80

Harry powinien zerwać się z miejsca, gdy chwilę po szesnastej usłyszał dzwonek do drzwi wejściowych. Było mu jednak tak wygodnie, gdy leżał rozwalony na kanapie, przytulony do Annie, że nie chciało mu się ruszać tyłka. Mruknął nieszczęśliwie, gdy szarooka wymownie szturchnęła go w ramię i protestująco objął ją mocniej, wtulając policzek w jej brzuch. Podniósł się na nogi z wielkim żalem do rudej, bo miała czelność brutalnie zepchnąć go z kanapy. Dodatkowo, mamrotała coś o tym, że ma ciężki tyłek. Bezczelna...

Potruchtał w kierunku korytarza i szarpnął za klamkę drzwi wejściowych, a potem krzyknął tak, że słychać go było na całym parterze:

— Cześć, tato!

Annie wstała na nogi i otrzepała spodnie dresowe z niewidzialnego kurzu, przeciągnęła się szybko i wzięła głęboki oddech. Niby nie miała się czym denerwować, ale to w końcu ojciec jej przyszłego męża, który nic nie wie ani o ślubie, ani o tym, że zostanie dziadkiem, prawda?

— Od kiedy po podwórku biega pies? — Uszy Annie dobiegło niewyraźne pytanie zdziwionego Desmonda.

— Tucker korzysta z pogody — wyjaśnił krótko Harry. — Jeszcze nie pociągnęliśmy zapałek o to, kto go umyje z tej trawy, ziemi i błota. — Zaśmiał się, wpuszczając gości do środka.

Rudowłosa podreptała w kierunku drzwi wejściowych i odwzajemniła uśmiech Anne, która pomachała jej zachęcająco zza wyspy kuchennej, mieszając sałatkę na obiad. Rudowłosa stanęła na końcu korytarza i z uśmiechem na ustach obserwowała, jak Harry ściska małżonkę swojego ojca, której jeszcze nie miała okazji poznać, a potem zamyka wysokiego, starszego mężczyznę w żelaznym uścisku.

Harry odsunął się od taty i spojrzał w stronę narzeczonej, poprawiając okulary korekcyjne na nosie. Uśmiechnął się szeroko i zapowiedział z dumą w głosie:

— Jo, nie miałaś jeszcze okazji poznać: to jest moja Annie — przedstawił sobie kobiety, prosząc rudą o podeście do niego.

Anastasia została uściskana serdecznie przez niską, krępą, starszą blondynkę ze szczerym uśmiechem wymalowanym na twarzy, a potem przez Desmonda, który wymamrotał jej na ucho, że strasznie cieszy się, że znów ją widzi. Harry objął rudą w pasie i zaprosił tatę z żoną do środka, zachęcająco wskazując na salon. Skradł buziaka z policzka Annie i zamknął drzwi wejściowe, przekręcając klucze w zamku.

— Zaproszenia teraz, czy przy obiedzie? — Annie spytała Harry'ego konspiracyjnym szeptem, próbując rozeznać się w tym, jaką taktykę obrał brunet.

— Teraz — odparł, uśmiechając się szeroko. Wyglądał trochę tak, jakby nie mógł się doczekać, aż uświadomi ojca, po co naprawdę go tutaj dziś ściągał. — Pamiętasz, w którym miejscu pudełka zostawialiśmy koperty z zaproszeniami dla rodziny? Bo ja totalnie nie — przyznał się, robiąc minę niewiniątka.

— Przecież to ty układałeś je na koniec ich wypisywania, Harry... — mruknęła do niego szeptem, korzystając, że Gemma, Anne i Michał akurat witali się z gośćmi w salonie.

Wydął wargi, bezradnie wzruszając ramionami i powodując, że Annie pokręciła głową z niedowierzaniem.

— Zostań z tatą, ja pójdę ich poszukać — szepnęła do niego, cmoknęła jego policzek i zanim zdążył jej odpowiedzieć, pognała w stronę schodów, na dłuższą chwilę znikając na piętrze.

Harry odprowadził wzrokiem rude loki, które zniknęły mu z oczu na zakręcie prowadzącym na górę. Uśmiechnął się łobuzersko sam do siebie, chociaż wiedział, że jego ukochana właśnie przeklina w myślach jego roztargnienie i brak jakichkolwiek umiejętności organizacyjnych: pod tym kątem zielonooki był zupełnym przeciwieństwem Anastasii. Wiedział, że strasznie ją to denerwowało.

— Harry, synu... — Lokaty uśmiechnął się szeroko do ojca, siadając na kanapie na przeciwko niego, gdy Gemma i Michał zniknęli w kuchni, żeby przygotować kawę i herbatę. — ... gdzie masz Annie? — spytał tata rodzeństwa, rozglądając się dookoła za rudą czupryną.

— Zaraz przyjdzie. — Styles zaśmiał się, kręcąc głową. — Mam wrażenie, że za mną ani trochę się nie stęskniłeś — wyrzucił ojcu, wywołując śmiech reszty rodziny. — Tylko "Annie" i "Annie"...

— Wiesz, dziecko, jestem zafascynowany — przyznał Desmond. — Nie mogę uwierzyć, że aż tyle z tobą wytrzymała — zaśmiał się, wywołując oburzoną minę syna.

— Bardzo zabawne, tato... — burknął, próbując zamaskować chichot.

— Jak pogrzeb, Harry? — spytał mężczyzna, poważniejszym i współczującym tonem głosu, nawiązując do ostatnich wydarzeń.

Brunet westchnął ciężko i zaczął streszczać ostatnie dni, starając się nie wchodzić w emocjonalne szczegóły. Po chwili dołączyła do niego siostra, która uzupełniała tę historię o fakty zarówno z rozprawy sądowej, z pobytu w Miami i z wczorajszej uroczystości w Doncaster. Jako ostatni dołączył do towarzystwa Michał, który przyniósł ze sobą kubki z kawą na drewnianej tacy, obdarowując każdego gorącym napojem. W puli kaw uwzględnił oczywiście Annie, która zniknęła na piętrze. Jej kubek stanął tuż obok tego Stylesa.

Harry zmarszczył brwi, widząc, jak Michał stawia przed nim dwa parujące napoje.

— Czemu zrobiłeś rudej kawę, a nie herbatę? — spytał bystro, wspominając postać szarookiej i wpadając w słowo siostrze, która właśnie w skrócie streszczała zachowanie Lottie na cmentarzu.

Gemma zamilkła i uniosła jedną brew karcąco, spoglądając wymownie na brata, który nie dość, że bezczelnie jej przerwał, to jeszcze skupił na sobie całą uwagę.

— Bo prosiła mnie o kawę, jak szła na górę — Michał spojrzał na niego jak na idiotę. — Zluzuj majtki, Harry. Nie jesteś jej niańką — zaśmiał się Młynowski, a potem oberwał od Harry'ego spojrzeniem pełnym dezaprobaty i pogardy dla jego podejścia do życia.

— Nie bocz się, brat — upomniała lokatego Gemma tym "wszystko-wiedzącym" tonem starszej siostry, którego Harry tak bardzo nie lubił. — Pamiętaj, kobiety są mądrzejsze. — Wskazała wymownie na napis na jego białym t-shircie, który miał na sobie. — Jedna kawa więcej jej nie zabije. — Parsknęła śmiechem blondynka, widząc niezadowolenie brata, który po raz kolejny poprawiał okulary korekcyjne na nosie, kręcąc głową.

Harry prychnął cicho, sfrustrowany tym, że nikt nie rozumie, o co mu chodzi.

— Nie powinna wlewać w siebie tyle kofeiny w ciąży — palnął, niezadowolony, nie zastanawiając się nad tym, że jego ojciec jeszcze nie ma bladego pojęcia o tym, że będzie dziadkiem.

Gemma roześmiała się głośno, widząc, jak ich tata zrobił wielkie oczy i, jak ich mama posłała Desmondowi wymowne spojrzenie, a potem pokręciła głową z niedowierzaniem, wwiercając się oczami w swoje młodsze dziecko.

— Przecież tam jest pół kubka mleka bez laktozy, Harry, przestań robić dramę — upomniał go Michał, jakby w ogóle nie zarejestrował tego, co przed chwilą powiedział zielonooki.

— Dobra, stary, nie gadam z tobą na ten temat. — Uciął dyskusję lokaty, obrażając się jak dorosły, dojrzały facet i pociągnął łyk czarnej kawy z kubka.

Dopiero po tym spojrzał na zszokowanego ojca. W tamtej chwili zdał sobie sprawę z tego, co powiedział i oblizał nerwowo wargi, odkładając kubek z powrotem na stolik.

— Kurwa mać — zaklął cicho, śmiejąc się z siebie i schował twarz w dłoniach.

Na schodach rozległy się ciche, szybkie kroczki zbiegającej po stopniach Annie, która spojrzała na towarzystwo w salonie z uniesioną brwią. Wszyscy, jak jeden mąż, spojrzeli się na nią i to, jak na komendę, w tej samej sekundzie. Rudowłosa zamrugała i spojrzała na Harry'ego, który wymownie zaciskał wargi i patrzył w jej oczy z miną "kochanie, ratuj".

— Masz idealne wyczucie czasu, Ann — zaśmiał się Michał, szczerząc się w stronę rudej. — O, i patrz! Zrobiłem ci kawę! — oświadczył, chichocząc, dumny z siebie.

Gemma i Anne nic nie mogły poradzić na to, że roześmiały się głośno, patrząc na biednego Harry'ego, który właśnie zaczerwienił się na twarzy, zawstydzony tym, jak bardzo wyszło nie tak, jak powinno i jak planował. Lokaty pokręcił głową, zrezygnowany i przywołał do siebie Anastasię, która przeczuwała już, że jej ukochany musiał głośno palnąć coś głupiego. Władowała się na kolana Harry'ego i sięgnęła po swój kubek z ciepłym napojem.

Spojrzała w oczy przyszłemu teściowi i westchnęła ciężko, widząc zszokowaną i zdezorientowaną minę mężczyzny.

— Wypaplał już ciążę, czy ślub, panie Styles? — spytała bez ogródek, bezradnie marszcząc nosek i sprawiając, że wszyscy pozostali ryknęli śmiechem, a Harry strzelił sobie z otwartej dłoni w czoło.

— Ana.... — zaśmiał się bezsilnie Harry.

— No co? Teraz chcesz robić konspirację, skarbie, jak już wszystko zepsułeś? — Wyrzuciła mu, sprawiając, że Gemma zaczęła dusić się ze śmiechu.

— Ja ją kocham, przysięgam — wydusiła blondynka, łapiąc się za brzuch i zwracając się do mamy, Jo i do taty.

Annie uśmiechnęła się szeroko i posłała Gemmie buziaka w powietrzu, śmiejąc się dźwięcznie.

— Zostanę dziadkiem? — spytała końcu Desmond, do którego powoli docierała ta informacja.

Harry wydął wargi wymownie i pokiwał głową z uśmiechem na twarzy.

— Cholera — mruknął cicho mężczyzna, spoglądając na Jo, która uśmiechała się zwycięsko. — Właśnie przegrałem dwieście funtów. Obstawiałem, że Gemma będzie pierwsza — rzucił, śmiejąc się do małżonki.

Gemma ponownie ryknęła śmiechem, trącając łokciem Michała, który spojrzał na swoją dziewczynę z dezaprobatą, bo przez jej gwałtowny ruch część jego kawy wylądowała na jego spodniach.

— Ta rodzina jest nienormalna, jak Boga kocham... — wymamrotała Gemma, ocierając łzy śmiechu z policzków.

— Na kiedy masz termin, Annie? — spytała z radością w głosie Jo.

— Teoretycznie na listopad — rudowłosa posłała kobiecie ciepły uśmiech. — Ale z bliźniakami bywa różnie, więc...

— Z bliźniakami? — dopytał Desmond, wyłapując istotną informację.

Harry zaśmiał się głośno i krótko.

— Ha! Teraz to ty popisałaś się brakiem subtelności, kochanie! — Zauważył z satysfakcją, wywołując kolejną lawinę chichotu.

Annie pokręciła głową i bezradnie wzruszyła ramionami, spoglądając przepraszająco na przyszłego teścia.

— Matko boska...  — Des pokręcił głową i spojrzał zszokowany na Anne. — Dziecko nam dorosło... — stwierdził, zszokowany, spoglądając na brunetkę.

Anne skrzywiła się wymownie, spoglądając na syna nieco krytycznie.

— Ja bym się tak nie rozpędzała z tym osądem, Des...

— Ej! — zaprotestował oburzony Styles, próbując się nie uśmiechać i być mocno obrażonym. — Dałabyś już spokój, mamo...

Annie i Harry przekazali na ręce Desmonda i Jo zaproszenie na ślub i przyjęli gorące gratulacje i uściski, które powtarzały się jeszcze w trakcie obiadu, podwieczorka i części wieczoru. Szarooka z radością gapiła się na swojego narzeczonego, który w gronie rodzinnym w końcu zrelaksował się i śmiał się beztrosko, rozmawiając żywo i ciesząc się towarzystwem najbliższych. Gdy siedzieli razem na fotelu, Harry splatał razem ich dłonie, obejmując ją ramionami i z półuśmiechem na twarzy bawił się jej pierścionkiem zaręczynowym na serdecznym palcu, obracając go delikatnie swoimi opuszkami. Annie nic nie mogła poradzić na to, że ciężko było jej się nie uśmiechać do siebie pod nosem. Harry był spełnieniem jej marzeń. Po prostu. Czasem brakowało jej słów na to, jak bardzo była z nim szczęśliwa.

Prawie uroniła kilka łez szczęścia, gdy Styles pochwalił się w końcu tym, że kupił działkę naprzeciw domu rodzinnego i, że to w Holmes Chapel zaczną budowę ich domu tuż po ślubie w maju. Anne popłakała się z radości, gdy dowiedziała się, że będzie miała ich tak blisko: w końcu od szesnastego roku życia nie miała młodszego dziecka w domu na dłużej, niż miesiąc. Desmond i Jo również ucieszyli się, że nie będą mieć daleko do wnuków. Przynajmniej ta niespodzianka im wyszła.

Generalnie, Annie dawno nie spędziła tak cudownego czasu. Zaczynała rozumieć, że wkraczając w nowe życie ze Stylesem, zyskiwała też coś więcej, niż tylko tego cudownego mężczyznę. Zyskiwała też prawdziwą, kochającą się rodzinę, która przyjęła ją do siebie z ogromem miłości na "dzień dobry". Zyskiwała swoje drugie miejsce na Ziemi, które mogła nazwać prawdziwym domem.








Kolejnego dnia wieczorem Harry i Michał wrzucali walizki, rzeczy szczeniaka i samego Tuckera do auta Gemmy. Czekała ich trasa do Londynu. Siostra Harry'ego i jej facet mieli odstawić narzeczeństwo na lotnisko, na którym miał czekać na nich prywatny samolot do Los Angeles, a potem wrócić do swojego mieszkania. Pobyt w domu rodzinnym - choć bardzo przyjemny - dla wszystkich zbyt szybko dobiegł końca.

Annie długo ściskała się z Anne na pożegnanie, obiecując, że jeśli Harry zapomni, to ona sama będzie do niej dzwonić. Na samym końcu lokaty ściskał mamę, a rudowłosa czekała na niego przy drzwiach samochodu, spoglądając na trawę rozpościerającą się po drugiej stronie drogi.

Chyba nadal do niej nie dotarło to, że będzie tam stał ich dom.

Mimo tego, że gapiła się na ten kawałek ziemi przy każdej możliwej okazji.

Styles wypuścił z objęć mamę, ucałował ją w oba policzki, powtórzył po raz kolejny, że strasznie mocno ją kocha i, że będzie tęsknił, a potem z uśmiechem na ustach podszedł do Anastasii, łobuzersko unosząc jedną brew i spoglądając w tym samym kierunku, co szarooka.

— Obiecuję, że jak tu wrócimy, to ta działka nadal tu będzie i nigdzie się stąd nie ruszy — zażartował, chichocząc zadziornie. Cmoknął czoło Annie i polecił jej: — wskakuj do samochodu, miśka. Czas na podbój Kalifornii — zapowiedział, podekscytowany, poprawiając okulary korekcyjne na nosie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top