100

Impreza zorganizowana przez blondyna okazała się mieć niemały rozmach - Horan zaklepał dla niewielkiej ekipy jeden z całych klubów karaoke tylko po to, żeby mogli w kameralnym gronie pobawić się bez wścibskich kamer. Poza stałym składem dołączył do nich Nick, Corden wraz żoną, która sprzedała ich dzieci babci, Rita Ora, Julia Michaels - na widok której Niall aż podskoczył z radości, Lewis Capaldi, który również uściskał Nialla mocno na powitanie, James Bay, Jonathan Ross, Olly Murs i kilka innych osób, których Annie do tej pory kojarzyła tylko z ekranu komputera i, czego nie ukrywała, z głośników. Sheerana nie było, bo był w trakcie trasy, ale puścił Harry'emu wiadomość, że zobaczą się w Miami razem z chłopakami. Nie sądziła, że całe to zgromadzone w jednym miejscu grono się zna tak dobrze. I nie sądziła, że zostanie przez wszystkich przyjęta tak ciepło tylko dlatego, że była tam z Harry'm, Gemmą i z Michałem. 

Annie i Harry nie ruszali alkoholu - Styles nie mógł, a rudowłosa nie miała ochoty na picie. Oboje sączyli sok pomarańczowy udając, że jest z wódką, przez co nikt nie zadawał im pytań, a oni jedynie uśmiechali się do siebie cwaniacko. Harry nie odstępował szarookiej na krok, obserwując, jak stara się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest zaskoczona całym dzisiejszym wieczorem.

— Nialler nie mógł mnie uprzedzić? — wymruczała mu na ucho, gdy Payne i Rita skakali po małej scenie z mikrofonami, śmiejąc się pijacko.

— Uznał, że to nic takiego — wyszczerzył się do niej lokaty, obejmując ją w talii. — Widzisz, są jeszcze gorsze przypadki ode mnie na tym świecie. Wcale nie jestem taki najgorszy — zachichotał, skubiąc wargami płatek jej ucha.

— Zachowuj się.

— Przecież jestem pod wpływem, zapomniałaś? Mogę trochę poszaleć — złowieszczy uśmieszek wpłynął na jego twarz. — Nie podoba mi się to, że Bay ciągle się na ciebie gapi — dodał jeszcze, mamrocząc pod nosem tak, żeby usłyszała.

— Wydaje ci się. Bardzo fajny facet — wywróciła oczami, wsłuchując się w góry Liama. — Rozmawiał ze mną pięć minut tylko przecież. Może po prostu nie może się nadziwić twoim towarzystwem u boku kobiety? — zaśmiała się złośliwie.

— Może — przyznał, a potem prowokacyjnie sięgnął do rozpiętego guziczka jej koszuli na dekolcie i zapiął go z wydętymi wargami. —  To tak zapobiegawczo — zachichotał, ucałował ją w czoło i wrócił do wpatrywania się w małe show na scenie, ignorując chichotanie Annie.

Impreza była całkiem przyjemna i trwała jakoś do czwartej nad ranem. Harry zamówił ubera, a Annie próbowała pomóc mu w transportowaniu pijanej Gemmy i równie porobionego Michała do samochodu. Styles cały czas kiwał głową z dezaprobatą i śmiał się bezsilnie, widząc stan siostry. 

— Doniosę mamie, że Gemms skończyła się bez honoru — postanowił złośliwie, gdy już dotarli do mieszkania blondynki i, gdy położyli spać roześmianych alkoholików do ich sypialni.

Następnego dnia rano Harry wyślizgnął się bezszelestnie z łóżka i podskoczył na dializę do centrum już o godzinie ósmej rano. Po drodze natrafił na fanów i na paparazzi, ale nie przejął się tym - miał dobry humor i cieszyła go perspektywa tego, że nareszcie nadchodzi ta część urlopu, w której przez calusieńkie dwa tygodnie będzie miał Annie tylko dla siebie. Poza Londynem. Nikt nie będzie im przeszkadzał, nikt nie będzie ich niepokoił, ani wpadał im do pokoju bez zapowiedzi, jak to robił Niall. Będzie miał czas na poznanie jej tak, jakby chciał. Miał wrażenie, że przez szybkie tempo, w jakim rozwijał się ich związek mieli mało czasu na, po prostu, bycie ze sobą - chciał to nadrobić. Chciał przy niej odpocząć, rozmawiać do rana, całować się, uprawiać seks i spacerować tak po prostu, nie martwiąc się tym, że braknie im czasu z powodu napiętego terminarza. 

Dał im dwa tygodnie na prawdziwy reset.

Wrócił do mieszkania siostry przed pierwszą popołudniu i z zaskoczeniem odkrył, że Annie spakowała niemal wszystkie ich rzeczy podczas jego nieobecności. Czekała na niego tylko z tym, żeby dopakował kilka pierdół, a w jego walizce wszystkie jego ubrania złożone były w równiutką kostkę. Zaśmiał się z niedowierzaniem na ten widok. Rudowłosa wyjęła mu nawet wygodne dresy do samolotu, za co miał ochotę ją uściskać - jak zawsze, planując, myślała o wszystkim. Dopakował to, co zostało na wierzchu w pokoju i wysłał krótką wiadomość do Jeffa, upewniając się, czy przyjaciel dopilnował tego, aby w ich kolejnym miejscu zakwaterowania czekała na nich jego gitara i paczka z zimowym, termoaktywnym zaopatrzeniem ubraniowym, którego Harry nie chciał ciągnąć ze sobą do Londynu.

Popołudnie minęło im szybko, w towarzystwie skacowanej Gemmy. Pożegnali się z blondynką, a Harry obiecał, że zobaczą się na dzień matki na koniec marca - zapisał sobie w kalendarzu, żeby wpaść wtedy do domu prosto z występu w Nowym Yorku. Gemms odwiozła ich na lotnisko i trzymała w ramionach Annie dobre kilka minut, ignorując niecierpliwe jęczenie brata. 

— Na koniec marca widzę cię tu z nim, chociaż na dwa dni — ostrzegła ją, robiąc smutną minkę. — Będę tęsknić, Ana... 

— Przestańcie ryczeć, na Boga, nie rozstajecie się na resztę życia — Harry wywrócił oczami, ściągając z nosa okulary przeciwsłoneczne i chowając je do kieszeni jeansowej, ocieplanej kurtki od Gucci. — Ann, kotku, błagam cię, bo spierdoli nam samolot, kochanie... 

Oderwały się od siebie z żalem, a Harry raz jeszcze pożegnał się krótko z siostrą, następnie ciągnąc rudą w stronę odprawy bagażowej. Wtedy też musiał odkryć przed Annie cel ich podróży.

— Helsinki? — Annie spojrzała na niego zdziwiona. — Tam jest zimno — dodała mało błyskotliwie po chwili ciszy, marszcząc zabawnie brwi. Harry nie mógł powstrzymać się od śmiechu, widząc, jak intensywnie analizowała sytuację, próbując zrozumieć, dlaczego akurat Finlandia. — Nie pomyliłeś się? Napewno stoimy w dobrej kolejce? — dopytywała uparcie, rozglądając się dookoła.

— Nie, maleńka, stoimy w dobrym miejscu — zaśmiał się, wyjmując z aktówki ich paszporty. - Czemu?

— Tam jest zimno — powtórzyła raz jeszcze.

— Zgadza się — potwierdził, świetnie się bawiąc jej zdezorientowaniem.

— Spodziewałam się, że postawisz na jakieś... cieplejsze rejony? — sarknęła cicho. — Styles, ty nie lubisz zimy — przypomniała mu.

— Deszczowej zimy — poprawił ją.

— Nie lubisz zimna. Wolisz grzać dupę na słońcu.

— Fakt — przyznał ponownie, nadal mieszając jej w głowie. — Dlatego mamy przesiadkę — sprzedał jej sprzeczną informację, koloryzując świadomie.

— Przecież przesiadka w Finlandii... — urwała, czując, że ta rozmowa do niczego nie prowadzi. — Dokąd mamy przesiadkę?

— Dowiesz się, jak będziemy mieli przesiadkę — zachichotał, tupiąc w miejscu i starając się nie śmiać z niej otwarcie. — Co tam mamroczesz pod nosem? — wyszczerzył się do niej, widząc, jak przeklina na niego cicho.

— Że cię kocham — uśmiechnęła się do niego sztucznie, wywracając oczami.

— Ściemniara — zaśmiał się i objął ją ramieniem, gdy podeszli do stanowiska, za którym siedziała młoda dziewczyna w uniformie obsługi lotniska. Odprawili bagaże, a jak Annie usłyszała, o ile Harry przekroczył dopuszczalną wagę swojego bagażu spojrzała na niego ogromnymi oczami.

— Coś ty wywiózł z tego Londynu?

— Zapas skórzanych batów na ciebie — wymamrotał szeptem i podał kobiecie swoją kartę kredytową, aby bez słowa pozbyć się ze swojego konta trzycyfrowej kwoty za to, że jego walizka ważyła zbyt wiele. Annie wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, kręcąc głową. 

Odprawa osobista poszła im zdecydowanie sprawniej i szybciej. Przed wejściem na pokład samolotu podobnie, jak ostatnim razem, wpadli po wodę mineralną, a Harry dodatkowo zamarzył sobie żelki, których kupił trzy opakowania, stwierdzając, że nie do końca wie, na które ma ochotę. Zdążył kupić im obojgu kawę w Starbucksie, grożąc rudej, że robi to tylko pod warunkiem tego, że spróbują zasnąć w samolocie na te trzy godziny. 

Oboje dokończyli swoje gorące napoje jeszcze przed startem. Harry dopił czarną kawę i po tym, jak wzbili się w powietrze, wyjął z podręcznej walizki koc i poduszkę, którą podał rudowłosej. Nie lecieli pierwszą klasą, ale za to mieli wykupione trzy miejsca obok siebie tak, żeby nikt nie musiał się dosiadać obok nich - to był kolejny pomysł Jeffa, który, jeśli Styles podróżował sam, często bukował mu bilety w ten sposób. Ułożyli się wygodnie na trzech siedzeniach, a lokaty zwinął się w kulkę, kładąc głowę na brzuchu Annie i nakrywając ich kocem. Udało im się, faktycznie, przespać lekko ponad dwie godziny. 

Odebrali swoje bagaże i lokaty pokierował ich sprawnie w stronę kolejnej odprawy, uśmiechając się lekko pod nosem. Pociągnął Annie za rękę w kierunku tabliczki z napisem "Ivalo", a potem śmiał się chichocząc, jak mrużyła powieki podejrzliwie zerkając to na monitor, to na niego.

— Lecimy Finnair'em — stwierdziła bystro. — Łgałeś, Styles — wyrzuciła mu, rozumiejąc, że nie będzie przesiadki na cieplejszy kierunek podróży.

— Oj tam — zaśmiał się, obejmując ją w pasie i poprawiając jej okulary przeciwsłoneczne na nosie. — Aż taka jesteś dobra z geografii?

— Właściwie, to byłam z tego przedmiotu lamą. 

— Nic dziwnego, mylisz prawą stronę z lewą — wtrącił bystro, szczerząc się szeroko.

— Przynajmniej u mnie słowo "matematyka" nie wiąże się w jednym zdaniu ze słowem "wstyd". Matematyka jest ważniejsza w życiu, niż geografia — pocisnęła mu, a potem roześmiała się na widok jego zbulwersowanej miny. — Jak bardzo będzie nam zimno?

— W hotelu będzie cieplutko — mruknął wymijająco, a potem z rozbawieniem obserwował, jak wyjęła swój telefon i odpaliła GPS, żeby zorientować się, gdzie właściwie ją wywozi. — Boże, Annie, czy ty musisz zawsze wszystko wiedzieć? — Wywrócił oczami, patrząc jak uparcie stara się sama dojść do wszystkich odpowiedzi na dziesiątki pytań, które akurat gromadziły się w jej głowie.

— Tak — potwierdziła mu tylko krótko, zerkając na niego kątem oka.

Harry obrał w tym momencie inną taktykę i za każdym razem, gdy otwierała usta, żeby zapytać go o cokolwiek, po prostu bez skrępowania całował ją krótko i głęboko, uniemożliwiając jej wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Przy czwartej próbie odpuściła, wywracając oczami.

Lot minął im w miarę spokojnie - Harry oplótł ramionami rudą, która skuliła się na jego kolanach i dzieląc jedną parę słuchawek po prostu przytulał ją do siebie, oddychając spokojnie, z zamkniętymi oczami. W Ivalo znaleźli się z półgodzinnym poślizgiem. Warunki pogodowe nie sprzyjały, bo śnieg na zewnątrz padał bardzo mocno, a do tego momentami zrywał się silny wiatr. Zegarki wskazywały piątą nad ranem, gdy wsiedli oboje do wypożyczonego jeepa, którego Styles wypatrzył z daleka na parkingu wypożyczalni tuż przy lotnisku. 

Annie zajęła miejsce na fotelu pasażera, szczękając zębami z zimna. Harry zajął miejsce na siedzeniu obok - z powrotem po lewej stronie auta, co Ann przyjęła z zadowoleniem - wyraźnie szczęśliwy, że zbliżają się końca podróży.

— Myślę, że przy takim śniegu zejdzie nam godzina, a nie czterdzieści minut — wymamrotał niepocieszony, odpalając GPS w swojej komórce. — Idziemy spać, jak już będziemy na miejscu? 

Zmęczenie obojgu dawało się we znaki, dlatego nie zdziwiło go to, że Annie pokiwała głową potakująco.

— Harry — zaczęła miękko, ściągając brwi — zamierzasz dojeżdżać na dializy w tę i z powrotem przez takie śniegi?

— Nie bardzo mam inne wyjście, Ann — wymruczał zza kierownicy i odpalił cicho muzykę z odtwarzacza swojego telefonu. — Będziesz moim szoferem — zachichotał, niby w żartach, a rudowłosa mimowolnie uniosła jedną brew, poprawiając koka na głowie.

— Po takiej drodze? Szybciej rowerem dojedziesz — prychnęła, a potem wypuściła głośno powietrze z płuc i przetarła sennie oczy wierzchem dłoni. — Boże, tak mi się chce spać, że jestem gotowa oddać się za kubek gorącej, mocnej kawy... — wymamrotała nieprzytomnie, podkurczając nogi na siedzeniu i opierając głowę o zagłówek fotela z zamkniętymi powiekami.

— Kusząca propozycja — zachichotał znad kierownicy brunet, zagryzając dolną wargę. — Obawiam się, że jesteś jednak tak śpiąca, że na obietnicach by się skończyło. A mnie nie jara nekrofilia, skarbie.

— Humorek się ciebie trzyma...

— Nakryj się kocem, Annie i nie męcz się, kochanie... — wymruczał do niej czule i zatrzymał się na pustym poboczu, włączając na minutę światła awaryjne. Sięgnął na tylne siedzenie po poduszkę i koc, który wypakował z ich podręcznej walizki i nakrył rudą, która półprzytomnie zaprotestowała, mamrocząc coś o tym, że on też jest zmęczony, ale musi prowadzić i, że się na to nie godzi. Zaśmiał się delikatnie i ucałował jej czoło, pociągając za wajchę przy jej fotelu tak, żeby mogła się położyć, a potem cicho odpiął jej pas bezpieczeństwa, żeby było jej wygodniej. Dopiero gdy uznał, że Annie w tej pozycji jest w stanie zdrzemnąć się choć te czterdzieści minut, które im zostało, wyłączył światła awaryjne i wcisnął gaz, wracając na trasę.

Resort, w którym upatrzył sobie ich domek nie był ogromny, ale robił wrażenie. Między wielkimi zaspami bielusieńkiego śniegu widać było drewniane domki, które przywoływały na myśl prawdziwy klimat rdzennej Laponii, na którym tak mu zależało. 

Zadrżał, gdy wysiadł z samochodu, zdziwiony odczuwalną temperaturą wahającą się w okolicy co najmniej piętnastu stopni poniżej zera. Zostawił śpiącą Annie na parkingu w samochodzie i udał się do głównego budynku recepcyjnego, żeby dopełnić formalności. Odebrał klucze od domku, polecając recepcjonistce obciążyć jego kartę kredytową i upewnił się, że wszystko już na nich czeka. Zostawił dziewczynie autograf, widząc, jak wstydzi się o niego poprosić i pomachał jej na odchodne, ciasno okrywając się płaszczem, gdy wracał do jeepa. Podjechał samochodem pod ich małą - ale przeuroczą - tymczasową rezydencję i, uradowany, zgasił silnik. 

Wyskoczył z auta, klnąc na mróz i otworzył drzwi od domku drżącymi, zaczerwienionymi od zimna dłońmi. Grzejniki w środku były odkręcone, a w kominku cicho trzaskał ogień. Na stole w małym saloniku zobaczył czekającą na niego przesyłkę, a o karton stała oparta jego gitara w pokrowcu.

Idealnie.

Najciszej jak potrafił wrócił się do jeepa po ich walizki, a potem owinął Annie kocem i na rękach wniósł ją do domku, kierując się od razu w stronę łóżka. Łóżka, które znajdowało się w centralnym miejscu ich malutkiej rezydencji, tuż pod kopułą z przeszklonym dachem, który odstawał nieco od drewnianej konstrukcji całej budowli. Ułożył rudowłosą delikatnie na pościeli i z ulgą zauważył, że się nie obudziła, mimo, że drżała w jego ramionach pod wpływem nagłej zmiany temperatury między wnętrzem auta, a mroźnym powietrzem. Ostrożnie i powoli zsunął z niej buty i ubrania, a potem, gdy miał ją przed sobą w samej bieliźnie i w t-shircie, nakrył ją kołdrą. 

Wrócił się do drzwi wejściowych, żeby przekręcić klucze w zamku od wewnątrz, a potem zaczął się rozbierać, rozrzucając swoje ubrania po podłodze i ziewając głośno. Z ulgą rzucił kluczyki do wypożyczonego jeepa na blat stolika w salonie, nastawił budzik na drugą popołudniu, żeby nie przespali całego dnia i wpakował się pod kołdrę obok Annie, przytulając ją ciasno i nakrywając ich po same uszy. Mruknął rozkosznie, gdy pościel nagrzała się pod wpływem ciepła ich ciał i ogrzała go przyjemnie, sprawiając, że jego powieki stały się jeszcze cięższe. Wtulił się w Annie i uśmiechnął się pod nosem, wiedząc, że od tej chwili może zacząć odliczać jedne z najlepszych dwóch tygodni, jakie dane mu będzie przeżyć, a potem zasnął głęboko. Na jego ustach, mimo snu, nadal błąkał się delikatny uśmieszek.






Gdyby ktoś się zastanawiał jak wygląda opisane miejsce, to z przyjemnością odsyłam tutaj:

https://beauty-fashion-shopping.pl/2018/02/13/relacja-z-laponii-bfsxorigins/ ❤️



LEGENDARNA STÓWA.

Sama jestem zaskoczona swoją systematycznością, powiem Wam. 😅






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top