83

Ostatni dzień marca minął im tak beztrosko, że niemal wynagrodził im cały ten szalony, zbyt długi, pełny przeżyć, popierdolony miesiąc.

Tego samego dnia, w którym wynajęli dom Harry - będąc w trakcie zamawiania poczty kwiatowej dla Anne z okazji dnia matki, który Wielka Brytania obchodziła szybciej, niż Annie była przyzwyczajona - wieczorem postanowił wyliczyć, ile wydarzyło się przez ostatnie trzydzieści jeden dni. Wyciągnął kartkę i wypisał piórem wszystko od myślników. Ot tak, bo mu się nudziło. I szczerze? Sam był w szoku, że oboje dali radę przebrnąć przez wszystkie te wydarzenia.

Rozeszli się, zeszli się, zaręczyli się, dowiedzieli się, że będą mieć dziecko (a nawet dwoje), kupili działkę pod dom, wzbogacili się o psa, odwiedzili ojczysty kraj Annie, z którego musieli szybko wyjechać przez wieść o rozprawie - i przez to też zabawili tam razem zaledwie tydzień, choć wydawało im się, że trwało to pół roku. Przeżyli publiczny proces, pogrzeb Louisa, czterodniowy wypad do Anglii, tygodniową hospitalizację Annie, siedzieli w samolocie o wiele częściej, niż by chcieli, kilka razy się pokłócili, potem się godzili i jeszcze w ostatni dzień marca wylądowali w Kalifornii, gdzie kupili dom.

Gdy ruda wzięła listę Harry'ego do ręki aż zamrugała ze zdziwienia - to był najdłuższy miesiąc jej życia, zdecydowanie. Gdyby nie przeżyła wszystkiego na własnej skórze, nie uwierzyłaby, że aż tyle da się upchnąć w trzydzieści jeden dni. Szaleństwo. Czyste szaleństwo. Marzec wydawał się trwać wieczność. Nawet dla Stylesa, który wcześniej potrafił żyć bardzo intensywnie.

Rudowłosa zagroziła Harry'emu, że jeżeli w takim samym tempie zamierza prowadzić ich życie małżeńskie, to w czerwcu ma się szykować na pozew rozwodowy.

Annie i Harry postanowili wrócić do hotelowego apartamentu jeszcze na kilka nocy - zamknęli dom na kilka spustów i włączyli alarm. Styles zaszantażował rudowłosą, przypominając jej, że obiecała mu odpoczynek. Wziął ją na litość: to była jego taktyka. Zwiedzali Los Angeles, uciekając przed paparazzi, urządzali sobie nocne kąpiele w ich prywatnym jacuzzi na tarasie hotelowym i planowali zakupy do nowego domostwa, tworząc listę potrzebnych rzeczy, wyposażenia i sprzętów, po które mieli się wybrać. W międzyczasie konsultowali z Gemmą kilka rzeczy dotyczących ślubu i wieczorami wyskakiwali z hotelu na piesze spacery po plaży, żeby wybiegać Tuckera przy zachodzącym słońcu.

Annie miała czas, żeby w trakcie dnia godzinami poleżeć na leżaku i wygrzać się na słońcu, obok siebie mając Harry'ego pochłoniętego czytaniem książek, na którego mogła się bezceremonialnie gapić, gdy wystawiał pyszczek na słońce i mrużył oczy, próbując skupić się na czytanym tekście, powoli i leniwie przewracając kartki powieści. Styles pożytkował ten czas na czytanie, chcąc zresetować głowę i nie myśleć ani o pracy, ani o muzyce, ani o niczym, co wiązało się z jego karierą.

— O czym tak namiętnie myślisz? — mruknął zza książki, widząc, jak Annie wlepia w niego oczy i myśli intensywnie. — Widzę, jak głowa ci paruje od tego wysiłku.... — zachichotał złośliwie, obserwując rudowłosą kątem oka.

— Powiedziałeś mi w domu, że marzyłeś o tym, żeby zerwać ze mnie majtki, odkąd mnie zobaczyłeś, tak? — spytała bezpośrednio, sprawiając że zakrztusił się własną śliną, którą akurat przełykał i spojrzał na nią, śmiejąc się i kaszląc w tym samym czasie.

— A co, marzy ci się powtórka? Możemy coś na to poradzić, piękna... — poruszył sugestywnie brwiami. — Skąd to pytanie, aniołku?

Annie przewróciła oczami i wróciła do tematu.

— Nie przypominam sobie po prostu, żebyś w tamtym dniu okazał choć odrobinę zainteresowania mną w ten sposób, kocie — zmrużyła oczy podejrzliwie, patrząc na niego.

Harry uniósł brew i aż odłożył na ziemię książkę, zaznaczając miejsce, w którym skończył czytać zakładką. Zapowiadała się ciekawa wymiana zdań.

— No i? — Poprosił, żeby kontynuowała. — Mów dalej... — zachęcił ją z uśmieszkiem na ustach.

— No i — Annie nabrała powietrza w płuca, prostując się na leżaku — skoro byłeś załamany pozwem rozwodowym Louisa, całą sytuacją z dializami i, przecież sam wiesz, że na początku nie patrzyłeś na mnie w ten poważny, związkowy sposób, dopóki się nie poznaliśmy, to jakim cudem od pierwszego wejrzenia chciałeś zerwać ze mnie bieliznę? — spytała bystro. — Przyznaj się, ten tekst to było tylko tanie bajerowanie... — dodała prowokatorsko.

Harry rozchylił wargi, teatralnie oburzony.

— Kochanie, ja nigdy cię tanio nie bajeruję — wyparł się i roześmiał się, gdy spojrzała na niego z tą swoją miną, mówiącą "och, czyżby?".

— A teraz jeszcze mnie ściemniasz, Styles — zauważyła ze śmiechem.

— No dobra, uparciuchu. Słuchaj mnie teraz. — Wziął głęboki oddech i usiadł po turecku na leżaku, bokiem, tak, żeby mieć ją centralnie przed sobą — Ann, kochanie, bycie załamanym gejem w trakcie rozwodu nie wyklucza zboczonych myśli na widok kogoś, kto jest dla ciebie fizycznie atrakcyjny. Nawet, jeśli masz depresję i nawet, jeśli totalnie tej osoby nie znasz — wyznał, waląc prosto z mostu.

Annie zamrugała, zastanawiając się, czy się nie przesłyszała.

— To totalnie nielogiczne — wyrzuciła mu.

— Faceci są pod tym względem skrzywieni psychicznie — kontynuował powoli, niskim głosem tłumacząc jej, że wcale jej nie naściemniał. — Załóżmy sobie teraz hipotetyczną sytuację: koleś wraca ze spotkania, na którym ktoś go zostawił. Nieistotne, gdzie jest. Idzie sobie. Załóżmy, że został zdradzony. W drodze powrotnej mija kobietę, która z wyglądu niesamowicie mocno go kręci. I nawet, jeśli jest cały zapłakany, ma złamane serce i tak wyobrazi sobie ją nagą, klęczącą przed nim i... — nie dokończył, bo Annie skrzywiła się, wyobrażając sobie tę sytuację i spowodowała swoją miną wybuch jego śmiechu.

Harry wzruszył ramionami.

— Tak działa męski mózg, najdroższa — usprawiedliwił swoją płeć niewinnym tonem. — Gdy zobaczyłem cię w centrum pierwszy raz w tym zielonym uniformie od razu miałem... — wymownie zagryzł dolną wargę, którą następnie powoli oblizał — ... pewien obraz twojej osoby. W nieprzyzwoitym wydaniu. Cieszę się, że stanęłaś na mojej drodze i zostałaś na niej do teraz, ale nawet, gdy cię nie znałem, byłaś dla mnie prześliczną kobietą, na widok której włączył mi się instynkt.

Annie uniosła jedną brew, przetwarzając powoli to, co powiedział.

— Najbardziej wkurza mnie to, że nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile facetów nadal tak reaguje na twój widok — mruknął, z powrotem kładąc się na leżak i sięgając po książkę.

Obrócił głowę na bok i roześmiał się na widok jej miny.

— Zepsułeś mi wizerunek mężczyzn w mojej głowie — wyznała, sięgając po szklankę z chłodnym sokiem i upijając z niej małego łyczka.

— I bardzo dobrze. Masz już swojego mężczyznę. Innych nie potrzebujesz — uciął, chichocząc i wrócił do książki.

Na podobnych rozmowach spędzali większość swojego czasu przez ostatnie trzy dni. Rozmawiali dosłownie o wszystkim, debatując nie tylko nad ich relacją, przyszłością, ale też na tematy tak trywialne i abstrakcyjne, że czasem Annie przerywała dyskusję, żeby w ogóle przeanalizować, po co poruszali dany temat. Godzinę spędzili na dyskusji na temat wyższości japońskich gitar akustycznych nad innymi modelami, a jeszcze więcej czasu spożytkowali na omawianie ich zdań na temat aktualnego przemysłu filmowego. W tamtym momencie Annie dowiedziała się też, że jej narzeczony ma obsesję na punkcie filmów Christophera Nolana i, że ścieżkę dźwiękową Interstellar zna na pamięć po każdej nucie. Rozmawiali o wszystkim, jakby w końcu mieli czas się nagadać. Nie bali się pytać siebie nawzajem, nie bali się zbliżać się do siebie psychicznie.

Po wieczornych spacerach Anastasia próbowała przekonywać narzeczonego, że seriale mają rację bytu we wszechświecie. Zupełnie jej to nie wychodziło, ponieważ Styles nie uznawał takiej formy rozrywki i uważał ją za totalnie bezsensowną. No, ostatecznie lubił popatrzeć na losowe odcinki Dr. House'a. W swojej bibliotece Netflix'a co najwyżej sięgał po filmy, ale i tak preferował spędzanie wolnego czasu z książkami. Jak nie wiedział, co obejrzeć, to zawsze kończyło się to na dwa sposoby: albo komedią romantyczną, albo jednym z filmów o Batmanie w reżyserii wspomnianego wcześniej Nolana. 

Harry starał się unikać ekranów. Ostatecznie, starania Annie kończyły się tym, że oboje lądowali w łóżku. Bez ubrań. Jakimś dziwnym trafem, gdy ruda włączała jakikolwiek serial, zaczynał się nudzić po pięciu minutach i szukał sobie innego zajęcia - najczęściej w okolicy jej piersi, szyi, pośladków i karku.





























— Kochanie, nie potrzebujemy kolejnej ozdobnej poszewki na poduszkę... — wymruczał bezradnie, spoglądając na swoją kobietę ze spojrzeniem błagającym o litość.

— Takiej jeszcze nie mamy! — zaprotestowała.

— Szliśmy tutaj po raz trzeci, bo miałaś wybrać ręczniki i pościel. A nie zatrzymywać się po raz kolejny przy poszewkach na poduszki... — wyjęczał.

Ikea.

Raj dla wzrokowców, którzy lubili dbać o wystrój wnętrz i ładne rzeczy w ogóle. Czyli: raj dla Annie.

Jeśli spytacie Harry'ego, czy wiedział, na co się pisał, gdy ją tu zabierał to zapewnie jęknie zbolałym głosem niezadowolonego pięciolatka, rozpłacze się z żałości nad własnym losem i powie, że zupełnie nie wiedział. I, że kolejnym razem da jej do ręki laptopa i każe zrobić te zakupy online, żeby nie musieć za nią biegać trzecią godzinę z rzędu. Jak teraz.

Jego ukochana została wyposażona przez obsługę sklepu w tablet dedykowany do skanowania kodów kreskowych produktów, które w ten sposób wrzucali do koszyka, żeby nie ciągnąć ze sobą wózków wypełnionych wyposażeniem. Annie dzielnie dzierżyła urządzenie i starała się rozważnie wybierać sztućce, kubki, talerze, wyposażenie do gotowania i pieczenia, zaopatrzenie łazienkowe, kołdry, koce i wszystko inne, co było im niezbędne. Ekipa sklepu miała je dostarczyć do ich domu na kolejne popołudnie, oszczędzając Harry'emu problemu z transportem zakupów, których - a tego był pewny - nie zmieściłby do mustanga. Dziękował Bogu, że poza szafkami nocnymi i kilkoma półkami czy wieszakami nie musieli wybierać żadnych mebli i większego wyposażenia - gdyby tak było, Anastasia pewnie uwięziłaby go tutaj ze sobą na jakieś dwanaście godzin.

Styles westchnął cicho, wpatrując się w narzeczoną, która, mimo biegania po sklepie jakby coś ją opętało, nadal nie była nawet odrobinkę zmęczona. On był już wykończony psychicznie, chociaż uwielbiał zakupy. I uwielbiał ten sklep. Serio. Dwukrotnie doprowadził Anastasię do szewskiej pasji, dziesięć minut wybierając kolor mydelniczki do ich łazienki - i zupełnie nie wiedział o co jej chodziło, bo bardzo zaangażował się w ten wybór i nie mógł się zdecydować. Obie opcje były śliczne. Miał akurat objaw swojego duchowego artyzmu. 

Zacisnął wargi i podążył swoim wzrokiem na dział dziecięcy, który miał w zasięgu oczu.

— Harry, żabo, słuchasz mnie w ogóle? — Styles potrząsnął głową i spojrzał zdezorientowany na rudowłosą, która stała przed nim i patrzyła na niego wyczekująco.

— Przepraszam, skarbie. Zawiesiłem się. — Posłał jej przepraszający uśmiech. — O co pytałaś?

Annie z kolei, zamiast powtórzyć pytanie, podążyła wzrokiem w kierunku działu dziecięcego, na który Harry non stop spoglądał coraz mniej subtelnie.

— Hazz... — Annie westchnęła miękko. — Kochanie, rozmawialiśmy o tym, że zakupy dla dzieciaków zrobimy na spokojnie po ślubie... — mruknęła cicho, przybliżając się do niego.

Styles odruchowo musnął wargami jej skroń i ułożył dłoń na jej plecach.

— Wiem, słonko, wiem... — odpowiedział jej cicho, chociaż poczuł nutkę zawodu.

Annie nadal strasznie bała się ryzyka straty ciąży. Wiedziała, że najgorszy jest pierwszy trymestr, dlatego długo debatowali nad tym, kiedy powinni zacząć zaopatrywać się na przybycie na świat ich dzieci. Podjęli decyzję, że gdy będą znać już płeć, po ślubie, na spokojnie wezmą się za zakupy i urządzą pokój pociechom.

— A możemy chociaż popatrzeć? — spytał błagalnie i nieśmiało Harry, patrząc na narzeczoną wzrokiem zbitego psiaka.

Rudowłosa zacisnęła wargi, patrząc w jego wielkie, błyszczące oczy.

Nie potrafiła mu odmawiać. Zupełnie nie potrafiła.

Zeskanowała kod kreskowy poduszek do pokoi gościnnych i wygasiła ekran tableta, ściskając dłoń Harry'ego i ciągnąc go bez słowa na dział dziecięcy.

Ukradkiem obserwowała, jak twarz bruneta natychmiastowo rozświetliła się szczęściem, gdy wzrokiem omiatał wszystkie dziecięce mebelki, pościele, pluszaki, kolorowe oświetlenie i wszystkie gadżety dla dzieciaków.

Harry uśmiechnął się szeroko, gdy mijali wielkiego na metr siedemdziesiąt, puchatego, różowego królika i przystanął, wsuwając dłoń w puchatą, milutką sierść maskotki. A potem spojrzał prosto w jej oczy, podnieconym wzrokiem małego chłopca.

— Nawet o tym nie myśl, Hazz — zaśmiała się Annie, krzyżując ręce na piersi i patrząc na lokatego z niedowierzaniem.

— No ale spójrz! — jęknął, zakochany w ogromnej pluszawce. — Jest piękny!

Annie uniosła jedną brew.

Wiedziała, że tak będzie.

— Harry... Prima aprilis było trzy dni temu... 

— No patrz! Jest taki słodki! I jakie ma wielkie, długie uszy! Możemy go zostawić w bawialni dla dzieci... Nie musi zawadzać między kołyskami, czy coś... Nie będzie przeszkadzał...

Wydął wargi błagalnie, robiąc ogromne oczy. Annie zmierzyła królika nieco krytycznie.

— Różowy?

— Różowy - potwierdził Styles.

— Co, jak będzie chłopiec?

— Ej, ej, bez kategoryzowania, kochanie — upomniał ją miękko.

Annie westchnęła cicho. Absolutnie się z nim zgadzała. Harry zmienił jej postrzeganie świata, choć nigdy nie należała do osób nietolerancyjnych: bardziej otworzyła się na inność, na ludzi, na różnice. Przestała jakkolwiek oceniać. Czasem jednak nadal zdarzało jej się myśleć stereotypowo, mimo tego, że jej własny mężczyzna potrafił lepiej pomalować swoje paznokcie lakierem, niż ona sama, choć to ona miała cycki w tym związku. 

Kochała go takiego, jakim był. W absolutnej całości. W pakiecie.

— No wiem, wiem — przyznała mu rację, spoglądając na pyszczek pluszaka. — Jesteś pewien, Hazz? Ma krzywy ryjek i oczy psychola — mruknęła, wspinając się na palce, żeby dłonią dosięgnąć głowy wielkiej maskotki. 

Skrzywiła się, patrząc w oczy wielkiemu królikowi. Naprawdę wyglądał nieco... przerażająco.

Harry spojrzał na nią prosząco.

— Jak wystraszę się go w nocy i zejdę na zawał to będziesz miał mnie na sumieniu. Zostawię cię samego z dzieciakami i pamiętaj, że to będzie twoja wina, bo to ty kupiłeś tego stwora — pokręciła głową z niedowierzaniem, poddając się. — Masz, skanuj tego zwierza i idziemy po kwiatki — zarządziła, wciskając mu tablet w dłonie i rozkoszując się widokiem jego najszerszego uśmiechu.

— Kocham cię całym sercem — oświadczył jej i skradł jej całusa z warg, z radością przejmując od niej urządzenie i szukając metki w futrze ogromnego królika. — A, i skarbie. Nie idziemy po kwiatki — uświadomił ją, protestując.

— Czemu? — Zmarszczyła brwi.

— Mam ci przypomnieć, jak skończył twój miniaturowy kaktus? — spytał ironicznie, dusząc chichot.

— Ej! Przeżył ze mną aż rok! — Zbulwersowała się.

— No właśnie, do tego dążę. Po co ci kwiatki? Masz radość z zabijania zieleni, ty sadystko? Po co je brać, skoro i tak zaraz je zasuszysz na wiór?

— A spadaj w cholerę, Styles...

— Chodź, miśka, bo po czterech godzinach wyjdziemy stąd bez ręczników, po które właściwie przyjechaliśmy. — Pogonił ją, ciągnąc ją za dłoń i opuszczając dział dziecięcy z ogromym uśmiechem na ustach.











Na osłodę kwarantanny.❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top