93

Annie siedziała z gitarą na trawie ich kalifornijskiego podwórka, blisko krawędzi klifu. Na plecy i barki zarzuciła polarowy koc, a jej ramiona obejmowały jedną z gitar akustycznych Harry'ego. Dookoła niej walały się zapisane długopisem kartki, na których poukładała niewielkie kamyczki, żeby bryza znad oceanu nie poderwała papieru w powietrze.

Słońce powoli zaczynało zachodzić. Harry i Gemma godzinę temu pojechali na lotnisko, aby odebrać Dylana, Nialla, Zayna i Liama, którzy przyjeżdżali w odwiedziny i na niewielką imprezę. Oficjalna parapetówka miała odbyć się jutro.

W dniu dzisiejszym ruda przebrnęła przez przymiarki sukni ślubnej w trzech salonach. Towarzyszyła jej przyszła szwagierka - jako organizatorka wszystkiego - i Sammy. Czy znalazła tę cudowną suknię marzeń? Cóż, spełniała swoje marzenia w takim tempie, że czasem zapominała, jak kiedyś wyobrażała sobie swój własny ślub. Kreacja, ostatecznie, została wybrana. Czekała na ostatnie poprawki, a Annie na całe życie zapamięta to, jak Sammy rozpłakał się na jej widok. Ona sama, zresztą, popłakała się jak mała dziewczynka, gdy już wiedziała, że to ta. Delikatna. Skromna. Koronkowa.

Popołudniu za to, żeby nie było czasu na nudę, jej przyszły mąż porwał ją na spotkanie z architektem, który miał za zadanie zaprojektować ich dom w Holmes Chapel. I to ostatnie wydarzenie było powodem tego, że aktualnie siedziała na podwórku sama.

Annie, szarpiąc struny gitary, rozkoszowała się kojącym uczuciem drżących pod jej palcami metalowych nitek, gdy układała dłonie na gryfie instrumentu. Harry tak strasznie wyprowadził ją z równowagi, że chyba już tylko muzyka była w stanie pomóc jej się uspokoić.

Jej narzeczony zaparkował auto w garażu, gdy wrócili, a ona trzasnęła drzwiami od audi tak mocno, że aż na nią nawrzeszczał. Pierwszy raz w życiu autentycznie na nią nawrzeszczał. Wyjeżdżali na to spotkanie szczęśliwi, a wrócili z niego niemiłosiernie wkurwieni. Oboje.

Rudowłosa odgarnęła włosy z oczu, przerywając granie. Miała wrażenie, że dobiegł ją cichy odgłos otwieranej bramy garażowej z przodu domu. Za sobą usłyszała ciche kroki i obróciła się w stronę blondyna, którego spodziewała się zobaczyć.

— Jeśli przysłał cię Styles, to możesz mu powiedzieć, że ma spierdalać — warknęła w stronę Samuela i wróciła do grania.

Sammy westchnął ciężko i usiadł na trawie obok przyjaciółki bez słowa.

— Powiesz mi, co to za problemy w raju? — spytał łagodnie rudowłosą, spoglądając na nią z tą braterską miłością w oczach. Martwił się o nią.

— Spytaj Harry'ego. On ci lepiej wytłumaczy. W końcu, i tak ma w dupie moje zdanie i wie lepiej — mruknęła ostro, nie przerywając szarpać strun gitary.

— Pytam ciebie, kicia — odpowiedział jej spokojnym tonem Sam. — Kochanie, nie powinnaś się denerwować... Chyba jeszcze nigdy nie wiedziałem, żebyście się tak na siebie wściekli. Co się stało?

Annie nabrała powietrza w płuca i przerwała granie, zamykając oczy. Policzyła w głowie do dziesięciu, żeby uspokoić narastającą w sobie złość i frustrację, a potem spojrzała w oczy blondyna i wyrzuciła z siebie:

— Ten idiota zrobił mi wojnę o basen w piwnicy.

Samuel zamrugał, słysząc jej słowa.

— I o to tyle szumu? — sarknął, niedowierzając.

Annie zgromiła go wzrokiem, który z powodzeniem mógłby zabijać.

— Nie rozumiesz — warknęła do niego cicho i z powrotem ułożyła palce lewej dłoni na gryfie gitary.

— Ann... — westchnął prosząco Sam. — Pobiliście się o basen? Serio?

— Serio — burknęła.

Samuel uniósł jedną brew, patrząc na nią wyczekująco. Przeczesał swoje włosy dłonią po tym, jak podmuch wiatru rozwiał je, wrzucając mu jasne kędziory do oczu.

— Tu już nawet nie chodzi o ten pieprzony basen, Sam — wydusiła z siebie w końcu, otwierając się przed chłopakiem. — Ale o to, że on jest tak cholernie uparty, że jak czegoś chce, to za wszelką cenę musi postawić na swoim. Nie dopuszcza mnie do głosu, jak wie, że ma rację. Albo jak się na coś uprze. Nawet nie wiesz, jak źle się poczułam, gdy olał moją uwagę o tym, że ten basen jest nam zupełnie niepotrzebny. Nie wspominając o tej wielkiej piwnicy... I to jeszcze przy tym obcym facecie... Jakbym zupełnie nie miała w tym temacie nic do powiedzenia...

Sam cierpliwie wpatrywał się w przyjaciółkę.

— I to dlatego się tak na ciebie wściekł?

Annie zacisnęła wargi i zagryzła policzek od wewnątrz. Przeniosła wzrok na ocean, a Samuel westchnął ciężko raz jeszcze.

— Co głupiego powiedziałaś, Ann? — spytał hipotetycznie, widząc poczucie winy wymalowane na twarzy przyjaciółki.

— Że jak tak ma wyglądać załatwianie ważnych rzeczy w tym małżeństwie, to ja to pierdolę — mruknęła.

Samuel jęknął i strzelił sobie z otwartej dłoni w czoło.

— No pięknie — podsumował ją niemrawym tonem głosu. — A co on ci odpowiedział, gdy już był zajebiście mocno wściekły i rozżalony twoim zachowaniem?

— Że "z takim wsparciem swojej własnej przyszłej żony faktycznie powinien przemyśleć raz jeszcze ten pierdolony ślub" — odparła mu jak gdyby nigdy nic, udając twardą.

Sammy doskonale dostrzegł, że zadrżała jej dolna warga, gdy głośno cytowała słowa Harry'ego.

— Chryste... — Blondyn pokręcił głową z niedowierzaniem. —  Aneczka, czemu wy sobie to robicie...? Przecież to zupełnie niepotrzebne...

Annie zacisnęła wargi i zamrugała intensywnie, próbując odegnać szklanki w oczach. Nie chciała się rozpłakać.

— Annie, perełko, czasem będziesz musiała mu odpuścić. On się naprawdę stara... — Sam ostrożnie wziął stronę Harry'ego, sprawiając, że rudowłosa zrobiła wielkie oczy. — Dla niego to wszystko też jest nowe. Nauczył się ufać na nowo. Zrobiłby dla ciebie wszystko, chociaż nie jest idealny. Dlaczego po prostu nie odpuścisz tego basenu? Niech ma i niech buduje cholerny basen, jak już mu tak na tym zależy...

— A ja się nie staram, Sam? — spytała hipotetycznie i z sarkazmem. — Ja też staram się go zrozumieć, ale on czasem bierze coś za tak oczywistą rzecz, że nie wie, że mogę go nie rozumieć. Sammy, tu nie chodzi o basen, chociaż dla mnie to nadal idiotyczny pomysł — strzeliła ironicznie brwiami. — On po prostu ignoruje wszelkie moje uwagi. Zero kompromisu. Ma być "na jego" i kropka. Poczułam się przy tym obcym gościu jak nic nie znaczący dodatek. O wszystkim decydował Harry — wyrzuciła z siebie rudowłosa, dumna z siebie, że zdusiła płacz w zarodku.

— Kochanie, a może dlatego, że Harry ma większe doświadczenie w tych sprawach? Poza tym, on jest przyzwyczajony do pewnego standardu życia. Kurwa, no, spójrz na to miejsce, chociażby... — wymruczał Sam. — Nie chce odpuszczać czegoś, co jest dla niego oczywiste. To, że zakomunikował ci to w słaby sposób, to inna sprawa. Powinien powiedzieć ci, dlaczego przejmuje teraz stery i zapewnić cię, że jak przyjdzie do wystroju wnętrza, to odda ci pałeczkę. Wspominał mi o tym, jak byliśmy u jubilera, swoją drogą... — kontynuował łagodnym tonem. — Projektował w swoim życiu już kilka domów. Wie, czego będziecie potrzebować. Odpuść mu ten basen. Chciał tylko, żebyś mu zaufała...

Annie westchnęła ciężko, odkładając gitarę na bok.

— Ale ja mu ufam, Sammy. Bezgranicznie. Tylko... po prostu...

— Po prostu czasem nie umiecie ze sobą rozmawiać — dokończył za nią blondyn. — On nie mówi ci, dlaczego powinnaś się wycofać, bo nie wie jak to zrobić i się boi, a ty odbierasz jego zachowanie jako atak. I potem mówicie sobie w złości rzeczy, których naprawdę nie myślicie.

Idealne podsumowanie sedna sprawy, Samuel.

Rudowłosa nakryła się ciaśniej polarowym kocem i ramionami objęła zgięte w kolanach nogi. Spojrzała w zachodzące nad taflą oceanu słońce i głośno przełknęła ślinę.

— Mniej więcej... — mruknęła cicho, opierając brodę na kolanie.

Samuel spojrzał na Annie czułym wzrokiem.

— Aneczka, docieranie się nigdy nie jest łatwe. Dopiero uczycie się żyć razem i razem podejmować decyzje. Łączy was coś wyjątkowego, ale to nie znaczy, że nie będziecie musieli nauczyć się mówić o swoich uczuciach i obawach — mówił cicho, przysiadając się do Annie tak, żeby ją przytulić. — Oboje jesteście uparci jak osły i do tego szybko się wściekacie. Wasze starcia są nieuniknione... — Sam zaśmiał się miękko.

Annie westchnęła cicho w jego ramionach i głos jej zadrżał, gdy wyrzuciła z siebie:

— Naprawdę nie chciałam mu tego powiedzieć, Sammy... — wyznała. — Co, jeśli miał rację? Co, jeśli ten ślub to popierdolony pomysł...? — spytała niepewnie.

— Przecież nie powiedział niczego takiego — uświadomił ją Sam.

— Ale to miał na myśli.

— Jeny, Ann, nieprawda. Powiedział to w złości. Niepotrzebnie nadinterpretujesz. A na myśl o tym, że mogłabyś poślubić innego człowieka, niż Harry, pęka ci serce.

Rudowłosa przez chwilę myślała nad słowami blondyna, wtulając się w jego ramiona.

— Masz rację — przyznała. — Nie wyobrażam sobie kogokolwiek innego, niż on. Serio...

Nagle ich uszu dobiegło ciche chrząknięcie za ich plecami. Annie gwałtownie oderwała się od Samuela i obróciła się w stronę źródła dźwięku, żeby spojrzeć prosto w zielone oczy narzeczonego.

Styles.

Szmaragdowe ślepia przez dłuższy moment utknęły w szaroniebieskich tęczówkach, które tak kochał, zagęszczając atmosferę.

Ile słyszał z ich rozmowy?

— Sam, zostawisz nas samych? — poprosił chłopaka zachrypniętym, choć łagodnym głosem.

Annie wlepiła wzrok w ocean, głośno przełykając ślinę. Samuel ucałował czubek jej głowy, gdy podniósł się na nogi i odszedł bez słowa, chcąc dać im prywatność, której potrzebowali. Podreptał w kierunku salonu, żeby przywitać się z resztą ekipy, której obecność było słychać już na podwórku.

Harry w ciszy przesunął swoją gitarę jeszcze bardziej na bok, a potem w milczeniu usiadł na trawie obok rudowłosej. Ana od razu wyczuła zapach jego perfum i szamponu do włosów, który dobiegł do jej nozdrzy wraz z orzeźwiającą, morską bryzą. Rudowłosa postanowiła odezwać się jako pierwsza, zadając kluczowe pytanie:

— Jak długo tam stałeś? — wymruczała, nadal na niego nie patrząc.

— Skłamałbym, gdybym nie powiedział, że słyszałem prawie wszystko — wymamrotał. - Aż sam byłem w szoku, że sami się nie zorientowaliście przez tyle czasu... — przyznał łagodnym głosem.

Annie zacisnęła wargi w wąską linię, starając się zapanować nad tym, że w jej krtani zaczął tlić się płacz.

— Przepraszam, Harry — mruknęła cicho, patrząc w horyzont oceanu. — Nie powinnam była tak na ciebie naskakiwać za ten cholerny basen...

— I nie powinnaś była tak kurewsko mocno trzaskać drzwiami od mojego ukochanego samochodu — dodał. — Włożyłabyś w to odrobinkę więcej emocji i szklana szyba poszłaby w pizdu... Nie sądziłem, że masz aż tyle siły, jak jesteś wściekła, maleńka --mruknął z udawaną aprobatą, której Annie nie spodziewała się usłyszeć.

No tak, nic go tak nie wkurzało, jak trzaskanie drzwiami od audi.

Ruda w końcu spojrzała na Harry'ego, w głosie którego wyczuła nutkę miękkiego rozbawienia. Faktycznie, gdy na niego spojrzała, uśmiechał się do niej lekko i czule.

— Chodź tu do mnie, skarbie — wymruczał i pociągnął ją na swoje kolana.

Annie usadowiła się bokiem na jego udach, wtulając buzię w jego szyję, gdy mocno ją objął.

— Ja też cię przepraszam, kochanie. Samuel ma rację. Czasem nie potrafię po prostu powiedzieć ci, o co mi chodzi. I w złości mówię rzeczy, których żałuję...

Rudowłosa zamknęła oczy, wtulając się w niego mocno.

— To jest nas dwoje... — westchnęła cicho Annie.

— I jeśli mam być szczery, to uważam, że nasze małżeństwo jest najlepszą decyzją, jaką podjąłem w całym swoim życiu - wyznał jej cicho. - Nigdy w to nie wątp, Ana. Nigdy... — wymruczał, składając pocałunek pełen emocji na jej czole.

Annie wtuliła się w niego mocniej, zaciągając się zapachem jego skóry, gdy wsunął dłoń w jej włosy, żeby opuszkami palców pogłaskać skórę jej głowy. Siedzieli tak w ciszy, nie potrzebując słów. Doskonale wiedzieli, że zrobią wszystko, aby pracować nad sobą i nad ich wspólnym szczęściem. Doskonale wiedzieli, że nie wyobrażają sobie bez siebie życia. Niezależnie od wszystkich niedomówień, fochów, złości i frustracji. Oboje stali się częścią siebie.

— Gemma powiedziała, że jeśli godzimy się tak samo teatralnie, jak się kłócimy, to mamy jej zapewnić stopery do uszu na dzisiejszą noc, bo nie ma ochoty tego słuchać zza ściany — wymruczał do jej ucha Styles, gdy słońce już prawie schowało się za horyzont.

Annie zaśmiała się dźwięcznie, wyobrażając sobie zgorszoną minę Gemmy, która wypowiadała te słowa do swojego młodszego brata.

— Zaczynam rozważać, czy serio nie zostawić jej opaski na oczy i pary stoperów na poduszce, skoro tak nalega — zachichotał zbereźnie i złowieszczo.

— Jezu, Harry, miejże odrobinę przyzwoitości w sobie... — jęknęła rudowłosa, podnosząc się na nogi. — Chodź. Chłopaki już pewnie robią zakłady o to, które z nas przyjdzie do nich złe, bo nie postawiło na swoim.

Brunet prychnął ironicznie.

— Chyba raczej o to, czy już uprawiamy seks na podwórku, czy będziemy to robić w nocy.

— Faceci są obleśni — skrzywiła się Annie, śmiejąc się głośno i podnosząc z ziemi gitarę narzeczonego.

— Uważaj na słowa, kochanie. Dwie kłótnie z tobą w ciągu jednego dnia mogą być zabójstwem dla mojego delikatnego serduszka. Zejdę przez ciebie na zawał, jak tak dalej pójdzie. Będziesz miała mnie na sumieniu. Wykończysz mnie, a jeszcze nawet nie zdążyłem cię zaobrączkować — pogroził jej palcem, szczerząc się do niej szeroko i pociągnął ją za dłoń w stronę tarasu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top