07

Annie obudziła się z przekonaniem, że to będzie zajebiście ciężka doba. Z jęknięciem wygrzebała się z pościeli i podreptała pod prysznic. Rozczesała włosy na mokro i nałożyła na siebie czarne rurki, za dużą koszulę w kratę, której przód wsadziła w spodnie i półprzytomnie wyciągnęła z szafy białe trampki za kostkę, które zawiązała na ślepo.

Jej lodówka świeciła pustkami. Wrzuciła do torby dwie ostatnie pomarańcze i jednego banana, a w biegu połknęła dwa paprykowe wafle ryżowe i chwyciła ostatnią butelkę wody ze spiżarni. Nie ma pojęcia, kiedy znajdzie czas na zakupy spożywcze przy takim trybie życia.

W centrum pojawiła się przed czasem. Wpadła do spożywczaka obok placówki po małe zakupy na najbliższą dobę wątpiąc, że da radę wyżyć na waflach ryżowych i na owocach. Przekroczyła oddział odziana w bordowy uniform. Spodnie z tego kompletu ewidentnie ostatnio zjeżdżały jej tyłka.

Zrobiła sobie kawę i puściła z tableta stację radiową, grającą klasykę rocka. Zerknęła na listę pacjentów na dziś - imię i nazwisko Harry'ego znajdowało się na ostatniej pozycji. Gdy skończy dializę bruneta od razu będzie musiała biec na intensywną. Westchnęła głęboko, związała kitkę ze wszystkich jej loków wysoko na głowie i upiła łyk gorącej, białej kawy, przymykając powieki.

Odwróciła się w stronę drzwi i napotkała miodowe oczy McLee. Zacisnął wargi, przywitał się z nią skinieniem głowy, jednak nie odezwał się nawet słowem.

Chwała Bogu.

Miała nadzieję, że Dylan zna ją na tyle dobrze, że nie będzie próbował ani manifestować swojego męskiego ego, ani próbować przekonać ją do swojego uczucia, udowadniając, że ona sama nie ma racji. Obie możliwości były dla niej kłopotliwe.

Dylan, na szczęście, przez większość dyżuru nie utrudniał jej życia. Od zawsze wiedział, że Annie jest tym typem z trudnym charakterem. Jedyne, do czego się posunął to przełączanie losowych piosenek na jej faworytów w kategorii miłosnych ballad, co ją wkurwiało, ale zaciskała zęby i nie komentowała jego zachowania. Niestety jednak, dzisiejszy dzień bez dramatu w ich sytuacji nie wchodził w grę. No bo przecież - nie oszukując nikogo - dała mu kosza.

Dramat podczas ich dzisiejszej zmiany nosił nazwę Harry Styles.

Brunet wszedł na na oddział przed czasem. Jego czarne, przetarte rurki podkreślały jego łydki tak, że gdy tylko Annie zerknęła na niego kątem oka to zaschło jej w gardle. Białe conversy sięgały jego kostek, a na górze znajdował się luźniejszy, czarny sweter. Rozczochrane loki przytrzymywały okulary przeciwsłoneczne. W całokształcie prezentował się tak, że rudowłosa musiała napomnieć siebie samą, bo zapomniała, jak się kurwa oddycha. Co, oczywiście, nie mogło ujść uwadze Dylana, w którym zagotowało się na ten widok.

— Cześć, Annie — przywitał się lokaty, uśmiechając się do rudowłosej delikatnie.

— Hej — przywitała go rzędem białych zębów wyszczerzonych w uśmiechu. — Jak nastawienie? Denerwujesz się?

— Właściwie, to jest nienajgorzej — odpowiedział, a jego twarz rozluźniła się. Wzrokiem złapał wpatrujące się w niego chłodno oczy Dylana, który udawał, że ślęczy nad dokumentacją.

— Och, właśnie, Dylana jeszcze bezpośrednio nie poznałeś — mruknęła, odwracając się w stronę blondyna. Wzrok Harry'ego biegał od Annie do długowłosego mężczyzny i z powrotem. Atmosfera się zagęściła. McLee uprzejmie skinął głową w jego stronę, po czym wrócił do wypełniania druków przed sobą. — Taa... — westchnęła i mimowolnie strzeliła oczami w irytacji.

— Wszystko w porządku, Ann? — spytał szeptem rudej, gdy ta sięgała - niezmiennie w ten sam, irytujący sposób - po jego papiery, przewieszając się przez kontuar dyżurki.

— Tak, pewnie — mruknęła cicho. — Usiądź sobie na ostatnim stanowisku, a ja zrobię Ci herbaty i już do ciebie wracam, okej? — Tym razem posłała mu delikatny uśmiech.

Brunet przytaknął posłusznie i udał się na ten sam fotel, co ostatnio. Wiedząc, że nie chce narażać się blond pielęgniarzowi sam chwycił zasłony i zaciągnął je prawie całkowicie, odgradzając swoje stanowisko od reszty oddziału. Nie chciał problemów, a koleś ewidentnie z jakiegoś powodu patroszył go wzrokiem. Zdjął z siebie sweter, ściągając go przez głowę, a potem usiadł na brzegu fotela dla osoby towarzyszącej i rozwiązał sznurówki swoich trampek, które wcześniej obwiązał wokół swoich kostek. Poluźnił sznurowadła i czubkami palców zsunął je sobie z pięt, pozostając we wściekle różowych skarpetkach. Ot, taki gejowski akcent mu się dziś rano zamarzył. Wstał i stopą wsunął buty pod fotel dializacyjny, aby Annie się o nie nie potknęła, a potem wskoczył na swoje miejsce i usiadł po turecku, czekając na rudowłosą. Z głośników zawodził właśnie James Blunt i jego największe klasyki z serii smutnych piosenek o miłości.

Był bliski zanucenia refrenu "Goodbye my lover", gdy Annie wpakowała się za zasłonę niczym huragan, podając mu kubek z czarną herbatą z mlekiem.

— Dziękuję — uśmiechnął się do niej, upił łyk i odstawił kubek na stolik. 

Z rozbawieniem obserwował jak ruda opada na fotel tuż obok, zrzuca z siebie crocsy i cicho przeklina pod nosem. 

— Ciężki dzień? 

Westchnęła ciężko, zamknęła oczy i przetarła twarz dłońmi.

— Ciężka doba, Harry...

— Jak to "doba"?

— Mam nockę jeszcze dzisiaj — wyjaśniła mu, uzupełniając dokumentację z nadrukowanym nazwiskiem chłopaka.

— Gdzie, jeśli mogę spytać?

— Na intensywnej terapii dziecięcej w szpitalu stanowym — uśmiechnęła się leciutko, odpowiadając mu. 

Harry uniósł brwi w zdziwieniu, zdjął okulary ze swojej głowy i odłożył je na stolik, ignorując wpadające mu do oczu loki.

— Lubisz hardcore, Annie, czy o co tu chodzi?

Zachichotała i spojrzała na bruneta zdezorientowana.

— Bo to niezdrowe? — spytała, strzelając.

— Bo to kurewsko ciężkie, widzieć dzieci w takim miejscu... — wyszeptał, zaciskając wargi.

— Och, Harry... — jej miękki głos rozczulił go przez moment — ktoś musi to robić.

Zrobiła krótką pauzę.

— Jak samopoczucie od przedwczoraj? — spytała, zaczynając standardowy wywiad przed rozpoczęciem dializy.

— Fizycznie dawno nie czułem się tak dobrze. Psychicznie... — urwał, nie mając zamiaru dokańczać.

— No, to jest nas dwoje, Harry — westchnęła, niespodziewanie się przed nim otwierając. — Chirurg usunął ci wczoraj cewnik? Mogę zobaczyć opatrunek?

Brunet skinął głową i odchylił dekolt koszulki tak, żeby było widać całość plastra na jego prawym obojczyku. Annie podniosła się z fotela i podeszła do niego w skarpetkach, uprzednio dezynfekując ręce. Odkleiła plaster i odsłoniła gazik, pod którym znajdowała się blada skóra chłopaka z małym strupem na samym środku. 

— Wygląda super, nie ma objawów zakażenia, ładnie się goi — mruknęła cicho, odrywając plaster całkowicie. — Uwalniam cię z tego — zaśmiała się i wrzuciła opatrunek do śmietnika z czerwonym workiem. — Tylko nie drap się w tym miejscu, bo się rozkrwawisz, dobra?

— Nie śmiałbym się sprzeciwiać — zachichotał, a Annie próbowała sobie wmówić, że wcale nie zmiękły jej nogi. 

Kurwa, stara, on jest gejem. Opanuj się.

Z głośników zaczął zawodzić Jacob Lee. Dylan sięgał po coraz cięższy kaliber - kiedyś powiedziała mu, że kawałek "i belong to you" tego gościa wybrałaby na pierwszy taniec na swoim ślubie, gdyby kiedykolwiek postanowiła irracjonalnie wyjść za kogokolwiek.

— Przegina pałę, przysięgam — wycedziła przez zęby, sama do siebie, nieco zbyt głośno, niż planowała. 

— To Dylan puszcza muzykę?

Kiwnęła głową twierdząco na pytanie Stylesa.

— Cały dzień taki repertuar ci funduje?

Ponownie kiwnęła głową, tym razem głośno wzdychając.

— Zachowuje się, jakby dostał kosza — skomentował Harry, uważnie badając twarz Annie.

Gdy spięła się cała i zacisnęła mocno szczękę połączył puzzle w swojej głowie. 

— Uuuu, to faktycznie ciężki dyżur, Ann... 

— Harry, nigdy nie zachowuj się jak wredny pacjent przed podłączeniem wkłucia, to taka złota zasada, którą warto sobie zapamiętać — sarknęła do bruneta, jednak ten widząc jej walkę z rozbawieniem i frustracją jednocześnie po prostu zaczął się śmiać.

— Dobra, nie groź mi, podkłuj mnie, idź sobie zrób kawy i siadaj, to pogadamy — wydał jasne instrukcje, które zaskoczyły jego samego. 

Ona również wydawała się być zaskoczona, bo spojrzała w jego szmaragdowe oczy niepewnie. 

— No dawaj, zanim się rozmyślę — zaśmiał się, a Annie przewróciła oczami i wsunęła swoje crocsy z powrotem na stopy.

— Idę po sprzęt i odniosę papiery — oświadczyła i zniknęła na trzy minuty. 

Okleiła podłokietnik fotela, zdezynfekowała miejsce wkłucia i uśmiechnęła się uspakajająco do Harry'ego, gdy wsuwała na nos maseczkę chirurgiczną.

— Patrzysz?

— Na tatuaże wszystkie patrzyłem, jeśli tylko mogłem.

Ruda zachichotała.

— Oboje dobrze wiemy, że to nie to samo.

— Wiemy? — spytał, badając jej długie rzęsy okalające szaroniebieskie oczy.

— Wiemy. - Puściła mu oczko i sprawnie wprowadziła jedną igłę w przedramię chłopaka. Skrzywił się, jednak z przerażeniem odkrył, że może przyzwyczajenie się do tego, że ktoś co dwa dni wprowadza do jego ciała dwie kurewsko wielkie igły może wcale nie będzie aż tak dużą traumą.

Annie szybko założyła drugie wkłucie i, powtarzając schemat postępowania sprzed dwóch dni, uruchomiła dializator. Harry upił łyk herbaty, trzymając kubek w lewej dłoni, gdy dziewczyna skończyła. Zdjęła z siebie rękawiczki i maseczkę i w tym momencie, po krótkiej ciszy, Dylan znów postanowił przypomnieć jej o swoim istnieniu, puszczając "Everything" zespołu Lifehouse.

Zareagowali jednocześnie - Harry opluł się z rozbawienia herbatą i parsknął tak, że napój rozprysnął się nieznacznie po jego twarzy i koszulce, a Annie mruknęła zażenowane "ja pierdolę" pod nosem. Styles, nadal się śmiejąc odstawił kubek na stolik i wytarł twarz swoją dłonią.

— To się nazywa ambitny przekaz podprogowy — zaśmiał się, a Annie starała się zachować zażenowaną, poważną minę. Nie dała rady, bo po chwili również parsknęła śmiechem.

— Widzę, że dobrze się bawisz, Styles.

— Idź to rozmontuj i przyjdź z tą kawą — zaśmiał się w jej stronę, puszczając jej malutką pyskówkę mimo uszu. — I nie odsłaniaj zasłony, nie zamierzam wystawiać się na linię ognia dzisiaj.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top