84

— Naprawdę ślicznie dziś wyglądasz. — Kolejny raz dzisiejszego dnia Harry wymruczał to zdanie, z łobuzerskim uśmieszkiem spoglądając na swoją kobietę.

Loczki rudowłosej rozwiewał cieplutki, poranny wiatr Los Angeles. Uśmiechała się szeroko, a jej nosek był uroczo zaczerwieniony po tym, jak odrobinę za długo przypiekła się na słońcu. Ekran telefonu szarookiej wskazywał godzinę jedenastą siódmego kwietnia.

Wczorajszego poranka nareszcie wymeldowali się z hotelu, żeby rozgościć się w ich nowym domu i wziąć się za rozpakowywanie wielkich toreb i kartonów z zakupami, które przez ostatni czas gromadzili w salonie. Harry spędził cały poprzedni wieczór na przeklinaniu instrukcji skręcania szafki nocnej, która doprowadziła go do takiej frustracji, że aż rzucił śrubokrętem o podłogę. Jak taki mały mebel może wymagać instrukcji skręcania na dwanaście kartek formatu A4? Do dziś nie wiedział.

A, jeśli was to ciekawi, to ostatecznie szafkę skręciła Anastasia. Styles nie miał aż tyle cierpliwości.

Annie cały czas szukała sobie zajęcia. Rozpakowała ich rzeczy z walizek, porozkładała po szafkach kupione pościele, rozdysponowała zawartość kuchennych szafek, wysprzątała cały parter, rozpakowała wszystkie torby w asyście Tuckera i zdecydowała, że wielki, różowy królik narazie zasiądzie w pokoju, w którym planowali postawić łóżeczka dzieciaków. Maskotka nadal nieco ją przerażała.

A przy tym wszystkim, Harry cały czas łaził za nią i powtarzał, że ma nie dźwigać, odpoczywać, siedzieć na dupie i się nie przemęczać. Miała już tak bardzo dość nakazu "nic nie robienia", że dzisiejszego ranka - w akcie desperacji robienia czegokolwiek - postanowiła się pomalować i założyć na siebie wyłącznie swoje, dopasowane ubrania. Siedziała obok niego w jednej z dwóch spódniczek, które w ogóle posiadała i w dopasowanym topie, a na stopach miała swoje proste sandałki na płaskiej podeszwie.

— Chociaż nadal uważam, że ten dekolt masz ewidentnie za duży. — Wydął wargi, spoglądając na jej kawałek jej piersi.

— Patrz na drogę lepiej — zaśmiała się, karcąc go. — I pomyśl, że tylko ty możesz patrzeć i dotykać. Reszta może tylko patrzeć — próbowała go zbajerować, uśmiechając się do niego niewinnie i zatrzepotała rzęsami.

Harry pokręcił głową z niedowierzaniem.

— Jesteś niemożliwa...

— Powiesz mi, co to za niespodzianka? — jęknęła prosząco, zmieniając temat i tarmosząc sierść Tuckera na swoich kolanach.

— Jakbym ci powiedział, to nie byłaby już niespodzianka — uśmiechnął się łobuzersko i poprawił okulary przeciwsłoneczne na nosie, nucąc cicho piosenkę The Eagles.

Wrzucił kierunkowskaz i z podekscytowaniem skręcił w lewo.

— Wytrzymaj jeszcze trzy minutki — zapowiedział, budując napięcie.

Z głośników popłynął utwór Guns N' Roses, a rudowłosa westchnęła ciężko i zwiększyła nieco głośność muzyki. Rozejrzała się dookoła, gdy - zgodnie z obietnicą - trzy minuty później Harry parkował auto przed średniej wielkości sklepem, wjeżdżając na maleńki, pusty parking. Annie włożyła okulary przeciwsłoneczne na nos i, trzymając smycz Tuckera w ręce, wypuściła goldena z auta, wysiadając z niego tuż za szczeniakiem. Spojrzała na witrynę sklepową i, zdając sobie sprawę, gdzie Harry ją przywiózł, obróciła się w kierunku narzeczonego, nie bardzo rozumiejąc, czemu tu są.

— Sklep muzyczny? — zapytała bystro, prosząc o wyjaśnienie.

Harry wyszczerzył się i objął ją ramieniem, popychając ją w stronę drzwi wejściowych budynku przed nimi. Przejął smycz z jej dłoni i ucałował jej policzek. Kątem oka zauważył, jak jakiś młody chłopak przystaje na chodniku, rozpoznając jego tożsamość i wyciągając telefon, żeby zrobić im zdjęcie. Westchnął cicho, olewając to.

— To taki prezent przed-ślubny — szepnął jej na ucho konspiratorsko i otworzył przed nią drzwi wielkiego sklepu.

Spojrzała na niego jak na wariata, ale nie wytłumaczył jej, co tak naprawdę ma na myśli. Wziął Tuckera na ręce i podbródkiem wskazał, że ma wejść dalej i nie stać w przejściu. Annie rozejrzała się po wnętrzu - sklep był wielki. Dużo, dużo większy, niż sądziła, gdy stała na parkingu. Co więcej, dojrzała, że wielka powierzchnia wystawy instrumentów nie kończyła się tylko na tej kondygnacji, bo zarejestrowała obecność schodków prowadzących do piwnicy.

— Harry, kochanie, czemu tu jesteśmy? — spytała błyskotliwie, spoglądając w błyszczące ślepia Stylesa.

— Ponieważ... — zaczął, celowo przeciągając — ... ustaliliśmy, że twoje mieszkanie w Miami będziemy wykorzystywać do moich wyjazdów służbowych - mówił powoli, uśmiechając się do niej łobuzersko. — Więc, aniołku mój... — dręczył ją, przeciągając odpowiedź i kierując ją w stronę środka sklepu.

— Dobrze się bawisz, skarbie? — sarknęła cicho, wchodząc mu w słowo i przewracając oczami.

— Całkiem nieźle — przyznał, prychając śmiechem. — Kocham cię, wiesz?

— Harry, no...

— Dzień dobry, jak mogę państwu pomóc? — Usłyszeli pytanie zza swoich pleców i oboje jak na komendę obrócili się w stronę młodziutkiej ekspedientki, która otworzyła buzię z wrażenia, gdy zobaczyła przed sobą Harry'ego Stylesa i jego - oficjalnie, według mediów - dziewczynę. No, i psa, który szczeknął cicho i zamachał ogonkiem na jej widok.

Harry posłał młodej, czerwonowłosej asystentce szeroki uśmiech i zdjął okulary z nosa, a potem w ciszy zaczepił je o krawędź dekoltu. Annie uśmiechnęła się ciepło do stojącej przed nimi zaszokowanej dziewczyny.

— Spokojnie, ja miałam podobną minę, jak pierwszy raz zobaczyłam go przed sobą — zaśmiała się Annie, rozluźniając atmosferę i podała dłoń młodej dziewczynie, żeby się z nią przywitać. — Jestem Annie.

— Sophie — przedstawiła się, zszokowana i zamarła, gdy Harry powtórzył gest Anastasii.

— Ja nie gryzę, Sophie — zaśmiał się. — Harry Styles — uśmiechnął się.

Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i potrząsnęła głową, chcąc odpędzić od siebie szok.

— Jak mogę wam pomóc? Szukacie czegoś konkretnego? — spytała, próbując odzyskać twarz i profesjonalizm.

Harry objął Annie ciaśniej i uśmiechnął się do Sophie.

— Fortepianu.

Anastasia spojrzała na niego nagle, robiąc wielkie oczy.

— Szukamy fortepianu? — spytała bruneta głośno, ironizując i patrząc na niego jak na niespełna rozumu, zupełnie zaskoczona.

— Musisz jej wybaczyć, Sophie — Harry posłał asystentce jeden ze swoich najbardziej uroczych uśmiechów. — Nie miała pojęcia gdzie i po co ją porwałem — usprawiedliwił Annie, jakby nie słysząc jej pytania pełnego szoku.

— J... jasne — zająknęła się czerwonowłosa. — W takim razie musimy zejść piętro niżej — zapowiedziała i wskazała im drogę na schodki prowadzące w dół.

Harry pociągnął Annie we wskazanym kierunku. Uśmiechnął się łobuzersko, gdy poczuł, jak nachyla się w jego kierunku, żeby mało subtelnie wyszeptać:

— Ja już mam swój fortepian, Harry — przypomniała mu bystro.

— Twój fortepian zostaje w Miami, kochanie — odpowiedział jej tak samo oświecającym tonem z nutką błyskotliwej ironii. — A będziemy tam raz na ruski rok. Na czym będziesz grała w domu? — Przypomniał jej.

— Ale... — próbowała dyskutować z nim, siląc się na szept. Średnio jej się to udało.

— Doskonale wiesz, że nie potrafisz żyć bez grania. Zwariuję z tobą, kochanie, jeśli nie będziesz miała dostępu do klawiszy — zatrzymał się na środku schodów, ignorując idącą za nimi, zszokowaną Sophie. — Poza tym, ja również go potrzebuję. Do pracy, chociażby.

Annie wpatrywała się w niego, nie wierząc, że jej to robi.

To był drogi prezent. Kurewsko mocno drogi prezent. 

Wolałaby kwiatka, skoro już koniecznie mocno musiał i chciał jej coś dać. Ale nie, on zawsze musiał walić od razu z grubej rury. Cholerny Styles.

Bezceremonialnie pocałował ją krótko, stojąc na środku schodów.

— Spróbuj coś wybrać. Jeśli w żadnym się nie zakochasz, nie będę kupował niczego na siłę — obiecał.

Doskonale wiedział, że wybierając instrument trzeba go poczuć już przy pierwszym kontakcie. Miał tak z każdą swoją gitarą: złapał za struny, dotknął drewnianego pudła, zamknął oczy, usłyszał jej dźwięk i wiedział, że to ta. W instrumencie trzeba się zakochać przed tym, jak weźmiesz go do domu. Po prostu. Dlatego ją tu przywiózł.

Annie jako pierwsza znalazła się w piwnicy i zamrugała, zdziwiona ogromną, podziemną powierzchnią, której nie spodziewała się tu zobaczyć. Piwnica była wielkości potężnej hali.

— Fortepiany i pianina będą na lewo. — Annie odchrząknęła, starając się zebrać szczękę z podłogi, gdy Sophie wskazała im dłonią miejsce, w które powinni się kierować. — Testujcie śmiało. Wszystkie są nastrojone. W razie czego, będę do waszej dyspozycji na górze. Wystarczy krzyknąć — posłała Annie uśmiech i uciekła wzrokiem od Harry'ego, który podziękował jej cicho. Pognała z powrotem na parter, zostawiajac ich samych.

Annie przełknęła głośno ślinę, rozglądając się po pomieszczeniu. Westchnęła ciężko i bez słowa obserwowała, jak Harry stawia Tuckera na ziemi i mamrocze do niego, że ma być grzeczny i trzymać się jego nogi. Brunet odnalazł oczy rudowłosej i uśmiechnął się do niej ciepło.

— Nie bądź przerażona, kochanie... — poprosił ją i przytulił ją, całując jej skroń.

— Jestem, jak patrzę na to, ile pieniędzy stoi w tej hali, Styles — mruknęła ironicznie. 

Już z daleka rozpoznawała drogie marki producentów i doskonale orientowała się w tym, z jakiej kwoty trzeba wyskoczyć, żeby kupić tu cokolwiek.

— A możesz chociaż na chwilkę o tym zapomnieć i skupić się na tym, co ci się w ogóle podoba? — Poprosił uroczo, głaskając jej plecy. — Chodź — zarządził i oderwał się od niej, żeby pociągnąć ją za rękę w stronę instrumentów.

Annie zacisnęła wargi, wzdychając w rezygnacji. Rozejrzała się dookoła, gdy znaleźli się na odpowiednim dziale. Tak naprawdę, to jej wewnętrzna, muzyczna sroka była w raju i właśnie przeżywała orgazm. Serio. Wodziła wzrokiem od fortepianu, do fortepianu, nie mogą nacieszyć oczu. Była w niebie. Ewidentnie była w niebie.

— Oczy ci się świecą — wymruczał z aprobatą Styles, uradowany tym widokiem. — To czego będziemy szukać? — spytał bystro, próbując wybadać gust rudej. — Klasyka?

Pokiwała entuzjastycznie głową.

— Klasyka — potwierdziła. — Minimalizm. Nietuzinkowy i nieszablonowy minimalizm. Tak, żeby pasował też do salonu — mruczała jak w transie, zmuszając swoje nogi do powolnego stawiania kroków i wzrokiem szukała czegoś, co ją zaczaruje. 

Czegoś, na co spojrzy i doskonale będzie wiedziała, że idealnie będzie pasować do ich wielkiej, przeszklonej ściany z widokiem na ocean. 

— Drewno? — spytał Styles, mrużąc oczy i rozglądając się po wystawie.

Pokręciła głową przecząco.

— Raczej w stronę czegoś bardziej nowoczesnego. Bez barokowych zdobień, brokatu, kryształków, tandetnego podświetlenia ledowego, kwiatków i... 

Harry zmarszczył nosek, teatralnie oburzony.

— Masz wypaczony gust, nic ci nie pasuje — parsknął śmiechem, żartując, a potem dostrzegł jeden egzemplarz, który stał na samym końcu piwnicy. 

Zacisnął wargi i oblizał usta, mrużąc oczy, a potem szturchnął Anastasię w ramię, stając blisko niej, objął ją tak, żeby dobrze widzieć jej reakcję.

— Ana... — wymruczał, a potem gestem nakierował jej podbródek na sam koniec hali. Nie musiał pokazywać jej palcem, bo widział, że natychmiastowo odnalazła oczami ten instrument, o który mu chodziło.

Urzeczony obserwował, jak zamiera na widok szklanego fortepianu, którego ręcznie rzeźbione, jasne drewno i złote elementy otulała szklana, przezroczysta obudowa.

Bingo.

Bez słów popchnął ją w przód, układając dłoń na jej lędźwiach. Miał wrażenie, że z początku się opierała, nadal się buntując, ale jej zauroczenie było silniejsze. Wlepiła wielkie, szaroniebieskie oczy w szkło, stanowiące obudowę instrumentu i automatycznie skierowała swoje kroki w tamtą stronę. Czuła bicie serca w uszach.

Tego uczucia nie dało się wytłumaczyć logicznie. Czuła się, jakby strzelił ją piorun. Każdy zdrowy, normalny człowiek popukałby się w czoło na widok jej reakcji, ale Harry rozumiał ją doskonale. Miłość do grania, do muzyki dla nich obojga była tym rodzajem bezwarunkowej miłości, na którą zawsze reagowali intensywnie. Każde z nich czuło tę pasję całym sobą. 

Harry obserwował, jak Annie zagryzła dolną wargę, gdy znaleźli się przy obiekcie ich zainteresowań. Wstrzymała oddech, gdy pierwszy raz przesunęła dłonią po szkle, czując pod opuszkami jego gładką, twardą, zimną fakturę, która tak pięknie współgrała z metalem pokrytym złotem. Powoli przesuwała dłonią po fortepianie, z czcią i z uwagą poznając każdy jego centymetr. Serce i cały układ oddechowy instrumentu był doskonale widoczny przez szkło.

— Blüthner... — mruknęła ledwo słyszalnie, obchodząc szklaną konstrukcję dookoła. Harry słyszał w jej szepcie namacalny zachwyt i bezdech, jakiego doznała pod wpływem piękna fortepianu.

Z wahaniem uniosła pokrywę do góry i wielkimi, świecącymi oczami przeanalizowała to, co kryło się pod nią. Zajęło jej to chwilę. Potem zrobiła dwa kroki w tył i spojrzała na to, jak fortepian prezentuje się w całej okazałości. Ponownie obeszła go dookoła, zatracając się w tym widoku.

Harry tylko stał obok i podziwiał jej reakcję, bez słowa wpatrując się w każdy jej ruch. Przepadła. Na jego oczach.

— Jest przepiękny... — mruknęła, totalnie zakochana i przełknęła głośno ślinę, z wahaniem zajmując miejsce na taborecie ustawionym przy klawiszach.

Zacisnęła wargi i powoli, biorąc bardzo głęboki oddech, ułożyła dłonie na klawiaturze fortepianu, a stopy na pedałach. Omiotła wzrokiem otwartą pokrywę, mieniące się w świetle lamp szkło i zamknęła oczy, naciskając klawisze i delikatnie rozchylając wargi.

https://youtu.be/Z75QuC9TuHY

Miała ciarki na całym ciele. Przygryzła wargę i po drugi w swoim życiu poczuła jak dużą jedność z instrumentem - pierwsze takie uczucie przeżyła wtedy, gdy wybierała swój własny, pierwszy fortepian po przylocie do Miami. Podobnie miała też ze swoją gitarą akustyczną i skrzypcami, ale nie aż tak intensywnie.

Harry rozpoznał melodię z filmu, który oglądali wspólnie, gdy wracali z Polski do Miami. Uśmiechał się coraz szerzej, widząc, jak jego mała Annie przepada coraz bardziej: im dalej w utwór, tym bardziej uśmiechała się sama do siebie. Dostrzegł gęsią skórkę, która ukazała się na przedramionach, ramionach i odsłoniętych za sprawą krótkiej spódniczki udach rudowłosej. 

Gdy kończyła grać ruszył się z miejsca i podszedł do niej, żeby mocno nachylić się nad nią od tyłu i objąć ją, gdy siedziała na taborecie i zdejmowała dłonie z klawiszy. Wargami musnął jej częściowo odkryty obojczyk i wymamrotał nisko:

— Bierzemy — oświadczył jej czule, uśmiechając się do siebie.

Annie zamrugała, otrząsając się z transu i zmarszczyła brwi. Harry nadal obejmował ją mocno.

— Nie podjęłam jeszcze żadnej decyzji, Styles... 

— Ja ją podjąłem. — Uciął dyskusję, chichocząc łobuzersko.

Annie chwyciła jego przedramiona i poprosiła, żeby zwolnił uścisk, a potem obróciła się na taborecie o sto osiemdziesiąt stopni. Brunet ukucnął, żeby mieć jej twarz naprzeciwko swojej i wpatrywał się w swoją narzeczoną z ognikami tańczącymi w szmaragdowych tęczówkach.

Uniósł brwi, widząc, jak na jej twarzy toczy się bitwa z jej zdrowym rozsądkiem.

— Harry... — westchnęła bezsilnie, zaciskając wargi.

— Anusia, nawet nie zaczynaj mi teraz ściemniać, że go nie potrzebujesz — spojrzał na nią miękko. — Nawet nie wiedziałaś, jak bardzo go potrzebujesz, dopóki go nie zobaczyłaś i nie dotknęłaś — zaśmiał się z jej miny i przyciągnął jej podbródek, żeby wpić się w jej usta. — A poza tym, nawet, jeśli ty go nie potrzebujesz, to ja potrzebuję twojego widoku przy tym fortepianie. Skończyłem tę debatę — oświadczył jej, obracając kota ogonem.

Annie jęknęła bezradnie w jego wargi, ulegając mu całkowicie i oddając pocałunek.

— Wygrałem — oświadczył jej z satysfakcją i zachichotał, odrywając się od niej i podając jej dłoń, żeby wstała na nogi. — Chodź, słonko. Pooglądamy jeszcze gitary i wybierzemy jakieś ogarnięte ukulele, żebyś w końcu nauczyła mnie na nim grać.












Gdyby ktoś zastanawiał się, czy ten cud świata, opisany powyżej, naprawdę istnieje, odpowiadam: https://www.bluthnercrystal.com/idyllic-excellence-piano/ ❤️


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top