70

Zielonooki, lokaty brunet otworzył oczy dobrą chwilę przed tym, jak w mieszkaniu rudowłosej rozdzwonił się głośno jego budzik w telefonie. Rozchylił powieki i mruknął sennie, gdy poczuł, że sam z siebie obudził się wyspany i bez nieprzyjemnego napięcia mięśni, które ostatnio towarzyszyło mu cały czas przez spanie wraz z rudą na wąskim łóżku. Spojrzał w dół i zamrugał, uśmiechając się do siebie.

Loczki, które przez noc wymsknęły się z luźnej frotki Annie, tworzącej chaotycznego koka na jej głowie, łaskotały jego szyję i brodę. Miał idealny widok na linię jej długich, jasnych rzęs i na mapę jaśniutkich piegów na jej zadartym nosku i policzkach. Oddychała równomiernie i głęboko, a głowę ułożyła na jego klatce piersiowej. Przypomniał sobie, że w identyczny sposób obudził się po tym, jak pierwszy raz w życiu spali w nocy obok siebie: wtedy wtuliła się w niego w identyczny sposób, jak teraz. Ucałował czule czoło szarookiej i pogłaskał jej ramię, postanawiając dać sobie czas na delektowanie się tym obrazkiem, dopóki jego budzik nie rozdzwonił się na szafce nocnej. Harry uciszył telefon sprawnym ruchem, a potem połaskotał narzeczoną po policzku. Annie zmarszczyła nosek pod wpływem jego delikatnego gestu i mruknęła protestująco.

— Anusia, rybko... — Niski, cholernie zachrypnięty głos Harry'ego zupełnie jej nie ruszył.

Annie wczepiła się w niego mocniej, ignorując jego słowa, które dochodziły do niej jak przez mgłę. Westchnęła cicho, nie mając zamiaru otwierać oczu. Styles przewrócił oczami i wsunął rękę pod kołdrę, żeby wślizgnąć się dłonią pod koszulkę, w której spała i, żeby delikatnie przesunąć opuszkami palców wzdłuż jej kręgosłupa, zaczynając od karku. Ruda mruknęła protestująco.

— Wstajemy, kochanie — oświadczył jej nieco głośniej, widząc, jak otworzyła oczy, próbując uciec przed jego łaskotką. — Rano wyciągnięcie cię z łóżka graniczy z cudem — zaśmiał się, widząc, jak nieprzytomnie przeciera oczy.

— Jeszcze trzy minutki — mruknęła nieprzytomnie, odlepiając się od niego i rzucając się na drugą połowę łóżka. Protestująco zwinęła się w kulkę, zawijając się w pościel i przyciągając kolana do klatki piersiowej.

Lokaty westchnął ciężko.

— Odkryłaś mnie i teraz mi zimno — zauważył bystro i z wyrzutem, teatralnie wypuszczając powietrze z płuc. Zignorował powiew chłodniejszego powietrza, który sprawił, że zadrżał pod wpływem zmiany temperatury.

— Sorki — wymamrotała sennie, nadal nie mając zamiaru ruszyć się łóżka.

— To było nieszczere... — zaśmiał się i przysunął się do niej, żeby nachylić się nad nią i intensywnie pocałować jej szyję, przyciągając ją do siebie.

Annie mruknęła, gdy poczuła jego usta i język na obojczyku. Styles obrócił ją mocnym, zdecydowanym ruchem jednej ręki na plecy, a potem kolejnym uniósł kołdrę, żeby ułożyć się swoim ciałem na niej, nie odrywając się od jej - aktualnie już - dekoltu.

— Próbuję się wyspać — napomniała go, otwierając oczy.

— Yhymmm — odmruknął, sarkastycznie udając zrozumienie.

Ułożył się tak, że odruchowo objęła go nogami w pasie, wyginając plecy w łuk, gdy jego dłonie zabłądziły pod jej koszulką w okolicy dolnych żeber.

— Wyśpisz się innym razem — wymruczał zachęcająco, wpijając się w jej usta, żeby po chwili podwinąć jej - a właściwie swoją własną - koszulkę z długim rękawem tak, żeby mieć dobry widok na jej klatkę piersiową. — Twoje ciało się zmienia — wymamrotał, wpatrując się w nią wygłodniałym wzrokiem.

Annie uniosła jedną brew i, nie mogąc się powstrzymać, parsknęła śmiechem.

— Chciałeś powiedzieć, że urosły mi cycki? — zapytała wprost, widząc, jak bardzo stara się powiedzieć tę uwagę na głos politycznie poprawnie.

Harry przewrócił oczami, szczerząc się wstydliwie. Speszyła go, a teraz wpatrywała się w niego, zawstydzając go jeszcze bardziej tak, że aż się zaczerwienił.

— Mniej-więcej... — mruknął, ściągając górę jej garderoby przez głowę i sprawnym ruchem odrzucając ją na bok, żeby móc z powrotem wpić się w jej usta.

— Jesteś uroczy, Styles — szepnęła w jego wargi, chichocząc.

Jego uśmiech zamigotał jej przed oczami, gdy nagle oderwał się od niej, żeby podążyć ustami na jej podbrzusze. Mruknęła, gdy ucałował jej coraz wyraźniej zaokrąglony brzuszek. Przesunął po nim dużymi, męskimi, ciepłymi dłońmi i jęknęła, gdy zatrzymał się na jej biodrach.

Ten seks był nieśpieszny. Nareszcie, bo ostatnio wiecznie kochali się w pośpiechu: po cichu i na szybko, a oboje lubili, gdy było odwrotnie. Lubili mieć czas na to, żeby torturować siebie nawzajem raz po raz. Harry miał magiczną umiejętność doprowadzania Annie do szaleństwa jednym, wypowiedzianym nisko, zachrypniętym głosem zdaniem. Wystarczyło krótkie:

— Chcę cię słyszeć, Ana — żeby obudzić w niej instynkty, o istnieniu których nie miała pojęcia, dopóki życie nie postawiło na jej drodze tego nieznośnego, charakternego bruneta.

Harry, oczywiście, przeczuwając, że rano będą potrzebowali więcej czasu, niż normalnie, nastawił budzik dużo wcześniej, niż Annie myślała, że nastawił. Cwaniak. Cały Styles. A podobno to ona planowała całe swoje życie do co minuty... 

Było dopiero lekko przed ósmą rano, gdy Harry, odziany jedynie w bieliznę, zalewał wrzątkiem dwie kawy w kubkach stojących na małej wysepce kuchennej. Celowo ustawił je w tym miejscu, żeby mieć dobry widok na fortepian, przy którym usiadła rudowłosa po ich wspólnym prysznicu.

On miał za zadanie zrobić im śniadanie, a ona dopakować ich walizki przed wyjściem z domu tak, żeby mogli je od razu wrzucić do auta przed wyjazdem na komisariat. Niestety, Annie skończyła ich pakowanie na tym etapie, w którym wyjęła kilka swoich ubrań z szafy, zostawiła je na łóżku i stwierdziła, że dawno nie grała i, że udusi się, jeśli nie przeprosi się z fortepianem chociaż na chwileczkę.

Uniosła nakrywę górną intrumentu i unieruchomiła ją podpórką. Nie szukała nut - po prostu zebrała mokre loki nad karkiem kolorową frotką, tworząc luźnego kucyka i usiadła przy instrumencie, odnajdując wzrok Harry'ego. Miała na sobie tylko swój długi, kwiatowy, cienki szlafrok. Uśmiechnęła się do siebie nieco łobuzersko i zamknęła oczy, dotykając palcami klawiszy.

https://youtu.be/gwmVjvR-sVs

Harry nie rozpoznał utworu, który zaczęła wygrywać. Dopiero, gdy po wstępie przeszła do zwrotki, uśmiechnął się do siebie. Dolał mleko do jej kubka z kawą, a potem bezceremonialnie chwycił z części salonowej mały taboret i postawił go obok ławeczki, na której siedziała. Swój kubek trzymał w dłoniach, natomiast po kubek Annie cofnął się do blatu kuchennego, zgarniając do ręki również swój telefon. I, gdy usiadł na taborecie tak, żeby mieć dobry widok na jej twarz, odstawił jej kawę na ziemię, żeby nie wylać zawartości, a potem wyprostował się, upijając swojego gorącego napoju i wpatrując się w nią. Tak po prostu.

Annie przymykała oczy, gdy jej palce błądziły po biało-czarnych klawiszach. Była magiczna. Czasem podnosiła na niego wzrok, żeby skrzyżować szare tęczówki i te szmaragdowe. Zawsze po tym uśmiechała się, odkrywając rządek białych ząbków. Harry kręcił głową z niedowierzaniem, słysząc melodię, jaką wygrywała. Kołysała swoim ciałem, współgrając z dynamiką utworu. Przed tym, jak przeszła do refrenu Styles chwycił w dłoń swój telefon i nakierował aparat na rudą, która nie skomentowała tego, co robi. Kontynuowała granie, uśmiechając się lekko.

Gdy po raz ostatni przeszła do refrenu, uśmiechając się do siebie, Harry zaśmiał się cicho:

— Malik będzie z ciebie dumny — wywołał jej szeroki uśmiech, gdy kończyła utwór.

— Nagrałeś mu to? — spytała, sięgając po swoją kawę z ziemi i upijając odrobinę. Wskazała podbródkiem na telefon Stylesa, który nadal dzierżył go w dłoni, uśmiechając się łobuzersko. — Co ty robisz, Harry?

— Prywatną relację na żywo na insta — odparł złowieszczo, zamaczając wargi w czarnej kawie.

Annie zrobiła wielkie oczy, rozumiejąc, że przez cały ten czas kamera łapała jej obraz.

— To ty wiesz, jak się to obsługuje w ogóle, kocie? — próbowała obrócić swoje zdziwienie w żart i roześmiała się, kręcąc głową.

— Jakaś ty zabawna... — zachichotał sarkastycznie, przerywając nagrywanie. — Zaśpiewasz mi coś? — spytał, patrząc na nią wielkimi oczami.

— Nie spieszy się nam? — Próbowała uciec.

— Aktualnie nie — poruszył brwiami. — No proszę...

Annie pociągnęła jeszcze jeden łyk kawy i odłożyła kubek z powrotem na panele, wracając dłońmi na klawiaturę instrumentu.

Był zbyt słodki, gdy czegoś chciał. Nie potrafiła mu odmawiać, gdy patrzył na nią tymi wielkimi ślepiami, z dołeczkami w policzkach i ze słodką minką.

Przez wielkie okna zaczęły wdzierać się intensywne promienie porannego słońca Miami, tworząc malowniczy obrazek w mieszkaniu rudowłosej. Harry miał przed oczami kobietę swojego życia, zatopioną w jasnych smugach promieni słonecznych, wdzierających się do środka. Była bez makijażu, z rozczochranymi, rudymi, wilgotnymi lokami na głowie, w samym szlafroku, po porannym seksie. I, na Boga, to był jeden z najpiękniejszych widoków w jego życiu. Annie zaczęła grać dobrze znaną mu melodię, na co się uśmiechnął. A potem spięła przeponę, wyrzucając z siebie dźwięki i... To był jeden z tych ulotnych momentów, który sprawiał, że poczuł się szczęśliwy najbardziej na świecie.

Nie mógł tego nie uwiecznić. Tak dla samego siebie. Ukradkiem ponownie wyjął telefon, rejestrując ten magiczny moment.

https://youtu.be/TQs5FVSkSKw

Miał ciarki, więc uchwycił tylko maleńki fragment utworu, zapisując go w swoim telefonie. Nie myśląc zbyt wiele wrzucił go do sieci z jakimś mało znaczącym podpisem o tym, że takie poranki są bezcenne, myśląc, że zaadresował go tylko do chłopaków, mamy, Gemmy, Cordena, ekipy z zespołu, Jeff'a i kilku innych bliskich osób.

Nie zauważył, że pomylił się i wcisnął przycisk udostępniający filmik publicznie ze swojego konta służbowego.

Odrzucił telefon na bok odkładając go na podłogę i popijał czarną kawę, wpatrując się w rudowłosą jak gdyby nigdy nic.

— Wiesz, że cię kocham? — spytał ciepło, gdy skończyła.

Annie uśmiechnęła się czule i wstała z ławeczki, żeby zająć miejsce na jego kolanach. Harry odłożył swoją kawę na podłogę obok i objął ją w talii, gdy usiadła bokiem na jego udach. Ucałowała skroń zielonookiego i mruknęła cicho:

— Coś tam wspominałeś — zaśmiała się uroczo.

— "Coś tam"? Potrafisz być kochana, Ann — stwierdził, prychając śmiechem. — Śniadanie? — spytał hipotetycznie, cmokając jej policzek.

— Śniadanie — przytaknęła, zeskakując z jego kolan i schylając się po kubek ze swoją białą, słodką kawą.

Reszta poranka minęła im na krzątaniu się w kuchni i dopakowywaniu rzeczy do walizek. Wzajemnie przypominali sobie to o skarpetkach, to o czarnych ubraniach na pogrzeb, to o letnich rzeczach do założenia w Los Angeles, to o kosmetyczce z lekami i o ładowarkach do komputera Styles'a i do ich telefonów.

Gdy Harry szczotkował zęby przed wyjściem w łazience, rozdzwoniła się jego komórka. Z ustami pełnymi piany po paście krzyknął Annie, żeby go odebrała. Ruda sięgnęła po iphone'a narzeczonego i wcisnęła zieloną słuchawkę, spoglądając na zdjęcie osoby, która dzwoniła.

— Hej Jeffy — przywitała ciepło bruneta po drugiej stronie słuchawki. — Harry jest obok, myje zęby. Zbieramy się na komisariat — uprzedziła pytanie, uśmiechając się lekko. — Czuję się dobrze, Jeff, dziękuję. Uściskaj Em i Josie ode mnie. Tak, już włączam głośnik, daj mi sekundę.

Anastasia wdusiła głośnik i odłożyła telefon na blat obok zlewu.

— Hej, stary —  Harry odezwał się zniekształconym głosem, nadal manewrując szczoteczką w buzi. — Co tam?

— Hazz, mam do was sprawę. A do ciebie jeszcze jedną, niż ta jedna — westchnął po drugiej stronie słuchawki. — Wspominałeś, że piątego maja się pobieracie. Pamiętasz, że szóstego maja masz Met-galę w Nowym Yorku?

Harry zamarł, zastygając w bezruchu ze szczoteczką w buzi i marszcząc brwi z wielkimi oczami.

— Pamiętasz? —  Ponowił pytanie Azoff.

Annie wpatrywała się w narzeczonego pytająco.

— Jesteś tam ambasadorem, stary... — mruknął Jeff i, nie otrzymując odpowiedzi, dodał: — czyli nie pamiętasz.

— Kurna — zaklął cicho Harry, wypluwając pianę do zlewu i wycierając usta. — Już pamiętam.

Rudowłosa uniosła jedną brew, patrząc w szmaragdowe ślepia.

— Nie przeskoczymy tego. Zaczniemy miesiąc miodowy od Stanów. — Spojrzał w szare oczy przepraszająco.

— Odrzutowcem wojskowym chcesz tam dolecieć na czas? — sarknął Azoff. — Harry, sam lot to dziesięć godzin. Macie zamiar skrócić wesele czy noc poślubną?

— Jeffy, to ty jesteś specjalistą od misji specjalnych. Poza tym, przesunięcie strefy czasowej będzie działało na naszą korzyść — próbował ugłaskać kumpla Harry. — Jeśli koniecznie zależy im na mojej obecności... 

— Harry, to tobie zależy, żeby nie spieprzyć kontraktu z Gucci — przypomniał mu brunet. — Pomyślę, jakie mamy opcje. Jest możliwość przesunięcia daty waszego ślubu o kilka dni szybciej albo później?

Zielonooki spojrzał na Annie, wiedząc, jak bardzo zależało jej na piątym maja.

— Nie, Jeff — odparł twardo.

— Dobra. Coś wymyślimy — westchnął.

— Nie mogę się rozchorować, czy coś?

— Bądź, kurwa, poważny, Styles... To nie podstawówka.

Zielonooki prychnął cicho.

— Hazz, stary, a teraz powiedz mi, co ty odpierdalasz? — spytał nagle brunet. Ton głosu miał nieco zbyt ostry, niż powinien mieć.

Harry zamrugał niezrozumiale, wychodząc z łazienki i trzymając telefon w dłoni.

— Co ja odpierdalam?

Jeff nie odpowiedział, myśląc, że lokaty sobie z niego żartuje.

— Ja coś odpierdalam? — spytał ponownie Harry, zupełnie nie rozumiejąc, o czym aktualnie jest ta rozmowa.

— Z tym nagraniem — uświadomił go. — Nie konsultowaliśmy tego — ochrzanił go.

— Jakim nagraniem, Jeff? — Harry jeszcze bardziej ściągnął brwi, wrzucając swoją szczoteczkę do zębów do walizki.

— Udajesz tępego, czy masz alzheimera? — zironizował Azoff. — Wrzuciłeś nagranie Annie na instagram... 

Anastasia, słysząc głos Jeff'a, obróciła się w stronę Harry'ego z szokiem na twarzy.

— Przecież wrzuciłem je w trybie prywatnym... — Styles zmarszczył brwi.

— No, to przy tym drugim coś musiało ci się pojebać, bo wisi na twoim publicznym koncie... 

Annie zbladła niemal natychmiastowo.

— O kurwa — zaklął, zasłaniając sobie dłonią usta i przerażonymi oczami patrząc na tak samo przerażoną Anastasię. — O kurwa, kurwa, kurwa... 

— Nie wiedziałeś? — spytał zdezorientowany Jeff.

— Musiałem wdusić nie to, co trzeba — przyznał, przejęty. — Skasować je, Jeff...?

— Dać ci media społecznościowe do ręki, Harry, no ja pierdolę... Teraz będziesz je kasował, jak mleko już się wylało? — Jeffrey westchnął ciężko po drugiej stronie telefonu. — Boże, Styles, ty skończona sieroto życiowa, przypomnij mi, czemu zgodziłem się z tobą pracować, stary... — jęknął.

— Bo mnie kochasz — mruknął, wywracając oczami. — Jeff, zbieramy się na komisariat, a potem od razu na lotnisko. Napiszę ci jak będziemy wylatywać. Zdzwonimy się, jak będziemy w Londynie — pożegnał się krótko z brunetem, wymieniając z nim jeszcze kilka krótkich zdań i z głośnym westchnieniem przerwał połączenie, wciskając na ekranie czerwoną słuchawkę.

Harry podszedł do Annie, która siedziała na brzegu łóżka i rzucił telefonem w pościel, kucając przed nią i kładąc dłonie na jej kolanach.

— Przepraszam... 

Annie zagryzła wargę.

— Będziesz miał przez to problemy? — spytała cicho.

— Problemy? Nie, skarbie. Tylko tonę pytań więcej, niż zwykle — mruknął. — No, trudno. Przynajmniej uciąłem tym kilka plotek i niedomówień — wydął wargi, myśląc głośno. W istocie, po tym jednym króciutkim filmie nikt więcej nie powinien poddawać w wątpliwość zdolności muzycznych jego kobiety.

Rudowłosa uniosła jedną brew.

— Los tak chciał? — sarknęła mimowolnie.

— To naprawdę było przypadkiem... — usprawiedliwiał się przepraszająco. — Jesteś zła? — spytał jak mały chłopiec.

Annie westchnęła ciężko i wydęła wargi.

— Nie, Harry. Co najwyżej... lekko przerażona — skrzywiła się. — No, ale trudno. Świat się nie zawali, co?

— Dopóki cię pilnuję? Nigdy na to nie pozwolę — zapewnił ją.

Styles ucałował jej usta, czubek nosa i czoło w geście pocieszenia i przeprosił raz jeszcze, a potem spojrzał na zegarek i stwierdził, że czas wychodzić, jeśli mają dotrzeć na miejsce punktualnie.

Harry wpakował ich walizki i gitarę Annie do auta, a potem sprawdził, czy napewno wyłączyli w mieszkaniu rudej wszystkie światła. Zamknął drzwi, splatając razem dłoń swoją i Anastasii. Zeszli razem na parking, a potem usadowili się w aucie Styles'a. Zielonooki zajął miejsce na fotelu kierowcy, sprawnie wyjechał z parkingu i podążył w stronę wyznaczonego komisariatu policji, w którym miał czekać na nich Jackmann.

Gdy dotarli na miejsce, Harry zaparkował przed budynkiem, który swoim wyglądem zalatywał speluną i niezbyt zachęcającym otoczeniem. Annie omiotła wzrokiem widok zza przedniej szyby i wyznała cicho:

— Nie bałam się tych zeznań, dopóki tu nie przyjechaliśmy — mruknęła mało optymistycznie.

— No, to myślimy podobnie, kochanie... — Cichy głos Harry'ego miał podobne brzmienie. — Chodź, śliczna. Miejmy to już z głowy... 

Brunet wyskoczył z auta i otworzył rudej drzwi, podając jej dłoń, gdy wysiadała. Objął ją w talii i gdy rozejrzał się po parkingu, dostrzegł zaparkowany samochód Jackmann'a.

— Gorzej, niż wtedy, gdy wpadli do twojej sali szpitalnej bez zapowiedzi, raczej nie będzie, prawda? — Ruda usłyszała ciche pytanie nad uchem.

Annie zacisnęła wargi wymownie, równo z Harry'm kierując swoje kroki w stronę wejścia.

— Gorzej na pewno nie będzie, słońce — skłamała gładko, modląc się, żeby jej małe kłamstwo, które miało podnieść go na duchu, okazało się prawdą.

Bo przeczucie miała zupełnie inne.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top