79

Poranki w Holmes Chapel były czymś, na co Harry zwykł czekać z utęsknieniem. Kochał tę mało stylową sypialnię, w której dorastał. Miał wrażenie, że gdy był w domu, to nawet świeże powietrze pachniało inaczej. Lepiej. Intensywniej. Zawsze mocniej doceniał każdy ulotny moment, gdy tutaj był. 

To była druga taka okazja, by mieć przy sobie Annie w łóżku, w którym - dosłownie - dorastał. Drugi raz w jego życiu, gdy otwierał ślepia, leżąc w rodzinnym domu pierwszym widokiem, jaki miał przed sobą po przebudzeniu, była ona: rozczochrana, śliniąca się uroczo przez sen, oddychająca miarowo, z zaróżowionymi policzkami. Po tym, jak miał kilka takich okazji w lutym, nie mógł się doczekać, aż znów tu wrócą. 

Przeciągnął się, ignorując kołdrę, która zsunęła się z jego pasa pod wpływem lekkiego ruchu, pozostawiając go całkowicie nagiego. Obrócił się na bok i podparł głowę na dłoni, zginając rękę w łokciu. Ruda zabrała mu całą pierzynę i koc, gdy spał. Jak zwykle, zresztą. Uniósł kącik ust, wpatrując się w śpiącą Annie. Odgarnął na bok nieposłuszny kędzior jej loków, który ułożył się na jej twarzy, opadając na jej zamknięte powieki. 

Zerknął na zegarek na wyświetlaczu swojego iphone'a. Dochodziła jedenasta. Nie chciał marnować większości dnia w łóżku, widząc, jak za oknem promienie słońca rozświetlają podwórko. Pogoda dziś była iście wiosenna. Przez uchylone drzwi balkonowe słychać było dźwięczny śpiew ptaków, które pochowały się w drzewach w ogrodzie. 

Odłożył komórkę i nachylił się nad rudowłosą, bardzo delikatnie całując jej wargi i głaszcząc jej policzek. Trwało to chwilę, dopóki nie poczuł, jak Annie uśmiecha się nieprzytomnie i sennie w jego usta.

— Lubię takie pobudki — wychrypiała cicho, mrugając powiekami. — Cześć, łobuzie — przywitała go, skradając mu szybkiego całusa, a potem przeciągnęła się jak kotka, mrucząc i rozciągając zastane mięśnie.

Harry wpatrywał się w nią z tym charakterystycznym półuśmieszkiem, któremu towarzyszył dołeczek w jego policzku.

— Wiesz, że poszliśmy spać o siódmej rano? — Zachichotał łobuzersko, wydymając wargi.

Annie spojrzała na niego niewinnie, próbując ukryć szeroki uśmiech.

— Nie patrzyłam na godzinę — przyznała, mrucząc cicho. — Pamiętam tylko, że było już widno — zachichotała.

Styles wyszczerzył się i przyciągnął palcem do siebie jej podbródek, żeby czule ucałować jej miękkie wargi. 

— Nadal jestem starym zboczeńcem? — wymruczał seksownie w jej usta, wspominając jej własne słowa.

— Perwersem — poprawiła go. — Niezmiennie, promyczku — zachichotała, żartując. 

Zaśmiała się głośno, gdy podrzucił w górę kołdrę, żeby połaskotać ją po obu stronach żeber. Annie zawyła ze śmiechu, wrzeszcząc, że ma dać jej spokój. Styles - jak to on - nie miał zamiaru jej odpuścić, więc kontynuował tortury, olewając to, że ruda przez śmiech krzyczała w najlepsze, każąc mu iść w diabły.

Nagle drzwi ich pokoju otworzyły się zamaszyście, a w progu zjawiła się rozczochrana brunetka, która najpierw spojrzała na leżące na ziemi puchate kajdanki, potem na swojego nagiego syna, a później pokręciła głową, wpatrując się w bruneta bez cienia zdziwienia i wstydu.

— MAMO, PUKA SIĘ! — krzyknął oburzony Harry, nie rozumiejąc, dlaczego jego rodzicielka zdecydowała się interweniować. 

Oczywiście przez to, że Annie wierciła się, gdy ją łaskotał, ruda zawinęła się całkowicie w wielką kołdrę, więc nawet nie miał jak się przykryć.

— Myślałam, że coś się stało! — wyrzuciła mu brunetka i próbowała pohamować śmiech. — Daj spokój tej biednej dziewczynie, dziecko — Anne stanęła w obronie Annie.

Ruda zawyła głośnym śmiechem, ciaśniej okrywając się kołdrą i z zażenowaniem chowając twarz w dłoniach.

— Mamo, wyjdź stąd, błagam — odpowiedział poważnym i zażenowanym tonem Harry, wzdychając ciężko i zamykając oczy. — Jestem dorosłym facetem, mam dwadzieścia pięć lat i dwójkę dzieci w drodze, nie możesz wparowywać do mojej sypialni bez pukania, no halo!

— Dziecko, widziałam cię już nago milion razy, nie robi to na mnie wrażenia — odpowiedziała mu brunetka, powodując, że Annie schowała twarz w poduszce, dusząc się ze śmiechu.

Anne spojrzała na nagiego syna, a potem raz jeszcze na puchate kajdanki, leżące na ziemi. Zagryzła policzek od wewnątrz i posłała synowi wymowne spojrzenie.

— Wolę nie wiedzieć, w jakim wieku je kupiłeś — rzuciła na odchodne. — Na dole czeka na was śniadanie — zachichotała i zamknęła za sobą drzwi.

Annie odsunęła poduszkę od twarzy i spojrzała na Harry'ego, cała umazana łzami wywołanymi atakiem śmiechu.

— To było... — Harry oblizał wargi, szukając odpowiednich słów — ... odrobinkę kompromitujące — przyznał powoli, kręcąc głową.

Anastasia otarła łezki z policzków i, starając się utrzymać powagę, zapytała grobowym tonem:

— A właściwie, to w jakim wieku je kupiłeś? — Wspomniała o kajdankach i zawyła ze śmiechu raz jeszcze, gdy zobaczyła jego wielkie, zdziwione oczy i zarumienione policzki, gdy zadała mu to pytanie.

— Nie musisz wszystkiego wiedzieć — odgryzł jej się i jednym ruchem odsłonił jej nagie ciało, zrzucając z niej kołdrę. 

Postanowił zrobić cokolwiek, co mogłoby ukryć jego zawstydzenie. Klepnął ją w pośladek i przytrzymał ją w objęciach, aby móc ją pocałować, mimo trwającego napadu śmiechu Annie.

— Miałem trzynaście lat — przyznał, seksowną, niską chrypą mrucząc do jej ucha, a potem zarządził: — Uspokój się i chodź zjeść śniadanie jak przykładna, zdrowa psychicznie żona — polecił jej, siląc się na poważny ton głosu i nawiązując do tego, że przez ostatnie kilka minut cały czas śmiała się jak opętana.

— Kocham cię, głupku — Annie cmoknęła czoło bruneta przed tym, jak zerwała się na nogi.

Harry przewrócił oczami, widząc, jak nadal chichocze sama do siebie jak wariatka.

Ogarnęli się szybko, biorąc razem ekspresowy prysznic i narzucając na siebie świeżą bieliznę i ubrania. Harry wsunął na siebie niebieskie jeansy, które Annie tak lubiła na nim widzieć. Gdy rudowłosa kończyła myć zęby, Styles sięgnął po jej pierścionek zaręczynowy, który razem z łańcuszkiem odłożyła na szafkę. Łańcuszek schował do pudełeczka i zamachał wymownie biżuterią, uśmiechając się flirciarsko.

- Dzisiaj proponuję, żebyś nie chowała go na szyi - zawadiacko poruszył brwiami i uśmiechnął się, gdy zgodnie z prośbą pozwoliła mu wsunąć pierścionek na jej serdeczny palec. Annie zebrała swoją burzę loków w wysoką kitkę, oplatając wokół głowy dużą frotkę w kwiatki, posmarowała buzię kremem narzeczonego i podała mu dłoń, gotowa do zejścia na śniadanie.

W samych skarpetkach dreptali po schodach. Gdy Annie znalazła się na parterze, od razu spojrzała w kierunku kuchni. Przy stole siedzieli Michał, Gemma i Anne, rozmawiając przy kawie i kanapkach. 

Szare tęczówki Annie napotkały zielone brunetki i rudowłosa nic nie mogła poradzić na to, że wydęła wargi, hamując rozbawienie i zaczerwieniła się wymownie. 

— Wasz pies się zepsuł. — Na dzień dobry poinformowała brata i rudą Gemma.

Harry uniósł jedną brew, słysząc słowa siostry.

— On już był zepsuty — oświadczyła im Annie. — Harry wybrał najbardziej niezdarny egzemplarz, tego nie da się już naprawić. Reklamacji nie chcieli przyjąć. Wymienić też się nie da, bo wycięliśmy metkę — zachichotała, na przywitanie całując w policzek blondynkę i zajmując miejsce za stołem.

— Ale ja nie mówię o tym. — Gemma zachichotała i wskazała podbródkiem na miejsce, w którym znajdowała się zabudowana pomiędzy szafkami kuchennymi zmywarka.

Annie zamrugała i wymieniła spojrzenia z Harry'm, patrząc, jak ich Tucker postanowił zasnąć na otwartych drzwiach od urządzenia. Położył się tam, gdy Michał chciał rozpakować szuflady z czystych, umytych i wysuszonych naczyń. Młynowski otworzył zmywarkę na oścież i na chwilę zostawił świeżo umyte talerze, żeby ostygły. Gdy wrócił, szczeniak już leżał na otwartych drzwiach zmywarki, blokując wyjęcie szkła ze środka. I, generalnie, blokując użytkowanie urządzenia i przejście w kuchni.

— Dlaczego go po prostu stamtąd nie przełożyliście w inne miejsce? — spytał bystro lokaty, nie rozumiejąc.

Gemma wydęła wargi.

— No bo on wygląda tak słodko... — zajęczała przesłodzonym tonem głosu, wlepiając zielone oczy w szczeniaka, który spał na otwartych drzwiach zmywarki.

Harry spojrzał na Annie, mrugając wymownie.

— Nie będziemy zostawiać mojej siostrze naszych dzieci, kochanie — oświadczył, niby konspiracyjnie. — Zero stanowczości. Myślisz, że naszym słodkim bliźniakom też pozwoliłaby spać w zmywarce? — spytał narzeczoną teatralnie, sprawiając, że Annie mało co nie udławiła się kanapką przez śmiech.

Gemma bojowo zmarszczyła nos i skrzywiła się, celując w brata małą łyżeczką do herbaty. Trafiła w jego łokieć, a Anne spojrzała na córkę jak na nienormalną.

— Gemma, uczyłam cię tyle czasu, że jak chcesz mężczyźnie zrobić krzywdę, to celuje się w krocze — upomniała córkę, powstrzymując śmiech.

Michał zrobił wielkie oczy i spojrzał na mamę swojej kobiety, wyraźnie zaskoczony i roześmiał się głośno.

Harry rozchylił wargi, zbulwersowany i dotknięty.

— Zapamiętam to sobie — pogroził im, łapiąc się za serduszko i wyjął dwa kubki z szafki, żeby zaparzyć kawę dla siebie i dla Annie. — Własna rodzina przeciwko mnie... I w dodatku matka, która faworyzuje jedno z dzieci... Niepojęte...  — mamrotał, niedowierzając, gdy nasypywał kawę do kubków.

— Brat, zalejesz mi jeszcze herbatę? — spytała Gemma, wgryzając się w kolejną kanapkę.

— Spoko — odparł Harry, jak gdyby nigdy nic. — Tylko poszukam, czy mamy arszenik — odpowiedział jej słodko i westchnął teatralnie, sięgając do szafki, w której ich mama trzymała zapasy herbaty. — Albo, może jeszcze trochę cyjanku zostało... — mamrotał, niby sam do siebie, przeglądając zawartość koszyczka z opakowaniami herbaty.

Gemma zdjęła z nogi puchatego kapcia i rzuciła nim w brata. Harry oberwał idealnie w sam środek pleców i obrócił się w jej stronę, zaciskając wargi wojowniczo. Próbował udawać, że wcale go to nie bawi, chociaż chichotał złowieszczo pod nosem. 

Podniósł kapcia z podłogi i już zapędzał się, żeby oddać blondynce pięknym za nadobne, ale wzrokiem napotkał zaciśnięte wargi i cwaniackie, szare oczy Annie.

— A tylko spróbuj! — Jego narzeczona skrzyżowała ręce na piersi i uniosła jedną brew.

— Ale to ona zaczęła! — Bronił się.

— Ale to ty masz być ojcem. — Annie ucięła dyskusję, sprawiając że prychnął bezsilnie i rzucił kapciem Gemmy w stronę salonu. 

Wydął wargi, niezadowolony, zalewając kawę, dolewając do kubka rudej mleka i zajmując miejsce przy stole obok niej.

— Psujesz zabawę — wytknął Annie, w czasie, gdy reszta stołu miała z nich niezły ubaw.

— Harry, kochanie — tłumaczyła mu, jak dziecku — w nasze dzieci też będziesz rzucał kapciami?

Styles zdusił w sobie rozbawienie i, starając się nie roześmiać w głos, zapytał bystro:

— A nie będę?

Annie uderzyła się z otwartej dłoni w czoło, załamana pytaniem narzeczonego, który roześmiał się dźwięcznie, trzymając się za brzuch. Harry, cały roześmiany, cmoknął ją w policzek i sięgnął po kanapkę, cały czas chichocząc pod nosem.

— Nigdy nie mówiłaś, że nie będę mógł rzucać kapciami w nasze dzieci! Mówiłaś tylko, że nie mogę zamykać ich w szafie! Jakbym wiedział, że pociski kapciami nie wchodzą w grę, to bym ich nie robił! — Idealnie udawał zaskoczonego i oburzonego, wymachując kawałkiem kanapki z avocado.

— Ojciec roku — sarknęła Annie, upijając kawy z kubka i patrząc na niego, jakby był niespełna rozumu. Uśmiechała się jednak, bo -mimo wszystko - mieli podobne poczucie humoru. 

Śniadanie i leniwe przedpołudnie upłynęło im właśnie w takiej błogiej, leniwej atmosferze.

Po południu Anastasia i Harry przeszli się z Tuckerem na krótki spacer, a potem obejrzeli jakiś mało ciekawy film, wylegując się razem na kanapie. Harry ułożył się na rudowłosej tak, żeby przytulać się do jej brzucha, co strasznie mocno lubił robić. Annie bawiła się jego włosami, wgapiona w ekran telewizora, a w tym czasie Anne i Gemma krzątały się w kuchni, czekając na przyjazd ojca rodzeństwa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top