02

Brunet miał na sobie luźny, szary t-shirt, ciemne spodnie dresowe, białe conversy, a na ramiona zarzucił bluzę z kapturem. Jego ręce zdobiły tatuaże, które wystawały też zza dekoltu koszulki. Włosy miał w nieładzie - loki opadały nieposłusznie wokół jego głowy, tworząc uroczy chaos. Wielkie zielone oczy mężczyzny krążyły w zagubieniu po oddziale, napotykając w końcu ciemnozielony uniform i niechlujnego, rudego koka Annie.

—  Pan Harry Styles-Tomlinson? — spytała uprzejmie, uśmiechając się nieśmiało w kierunku chłopaka. 

Była zaledwie kilka centymetrów niższa od niego, więc oczy mieli niemal na równym poziomie. 

— Jestem Annie. —  Wyciągnęła dłoń zachęcająco w jego kierunku.

— Harry — wydukał i niemrawo uścisnął dłoń dziewczyny. 

Zagubienie go przytłaczało.

— Jestem pielęgniarką i wprowadzę cię dzisiaj w to miejsce. Będziesz miał coś przeciwko, jeśli będę mówiła Ci po imieniu?

Była dumna z siebie, że jej głos brzmiał pewnie.

— Nie, no coś Ty, Annie — odparł brunet uprzejmie, lustrując rysy twarzy rudowłosej. Zdobył się na słaby uśmiech w jej stronę.

— Świetnie — uśmiechnęła się nieco bardziej sama do siebie, niż do niego, czując, jak się rozluźnia.

To tylko pacjent, Ann. Bardziej przerażony tobą, niż ty nim.

— Zapraszam więc, pokażę ci piętro. 

Spojrzała w zielone oczy i odwróciła się ufając, że mężczyzna podąży za nią. 

— Zabudowana strona to część socjalna personelu, magazyn i toalety. Teoretycznie pacjenci nie powinni tam wchodzić, ale jakoś większość z nich doskonale wie, gdzie składujemy zapasy żelków Haribo — zaśmiała się delikatnie i z ulgą zauważyła, że Harry również się uśmiechnął. — Gdybyś miał potrzebę kawy albo herbaty to mów śmiało, wszystko da się załatwić. Mamy co prawda wypasiony ekspres ciśnieniowy, ale ręczne spienianie mleka przerasta wszystkich, więc z niego nie korzystamy.

Skierowała swoje kroki na otwartą przestrzeń i poczekała, aż Styles zrówna się z nią ramieniem.

— To, jak widzisz — odwróciła się przodem do chłopaka i omiotła gestem dłoni otwartą przestrzeń, otoczoną przez szklane ściany — są stanowiska dializ. Tam jest Mia...

Dziewczynka podniosła wzrok znad tableta, przy którym właśnie majstrowała z Samuelem i pomachała uprzejmie w stronę nieznajomego, gdy usłyszała swoje imię, a potem zamarła z ręką w powietrzu. Sam szepnął jej coś na ucho i starała się zachować twarz, nie pokazując zdziwienia na swojej słodkiej, dwunastoletniej buźce, gdy Harry jej odmachał.

— Tam jest pan Steven, a chłopak w uniformie to Sam.

Harry spojrzał na nią niepewnie.

— Nie zapamiętasz od razu, ale pewnie od dnia dzisiejszego często będziemy się widywać. Nie mamy tutaj miliona pacjentów i towarzystwo jest raczej kameralne. — Annie zdobyła się na ciepły uśmiech, w kąt swojej głowy spychając myśli o najseksowniejszej linii szczęki, jaką widziała w całym swoim życiu.

Profesjonalizm, Annie, błagam...

— Fajny widok tu macie — uśmiechnął się niepewnie, znajdując jej oczy.

— Taaak, duży plus tego miejsca — przyznała mu rację. — Usiądź proszę na fotelu najbardziej na prawo, dzisiaj cię trochę odizoluję. Zaraz do ciebie przyjdę.

Posłała chłopakowi uspakajający uśmiech i podeszła do dyżurki, standardowo przewieszając się ciężarem ciała przez blat kontuaru, żeby dosięgnąć dokumentacji.

— Ann? — Po przestrzeni oddziału rozniósł się głosik dwunastolatki, zwracając uwagę wszystkich zebranych.

— Mia? — odparła pytająco, jednocześnie nurkując pod blatem w celu znalezienia odpowiednich pustych druków, nie patrząc w stronę dwunastolatki.

— Sam kazał ci powiedzieć, że wyrobiłaś sobie tyłek — zaśmiała się dziewczynka, wywołując chichot Stevena. 

Harry zdziwiony i rozbawiony jednocześnie przenosił wzrok to na towarzystwo dookoła małej blondynki, to na rudowłosą pielęgniarkę. Annie z kolei chwyciła spod lady markera i obróciła się gwałtownie, rzucając go w kierunku Samuela. Trafiła go w brzuch, ale chyba nawet go nie zabolało.

— Przyzwoitości trochę, Samuel, ty idioto — warknęła w stronę blondyna, który przestał powstrzymywać śmiech.

— Dzieci, uspokójcie się — napomniał ich Steve, kręcąc głową, jednak uśmiech błądził na jego ustach.

— Mia, trzepnij go — Annie poleciła dziewczynce, która ochoczo z pięści uderzyła pielęgniarza w ramię. 

Ann podeszła do dziewczynki, przybiła z nią głośną piątkę, ukradkiem wystawiła w kierunku kolegi środkowego palca i kręcąc głową ruszyła w kierunku nowego pacjenta.

Harry z uniesionymi brwiami obserwował to wszystko. Mógłby przysiąc, że gdy rudowłosa podchodziła do niego to na jej ustach zabawiło jeszcze nieme słowo pokroju „frajera" w kierunku kolegi po fachu.

Annie podeszła do szóstego stanowiska i pociągnęła za zasłonę. Zrobiła kilka kroków w tył i w prawo, ciągnąc materiał za sobą i odgradzając ich dwójkę jednocześnie od pozostałego towarzystwa. Potem mało dyskretnie przysunęła fotel dla osoby towarzyszącej do fotela medycznego.

— Usiądź sobie wygodnie, Harry — zwróciła się do chłopaka, po czym zsunęła ze stóp obuwie i ułożyła się w fotelu, podwijając nogi pod siebie i krzyżując je w kostkach. 

Obserwowała, jak chłopak rozwiązuje trampki i przyjmuje podobną pozycję. Dobry znak, zaczynał się czuć swobodnie.

— Przepraszam cię za Samuela, jest DEBILEM, KTÓRY PRZESZKADZA MI W PRACY! — ostatnie słowa krzyknęła tak, aby zza kotary usłyszał je blondyn.

— Kocham cię, Ann! — odkrzyknął jej, a odpowiedzi zawtórował głośny śmiech dwunastolatki i Stevena.

— Jak widzisz mamy tutaj specyficzną atmosferę, mam nadzieję, że cię to nie przeraża. — Spojrzała chłopakowi w oczy i zauważyła, że ten zaciska wargi w rozbawieniu.

— Właściwie, to całkiem mnie to cieszy. —  Styles zdobył się na chichot i przeczesał swoje loki dłonią.

— Okej, więc Harry. Najpierw chciałabym z tobą na spokojnie porozmawiać. Wiem, że to wszystko — długopisem zatoczyła okrąg, wskazując na oddział rozciągający się po piętrze — jest dla ciebie zupełnie nowe i trudne. Czujesz się na siłach opowiedzieć mi o historii choroby?

Brunet przełknął głośno ślinę.

— Jeśli nie, to w porządku, zadam ci tylko kilka podstawowych pytań — wpatrywała się w niego uspokajającym wzrokiem.

— Nie, nie, jest w porządku —  mruknął cicho i wyłamał nerwowo swoje palce w stawach. — Jestem lekko ponad sześć tygodni po operacji wyprowadzenia przetoki. Prawe przedramię. Wygodniejszy byłby kontakt, bo nie lubię igieł, ale za bardzo kocham pływać, więc póki jestem młody, przetoka bardziej mnie przekonuje — zaśmiał się nerwowo. — Gorzej z igłami...

— Nie denerwuj się, popracujemy nad tym — uspokoiła go rudowłosa.

Jej spokojny głos sprawiał, że brunet się naprawdę uspokajał. Nie wiedział, dlaczego tak się dzieje. Spodziewał się po sobie raczej narastającej paniki.

— Diagnoza przyszła nagle... Miałem atak bólu brzucha, ale tak trochę... bardziej na plecach, na dole... — starał się nakreślić i widział, jak Annie kiwa głową, rozumiejąc, o czym mówi. — Myślałem, że to wyrostek, żołądek, że zachlałem, że to promieniuje, że to coś błahego, no cokolwiek. Nie chciałem jechać na pogotowie, myślałem, że samo przejdzie. Miałem wtedy dużo rzeczy na głowie... prywatnych... — Jego wzrok nieco się zamglił, gdy chłopak zamyślił się na chwilę.

— Co się okazało...? — Cichutkim tonem głosu Annie zachęciła Harry'ego do dalszego mówienia.

— Że stanęły mi nerki. Obie. Podobno w tym całym nieszczęściu jestem szczęściarzem, który jest w tej czteroprocentowej grupie chorych, która nadal jest w stanie wydalać mocz, więc nie muszę panować nad ilością przyjmowanych płynów. Przynajmniej na ten moment. A, no i do dzisiaj byłem dializowany w szpitalu stanowym, przez ten cholerny, króciutki cewnik w tym miejscu — odsunął koszulkę, ukazując końcówkę cewnika sheldona, wprowadzonego do żyły szyjnej bruneta. Miejsce było oklejone opatrunkiem.

— Nefrolog określił możliwą przyczynę niewydolności?

Chłopak skrzywił się lekko i pokręcił przecząco głową.

— Możliwe, że jedna będzie w stanie wznowić pracę, bo jej czynność nie ustała do zera, ale ciężko cokolwiek powiedzieć...

Annie pokiwała głową.

— A co z przeszczepem? Jesteś wpisany na listę oczekujących?

— Och... — mruknął i oblizał wargi, nieco zdenerwowany. — To skomplikowane, Annie...

Jego zielone oczy przeszyły ją na wskroś.

— Harry, potrzebuję chociaż „tak" albo „nie" — odparła miękko. 

Cieszyła się, że siedzi, bo pod naciskiem tych szmaragdowych oczu nie była pewna swoich nóg.

— Nie, aktualnie nie.

Ponownie skinęła głową.

— Jesteś uczulony na jakiekolwiek leki?

— Nic mi nie wiadomo — pokręcił głową, marszcząc brwi.

— Okej. Zostawię cię teraz na chwileczkę z dokumentacją do wypełnienia. Tutaj masz zgodę na przetwarzanie twoich danych osobowych i upoważnienie innej osoby dorosłej do informacji o twoim stanie zdrowia. Jednocześnie możesz upoważnić tę osobę do dostępu do twojej dokumentacji medycznej.

Rudowłosa przekazała brunetowi puste druki spięte klipsem od usztywniającej podkładki i podała mu również długopis. Lustrowała, jak chłopak biega wzrokiem po tekście i zaciska wargi, jakby chcąc o coś zapytać.

— Harry — podniósł na nią wzrok, gdy usłyszał swoje imię, delikatnie wypowiedziane z jej ust — po prostu pytaj.

— Kto jest upoważniony z biegu do tych rzeczy, nawet jeśli tego nie wypełnię?

Jego oczy zdradzały niepewność, a jego oddech zrobił się płytki.

— Współmałżonek — rudowłosa spojrzała w oczy chłopaka i zauważyła wahanie.

— Annie... — zaczął, ale urwał, wpatrując się w kartkę.

— Harry, obowiązuje mnie tajemnica zawodowa. O co chodzi? — spytała widząc, że coś ewidentnie go gryzie.

— Bo... jestem w trakcie rozwodu. I właściwie to nie chciałbym, żeby współmałżonek miał dostęp zarówno do dokumentów, jak i do informacji... — wymruczał, nieco onieśmielony, że musiał odkryć swoje karty i wywlec na wierzch życie prywatne.

— Napisz więc, że nie upoważniasz tej konkretnej osoby do obu tych rzeczy i podaj inną.

Rudowłosa posłała mu uspakajający uśmiech.

— Tylko tyle?

— Tylko tyle. Tyle wystarczy.

Styles skinął głową i pochylił się nad drukiem.

— Wypełnij sobie wszystko na spokojnie, ja zaraz wracam. — Ann podniosła się z fotela i zniknęła za zasłoną, żeby przygotować sobie wózek ze sprzętem. 

Sprawdziła raz jeszcze dokumentację ze składem płynu dializacyjnego, aby mieć pewność, że wszystko się zgadza. Przygotowała sobie cztery wkłucia, rękawiczki, maseczkę i kilka innych rzeczy. Sam, Mia i Steven pogrążyli uwagę w filmie, który leciał na plazmie podwieszonej pod sufitem.

Przysunęła wózek do stanowiska Stylesa, jednak zostawiła go za kotarą, aby niepotrzebnie nie stresować bruneta.

—  Mogę już? — spytała, wsadzając głowę za zasłonę. 

Harry odłożył na bok podkładkę i długopis i wpatrywał się w widok za szklaną ścianą.

— Tak, pewnie — ocknął się i podał jej wypełnione dokumenty.

— Odłożę je i do ciebie wracam — mruknęła, zniknęła za zasłoną i, zgodnie z obietnicą, wróciła po chwili. — Dobra, Harry, zaczniemy wszystko powoli. Wiem, że to trudne, ale nie musisz się denerwować.

Jej uspakajający uśmiech nie podziałał już tak skutecznie, jak poprzednio. Brunet przełknął głośno ślinę i modlił się, żeby nie spanikować.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top