74

— Nie obchodzi cię, kto zostanie właścicielem najdroższej sieci hoteli w Anglii, maleńka? — Styles nachylił się nad Annie, zerkając przez jej ramię. 

Szarooka podwinęła nogi na fotelu, który stał niedaleko stolika w salonie Gemmy i Michała. Nakryła sobie nogi kocem i spoglądała na towarzystwo, które próbowało rozegrać uczciwą rundę w Monopoly. Z naciskiem na "próbowało", bo Harry non stop kantował, wypierając się tego przed chłopakami, Młynowskim i siostrą.

— Spoiler: to będę ja - zaśmiał się Harry, cmokając narzeczoną za uchem. — Co ty tam oglądasz? — Zaśmiał się, spoglądając na ekran jej iphone'a, na którym widniał sklep internetowy.

— Frotki do włosów — odparła mu cicho, zabawnie wydymając wargi. — Ręcznie szyte — dodała, tłumacząc mu oczywistym tonem.

— Kochanie, masz milion frotek do włosów — przypomniał jej, patrząc, jak przesuwa palcem po wyświetlaczu. — Taką w kwiatki też już masz — zwrócił jej uwagę, pokazując palcem jeden z materiałowych wzorów, który akurat oglądała. — Masz taką samą, tylko białą.

— No, to jednak nie mam takiej samej. Ta tutaj nie jest biała. Jest zielona.

Harry zaśmiał się z niej bezsilnie.

— Nie śmiej się ze mnie. Taniej wychodzi kolekcjonowanie moich frotek, niż twoich okularów — wypomniała mu, uśmiechając się do niego szeroko.

Nie wiem, czy wiecie, ale Harry Styles był ogromnym fanem okularów - i tych korekcyjnych, które nosił do pracy w studio i po domu, ale też tych przeciwsłonecznych. Miał ich mnóstwo. W sumie, pewnie nawet nie pamiętał, ile dokładnie. Futerały ze szkłami walały się dosłownie wszędzie - którą torbę nie chwycił, której szuflady by nie otworzył, do którego schowka w aucie by nie sięgnął, w środku zawsze była co najmniej jedna para jego markowych szkieł.

— Dobra, nie było tematu — zaśmiał się szczerze, kapitulując. Miała rację.

— Ej, milioner! Teraz ty rzucasz kostką! — zawołał Stylesa Payne, tuląc na kolanach rozbrykanego Tuckera, który łapą próbował przechwycić jedną z fałszywych studolarówek.

— Idę sprawić, że zbankrutujecie! — odkrzyknął Liamowi cwaniacko Harry, a potem ponownie cmoknął Annie za uchem. — Jak będziesz zamawiać te nieszczęsne frotki, to weź mi jedną różową — poprosił ją, a potem w podskokach wrócił do stolika, żeby kontynuować grę.

Anastasia zachichotała pod nosem, kręcąc głową z łobuzerskim uśmieszkiem na ustach, wodząc wzrokiem po swoim mężczyźnie.

Za sprawą załamania pogody w Londynie pojawili się z dwugodzinnym opóźnieniem. Jeszcze w samolocie Harry załatwił swojej ukochanej gorące kakao, a potem spędził resztę lotu przytulony do niej, rozmawiając cicho i czasem pozwalając sobie na płacz, żeby nie dusić w sobie emocji. Poczuł się dużo lepiej. 

Gemma odebrała ich z lotniska w środku nocy. Niall, Liam i Zayn postanowili zatrzymać się w wielkim apartamencie Malika. Rozłąka jednak nie potrwała długo, bo po tym, jak zdążyli odespać lot, zwalili się do mieszkania starszej z rodzeństwa Stylesów kolejnego popołudnia. 

Jutro czekał ich ciężki dzień: uroczystość pogrzebowa Louisa rozpoczynała się wczesnym popołudniem i nic nie zwiastowało, aby ten dzień miał przejść bez echa. Lottie rozesłała informacje o wydarzeniu tak, żeby uniknąć udziału mediów. Z samego rana cała ekipa musiała pokonać trasę do Doncaster, czyli czekały ich około cztery godziny drogi samochodem, wliczając w to przerwę na kawę.

Gemma wpadła na pomysł, żeby po uroczystości, zamiast wracać od razu do Londynu, zajechać do mamy rodzeństwa do Holmes Chapel i spędzić tam dwie noce, skoro i tak narzeczeństwo miało wygospodarowane nieco więcej czasu przed samolotem do Kalifornii. Harry przyjął ten plan z ogromnym entuzjazmem. 

Kochał wracać do domu. Zwłaszcza z Annie.











— Aneczka, aniołku, wyprasowałaś mi koszulę, prawda? — Harry spytał błagalnie, kładąc się do łóżka z mokrymi, świeżo umytymi włosami. — Bo jak nie, to będę musiał wstać o czwartej, żeby ją wyprasować... Będzie mi smutno.... Będę zmęczony... Będę miał pół godziny mniej spania... — zaczął marudzić, obejmując rudowłosą od tyłu.

Annie parsknęła, spoglądając na zegarek. Dochodziła północ. Ciaśniej nakryła się kołdrą, zagłębiając policzek w mięciutkiej poduszce w pokoju gościnnym Gemmy i Michała.

— Od kiedy wyprasowanie jednej koszuli zajmuje pół godziny? — spytała bystro Annie, wtulając się w Harry'ego, który złożył czuły pocałunek na jej odsłoniętym obojczyku.

— Wiesz, że nie umiem tego robić. I nienawidzę tego — przyznał, nadal grając pokrzywdzonego życiem.

Zarzucił jedną rękę pod głowę rudej, a drugą objął ją w talii, dłonią gładząc jej podbrzusze.

— Wyprasowałam — zaśmiała się Annie, zamykając powieki i wzdychając lekko, gdy poczuła, jak ciepło kołdry i ciała lokatego rozluźnia jej mięśnie. — Spodnie od twojego garnituru też. I powiesiłam płaszcz na wieszaku, żeby nie wyglądał jak z gardła wyjęty. Jutro ma padać... 

Harry mruknął w jej kark niczym kocur.

— Kocham cię...  

— Tylko wtedy, jak prasuję twoje szmaty?

— Zawsze cię kocham! — zaprotestował, a Annie w jego sennym głosie słyszała nutkę śmiechu. — No, ale gdy to robisz, to kocham cię trochę bardziej — zachichotał i jęknął, gdy ruda mało zgrabnie wsadziła mu łokieć między żebra. — Żartuję, skarbie, nooo... 

Ucałował jej włosy i splótł razem ich palce, opuszkami łaskocząc jej gładką, delikatną skórę. 

— Wiesz, że nie potrafię już zasypiać bez ciebie? — spytał cicho, niskim i zachrypniętym głosem przybliżając się do jej ucha. — Czuję się źle, jak cię nie ma. Jestem wtedy taki... niekompletny. I zawsze śni mi się coś dziwnego — wyznał, przyprawiając Annie o przyjemny dreszcz.

Rudowłosa uśmiechnęła się sama do siebie i odwróciła się w stronę narzeczonego, żeby czule ująć w dłonie jego policzki i złączyć razem ich usta w jednym z najdelikatniejszych, najczulszych pocałunków, jakie razem dzielili.

Styles cmoknął czoło Annie, odrywając się od jej ust i objął ją ciasno ramionami.

— Śpij, Ann. Mamy pobudkę bladym świtem — wymruczał, opierając podbródek na czubku jej głowy, gdy wtuliła się w niego ciasno.

Harry wychylił się i zgasił światło lampki nocnej, a potem z powrotem wsunął nos w loki Annie, wczepiając się w jej ciało. 

Za każdym razem, gdy już przysypiał, czując, jak odlatuje w krainę snów, rudowłosa w jego ramionach poruszała się niespokojnie, wzdychając cicho. Nie mogła zasnąć. Gdy po raz ósmy - a policzył to - schemat się powtórzył, sennie mruknął do niej:

— Co się dzieje, misia?

Annie otworzyła oczy z cichym westchnieniem.

— Nie wiem... — wymamrotała, niepocieszona. Poczuła, jak Harry składa czuły pocałunek na jej czole. — Mam w głowie milion myśli i nie mogę ich wyciszyć... 

Styles westchnął, głaskając ją po włosach.

— Mam poćwiczyć kołysanki? — spytał nisko, przelotnie muskając wargami jej skroń.

Ich wzrok przyzwyczaił się do otaczającego ich półmroku - ciemność przełamywał tylko księżyc, wpadający przez okna. Harry wyraźnie widział błyszczące oczy rudowłosej, która spała w jego koszulce, a przed pójściem spać związała swoje bujne loki w koka, używając wielkiej, materiałowej, błękitnej frotki. Wyglądała w niej niezwykle dziewczęco i niewinnie, jak na nią.

Zauważył, jak uśmiechnęła się lekko na myśl o tym, że chce jej pośpiewać. Odchrząknął teatralnie, opierając głowę na dłoni i podnosząc się nieco. Przez chwilę jedynie patrzyli w swoje oczy, wwiercając się w siebie nawzajem bez słów. 

— There's a calm surrender, to the rush of day... — zaczął półgłosem podśpiewywać słynną piosenkę z Króla Lwa, a gdy Annie zrozumiała, co śpiewa, zaśmiała się perliście.

— Misiek, od kiedy to jest kołysanka?

— Nasze dzieci będą miały moją wersję Eltona Johna na dobranoc co najmniej raz w tygodniu. To jest kołysanka — zaprotestował, przygryzając dolną wargę. — Trzeba im wpajać prawilne wzorce od samego początku.

W jego policzkach wymalowały się delikatne dołeczki, które Annie wyraźnie widziała w półmroku. 

— Poza tym, klasyka Disney'a to idealny materiał na kołysanki. Nie mów, że tak nie jest, bo będę poważnie się musiał zastanowić nad tym, czy wymienić się z tobą obrączkami, kobieto — dodał niby poważnie, żartując.

Annie uśmiechnęła się ciepło, przygryzając delikatnie dolną wargę.

— Wiesz, że nadal mam momenty, w których nie dowierzam, że naprawdę zostaniemy rodzicami? — spytała go nieśmiało. 

Harry pokiwał głową, rozumiejąc o czym mówi, a potem czule przytknął wargi do jej czoła.

— Damy sobie radę, kochanie... — wyszeptał, chcąc dodać otuchy i Annie, i sobie. — Kto, jak nie my?

Annie wtuliła się w Harry'ego, a po jej twarzy błądził uśmiech. Odechciało jej się spać. Zresztą, lokatemu również.

— Oglądałeś kiedyś bajki Disney'a w innym języku, niż angielski?

Zielonooki zamyślił się, a potem wydął wargi i wymruczał nisko:

— Nie-e... 

Annie, słysząc jego odpowiedź uśmiechnęła się podstępnie i zassała policzek od wewnątrz. 

— Żałuj. Polskie dubbingi są najpiękniejsze na świecie... 

Harry prychnął.

— Czyżby? — zwątpił, nie mając porównania do angielskich wersji.

Po chwili Anastasia skopała z siebie kołdrę i gestem poprosiła Harry'ego, żeby podniósł się do siadu. Styles uniósł jedną brew i z ciekawością wpatrywał się w rudą, która usiadła na pościeli, układając podwinięte nogi w dziwnej pozycji.

— Oglądałeś drugą część Króla Lwa? — spytała go nagle, poprawiając dużą frotkę na czubku głowy. Kilka malutkich, niesfornych loczków uciekło jej spod materiałowej gumki, tworząc wokół jej twarzy delikatny, kręcony chaos, który Harry tak uwielbiał. Jego za duża na nią koszulka odsłoniła fragment jej obojczyków i ułożyła się tak, że doskonale dostrzegł spod materiału kształt jej piersi i bioder.

— Głupie pytanie — odparł. — No raczej, że oglądałem. Na tej części też ryczałem. Każda laska na to leciała — odpowiedział jej łobuzersko, unosząc jeden kącik ust ku górze. 

Rudowłosa nie mogła nie przewrócić oczami, gdy powiedział ten tekst na głos.

Annie uśmiechnęła się lekko i spojrzała w okno, które wpuszczało jasne światło do sypialni. Spojrzała na Harry'ego wielkimi oczami i uśmiechnęła się czule, wyciągając rękę w jego kierunku, żeby odgarnąć niesfornego, mokrego loczka z jego czoła. Omiatając wzrokiem jej sylwetkę, Harry pomyślał, że wyglądała naprawdę przepięknie: uroczo, naturalnie, a jej twarz promieniała miłością i szczęściem, od którego się uzależnił.

A potem zrobiła coś, co zaczarowało go bez pamięci. Nabrała powietrza w płuca i, nie zważając na brak muzyki, z lekkim uśmiechem na ustach, zaczęła cicho śpiewać. W swoim ojczystym języku.

https://youtu.be/272DBoAcpy8

— W gąszczu trudnych spraw chcę odszukać nić, która wskaże mi gdzie zmierzać mam, jak żyć... 

Jej głos był delikatny, czysty, ale wyrazisty. Harry znał utwór, znał jego słowa, choć nie znał języka tego wykonania. Już z pierwszymi słowami rozchylił wargi, zaskoczony, czując, jak w jego brzuchu nagle zmaterializowało się stado motyli. Jej głos idealnie rozbrzmiewał w pustym pokoju, przeszywając jego serce.

— Wiem, że znajdę ją. Wiem już z kim chcę iść. Gdy zabraknie sił, gdy zgubię sens, z pomocą przyjdzie chór dwóch serc... 

Wielkie, szare oczy Annie zaszkliły się, gdy wyrzucała z siebie tekst. Śpiewając, nie przerywała kontaktu wzrokowego ze szmaragdowymi ślepiami narzeczonego, który czule splótł razem ich dłonie. Nie przestawał się nią zachwycać. Nie przestawał jej chłonąć. 

— Już wiem, miłość drogę zna... — sięgnęła wyższych nut bez podkładu muzycznego, spinając przeponę i starając się mocno nie hałasować. Harry poczuł, jak po rękach i po nogach przebiegły mu ciarki - nie wiedział, czy to pod wpływem dźwięku jej głosu, czy jej widoku. 

— Poprowadzi mnie przez świat.

Kolejna górna nuta, kolejna fala dreszczy.

— Ty przy mnie, ja przy tobie... 

Zielonooki poczuł, jak szklą mu się oczy, gdy patrzył na nią.

Była jego magią. 

— Przez mrok, ku jutrzence dnia... 

Annie, nie przerywając śpiewania, ponownie sięgnęła górnych rejestrów, powodując kolejną falę dreszczy u Harry'ego. Zauważyła jak zadrżał i uśmiechnęła się tak czule, że aż mocniej zabiło jej serce. To była tak prosta chwila, a tak magiczna za razem... 

— Świat jest lepszy gdy jesteś obok ty... — ze szklankami w oczach uniosła ich splecione dłonie do twarzy, żeby czule musnąć wargami kostki na wierzchu jego dłoni.

— Miłość drogę zna... — skończyła cicho, uśmiechając się szerzej.

Kolejny raz tej nocy po prostu patrzyli się na siebie, bez słów udowadniając sobie, jak duże, ważne, nieprzeciętne i głębokie jest to, co już razem zbudowali.

— Chodź tu do mnie — poprosił ją w końcu, nachylając się w jej stronę i pociągając ją na siebie. Annie zachichotała, układając głowę na torsie lokatego. Objęła go mocno w pasie, nie mogąc przestać uśmiechać się do siebie. 

— Kocham cię, Harry... — wymamrotała i uśmiechnęła się szerzej, gdy usłyszała jego odpowiedź.

— Popłakałem się — przyznał się, cholernie rozczulony, całując jej włosy. - Boże, jesteś tak cudowna, Ana... 

To był ten jeden z niewielu momentów, w których Harry'emu Stylesowi zabrakło słów.

Annie po prostu splotła razem ich dłonie i bawiła się jego palcami w komfortowej ciszy.

— Wiesz, co chciałbym ci obiecać? — spytał nagle cicho.

— Hm?

— Że kiedyś zaśpiewamy tę wersję razem — zaskoczył ją. — Polską wersję. Obiecuję — wyszeptał i uśmiechnął się, gdy podniosła się, żeby spojrzeć mu w oczy. Była zupełnie zaskoczona.

— Harry, nie musisz... 

— Ale chcę — zadeklarował, nachylając się, żeby złożyć słodki pocałunek na jej ustach. —  Chcę... 

Wiedział, ile to dla niej znaczy.

— Wskakuj pod kołdrę, mysza, bo zaraz zmarzniesz — polecił jej, łapiąc za krawędź materiału. — Chodź tu, teraz moja kolej — oświadczył jej, a potem zarządził. — Wybierz repertuar. Ale to serio ma być kołysanka, bo będziemy nieprzytomni rano, skarbie — zastrzegł. — Jedna piosenka i do spania.

Annie zachichotała w jego ramionach, wtulając się w jego klatkę piersiową. Doskonale wiedziała, że gdyby nie jego asertywność, mogliby tak prześpiewać resztę nocy.

— From the Dining Table — zamruczała po chwili zastanowienia.

Harry zmarszczył brwi.

— Ale to smutna piosenka. I taka... — skrzywił się. — Niemiłosna — powiedział. — Liczyłem na coś bardziej romantycznego. I always will love you, czy coś... 

Annie prychnęła śmiechem.

— Nie wyciągnąłbyś Whitney Houston — parsknęła, rozbawiona. 

— A założymy się? — wyszczerzył się cwaniacko.

— No, proszę cię... Uwielbiam tę piosenkę. Na płycie brzmisz w niej tak... męsko... — zachichotała.

Lokaty uniósł jedną brew.

— Ja zawsze brzmię męsko...  — uświadomił ją, a potem ułożył dłonie na jej talii, szukając bliskości jej ciała.

— Poza tym, miała być kołysanka. To jest idealna kołysanka — tłumaczyła mu.

— Smutna kołysanka. I taka mało kołysankowa — debatował dalej.

— Ale twoja.

Annie ucięła dyskusję tym tekstem, sprawiając, że mruknął coś cicho, wyraźnie rozczulony. Przesunął jedną dłoń na jej kark, żeby móc koniuszkami palców wodzić po jej skórze. Rudowłosa zamknęła szare oczy, gdy poczuła, że nabiera powietrza do płuc, żeby spełnić jej prośbę.

https://youtu.be/MImcJQh-fgU

Głos Harry'ego zawsze sprawiał, że miała dreszcze, ciarki i motyle w brzuchu. Zawsze. Zwłaszcza, gdy śpiewał jej nad uchem, namacalnie sprawiając, że wszystkie te doznania były przeznaczone tylko dla niej. 

Styles jak gdyby nigdy nic skakał po nutach, wyrzucając z siebie tekst swojej piosenki. Barwa jego głosu sprawiała, że wyczulone na doznania muzyczne zmysły Annie szalały z rozkoszy. Śpiewał półgłosem, mając nadzieję nie obudzić nikogo za ścianą i nawijał sobie na palec wskazujący jednego z maleńkich loczków Annie, który pozostał niezwiązany, łaskocząc jej kark. Czasem bez większego wysiłku schodził z dolnych nut w te górne, sprawiając że Annie mocniej wczepiała się w jego ciało. 

Ten niesamowity mężczyzna miał jej ciało i duszę. Na własność. A ona nigdy nie czuła się bardziej szczęśliwa z powodu oddania się komuś całkowicie tak bardzo, jak teraz, gdy oddawała się jemu.

Annie usnęła dosłownie moment po tym, jak Harry skończył śpiewać. Zasnęła w jego objęciach, nieprzytomnie mrucząc coś o tym, że życia sobie bez niego nie wyobraża. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top