92

— No dobra, to podsumujmy. Harry, kochanie, ty ogarniasz nam salę treningową na próby pierwszego tańca dwa razy w tygodniu. — Annie wymachiwała długopisem, patrząc w papierowy kalendarz narzeczonego. — Parapetówkę robimy za trzy dni, Gemma przylatuje pojutrze rano, a chłopaki tego samego dnia wieczorem... Obrączki i garnitur jutro, samolot do Berlina zarezerwowany, a do Cypriana dzwoniłeś już, tak? — zwróciła się do zielonookiego.

— Kochanie, pytałaś mnie już o to dwa razy — przypomniał jej spokojnym i uroczym tonem. — Tak, dzwoniłem — zaśmiał się Harry znad książki.

Rudowłosa siedziała na ich tarasie na podwórku kalifornijskiego domku, a słońce, które ogrzewało jej niepomalowaną twarz, zaczynało chylić się ku zachodowi. Miała na sobie górę od stroju kąpielowego i krótkie, suche już, spodenki. Harry dzisiaj po raz pierwszy zechciał namacalnie zapoznać ją z oceanem.

No dobra, doprecyzowując: wrzucił ją do wody po tym, jak odmówiła mu treningów wymyślnej choreografii walca angielskiego, którego to Styles wymyślił sobie na ich pierwszy taniec. Powiedziała, że prędzej wykąpie się w Pacyfiku, niż dobrowolnie nauczy się tańczyć. Przegrała.

Samuel rozpakował swoje rzeczy, zajmując najładniejszą gościnną sypialnię, w której miał idealny widok na ocean zza szklanej ściany. A, gdy skończył układać swój dobytek w szafie, pomógł rudowłosej i Stylesowi z ich kartonami. Było ich mnóstwo. Harry, zgodnie z obietnicą daną narzeczonej, większość minionego dnia spędził przy żelazku, przeklinając swoją niedolę i swoją miłość do koszul. Był jednak dzielny: wyprasował sam całą ich garderobę.

Samuel zakochał się bez pamięci w Los Angeles i w domu przyszłych państwa Stylesów. Zdążył już zapomnieć o wszystkim, co go stresowało i przyprawiało go o zdenerwowanie. To miejsce było magicznie. Ze szczęściem w oczach obserwował kwitnącą przyjaciółkę i ogrom miłości pomiędzy właścicielami tego domu. Uzależnił się od porannej jogi na prywatnej plaży i od wieczornego joggingu z Tuckerem nad brzegiem oceanu. Nie żałował tej przeprowadzki. Ani trochę.

— A kiedy poszukiwania sukni? — dopytał Samuel, popijając przez metalową słomkę zimną wodę z lodem i z miętą.

— Gemma ogarnia ten temat — mruknęła Annie, wrzucając sobie do ust kawałek pokrojonego w kostkę arbuza. — Ale chyba pojutrze, jak Gemmy będzie już u nas...

Annie miała ochotę jęknąć głośno na myśl o ilości salonów, w których siostra Harry'ego zarezerwowała im termin na przymiarki jej kreacji na ten wielki dzień.

— O matko, ale się jaram — Samuel wyszczerzył się do rudowłosej. — Weźmiecie mnie ze sobą?

— A mnie to już nie chcesz wziąć ze sobą! — oburzył się Harry, odrywając się od książki i spoglądając na swoją kobietę z wyrzutem. — Chociaż sama jedziesz ze mną wybierać garnitur! — Wypomniał jej.

— Mam ci przypomnieć, dlaczego tak jest, misiaczku? — Annie sarknęła do narzeczonego przesłodzonym tonem.

Harry przewrócił oczami, doskonale pamiętając, że to przez to, że sporo nabroił. Odpuścił dalszą wymianę argumentów na ten temat: był bez szans na wygraną.

— Styles, kicia, suknia ślubna to nie garnitur. Miej trochę poszanowania dla tradycji — sarknął Sam, wystawiając język brunetowi. — Nie bocz się. Ty będziesz tym szczęściarzem, który ją z niej ściągnie. — Puścił mu porozumiewawcze oczko.

Annie spojrzała na przyjaciela bezsilnie. Odkąd Samuel przebywał w ich domu miała wrażenie, że co trzecie zdane wypowiadane głośno, które dobiegało jej uszu, było o seksie.

— Samuel, znajdź sobie chłopa — mruknęła uszczypliwie, próbując skupić się na kalendarzu. — Rozmawiałeś z Samem, tak w ogóle? — spytała blondyna z czystej ciekawości.

— Nie jesteś moją matką, Ann — mruknął do niej złośliwie, a potem mało subtelnie zmienił temat.

Annie wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z brunetem. Żadne z nich nie skomentowało tego głośno, doskonale wiedząc, że ich sąsiad może wpaść w odwiedziny w każdej chwili. Czasem miewała myśli, że jak Samuel się dowie, że wiedziała o tym gdzie mieszka obiekt jego westchnień, a mu o tym nie powiedziała, to ją udusi. A potem uświadamiała sobie, że ciężarnej nie ośmieli się tknąć i, że jakoś to będzie. Wybaczy jej w końcu, no nie?

Rudowłosa westchnęła ciężko i spojrzała w kalendarz Harry'ego raz jeszcze.

— Badania ciążowe przed wylotem mamy, spotkanie z architektem też mamy... Dlaczego właściwie wylatujemy do Polski aż tak szybko? — spytała narzeczonego bystro, widząc, że pomiędzy początkiem maja, w którym mają fizycznie znaleźć się w Anglii, a dniem wylotu do Europy dzieli ich aż tydzień.

— Zobaczysz — uciął dyskusję Styles, puszczając jej oczko i wracając do książki. Nawet, jeśli próbowałaby zadawać mu kolejne pytania, i tak nie dostałaby od niego satysfakcjonującej odpowiedzi.

Fuknęła na niego cicho pod nosem. Nienawidziła niespodzianek. Doskonale o tym wiedział.


























— Dlaczego po prostu nie wybierzesz czegoś, co nie ma żadnych zdobień na zewnątrz, Harry, noo? — Samuel jęknął zbolałym tonem.

Ten brunet był jak sroka. Podobało mu się wszystko, co mieniło się w świetle i błyszczało, ciesząc jego oczy. Im więcej, tym lepiej. Sammy zaczynał żałować, że zgodził się wziąć udział w tej, trzygodzinnej już, burzy mózgów na temat tego, jakie obrączki powinien wybrać Harry. Przyszły pan młody nie miał w sobie za grosz zdecydowania.

Z kolei sam Harry, pochylający się nad dziesiątkami modeli obrączek ślubnych, westchnął bezsilnie. Wybierał symbol ich małżeństwa - więzi, którą się złączą do końca swoich dni. Symbol, który oboje będą nosić przez całe swoje życie, do późnej starości. Tak sobie to wymarzył. I totalnie nie wiedział, na co ma się zdecydować.

Skąd miał wiedzieć jaki model będzie najlepszy?

Przecież jemu samemu zmienia się gust co dwa lata!

— Harry, coś uniwersalnego. — Samuel przestał liczyć, ile razy dzisiaj wypowiedział już to zdanie. Obstawiał, że liczba ta była bliska pełnej setki.

— Ale co to znaczy coś uniwersalnego, Sam?

No tak, Harry miał nieco inną definicję tego słowa, niż reszta świata.

Sammy raz jeszcze jęknął głośno.

— W takim tempie nie wyjdziemy dzisiaj od tego jubilera i będziemy tu, kurwa, spać — mruknął sam do siebie, licząc, że Styles nie usłyszał.

— Jak jesteś taki bystry, to sam coś wybierz. Ja już mam oczopląs i troi mi się w oczach. One wszystkie wyglądają podobnie i żadna nie ma tego czegoś — Harry fuknął cicho na blondyna, zapraszając go gestem, aby z bliska obejrzał obrączki wyjęte na szklaną ladę.

Samuel podjął rękawicę, rzuconą mu przez muzyka.

— No dawaj, cwaniaku. Zapraszam serdecznie. Znajdź tę swoją uniwersalność i mnie zaskocz — sarknął Styles, sięgając po butelkę wody, żeby upić z niej łyczek.

Sam westchnął ciężko i pochylił się nad złotą biżuterią. Przeleciał wzrokiem po ekspozycji obrączek i zatrzymał się na modelu, do którego Harry nawet nie przywiązał większej uwagi. Sięgnął po dwa pierścionki i z cichym brzdękiem ułożył je na szklanej ladzie.

— Proszę bardzo — oświadczył brunetowi z satysfakcją.

Harry spojrzał na dwie, proste, złote obrączki o zaokrąglonych krawędziach. Gładkie złoto, średnia szerokość pasująca zarówno do długich, smukłych palców Annie, jak i to jego palca serdecznego. W środku był miejsce na grawer, natomiast na zewnątrz nie działo się absolutnie nic. Gładziutka, jednolita, błyszcząca, złota powierzchnia. Styles przyznał sam przed sobą, że tak duża prostota nigdy nie była w jego stylu. Szukał czegoś nietuzinkowego. Niepowtarzalnego. A te... te były... takie, jak wszystkie.

— Dlaczego te? — spytał bystro.

— Chcesz krótszą wersję, czy tę długą?

Styles uniósł jedną brew.

— Samuel... — mruknął bezsilnie. — Po prostu mi wytłumacz...

— To jest proste, Harry. Spójrz, Annie nie nosi pierścionków i obrączek. Bo pielęgniarkom nie wolno nosić biżuterii. Nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Nawet w pracy musimy ją ściągać, żeby nie przenosić na nich zakażeń. Dopuszczalna jest tylko gładka obrączka ślubna, która ewentualnie ma na sobie mały grawer. Wszelkie kamienie odpadają — tłumaczył mu cicho. — Wiem, że Ann aktualnie nie pracuje w zawodzie, ale nie jesteś w stanie przewidzieć, co będzie kiedyś. A oboje wiemy, że jeśli będzie musiała zdejmować ją z ręki w pracy, to w końcu ją zgubi. Albo zacznie ją nosić na łańcuszku, a tego pewnie nie chcesz... Wolałbyś pewnie, żeby ją nosiła normalnie, prawda?

Harry wpatrywał się w Samuela zdziwionymi oczami.

Dlaczego on sam na to nie wpadł?  Przecież to było takie logiczne...

— Kolejną sprawą jest to, że niezależnie od tego, co ty sam założysz na resztę swoich palców, to proste złoto będzie pasowało do wszystkiego i zawsze będzie się tą prostotą wyróżniać. Będzie wyjątkowe. I zawsze na swoim miejscu.

Samuel był z siebie dumny, bo wyglądało na to, że Styles naprawdę zaczyna rozumieć, dlaczego rudowłosa wysłała na tę misję swojego najlepszego przyjaciela. Sam nie był tutaj tylko dla towarzystwa. Wcześniej próbował delikatnie sugerować Harry'emu pewne rzeczy, jednak bezskutecznie.

— Pasują do jej prostego pierścionka zaręczynowego. Może w końcu zacznie go nosić na łapie, a nie na szyi — zauważył cicho Styles, mamrocząc sam do siebie.

Sammy pokiwał głową, zgadzając się z nim.

— Wiem, że nie robią oszałamiającego wrażenia, do którego jesteś przyzwyczajony i, że nie mają w sobie śpiewających jednorożców, ale to jest symbol na całe życie. Symbol jest ważniejszy od ozdóbki, Harry — powiedział do lokatego łagodnym tonem blondyn. — Ten ślub jest dla was. Tak samo, jak te obrączki. Nie dla innych. Dla was.

Harry ujął w dłonie mniejszy kawałeczek złota z pary i przyjrzał mu się dokładnie, wyobrażając sobie go na serdecznym palcu rudowłosej.

— Myślisz, że malutkie, proste, delikatne "H" na samym środku nie będzie przesadą?

Samuel wydął wargi.

— O, i to jest dobry kierunek, Styles, kicia — pochwalił go z aprobatą w głosie. — To jest ten zdrowy minimalizm, który tak bezdusznie wyśmiałeś. Bez jednorożców. Na tej większej "A" też będzie wyglądało pięknie.

— I data w środku... — wymamrotał zielonooki, wizualizując sobie ostateczny wygląd ich obrączek ślubnych.

— I data w środku - potwierdził Samuel. — Jestem z ciebie dumny, Harry. Bierz je, załatw to i wyjdźmy stąd w końcu, błagam...

Blondyn czekał jeszcze chwilę, w trakcie której Styles regulował płatność za obrączki i ustalał wizerunek grawerunku na złocie z właścicielem salonu jubilerskiego. Sammy z okrzykiem ulgi wyszedł na zewnątrz, zaciągając się powietrzem. Miał wrażenie, że ta ważna decyzja zabrała im cały dzień, a nie tylko trzy godziny.

Przyszły pan młody odpalił silnik swojego audi - które przyleciało wraz z nimi prosto z Miami - i spytał blondyna:

— Sam, o co ci chodziło z tą krótką i długą wersją? — dopytał, ruszając z parkingu.

Sammy najpierw zmarszczył brwi, nie rozumiejąc pytania, a potem go oświeciło.

— Aaaa! No tak! Nie powiedziałem ci w końcu. — Potarł swoje czoło, przypominając sobie ich rozmowę i wsunął na nos okulary przeciwsłoneczne. — Krótszą wersją "dlaczego akurat takie" jest to, że identyczne obrączki nosili rodzice Annie. Pokazywała mi kiedyś zdjęcia.

Harry uśmiechnął się czule sam do siebie.

Tak. To był idealny wybór.
































Wielka sala treningowa pełna luster oddalona była od domu Annie i Harry'ego zaledwie kilka minut drogi samochodem. Kalifornijskie słońce wdzierało się do środka pomieszczenia przez wielkie okna, rozświetlając wnętrze. Samuel stał na środku drewnianego parkietu i, aktualnie, klnąc pod nosem na przyjaciółkę i jej narzeczonego.

— Boże, Ann! Jakim cudem grasz na fortepianie, skrzypcach, ukulele, gitarze, basie, perkusji...

— Ooo, w perkusję też umiesz, skarbie? — Zdziwił się Harry, uśmiechając się do narzeczonej.

— Odrobinkę — przyznała, olewając blondyna.

— ... a nie potrafisz ogarnąć podstaw walca angielskiego! Przecież to jest prostsze niż budowa cepa! Raz, dwa, trzy! — Wypstrykał rytm, w którym powinni się poruszać. — Przestańcie mnie ignorować, kurwa mać!

— To przestań się drzeć — zauważył bystro Styles, wyszczerzony od ucha do ucha, beztroskim tonem.

Tak szczerze, to całkiem nieźle się bawił, wyprowadzając biednego Samuela z równowagi.

— Odchrzań się, Sammy — burknęła do niego rudowłosa, pokazując mu środkowy palec i wróciła do przytulania Harry'ego, zupełnie olewając frustrację blondyna.

Styles zachichotał, widząc bunt ukochanej i objął ją ramionami, całując jej czoło.

— Sam, byłoby nam dużo prościej, gdybyśmy w ogóle wiedzieli do jakiej piosenki będziemy tańczyć — zauważył bystro Harry.

Samuel warknął cicho.

— Mieliście sobie napisać  ją sami. Ale nie napisaliście, więc improwizuję.

— Improwizowanie przy muzyce z Titanica jest chujowym pomysłem — odezwała się Annie. — Nie, żebym miała coś do Celine Dion, ale to nie jest romantyczne, Sammy, kotku. Prędzej nam goście posną przy tym. Przysięgam, że już soundtrack z Gwiezdnych Wojen byłby lepszy niż...

Sam prychnął pod nosem i chwycił w dłoń swoją komórkę, przerywając jej:

— To wymyśl coś lepszego, cwaniaro — zirytowany przewrócił oczami. —  Idę stąd. Muszę zadzwonić, odpocząć od was i się przewietrzyć, bo inaczej zwariuję i was zagryzę. — Żywym krokiem opuścił salkę, zbiegając po schodach do wyjścia z budynku.

Zostawił narzeczonych samych, spoglądających po sobie niewinnie. Harry objął Annie od tyłu, układając dłonie na jej talii i opierając podbródek na jej ramieniu.

— Musimy być grzeczniejsi, Anusia, bo nasz instruktor rzuci tę robotę — oświadczył jej, siląc się na poważny ton głosu.

Szarooka nie mogła nic poradzić na to, że roześmiała się bezsilnie. I ona, i Harry mieli dziś wyśmienite humory. We trójkę wybrali wspólnie garnitur dla Stylesa, spędzili czas razem, zjedli obiad w małej, włoskiej knajpie i teraz, późnym popołudniem, wylądowali w wynajętej sali, żeby "poćwiczyć pierwszy taniec". No, przynajmniej taki był zamysł.

Harry zachichotał wraz z nią i odsunął się od niej, żeby teatralnie odchrząknąć i zaprosić ją do tańca.

— Weź moją dłoń — zanucił wesoło, zaciskając wargi, żeby nie roześmiać się głośno. — Nauczę cię tańczyć — nucił dalej bez ładu i składu, przyprawiając narzeczoną o szeroki uśmiech.

Annie szybko podłapała jego nastrój i nieznaną, wesołą melodię, do której Harry chaotycznie dopasowywał losowe słowa. Wspięła się na palce i dołączyła do mruczącego barytonu, a Harry posłusznie okręcił się dookoła wokół własnej osi, śmiejąc się do siebie.

— Obrócę cię dookoła, nie pozwolę ci upaść — zanuciła to, co przyszło jej na myśl.

Gdy wyrzuciła z siebie słowa jak na sygnał oboje spojrzeli sobie w oczy, zdając sobie sprawę, że to, co przed chwilą zanucili wcale nie było takie złe.

Harry podbiegł po suchościeralny marker, a potem stanął przed dużym lustrem i spisał ich słowa w cztery linijki. Przez chwilę patrzył w tekst, a Annie nuciła pod nosem w kółko, co chwilę zmieniając tonację i szukając odpowiednich akordów w swojej głowie. Nie przestając cicho śpiewać, podeszła do Harry'ego i przytuliła się do jego pleców, podobnie jak on cały czas wlepiając oczy w słowa zapisane na lustrze.

Styles objął rudowłosą ramieniem i jednym ruchem ustawił ją tak, że ponownie stała przed nim. Spojrzał jej w oczy i zanucił cicho:

— Nagle, czuję się odważny. Nie wiem co we mnie wstąpiło, czemu czuję się w ten sposób — melodia była identyczna, jak ta, którą przed momentem dopracowała w głowie Annie. Rudowłosa po raz kolejny poczuła ciarki na całym ciele, wywołane szczerością słów ukochanego. — Czy możemy tańczyć naprawdę wolno? Czy mogę cię trzymać, czy mogę trzymać cię blisko?

Uśmiechnął się, gdy zobaczył, jak rudowłosej zaświeciły się oczy, gdy jego głos nieco przeciągnął ostatni wers, sięgając górnych rejestrów.

— Daj mi marker i wyjmij dyktafon — rozkazała mu, wyraźnie podekscytowana.

Skradła mu czułego buziaka z ust i szybko zapisała na lustrze słowa, które Harry przed chwilą zaśpiewał.

I w ten właśnie sposób, po tym, jak Samuel się na nich śmiertelnie obraził, w ciągu zaledwie dwudziestu minut, powstała piosenka, która miała zostać najpiękniejszym utworem ich własnego wesela.


















Tłumaczenie angielskich piosenek na język polski jest... dziwne😅 Mam wrażenie, że po drodze gubi się cała magia tekstu.

Wrócimy z tym utworem jeszcze! Oj, wrócimy!

Trzymajcie się zdrowo, moje Pisanki x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top