82

Harry wszedł do domu, zostawiając Tuckera biegającego po podwórku. Szczeniak nie miał zamiaru opuszczać zabawy na dworze celem wejścia do domu, więc Styles spojrzał na otwarte na szerokość drzwi tarasowe, którymi w razie potrzeby golden mógł wejść do salonu.

Gdy pozbył się Andy'ego poczuł, jak zaczyna rozsadzać go radość i euforia. Nareszcie, oficjalnie: mieli razem zamieszkać. Zrobili to. Tyle czasu na to czekał... 

Harry podbiegł do Annie, zachodząc ją od tyłu. Złapał ją w talii i podniósł ją do góry, wybijając się z kolan i zignorował jej głośne przekleństwo i zaskoczony pisk. Podrzucił ją w powietrze i przytulił ją mocno, gdy z powrotem postawił ją na ziemię.

— Czy ty chcesz mnie zabić, Styles? — Zażartowała, obracając się do niego przodem i ujmując jego uśmiechniętą buzię w dłonie.

— Muszę z tobą wytrzymać przez te cztery miesiące chociaż — westchnął teatralnie, nachylając się, żeby ją pocałować. — Skoro już za nie zapłaciłem... Szkoda by było, jakby tyle kasy się zmarnowało... — Zażartował złośliwie.

Annie roześmiała się w głos, próbując grać zbulwersowaną, ale jej nie wyszło. Harry pocałował ją głęboko i objął ją mocno, dłonie układając na jej lędźwiach. Im dłużej ją całował, stojąc na środku otwartej przestrzeni parteru, tym niżej sunął dłońmi, aby ostatecznie znaleźć się nimi na pośladkach Annie.

— Nie chcesz obejrzeć piętra? — spytała go bystro, łapiąc oddech pomiędzy pocałunkami.

— Chcę obejrzeć naszą sypialnię — wymruczał sugestywnie i bez ostrzeżenia schylił się, żeby złapać ją pod kolanami i w pasie, dźwigając jej ciężar na ramionach z zamiarem zaniesienia jej na górę, mimo jej głośnych protestów. Śmiał się dźwięcznie, współgrając z piskami Annie, która nienawidziła, gdy nosił ją na rękach.

— A zamknąłeś drzwi za sobą? — Wskazała podbródkiem na klucze rozłożone na stoliku w salonie i mocniej objęła jego kark, machając nogami.

Harry wydał z siebie sfrustrowany, głośny jęk.

— Przecież nikt nam tu nie wejdzie — wymruczał zachęcająco i trzymając ją na rękach, ponownie złączył ich usta.

Annie zaciągnęła się zapachem perfum Harry'ego i poczuła, jak pożądanie dokuczliwie ścisnęło jej podbrzusze. Zamruczała prosząco, gdy zębami skubnął jej dolną wargę. To, jak na nią działał i jak szybko potrafił rozpalić w niej pożądanie nadal było dla niej zaskakujące. Była od niego uzależniona. Traciła przy nim zdrowy rozsądek i chciała jak najszybciej oddać się pasji, z jaką potrafił zaspokajać jej pragnienia. Za każdym razem, na nowo. Nigdy nie miała go dość.

— Kanapa — wydusiła prosząco, pomiędzy jego głębokimi oddechami, gdy Harry zaczął kierować swoje kroki w kierunku schodów.

Styles oderwał się od niej. W jego oczach lśnił głód i łobuzerskie ogniki. Uniósł jedną brew, zaglądając Annie głęboko w oczy.

— Jesteś pewna, że kanapa, a nie łóżko? — wychrypiał nisko, powodując, że zadrżała w jego ramionach.

Gdyby ktoś używał tylko barwy głosu podnieconego mężczyzny do tego, żeby zabijać, to Styles samym mruknięciem mordowałby miliony. Idealna, śmiercionośna broń.

— Z salonu będziemy widzieć złodziei — wyszeptała niecierpliwie, powodując, że Harry zdusił w sobie śmiech i bez słowa obrócił się na pięcie o sto osiemdziesiąt stopni, akceptując jej argument.

Annie wierciła się w jego ramionach i wywalczyła to, że brunet oderwał się od jej ust i postawił ją na nogach. Rzuciła się na niego, zarzucając ręce na jego barki i wplotła dłonie w jego gęste włosy, wywołując seksowny pomruk Harry'ego. Nie przestając jej całować, dłonie bruneta ścisnęły jej biodra, a potem chwyciły krawędź koszulki, którą miała na sobie. Chwilę później biały materiał poszybował w kierunku podłogi jakieś trzy metry dalej, a usta lokatego znalazły się na jej obojczyku.

— Powinienem najpierw przenieść cię przez próg, potem pobożnie ochrzcić małżeńskie łóżko, a dopiero na samym końcu pieprzyć się z tobą na kanapie w salonie — wymruczał, powodując nieoczekiwane, niecierpliwe spięcie wszystkich mięśni rudowłosej, która aż jęknęła cicho, gdy jego słowa wwiercały się w jej uszy. — Tymczasem ślub dopiero za miesiąc, a łóżka jeszcze na oczy nie widziałem...

Annie szarpnęła w górę krawędź koszulki narzeczonego, ściągając mu ją przez głowę. Posłusznie poddał się jej ruchom, pozbywając się materiału do końca i ciskając nim w innym kierunku, niż poprzednio. Szare oczy rudej omiotły wygłodniałym wzrokiem jego ciało.

Harry sięgnął rozporka jej spodenek i zsunął je z niej, gdy uwolnił guzik z zapięcia. Materiał sam opadł na ziemię, zostawiając Annie w samej koronkowej bieliźnie. Biustonosz był kawałkiem ozdobnego, nic nie zakrywającego materiału bez fiszbin, a stringi do kompletu pełniły chyba tylko funkcję dekoracyjną, bo nie wyglądały na zbyt praktyczne. Lokaty wodził wzrokiem po jej ciele i zacisnął wargi, walcząc z chęcią rzucenia się na nią już teraz, zaraz. W swojej głowie zanotował, że musi wyposażyć Anastasię w większą ilość tak urokliwej bielizny. Wariował z podniecenia, gdy widział ją taką.

Ukradkiem spojrzał na jej twarz i widząc, jak zagryza dolną wargę złapał ją za tyłek i przyciągnął do siebie bliżej, nakierowując jej biodra na swoje własne z cichym warknięciem.

— My nigdy nie robimy rzeczy po kolei, kochanie — przypomniała mu bystro, wpijając się w jego wargi, gdy zaciskał dłonie na jej pośladkach.

Ułożyła ręce na zapięciu jego spodenek. Szarpnęła za guzik i za rozporek, a potem wsunęła dłonie pod szorstki, jeansowy materiał, pod dłońmi nie odnajdując krawędzi gumki męskich bokserek, które spodziewała się znaleźć pod tą częścią garderoby. 

Rozchyliła wargi i spojrzała na narzeczonego wielkimi oczami, unosząc jedną brew. Harry przesuwał językiem po górnych zębach, z łobuzerskim półuśmieszkiem wymalowanym na buzi, rozkoszując się jej reakcją.

— Nie ubrałeś bielizny? — spytała z niedowierzaniem, czując, jak przyspiesza jej oddech. Doskonale wiedział, jak to na nią zadziała, gdy się zorientuje.

Jęknęła, gdy popchnął ją plecami na kanapę, w tym samym czasie zsuwając z siebie spodenki, które wylądowały na podłodze. Opadł na nią nagim ciałem, zębami skubiąc brodawkę na jej piersi i ignorując obecność cieniutkiej koronki w tym miejscu. Ciepłymi dłońmi sprawiał, że z jej gardła wyrywały się jęknięcia. Wodząc językiem po jej brzuchu nawinął sobie na palec cienki paseczek koronki, który utrzymywał jej stringi na jej biodrach i uśmiechnął się do siebie lubieżnie, w podobny sposób chwytając materiał drugą dłonią, po przeciwnej stronie. Delikatnie wbił palce w jej skórę, drażniąc się z nią, a rudowłosa wygięła plecy w łuk, fukając na niego z wyraźnym zniecierpliwieniem.

Harry zacisnął wargi i, wpatrując się w uroczo zaróżowione policzki i błyszczące od podniecenia oczy rudowłosej, wykonał szybki i zdecydowany ruch dłońmi, który sprawił, że delikatna koronka opinająca jej ciało rozdarła się na części. Annie, słysząc dźwięk rwącego się materiału gwałtownie podniosła głowę na narzeczonego i zrobiła wielkie oczy, próbując złapać wzrok Stylesa. Brunet jak gdyby nigdy nic gwałtownie cisnął na bok coś, co jeszcze przed chwilą było jej bielizną i nachylił się nad nią, szybkim ruchem rozchylając jej nogi. Chciała coś powiedzieć - zapewne oburzyć się, bo bardzo lubiła te stringi - ale przyłożył palec do jej ust i ułożył się na niej ciężarem swojego ciała, rozpaloną skórą drażniąc jej własną. Zębami sunął po linii jej szczęki, gdy ułożył dłoń na jej karku i poprosił bez słów, aby posłusznie odchyliła głowę w tył.

— Mogę ci coś wyznać? — wyszeptał nisko do jej ucha. 

Annie przełknęła głośno ślinę i kiwnęła głową, nie ufając swojej krtani. Przymknęła oczy, czując jego oddech na policzku. Zatracała się w bodźcach i w zapachu jego włosów. Zapachu jego ciała. Zatracała się w nim całym.

— Od pierwszego dnia, w którym cię zobaczyłem fantazjowałem o tym, jak by to było kiedyś zerwać z ciebie majtki... — przyznał, a chrypa w jego głosie wywołała falę ciarek na jej ciele. Rudowłosa słyszała w tym zdaniu nutkę uśmiechu i ogromne ilości pożądania.

Zagryzła dolną wargę, tłumiąc okrzyk, gdy poczuła, jak ustawia się przy jej wejściu. Niecierpliwie poruszała biodrami, wychodząc mu naprzeciw i szukając ulgi, której nie chciał jej dać. Żądza nieznośnie łaskotała jej wnętrzności, a każdy mięsień w napięciu czekał na spełnienie, które jej umysł już sobie wizualizował. Tymczasem, Harry celowo przeciągał ten moment, przytrzymując jej dłonie w mocnym uścisku nad jej głową i palcami drugiej ręki drażnił się z nią, ledwo wyczuwalnym dotykiem przesuwając po jej łechtaczce. 

— Harry — zaskomlała, sprawiając, że uśmiechnął się jak kocur. 

Uniósł jedną brew, nie zmieniając pozycji i nie przerywając aktualnej czynności. Rozchylił wargi, zafascynowany wpatrując się w jej błagające, wielkie oczy.

— "Harry" co? — Cwaniacko przesunął językiem po górnych zębach, oddychając ciężko i wwiercając się w szare oczy, które tak kochał. 

Annie spłonęła rumieńcem, rozchylając usta i przygryzając dolną wargę. 

Tylko cholerny Styles potrafił ją niemiłosiernie mocno zawstydzić i jednocześnie podniecić tak, że wszystkie myśli w jej głowie skupiały się tylko na jego przyrodzeniu, i to w tym samym czasie.

Mruknęła wymownie, zdesperowana, ruchami swoich bioder próbując wziąć sobie samodzielnie to, co chciała, jednak bezskutecznie - zielonooki mocniej unieruchomił jej ręce nad głową, nie dając jej tej satysfakcji. Harry bezczelnie nachylił się nad nią i, nie przerywając pieścić jej łechtaczki, poruszył biodrami, aby wejść w nią zaledwie na centymetr. A potem wycofał się z niej, ustawiając się przy jej wejściu. Znów zagłębił się w nią na centymetr, i znowu...

— Wystarczy, że powiesz to głośno — wymruczał zachęcająco, dalej się z nią drażniąc i przyprawiając ją o kolejny bezdech z emocji. 

Annie jęknęła głośno, sfrustrowana. Czy on był ślepy i nie widział tego, do jakiego skraju ją doprowadzał?

— Styles... — zaczęła groźnym tonem i spojrzała mu w oczy, chcąc wyrzucić z siebie krótką pyskówkę, ale zacisnęła wargi i zamknęła się, widząc jak oczekuje na jej atak bezczelności z zaciekawieniem, cwaniacko unosząc brwi.

To nie ona rozdawała karty w łóżku. Mogła być najbardziej wyszczekaną kobietą na ziemi, mogła być pyskata, niesubordynowana, nieznośna i rządząca się, ale jeśli rozchodziło się o seks, to Styles robił z nią wszystko, co tylko chciał i jak chciał. I uwielbiał w niej to.

— Nie radziłbym, kochanie — oświadczył jej niewinnym tonem, ostrzegając ją i całkowicie zaprzestał ruchów bioder, odsuwając się od niej nieznacznie i spoglądając na nią z wyczekiwaniem w oczach.

Bądź przeklęty, Harry...

Annie wyrzuciła z siebie coś pomiędzy zdesperowanym jękiem, a podnieconym warknięciem, gdy nadal przytrzymywał jej dłonie nad głową.

— Harry, błagam, weź mnie, kochaj się ze mną, pieprz się ze mną, zrób cokolwiek, tylko coś w ogóle zrób, no proszę... — wyskomlała w końcu, łamiąc się i krzyknęła, owładnięta doznaniem, gdy spełnił jej prośbę, mocnym ruchem łącząc razem ich ciała i wypełniając ją aż po sam koniec. Zachłannie wpiła się w jego usta i połączyła ich języki, całkowicie dopasowując swoje ciało do rytmu, jaki wygrywały jego mięśnie, gdy narzucał im torturujące, nieśpieszne tempo. Spijał z niej każdą sekundę tych chwil, wargami pieszcząc jej szyję. Woń znajomego Hugo Bossa, trawy cytrynowej, jego gumy do żucia i szamponu do włosów przeplatały się wzajemnie, wraz z rozkoszą przysłaniając Annie cały świat. Kolorowe poduszki - jedyni świadkowie ich uniesienia - wylądowały na podłodze pomiędzy drugą, a trzecią zmianą miejsca ich ciał na salonowej kanapie, która stanowiła parkiet dla tańca wykonywanego w akcie ich jedności. Nie mogli się sobą nasycić, choć nie robili tego pierwszy raz. Nie potrafili przestać, synchronizując swoje oddechy i unieruchamiając się wzajemnie w żelaznych uściskach, jakby w obawie, że kiedyś mogliby stracić siebie wzajemnie. Delektowali się namiętnością i czasem, upływem którego przejmował się cały świat, poza tą dwójką. Dali upust szczęściu, swoim pragnieniom, palącej potrzebie miłości i wzajemnej obecności, bez której nie wyobrażali sobie normalnego funkcjonowania.

Gdy ostatni ich wspólny krzyk, oznaczający spełnienie, odbił się echem od ścian, Annie schowała twarz w zagłębieniu szyi Harry'ego, próbując wyrównać oddech. Przełknęła małą ilość śliny, aby zwilżyć wyschnięte gardło. Nie pozwoliła mu wysunąć się z siebie. Zostawiła ich ciała połączone, ciesząc się uczuciem jego pełnej obecności, gdy z zamkniętymi oczami oddychał ciężko i oparł odchyloną głowę na brzegu kanapy, unosząc ku górze jeden kącik ust w zawadiackim uśmieszku. Siedziała na nim, przodem do niego. Nachyliła się, aby złożyć czuły pocałunek na spoconym czole bruneta i przeczesała dłonią jego wilgotne włosy, odgarniając loki tak, aby każdy z nich nie sterczał w inną stronę. Na próżno. Uśmiechnęła się lekko, gdy Styles otworzył oczy i wielkimi, błyszczącymi szmaragdami spojrzał na jej twarz. 

— Dawno nie miałem piękniejszego widoku, niż dzisiaj... — wyszeptał, patrząc w jej szare oczy i przyciągnął ją do siebie bliżej, oplatając ramionami jej talię.

Annie uśmiechnęła się, myśląc, że mówi o widoku na ocean, który rozpościerał się zza szklanej ściany. Siedząc na kanapie brunet siedział centralnie przed tym obrazkiem. Rudowłosa obróciła głowę, wzdychając cicho. Wlepiła wzrok w fale rozbijające się na brzegu plaży i mruknęła:

— To prawda... Dla niego jestem gotowa latać ze szmatką i płynem do szyb — zachichotała cicho.

Harry zmarszczył brwi i dłonią odnalazł jej podbródek, który nakierował tak, aby na niego spojrzała.

— Ale ja mówiłem o tobie, skarbie... — wymruczał czule i uśmiechnął się na widok zdziwienia, które przebiegło po jej twarzy. Pokręcił głową z niedowierzaniem i ujął pomiędzy dłonie jej policzki, żeby złożyć czuły pocałunek na jej wargach. — Jesteś najpiękniejszym spełnieniem moich marzeń, Ana... — dodał cicho. — Ten widok, przy tobie to... 

Annie uniosła jedną brew, bo widziała, jak nagle przypomniał sobie coś śmiesznego i zacisnął wargi, tłumiąc w sobie rozbawienie, żeby nie zepsuć atmosfery. 

Romantyk za dychę. 

— No, co? — Zaśmiała się, uśmiechając się szeroko. —  Chciałeś dodać nieśmiertelne "ten widok przy tobie to chuj"? — Nawiązała do słynnego, kiepskiego żartu na podryw.

Styles skrzywił się niewinnie.

— Noo — przyznał uroczo, chichocząc. Doskonale znała jego poczucie humoru.

Annie pokręciła głową z niedowierzaniem.

— Cholernie mocno cię kocham, Hazz — oświadczyła, całując jego usta i westchnęła cicho, gdy pogłaskał jej nagie plecy. — Tobie też dzisiaj udało się spełnić kilka marzeń, wiesz? — Posłała mu lekki uśmiech, wpatrując się w niego świecącymi oczami.

Zielonooki poruszył flirciarsko brwiami.

— Kochana, dzisiaj? Dzisiaj to jest nic — zapowiedział jej, teatralnie prychając pod nosem. — Zobaczysz ile marzeń spełnię, jak jutro zabiorę cię do ikei i pozwolę ci wybrać tyle tych wszystkich niepotrzebnych, ozdobnych pierdół, ile tylko będziesz chciała.

Annie zaświeciły się oczy.

— Jesteś idealny, Styles — oświadczyła mu z aprobatą w głosie.

— No raczej, że jestem. Idealny i do tego zajebisty w łóżku — potwierdził nieskromnie. — A teraz proponuję, żebyśmy w końcu pozwiedzali trochę nasz nowy dom i poszukali prysznica.











DZIĘKUJĘ, ŻE JESTEŚCIE ❤️

ROZDZIAŁ SZCZEGÓLNIE DLA TYCH, KTÓRZY OSTATNIO MARUDZILI, ŻE NIE BYŁO OPISU. PROSZĘ BARDZO. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top