94

Samuel omiótł wzrokiem wielki salon. Zza szklanej ściany rysował się widok na podświetlany trawnik i na horyzont nocnego oceanu. Na stole rozłożona była jedna z gier planszowych, dookoła której porozstawiane były szklanki i butelki z różnorakim alkoholem. Podobnie wyglądała wyspa kuchenna, zastawiona trunkami i jedzeniem.

Była ledwo dziesiąta wieczorem. Parapetówka rozpoczęła się w okolicy piątej popołudniu i wszyscy - poza Annie, która nie piła z oczywistych względów - byli już ostro wstawieni. Nawet McLee dziś stwierdził, że to jedna z ostatnich okazji w jego życiu, żeby się sponiewierać alkoholem. Nie żałował sobie ani trochę.

Zayn, Gemma, Dylan i Niall właśnie rozgrywali kolejną rundę scrabble, tocząc wojnę o to, kto z nich ułoży bardziej ambitne słowo po alkoholu. Liam i Harry dyskutowali mało przytomnie na ojcowskie tematy, a Annie spoglądała na narzeczonego z rozbawieniem i z powątpieniem jednocześnie: Styles ledwo już składał pełne, logiczne zdania, a przy tym był uroczo-roześmiany, słodki, niezdarny i tulaśny.

Samuel nie był lepszy, bo on również nie pozostał w tyle i był już dobrze porobiony. Przyjemny szum w głowie sprawiał, że śmiał się głośno, obserwując resztę towarzystwa. Dzisiaj śmiało mógł powiedzieć, że w dniu dzisiejszym whiskey smakowało lepiej, niż zwykle. Dziś był dobry dzień na alkoholizację. Po prostu. Wiedział, że jutro będzie tego żałował, ale teraz dobrze się bawił.

Blondyn oderwał się od dyskusji Gemmy i Dylana, którzy mało logicznie, pijackim tonem sprzeczali się o to, jak powinni przeliterować słowo "wychędożyć". Miał wrażenie, że usłyszał dzwonek do drzwi. Wstał z miejsca zbyt szybko i poczuł, jak zakręciło mu się w głowie, gdy stanął na obu nogach.

— Ja otworzę — oświadczył Annie, która w podziękowaniu posłała mu buziaka w powietrzu, wtulając się w Stylesa na kanapie.

Sam podreptał do drzwi wejściowych, ślizgając się skarpetkami po panelach podłogowych. Zachichotał, gdy jego uszy dobiegła jakaś pijacka uwaga Harry'ego o tym, że teraz ma uważać i pilnować swojego penisa, a potem szarpnął za klamkę.

Przed blondynem stała drobniutka blondyneczka, która pisnęła głośno na jego widok.

— Oooo, czeeeść! — Potrząsnęła dwiema butelkami wina, które ściskała w dłoniach. — Przepraszamy, że z takim poślizgiem i... — nie dokończyła, bo we wnętrzu domu Niall, widząc z daleka sylwetkę dziewczyny, zerwał się z kanapy z wrzaskiem.

— ADELE! — ryknął, ciesząc się na jej widok.

Samuela zmroziło. Skąd, do diabła, wzięła się tu Adele?

Horan mało co się nie zabił, chichocząc pijacko i wpadając na kobietę, żeby ją przytulić.

— W końcu będę miał z kim pić tequilę! — zawył, uradowany, a potem dostrzegł, że Adele nie była sama. — Ooo, Sam, kochanie! Co ty masz w rękach, misiu? — spytał mężczyzny, który próbował utrzymać w ramionach wielkiego kaktusa w doniczce. Horan i Smith znali się bardzo dobrze - o tym pielęgniarz wiedział już od dawna.

Sammy, nadal ściskając w dłoni klamkę, zamarł i przeniósł wzrok na Sama Smith'a, czując, jak całe jego ciało oblewa mrożący paraliż.

— Kwiatka. Mam kwiatka. Próbuję nie pokłuć sobie nim jaj, ale mi, kurwa, nie wychodzi... — jęknął wysoki mężczyzna, stojący metr za blondynką. — Weź go ode mnie, Nialler!

— Po co kupowaliście im kwiatka? — spytał przejętym, smutnym, pijackim tonem Niall, nadal nie ruszając się z miejsca. — Przecież on w tym domu szybko umrze...

Adele wybuchnęła śmiechem, widząc aktualny stan Nialla.

— Horan, ty już jesteś najebany — stwierdziła, kręcąc głową z niedowierzaniem. — Sam, odstaw tego kaktusa gdzieś w korytarzu. Chyba tylko Annie będzie pamiętać, jak się tu znalazł — poleciła przyjacielowi, obserwując jak Niall w podskokach wraca do reszty ekipy, wrzeszcząc:

— Ej, Styles! Adele i Sam przynieśli dla was kwiatka! — Horan skierował te słowa do właścicieli, którzy dopiero teraz zdali sobie sprawę, kto do nich dołączył.

— Hej, Adele, miło mi. — Blondynka bezstresowo przedstawiła się Samuelowi, przytulając go na powitanie, a potem weszła do środka i podbiegła przywitać się z dawnym boysbandem.

Sammy wymamrotał swoje imię w jej kierunku, ale nie był pewien, czy blondynka w ogóle zarejestrowała jego cichą odpowiedź.

Sekundę później Samuel zamarł, obserwując, jak Sam Smith - największy crash jego życia - wnosi do korytarza wielkiego kaktusa w ogromnej donicy i stawia go na podłodze z impetem i z soczystym przekleństwem na ustach.

— A mogliśmy im wziąć ekspres do kawy. Żelazko. Garnki. Kurwa, cokolwiek. To nie, uparła się na kwiatka. Bo przecież kaktusy są takim zajebistym prezentem na każdą parapetówkę... — wyzywał przyjaciółkę pod nosem, strzepując z siebie igły, które wbiły się w materiał jego bawełnianej koszulki.

Sammy na wdechu obserwował, jak Sam Smith podnosi na niego oczy i już, już wyciąga dłoń, żeby się przedstawić, a potem zamiera w bezruchu, zdając sobie sprawę z tego, kogo ma przed sobą. Brunet uniósł brwi ku górze i rozchylił usta, nie kryjąc szoku.

— Sammy? —  wyszeptał, zupełnie nie spodziewając się obecności blondyna w Los Angeles.

Sam przełknął głośno ślinę i zacisnął wargi w wąską linię, wpatrując się w wielkie oczy piosenkarza, stojącego przed nim.

— Ymm... Co ty tu robisz? — spytał mało błyskotliwie. Alkohol nie pomagał mu trzeźwo myśleć, zdecydowanie.

— Mieszkam cztery domy dalej? — odpowiedział mu pytaniem na pytanie, pozwalając sobie na delikatny uśmiech. — Co ty tu robisz, Sammie? Nie powinieneś być w Miami? — zapytał miękko Brytyjczyk, mile zaskoczony.

Blondyn zamrugał, niedowierzając i zdając sobie sprawę z tego, że Annie i Harry zrobili mu psikus tysiąclecia. Podstępne szuje. Głupki. Doskonale wiedzieli, że facet, w którym zauroczył się bez pamięci mieszka tuż obok nich...

Obedrze ich ze skóry. Żywcem.

Jak już wytrzeźwieje, oczywiście.

Sammy poczuł, jak alkohol, który krążył w jego żyłach pod wpływem emocji zamącił w jego głowie jeszcze mocniej, dodając mu odwagi i pewności siebie.

Teraz, albo nigdy, Sammy.

— Sam, myślę, że to idealny moment na to, żebyś wychylił dwa szybkie drinki, a z trzecim przeniósł się na zewnątrz. Porozmawiamy w spokoju na powietrzu. — Nie czekając na odpowiedź bruneta pociągnął go za dłoń, automatycznie splatając razem ich palce.

Poczuł, jak po jego kręgosłupie przetacza się dreszcz: po raz pierwszy mieli okazję, żeby się dotknąć, a Smith nie uciekł od niego, ani nie zaprotestował, mimo tego, że był trzeźwy. Blondyn poczuł, jak w jego brzuchu uruchamia się stado motyli, które łaskocze jego wnętrzności.

Zaprowadził Brytyjczyka do wyspy kuchennej, gdzie w szybkim tempie zamieszał cztery drinki, pilnując, aby ten uroczy mężczyzna wychylił przy nim dwa szybkie, wielkie shoty. Był przepiękny, gdy śmiał się głośno, widząc pijackie i szczęśliwe spojrzenie blondyna. Sammy wcisnął Samowi w rękę pełną po brzegi szklankę z czystą whiskey, sam sięgając po kolejnego drinka. Zaprowadził go na trawnik na skraju klifu, po drodze zgarniając dwa koce z tarasu. Mieli całą noc na to, aby nawzajem wyjaśnić sobie swoją obecność w domu przyszłych państwa Stylesów i nagadać się za wszystkie czasy. W tamtym momencie zniknęli z oczu wszystkich na resztę nocy.

Annie i pijany Harry odprowadzili chłopaków spojrzeniem ze złowieszczymi uśmieszkami na twarzach. Gdy dwójka mężczyzn zniknęła za drzwiami tarasowymi, szczerząc się do siebie jak zakochane kundle, oboje zachichotali łobuzersko.

— Powiem ci, Anusia... — zaczął dumnie Harry, nachylając się nad narzeczoną — ... że jestem z nas dumny — dokończył, wystawiając w stronę Annie zaciśniętą pięść.

Rudowłosa odwzajemniła łobuzerski uśmieszek, przybijając z przyszłym mężem żółwika.

— Misja swatka zakończona sukcesem — potwierdziła, chichocząc.

— Będą z tego dobre, gejowskie seksy, mówię ci — dodał jeszcze filozoficznie Harry, wymownie poruszając brwiami i nie zważając na to, że plątał mu się język.

Reszta nocy była czystym szaleństwem. Adele szybko nadrobiła zaległości w piciu, a Dylan o mało co nie zemdlał, gdy w trakcie gry w butelkę zgodziła się go pocałować. Przebrnęli również przez pijackie karaoke i Annie mogłaby przysiąc, że nigdy nie słyszała, żeby One Direction tak okrutnie fałszowało, zawodząc pijacko. Gemma, Liam i Zayn wylądowali w jednym łóżku, po tym, jak poszli razem sikać do tej samej łazienki koło drugiej w nocy.

Harry'emu z kolei oberwało się za to, że pił sok prosto z opakowania z lodówki, zapominając, że zawsze jest tym, który najgłośniej krzyczy, że tak nie wolno. Niall w ramach protestu - jako ten, który najczęściej słyszał te pretensje w swoim kierunku - wyprowadził Stylesa do ogrodu i ochlapał go wężem ogrodowym koło trzeciej nad ranem, gdy oboje ledwo już trzymali się na nogach, owładnięci alkoholem. Dla Annie impreza skończyła się właśnie w tamtym momencie: gdy zmęczona, choć nadal szczęśliwa, musiała zaprowadzić narzeczonego, na którym Horan nie zostawił ani jednej suchej niteczki, do ich sypialni o trzeciej w nocy. Annie upewniła się, że Dylan, Adele i obaj Samuelowie znają drogę do pokoi gościnnych i zniknęła z Harry'm na piętrze w ich sypialni.

Rudowłosa asekurowała bruneta, który uroczo śmiał się pod nosem, gubiąc równowagę.

— Ani się waż kłaść się na łóżko w tych mokrych ciuchach, Harry — ostrzegła go bezsilnie, zapalając lampkę przy łóżku.

Spojrzała z politowaniem na mężczyznę swojego życia, który dłońmi bezskutecznie próbował uporać się z rozporkiem swoich spodni, podpierając się barkiem o ścianę. Westchnął w końcu i odnalazł wzrokiem jej oczy.

— Zepsuty jest — oświadczył jej poważnym tonem, wskazując na rozporek.

— Daj mi to, kochanie — zaśmiała się miękko, podchodząc do niego i od razu ściągając mu koszulkę przez głowę.

— Zaiebyściemocnolubięjakmnie... — tutaj czknął — rozbierasz — wyznał jej nieprzytomnie, mrucząc, gdy ściągała z niego przemoczone spodnie wraz z bokserkami.

Annie naprawdę próbowała się z niego nie śmiać, ale będąc zupełnie trzeźwą i widząc go w takim stanie, nie potrafiła się powstrzymać.

— Mam ochotę na seks, ale wszystko dookoła jest jak helikopter — wymamrotał nieprzytomnie Harry, gdy popchnęła go nagiego na łóżko. — Ooo, tak! — krzyknął. — Lubię, jak używasz siły...  Na ostro! — wyznał tym flirciarskim tonem, zamykając oczy.

Rozłożył ramiona szeroko, leżąc na plecach i głową wpadając w puchatą poduszkę.

— Jak to jest, że jak mam zamknięte oczy to nic nie widzę, ale i tak widzę, że wszystko dookoła się kręci? — zadał niewyraźne, bystre pytanie, bełkocząc uroczo. — Pszzytulisz mnie?

Annie prychnęła śmiechem pod nosem i usiadła na łożku, nachylając się nad brunetem i przeczesując dłonią jego loki tak, żeby odgarnąć je z jego czoła.

— Chcesz wejść pod kołdrę? — spytała go miękko.

— E-ee — pokręcił głową przecząco.

— Przynieść ci miskę? Będziesz wymiotował?

— E-ee — powtórzył, mrucząc. — Rzyganie jest dla słabych. Ooo Chryste... Dawno się tak nie sponiewierałem... — przyznał nieprzytomnie. — Choź ze mno do łóżka, Aneczka —  jęknął prosząco, ramieniem odnajdując talię rudowłosej.

— Nie sądzę, żebyś był w stanie podołać wyzwaniu w tym stanie, żabko — wyśmiała go, chichocząc.

— Oj, no... Możesz usiąść na mnie — zauważył bystro. — Jak będziesz na górze, to dam radę — obiecał proszącym tonem.

— Idź spać, Harry, słoneczko... — Annie ucałowała jego czoło, a potem uwolniła się z jego objęć, żeby wstać i sięgnąć po duży, puchaty koc, leżący na półce w garderobie przylegającej do sypialni.

— To może chociaż lodzik? Misiaaa? — Jęknął głośno i prosząco Harry, z zamkniętymi oczami walcząc z upojeniem alkoholowym, którego szumienie przysłaniało mu zmysły, i ze snem, który wdzierał się na jego powieki.

Annie pokręciła głową z niedowierzaniem, słysząc jego pytanie. Nakryła nagie cało Stylesa kocem - nawet, jeśli nie czuł zimna za sprawą alkoholu, lodowata woda z węża ogrodowego zdążyła go wcześniej porządnie wychłodzić. Nie chciała, żeby się przeziębił. Harry nieprzytomnie próbował zrzucić z siebie puchaty materiał, gdy rudowłosa go nim nakryła, mamrocząc, że nie chce koca, tylko miłości. Cztery razy powtórzył, że bardzo ją kocha, pytając, czy ona jego też. A potem wziął trzy głębokie oddechy i zasnął głęboko, pochrapując rytmicznie.

Anastasia zrzuciła z siebie kolorowy dres, który na sobie miała i ułożyła się na łóżku obok Harry'ego. Przed snem zaplotła włosy w luźnego warkocza i zakopała się w pościeli, wpatrując się w relaksowaną twarz narzeczonego. Gładziła jego loki, wsłuchując się w jego oddech, dopóki sama nie usnęła z uśmiechem na ustach. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top