104
— Domek! — wrzasnęła uradowana Annie, przechodząc przez próg mieszkania i z ulgą rozglądając się po ceglastych ścianach. Samuel zachichotał za jej plecami na widok tego, jak w korytarzu zdjęła z siebie buty i rzuciła na szafkę w przedpokoju swój płaszcz i bluzę Harry'ego.
— Od czego zaczynamy? — spytał konkretnie Sammy, wpatrując się w przyjaciółkę z uśmiechem. — Spaliście coś w samolocie?
— Ze dwie godziny może — mruknęła, niepocieszona. — Głodna nie jestem, marzę o wannie. I ostrzegam, że zasnę dzisiaj jak dziecko.
— Dam ci czas do jakiejś jedenastej — zaśmiał się blondyn, ściągając z siebie bluzę i trampki. — Idź do wanny, przyniosę nam wina. Nadal mamy ponad trzy godziny — uśmiechnął się do Annie szatańsko, a ta jęknęła żałośnie i ściągnęła z siebie koszulkę, rzucając ją na oparcie kanapy. Podreptała do łazienki i - niezmiennie, gdy Sam był obok - zostawiła za sobą otwarte na szerokość drzwi.
Samuel rozebrał się, zostając w samych bokserkach i nalał im do kieliszków słodkiego, czerwonego wina, a potem, gdy Ana leżała już w wannie, zanurzona w gorącej wodzie z pianą, dołączył do niej w łazience, siadając na podłodze i podając jej szkło z alkoholem.
— Nie rozmawialiśmy tak z półtorej miesiąca — mruknął żałośnie. — Mów, Ann. Gadaj — polecił jej krótko, głosem nieznoszącym sprzeciwu.
— To pytaj — zaśmiała się Annie. — Powinnam cię teraz opierdolić za tę konspiratorkę przed wyjazdem, Sam — rzuciła nieco ostro i strzeliła jedną brwią ku górze.
Sammy prychnął, rozbawiony.
— Kochanie, nie, żeby coś, ale promieniejesz szczęściem. Powinnaś mi raczej podziękować — wywrócił oczami. — Jaki jest w łóżku? — zapytał konkretnie.
— Dlaczego ty zawsze zaczynasz każdą rozmowę od dupy strony? — Rudowłosa zachichotała.
— Odpowiedz, zołzo!
Annie wymownie zacisnęła wargi i upiła wina z kieliszka, starając się nie mieć w tym momencie zbereźnych myśli.
— Dobra, jesteś tak transparentna, że nie musisz odpowiadać — wyśmiał ją przyjacielsko, widząc minę przyjaciółki i klepiąc się z otwartej dłoni w czoło.
— O co ci chodzi? — Zmarszczyła brwi, próbując wyjść z sytuacji z twarzą.
Samuel posłał jej jednoznaczne spojrzenie.
— Zajebisty, Sam — westchnęła w końcu, nie mogąc się do siebie nie uśmiechać pod nosem, gdy w końcu odpowiedziała na zadane pytanie. — Jest zajebisty. No co mam ci powiedzieć?
Blondyn zaśmiał się ciepło.
— Opowiadaj, Ann — polecił przyjaciółce i oparł podbródek o krawędź wanny.
Annie powoli wyrzucała z siebie wszystko ze szczegółami, wdzięczna, że w końcu może wygadać się chłopakowi. Zaczęła nie od samego Londynu, a jeszcze od tego, jak wylądowała z Harry'm w parku narodowym i jak pierwszy raz został u niej na noc. Jak Dylan trafił na Stylesa w jej mieszkaniu, jak pilnowali małej Jo, a potem dopiero przeszła do podróży, paparazzi, Nialla, Malika i Payne'a, którzy odebrali ich z lotnika, całego pobytu w Holmes Chapel... Wspomniała o dializach Harry'ego, o jego nowym tatuażu, siostrze, Michale, mamie, Jamesie, imprezie urodzinowej, o jego kotach, o rodzinnej atmosferze, opowiedziała mu o wszystkim, co działo się w Londynie, a Samuel słuchał jej zafascynowany, z iskierkami w oczach.
Dopiero teraz dotarło do niej to, jak wiele się wydarzyło w ostatnim czasie...
— Naprawdę załatwił wam bilety na Hamiltona..? — spytał niedowierzając, a widząc, jak ruda kiwa potakująco głową jęknął i zamknął oczy. — Boże, jaki on jest kochany... Ja pierdolę, zazdroszczę...
Annie uśmiechnęła się sama do siebie na widok wspomnień w swojej głowie.
— Hamiltona, czy Harry'ego? — zaśmiała się.
— Kochasz go? — Samuel zapytał cicho, wwiercając się wzrokiem w twarz przyjaciółki. Annie podniosła na niego świecące, szare oczy i bez wahania odpowiedziała tylko:
— Jak głupia, Sam...
— Panie Boże, w końcu! — krzyknął Samuel, śmiejąc się i zamykając oczy. Oparł czoło o krawędź wanny i chichotał sam do siebie. — Nawet nie wiesz, jak się cieszę, Annie... — uśmiechnął się do przyjaciółki. — To mówisz, że wybrakowane One Direction wpada pojutrze wieczorem do Miami na dłużej? Ciekawe — poruszył zawadiacko brwiami. — Wyłaź z tej wanny, woda ci wystygła — polecił jej, podnosząc się na nogi.
Annie bez skrępowania oddała Samowi kieliszek i wstała na nogi, a potem owinęła się ręcznikiem.
- Annie...? — spytał cicho Samuel, lustrując jej ciało. — Nie ruszyłaś tamponów przez ponad miesiąc — zauważył bystro, wskazując podbródkiem na kosmetyczkę, którą wyjął z jej walizki i przyniósł jej do łazienki, gdy szedł do niej z winem, wiedząc, że poprosiłaby go o to tak czy tak.
— No i? — spytała lekceważąco, zawijając mokre loki w ręcznik.
— No i? — Powtórzył za nią, ironizując. — Zabezpieczacie się? — zapytał bez ogródek, opierając się tyłkiem o blat łazienkowy.
— Nie — zbyła go. — Sam, ja nie mogę mieć dzieci, zapomniałeś?
— Kiedy ostatni raz miałaś okres?
Annie zamyśliła się na moment, gdy nakładała pastę do zębów na szczoteczkę.
— A ja wiem? Z cztery miesiące temu? Pięć? — Zrobiła pauzę. — Albo trzy? W sumie nie wiem — Wzruszyła ramionami, widząc, jak Sam wpatruje się w nią nieco ostro. — Nie wciskaj mi ciąży, Samuel — ostrzegła go twardo, wyciągając w jego kierunku palec wskazujący.
— A kiedy ostatni raz robiłaś biochemię i morfologię? — spytał ją konkretnie i nieco zimno, a minę miał poważną. Annie przerwała szczotkowanie zębów słysząc to pytanie. — Kiedy ostatnio widziałaś się z Lukiem? Pytał o ciebie ostatnio, Annie...
Ann gwałtownie podniosła na niego wzrok.
Kurwa, zapomniała o swoim hematologu.
Mimo, że pracuje on dwa piętra niżej, niż ona sama.
Cóż, jeśli miałaby podsumować swoje zachowanie jednym słowem, to...
"Ups"?
— Nie dzisiaj, Sam — mruknęła niewyraźnie z pastą w ustach. — Nie praw mi kazań dzisiaj, dobra?
— Anastasia...
— Samuel, proszę...
— Hipokrytka — zakaszlał wymownie w dłoń i wyszedł z łazienki, zostawiając ją samą z tym słowem, które wydawało się odbijać się echem od ścian pomieszczenia.
Annie dokończyła mycie zębów i ubrała na siebie bawełniane majtki i koszulkę Harry'ego, która pachniała jego Hugo Bossem i żelem do prania. Rzuciła się na łóżko obok Samuela, spoglądając na przyjaciela wielkimi oczami.
— Nie bądź zły... — mruknęła miękko.
— Ann, daję ci czas do końca tygodnia na ogarnięcie kontroli u Luke'a i zrobienie wyników, albo za te trzy dni podpierdolę cię do Stylesa — powiedział śmiertelnie poważnie.
Annie zmarszczyła brwi, oburzona.
— Ej, kurwa, nie rób tak, Sam...
— Może to na ciebie podziała — wzruszył ramionami. — Zrobię to Ann. Przysięgam, że to zrobię. A dobrze wiesz, że Harry wkurwi się bardziej, niż ja, i...
— Zrozumiałam, co chciałeś mi przekazać, Sam — ucięła temat, wywracając oczami. — Jest jeszcze kilka rzeczy, o których muszę ci powiedzieć... — zaczęła delikatniej i spojrzała prosząco na blondyna, który westchnął zrezygnowany.
— Słucham cię, księżniczko.
— Ale najpierw mam do ciebie prośbę, Sammy...
Samuel posłał jej niepewne spojrzenie.
— Weź mojego laptopa i pokaż mi nagranie u Jamesa, instagrama i skalę zniszczeń, jaka zadziała się w internecie przez ten miesiąc... — wyrzuciła z siebie, zagryzając dolną wargę.
— Na pewno?
Annie pokiwała głową twierdząco.
— Chcę wiedzieć. A ty jesteś lepszy niż FBI...
— No raczej, że jestem — Sammy przeczesał grzywkę dłonią i wstał z łóżka, żeby zgarnąć z blatu macbooka Annie. — Będzie nam potrzebne do tego więcej wina? — Obrócił się w stronę przyjaciółki, pytając teoretycznie.
— Oj, będzie...
— Dobra, to ja otworzę butelkę i znajdę wszystko to, o co prosiłaś, a ty mów — polecił rudej, krzycząc do niej zza aneksu kuchennego.
— Sam... rozmawiałam z Tomlinsonem przez telefon — powiedziała głośno, patrząc w stronę Sammy'ego.
— Co robiłaś? — Otworzył buzię ze zdumienia, przerywając otwieranie wina korkociągiem.
— Długa historia... — westchnęła, a potem opowiedziała Samuelowi szczegóły tego, jak spięli się z Harrym po nagraniu u Jamesa. Później przeszła do innych, bardziej szczegółowych aspektów ich pobytu w Laponii i wróciła też do rozmowy z mamą Harry'ego i do tego, jak Tomlinson wraz z Lottie wpadł do Holmes Chapel drugiego lutego. Wróciła myślami do tego, jacy cudowni - tak prywatnie - są Niall, Zayn i Liam, a potem opowiadała mu o samym Harry'm...
Samuel słuchał jej w skupieniu, odkładając sprawę internetu na potem. Wywód Annie przerwał jej telefon, który chwilkę po dziesiątej zawibrował wściekle kilka razy pod rząd. Ruda zmarszczyła brwi i odblokowała ekran urządzenia, a potem uśmiechnęła się szeroko do siebie.
— Styles? — spytał Sammy, widząc jej minę.
— Yhym — odmruknęła twierdząco.
Sam nie powiedział nic więcej, wpatrując się w Annie z rozczuleniem.
— Chodź spać, Ann — mruknął do przyjaciółki, ślizgając się wzrokiem po jej workach pod oczami.
— A co z tym? — Wskazała palcem na swojego laptopa, odpisując Harry'emu na smsy.
— Jebać. Pokażę ci rano — stwierdził Sam, odstawiając wino na szafkę nocną. — No już, napisz mu, jak bardzo go kochasz i chodź się przytul.
Annie parsknęła śmiechem.
— Jakim cudem ty jeszcze nie masz męża, Sammy?
— Czekam na twój rudy odpowiednik. Chodź spać, kobieto — Sam zakopał się w pościeli i obserwował, jak dziewczyna nastawia alarm na rano i odkłada komórkę na szafkę nocną, a potem kładzie się koło niego, gasząc światło lampki nocnej. — Tylko zwiąż kłaki przed snem, błagam.
— Spieprzaj.
— Będę miał je, kurna, wszędzie. W nosie, w uszach, w ustach, na sutkach...
— To idź spać na kanapę, jak ci się nie podoba.
— Żartuję, no. Kocham cię, Annie.
— Ja ciebie też kocham, Sammy.
— ... Ale zwiąż je.
— Spierdalaj, Sam...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top