubione adidasy od Gucci, czarne, luźne spodnie i zwykły, biały t-shirt, a potem umył zęby, chwycił w dłoń kluczyki od audi i swoją komórkę, żeby wyjść z mieszkania.
Musi dziś wieczorem zaciągnąć Annie do siebie, żeby pomogła mu spakować część rzeczy.
Przed tym, jak wpadł bez pukania do mieszkania swojej dziewczyny - a niedługo ich wspólnego, co lubił podkreślać w swojej głowie - zajechał do supermarketu po zgrzewkę wody i po składniki na amerykańskie naleśniki, na które miał ochotę od trzech dni.
Wywrócił oczami, gdy nacisnął klamkę do drzwi wejściowych mieszkania Annie i zobaczył, że nie są zamknięte od wewnętrznej strony.
— Dzień dobry, słoneczka! — Przywitał się krzykiem od progu. — Kto chce przez łeb za nie zamykanie drzwi na noc? — spytał hipotetycznie, odstawiając zakupy na kuchenny blat nieopodal.
— Annie specjalnie otworzyła je rano dla ciebie — usprawiedliwił ich Samuel, nie ruszając się z łóżka i mrucząc głośno spod pościeli.
Rudowłosa za to wyskoczyła z łóżka i podreptała w kierunku Harry'ego. Przytuliła się do bruneta, całując jego usta na "dzień dobry".
— Hej — mruknął w jej wargi. — Pospałaś?
Pokiwała głową na boki, niepocieszona.
— Sam się wiercił — jej głos był pełen żalu. — Do tego zmiana strefy czasowej jest... nieznośna... — skrzywiła się, przesuwając dłonią po twarzy. Styles czule ucałował jej skroń i przygarnął ją do siebie ramionami, obejmując ją mocno.
— Naleśniki ci to wynagrodzą? — spytał ciepło, zachrypniętym tonem.
— Tylko troszkę...
— A popołudniowa drzemka u mnie, jak wrócimy od Jeffa? Popilnujesz mi mieszkania, jak będę się dializował.
— Drzemka? Mów dalej... — zaśmiała się. — Śpię u ciebie dzisiaj?
Harry pokiwał twierdząco głową, odsuwając Annie od siebie delikatnie.
— Spakuj sobie torbę tak, żebyś miała ze sobą rzeczy na dwie noce, bo jutro chłopaki przylatują. Także jutro odbiorę cię z pracy, pojedziemy coś zjeść i zahaczymy o lotnisko. Nie będzie sensu, żebyś spała u siebie — stwierdził miękko. — Wracaj do łóżka. Zrobię wam kawę i śniadanie — ucałował ją w czoło i klepnął ją w tyłek, popychając dziewczynę w stronę zakopanego w pościeli Samuela w akompaniamencie jej chichotu. Posłuchała go posłusznie, wskakując pod kołdrę obok blondyna, który właśnie położył sobie na brzuchu laptopa Annie, odpalając jakąś bajkę na Netflixie.
— Czy wy macie po pięć lat? — zaśmiał się Harry z części kuchennej, gdy dobiegły go pierwsze dźwięki "Jak wytresować smoka".
Annie uciszyła go gestem dłoni, pokazując, że ma im nie przeszkadzać i zignorowała jego pytanie. Brunet przeczesał loki dłonią, śmiejąc się pod nosem. W ciszy zajął się gotowaniem, a po kilku minutach po mieszkaniu szarookiej rozniósł się przyjemny, słodki zapach pierwszych pancake'ów. Styles zalał w dużym kubku kawę rozpuszczalną, dolał nieco mleka i powoli skierował swoje kroki w kierunku łóżka, żeby ostrożnie przekazać napój na ręce pół-siedzącej dziewczyny, która przyjęła go z uśmiechem na ustach.
— Boże, Harry, kicia, jesteś super — wymruczał Sam, wlepiając oczy w ekran, gdy poczuł woń kawy. — Podzielisz się nim ze mną? — spytał prosząco Ann.
— Śnisz — odpowiedziała mu krótko, zamaczając wargi w gorącym napoju.
— No nie bądź taka...
— Nie ma opcji.
— Harry, podziel się sobą ze mną — rzucił głośno i prosząco Samuel do lokatego, który podrzucał właśnie naleśniki na patelni przy kuchence.
— Słyszałeś moją kobietę — zaśmiał się Harry, związując włosy w koczka. — Powiedziała "nie".
— A za dobry, gejowski seks nie zrobisz wyjątku?
Annie nie zarejestrowała, że Harry mimowolnie napiął wszystkie mięśnie, słysząc to pytanie i zamierając na ułamek sekundy w bezruchu.
Za to zarejestrował to Sam, który kątem oka obserwował reakcję lokatego.
— Na litość, Samuel! — Oburzyła się Annie, omal nie zakrztuszając się kawą.
— Nie będę się narażał, Sam, kicia — Styles udał smutnego i wydął zabawnie wargi w geście niepocieszenia, żartując w najlepsze i nie dając po sobie poznać czegokolwiek. Blondyn leżący obok Annie roześmiał się dźwięcznie, ignorując karcące spojrzenie przyjaciółki. — Ruszcie tyłki i wyłączcie tego Szczerbatka, śniadanie wam stygnie — zarządził Harry, nie mogąc powstrzymać rozbawienia na widok strofującej go miny Annie.
Zjedli śniadanie, chichocząc raz po raz i śmiejąc się z siebie jak dzieci. Później Samuel poszedł do łazienki pod prysznic, a Annie sięgnęła po swoją sportową torbę i zaczęła krążyć po mieszkaniu, żeby spakować kilka rzeczy potrzebnych jej do spania u Harry'ego. Lokaty za to rozsiadł się wygodnie w fotelu z kubkiem czarnej, gorącej kawy w dłoni i podziwiał z daleka jej tyłek, nogi i to, jak uroczo podskakiwała do najwyższych półek szafy, żeby zdjąć z nich zapasową parę czarnych spodni.
Po Samuelu do łazienki wskoczyła Annie, żeby ogarnąć się szybko przed wyjściem z domu, więc Harry i Sam zostali przez moment sami w salonie. Blondyn ubrał się sprawnie, a potem z westchnieniem chwycił kubek chłodnej kawy, której Ann nie dopiła do końca i zajął miejsce na kanapie na przeciwko zielonookiego.
— Nie brakuje ci tego, Styles? — spytał bezpośrednio, zamaczając usta w zimnym napoju.
Harry zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiejąc pytanie.
— Czego, na Boga?
— Gejowskiego seksu. — Jak gdyby nic odparł blondyn, a potem obserwował, jak lokaty zakrztusił się czarną kawą.
— Annie nie żartowała mówiąc, że jej bezpośredniość przy twojej, Sam, to nic wielkiego — wymruczał, niedowierzając. — Jesteś chętny, czy o co chodzi? — zaśmiał się.
— Pytam poważnie, Harry. — Wywrócił oczami Sam, zmieniając nieco ton głosu i ponownie upijając łyk z kubka. Nerwowo podkurczył nogi do klatki piersiowej i westchnął głęboko, dezorientując swoim zachowaniem zielonookiego. — Nie wiem, jak to jest być bi, ale pamiętam, jak to jest być trochę gejem, a trochę nie-gejem i pamiętam, jak to jest tęsknić za czymś, co było częścią ciebie przez długi czas i... — urwał i posłał chłopakowi naprzeciwko niepewne spojrzenie. — Po prostu chciałbym wiedzieć, czy jeśli będzie ci brakowało pewnych... aspektów... dawnego życia, to czy uciekniesz od niej... — wzrokiem wskazał na drzwi łazienki.
— Sam, posłuchaj... — zaczął nieco ostro Harry, marszcząc brwi i odstawiając kubek na blat stolika pomiędzy nimi.
— Nie, Harry, nie denerwuj się, bo to nie tak, że wydaje mi się, że Annie jest tylko odskocznią, bo widzę, że tak nie jest. Nie warcz na mnie — westchnął raz jeszcze. — Widzę, że ci zależy i, że się wam układa. Po prostu, jeśli będziesz czuł, że czegoś ci brakuje to z nią porozmawiaj...
Styles uniósł jedną brew ironicznie.
— Ta wymiana zdań zmierza w złym kierunku — stwierdził cicho brunet.
— Ufasz mi? — spytał go krótko Sam.
— A czemu miałbym ci nie ufać, Samuel?
— To zapamiętaj sobie moją prośbę i po prostu z nią porozmawiaj. Tylko o to cię proszę, Harry. Nie bój się i nie uciekaj przed nią, tylko dlatego, że nie ma penisa między nogami. Ona rozumie więcej, niż ci się wydaje...
— Ale dlaczego miałbym...?
— Obiecaj — poprosił stanowczo Sam, wwiercając się wzrokiem w zielone tęczówki Stylesa.
— Co ma ci obiecać? — spytała podejrzliwie Annie, stojąca w progu łazienki. Harry posłał jej spanikowane spojrzenie. Nie słyszał, jak otwierała drzwi.
— Że weźmiecie mnie na ojca chrzestnego — wyszczerzył się w jej kierunku blondyn, odwracając się w stronę rudowłosej i grając idiotę.
— Nie kłam, Samuel — zmierzyła chłopaka wzrokiem spod zmrużonych powiek. — I nie zrobię tego mojemu dziecku. Nawet psu bym tego nie zrobiła, gdybym miała psa — podsumowała przyjaciela i chwyciła przygotowane wcześniej dla siebie ubrania, leżące na łóżku.
- Moje serduszko teraz krwawi, ty nieczuły, rudy pomiocie - chwycił się za pierś teatralnie Sammy. - Dlaczego na słowo "pies" zaświeciły ci się oczy, Harry, kotku? - Spytał już bezpośrednio lokatego, który z zagryzioną mimowolnie wargą wpatrywał się w Annie, która - w samej bieliźnie - właśnie wciągała na tyłek obcisłe, jeansowe rurki.
— Bo w sumie pies to nie jest taki zły pomysł — stwierdził głośno, przyciągając uwagę rudowłosej. — Nie będziemy mieli tutaj tak smutno — dodał powoli, uśmiechając się coraz szerzej na widok coraz większych, szarych oczu i, celowo, teatralnie rozglądając się po ścianach mieszkania rudowłosej.
Samuel zmarszczył brwi.
— Co to znaczy "nie będziemy mieli" i "tutaj"? — spytał Sammy podejrzliwie, odwracając się w stronę Annie i akcentując pojedyncze słowa.
— Sam masz w domu smutno, Styles. Odczep się — mruknęła rudowłosa, wsuwając przez głowę koszulkę Harry'ego i pyskując do niego bez zahamowań. Zignorowała spojrzenie przyjaciela, wywracając oczami. — Kup nam zmywarkę, a nie psa, głupku...
— To też, kochanie — przyznał bystro, nie mogąc powstrzymać rozbawienia. — Ale zmywarka nie wyklucza psa.
— Ty się tu wprowadzasz?! — krzyknął podekscytowany Samuel w stronę Harry'ego.
— Nie powiedziałaś mu? — Lokaty wyszczerzył się do Annie.
— Zostawiłam tę niewątpliwą przyjemność Tobie, skarbie... — zironizowała Annie, wsuwając przez głowę bluzę Stylesa.
— O BOŻE, JAK SUPER! BĘDZIECIE MIESZKAĆ RAZEM?!
— Jezu, Sam, nie drzyj pizdy, błagam... — Rudowłosa schowała twarz w dłoniach.
— MOGĘ WAM WYBRAĆ NOWE OZDOBNE PODUSZKI NA TEN NOWY POCZĄTEK WSPÓLNEGO ŻYCIA?
— I coś narobił? — rzuciła zrezygnowana Annie do Harry'ego, który umierał ze śmiechu na fotelu. — Wolę kota — oświadczyła mu wszem i wobec.
— Możemy mieć i kota, i psa, i zmywarkę — zauważył bystro Styles nadal się śmiejąc i ocierając łzy z policzków .
— Ja pierdolę, no pewnie — sarknęła głośno, klepiąc się z otwartej dłoni w czoło. — Psa, kota, zmywarkę, poduszki, żyrafę, żółwia, kangura i lemura na tarasie. Jedźmy już do Jeffa, błagam cię, Styles...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top