69

— Annieeee, no proszę, ja nie potrafię zasnąć bez niego! Jego futerko grzeje w nocy i przytula się do mnie jak dziecko! — jęczał Payne, biorąc rudowłosą na litość.

Anastasia rozłożyła się na fotelu, a na jej udach drzemał stęskniony Tucker, który niemal nie posikał się z radości na jej widok, gdy Niall wniósł go do mieszkania. Puchaty szczeniak natychmiastowo rzucił się na mamę, mając nadzieję zalizać jej twarz na amen ze szczęścia. Harry obserwował ten obrazek rozczulony, szczerząc się do siebie.

Chłopcy przesiedzieli w mieszkaniu szarookiej cały wieczór, z entuzjazmem przyjmując jej prośbę o pomoc w wypisywaniu zaproszeń podczas jutrzejszego lotu. Samuel wpadł do nich na moment, wracając z dyżuru, ale szybko zwinął się do siebie pod pretekstem "randki przez telefon" z Samem Smithem. Zasypany toną pytań rudej, uciekł, obiecując, że jak wszystko się wyjaśni, to jej opowie. Łajza.

— Payne, daj już spokój, Tuc nie widział jej cały tydzień, dla niego to koniec świata — napomniał go Zayn, próbując być tym rozsądnym. Mulat wiązał sznurówki adidasów, zbierając się do wyjścia.

— Jedna noc w tę czy w tę... — nie odpuszczał Liam. — Nie będziecie musieli wstawać wcześnie rano, żeby go wyprowadzić... — Brunet przenosił wzrok porozumiewawczo to na rudą, to na Stylesa, który słysząc ostatnie zdanie uniósł cwaniacko jedną brew i spojrzał na narzeczoną.

— Rozważ tę propozycję, kicia — mruknął w jej stronę zachęcająco. — Rano pojedziemy prosto na komisariat, wrócimy po rzeczy i spotkamy się wszyscy na lotnisku — dopowiedział.

— O, no widzisz! To mogę go zabrać na noc? — błagał Payne, wywołując kolejny napad śmiechu Horana.

Zayn spojrzał litościwie na kumpla i niecierpliwie zamachał kluczykami od samochodu.

— Payne, miej litość... — jęknął Malik.

— No, Ana, noo... 

— O jeny, dobra! — Zaśmiała się Annie, próbując wsunąć dłonie pod zwierzaka, żeby go podnieść i przekazać Liamowi.

— Nie dźwigaj go, skarbie, on waży już dużo więcej niż dwa kilo, które wolno ci podnieść... — odezwał się Harry, który podniósł się na nogi, chcąc jej pomóc.

Liam ubiegł go, przejmując z ud rudowłosej śpiącego Tuckera, który przebudził się nieprzytomnie i wtulił pyszczek w rękaw bluzy Payne'a.

— Zadowolony, Payno? — spytał Malik, który przewrócił oczami, spoglądając na bruneta i przekręcając klucze w zamku drzwi wejściowych. — A teraz, zapraszam do wyjścia. Dajmy im odpocząć... Czy jak to się inaczej nazywa... — Zayn puścił oczko w kierunku Annie, która złośliwie wystawiła język w jego kierunku.

— To się nazywa "seks", Zee! — Uświadomił go Styles, wyciągając w jego kierunku środkowy palec.

Niall i Liam ucałowali Annie w policzek na pożegnanie, a Horan na odchodne zdążył teatralnie przytulić Harry'ego, macając go po pośladkach z głośnym śmiechem.

— Nialler... — Styles zaśmiał się bezsilnie. — Moja kobieta na nas patrzy... 

— Nie będzie zła, ten widok ją podnieca. — Horan zabawnie machnął ręką, teatralnie zbywając ten argument, cmoknął Harry'ego w policzek i pobiegł w stronę drzwi, śmiejąc się opętańczo. Rudowłosa schowała twarz w dłoniach, próbując stłumić głośny napad rozbawienia.

Niall zatrzasnął za nimi drzwi, a Annie spojrzała na Harry'ego, który wpatrywał się w miejsce, w którym chłopcy przed chwilą zniknęli, zabierając ze sobą Tuckera z powrotem do jego apartamentu.

— Banda debili — mruknął do siebie Harry.

— Ale ich kochasz — zauważyła bystro Ann.

Rudowłosa podniosła się z fotela i wyminęła go, przelotnie składając czułego buziaka na karku lokatego, który chichotał sam do siebie.

— Masz rację, maleńka... — przyznał miękko.

— Wanna czy prysznic? — spytała konkretnie, otwierając drzwi łazienki.

— Po całym tym tygodniu? No raczej, że wanna — odparł jej oczywistym tonem. — Wezmę nam rzeczy do spania i już do ciebie idę! — oświadczył jej, podnosząc ton głosu, żeby usłyszała go w pomieszczeniu obok.

Harry przekręcił klucz w zamku, zamykając drzwi za chłopakami. Zgasił światło w salonie, zostawiając zapalone zaledwie dwie małe lampki oraz ozdobne cotton balls'y nad łóżkiem, wiszące na ceglanej ścianie. Delikatne światło sprawiało, że w niewielkim wnętrzu zrobiło się bardziej romantycznie. Lokaty brunet wyjął ze swojej torby luźne bokserki do spania dla siebie oraz swoją bawełnianą koszulkę z długim rękawem z logo trasy koncertowej One Direction, która miała nadrukowane jego imię na plecach, a potem podreptał do łazienki, wcześniej synchronizując swój telefon z głośnikami bluetooth porozstawianymi w całym mieszkaniu.

Annie uśmiechnęła się pod nosem, gdy z głośników cicho poleciał Bon Jovi. Skończyła nakładanie maseczki na twarz, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Harry szarpnął za klamkę i otworzył na oścież drzwi, z impetem ładując się do łazienki. Podniósł wzrok na rudą i podskoczył w miejscu, wystraszony.

— Boże, Ana! — Zaśmiał się ze swojej reakcji, widząc jej buzię umazaną błękitną maseczką. — Mogłaś mnie ostrzec, że wyglądasz jak ufoludek... 

Annie poprawiła niechlujnego koka nad karkiem i sięgnęła po słoiczek z maseczką.

— Zaraz sam będziesz tak wyglądał — zapowiedziała mu. — Chodź tu.

— Oo, a jaka to? — Wskazał na słoiczek.

— Jakaś normalizująco-matująca i zmniejszająca pory z glinką — wymamrotała, otwierając opakowanie. — Ściągaj koszulkę i dawaj pyszczek — zachichotała, gdy posłuchał bez dyskusji i schylił się ku niej, żeby mogła rozprowadzić maź na jego twarzy.

— Przyda mi się, bo ostatnio zacząłem się świecić na czole — wymamrotał nisko, zamykając oczy, a potem uchylił jedną powiekę, słysząc chichot rudej. — Nie śmiej się ze mnie — rzucił ostrzegawczo.

— Myślałam, że ty zawsze jesteś śliczny... — podpuściła go.

— Bo jestem — zapewnił ją. — Ale stres psuje moje piękno i nieskazitelną buźkę — wydął wargi w teatralnym smutku. — Ile czasu trzeba ją trzymać?

— Dwadzieścia minut do pół godziny.

— O, cudownie. Wyliczony czas na gorącą kąpiel... — mówił cicho. —  I co? Już? Koniec? Teraz już będę śliczny? — Spojrzał w lustro, gdy ruda skończyła nakładanie maseczki na jego twarz i chwycił cieniutką gumeczkę z kosmetyczki Annie, żeby związać dłuższe kędziory nad swoim czołem w maleńką kiteczkę.

Bon Jovi nadal śpiewał cicho, gdy rozbierali się, żeby wygodnie ułożyć się w wannie. Gorąca woda pachniała limonką i bambusem. Rudowłosa plecami oparła się na torsie Harry'ego, który odchylił głowę w tył, opierając ją o brzeg wanny.

— Jezu, jak mi dobrze... — wymruczał nisko, wywołując dreszcz na ciele rudej.

— M-hmm — Anastasia zamruczała, opierając stopy o drugi brzeg wanny i zakładając jedną nogę na drugą. — Do szpitalnego prysznica się nie umywa... 

— Nawet tego ze mną? — kontynuował niewinny flirt, otwierając oczy. Jego szmaragdowy wzrok powędrował po wytatuowanych nogach Annie, a dłonią przesunął po jej biodrze.

— Kochanie, jestem tak wymęczona dzisiejszym dniem, że mogłabym tu zasnąć — zachichotała. — Wanna wygrywa dzisiejszy pojedynek, niezależnie od tego jak bardzo cię kocham i jak bardzo cudowny był tamten prysznic... 

Harry stłumił rozbawienie, prychając cicho i mruknął, gdy Annie opuszkami palców zaczęła wodzić po tatuażach na jego prawym przedramieniu. Cmoknął jej włosy na czubku jej głowy i zaśmiał się, gdy część niezastygniętej maseczki z brody przykleiła się do jej rudych loczków.

— Ups... — zachichotał.

— Czy ty właśnie wsadziłeś maseczkę w moje kłaki, Hazz?

— Tylko odrobinkę.

— Harry, nooo... — skarciła go.

— Nie jęcz, i tak chciałaś umyć je rano — wsadził jej palec między wytatuowane żebra i zaśmiał się głośno, gdy obróciła się gwałtownie, odskakując od niego i wylewając nieco wody za krawędź wanny. — Przestań broić, Ana — objął ją ramionami, unieruchamiając ją w uścisku, a potem zanucił piosenkę, której refren akurat poleciał z głośników.

Annie ponownie zadrżała, słysząc jego niski, głęboki, zachrypnięty głos, na co Harry uśmiechnął się łobuzersko sam do siebie, unosząc jeden kącik ust ku górze.

— Dobry jestem, nie? — zaśmiał się, a potem wybuchnął śmiechem, gdy Annie uderzyła z otwartej dłoni w czoło z zaschniętą maseczką, słysząc jego pytanie.

— Najlepszy, skarbie — sarknęła.

— Dlatego tyle rzeczy mi się udaje — śmiał się nieskromnie, a potem cicho zanucił refren niedawno napisanej piosenki. Tak, jak przypuszczał, Annie od razu rozpoznała, co takiego nuci. W końcu ten sam refren zaśpiewał jej w centrum, gdy leżeli na jednoosobowym łóżku w środku nocy.

— Zaśpiewasz mi w końcu? — poprosiła cicho, odchylając głowę do tyłu, żeby złapać jego wzrok.

Oczy Stylesa zabłyszczały łobuzersko, gdy całował jej czoło w twierdzącej odpowiedzi na jej pytanie. Sięgnął po jej komórkę, którą ruda położyła na betonowej podłodze obok wanny i wyłączył muzykę lecącą z głośników, żeby mieć absolutną ciszę wokół i idealne, łazienkowe echo do swojej dyspozycji.

Annie zamknęła oczy, gdy nabrał powietrza w płuca i poczuła ciarki, gdy wypuścił dźwięk z krtani.

— Walk in your rainbow paradise... Strawberry lipstick state of mind — uśmiechnęła się szczerze, słysząc drugi wers i ignorując uczucie pękającej twarzy z powodu zastygniętej maseczki.

Jej truskawkowa pomadka była czymś, co niezmiennie towarzyszyło jej na co dzień. Harry nie raz nie dwa wspominał, że uzależnił się od jej zapachu i słodkawego posmaku tak samo, jak uzależnił się od całowania jej ust.

— I get so lost inside your eyes... Would you believe it?

Wyśpiewał ostatnie pytanie, a Annie poczuła namacalny uśmiech w jego barwie głosu. Zadrżała intensywnie, niedowierzając w jego słowa, które wywoływały drżenie jej ciała. Echo jego głosu odbijające się od ścian łazienki sprawiało, że na jej nogach pojawiła się gęsia skórka. Był niesamowity.

— You don't have to say you love me. You don't have to say nothing. You don't have to say you're mine... Oh, honey...

Otworzyła oczy i rozchyliła wargi z wrażenia. To było prawie jak najintensywniejsze wyznanie, z jakim miała do czynienia.

"Prawie", bo na pierwszym miejscu nadal były oświadczyny Harry'ego.

— I'd walk through fire for you, just let me adore you — wymruczał, a potem ponownie ucałował jej włosy, kończąc śpiewanie. — Narazie mam tyle — dodał cicho, z uśmiechem na ustach czekając na jej reakcję.

Annie niezgrabnie obróciła się tak, żeby usiąść na jego udach, przodem do niego.

— Czasem brakuje mi słów na to, żeby opisać jak bardzo cię kocham, wiesz? — spytała go, układając dłonie na jego policzkach.

W odpowiedzi jedynie przyciągnął ją do siebie, łącząc ich wargi w czułym, długim pocałunku. Annie czuła, jak uśmiecha się lekko, wplatając dłoń w jej włosy.

— Ta piosenka będzie hitem — dodała jeszcze rudowłosa, gdy oderwała się od jego ust.

— Zastanawiam się, czy nagrywać ją po tym, jak ją skończę. Jest dość osobista... —  myślał na głos. — Będziesz zła, jeśli świat się dowie jak bardzo cię kocham?

Annie westchnęła teatralnie.

— Jakoś ci to wybaczę — parsknęła, nie mogąc utrzymać rozbawienia w ryzach.

— To dobrze. O kimś muszę napisać tę nową płytę — zaśmiał się, nie mając pojęcia, że to wcale nie Annie będzie osobą, za sprawą której powstanie — bądź już powstało i uległo zapomnieniu gdzieś w notatniku Harry'ego — większość tekstów na najnowszy krążek.

Ale, dziś nie o tym, prawda?

— Dobra, misia. Ewakuacja z wody. Muszę zmyć to cholerstwo z twarzy i marzę o cieplutkiej pościeli — pogonił narzeczoną, która przelotnie ucałowała czubek jego głowy, zadziornie pociągając jego malutką kiteczkę na włosach.

Kilka minut później Harry nakrywał siebie i Annie kołdrą. Rudowłosa wtuliła się w znajomą poduszkę z westchnieniem ulgi i przymknęła oczy, zaciągając się zapachem swojego ukochanego płynu do płukania tkanin.

— Kocie, nastawiłeś budzik?

— Nastawiłeś — potwierdził jej zabawnie, przytulając się do niej tak, żeby mogła go objąć od tyłu. — Mówiłem ci, jak bardzo kocham cię za to, że mogę być małą łyżeczką?

— Od trzech dni ani razu. Zdążyłam zapomnieć.

Harry zachichotał nisko, układając się wygodniej na miękkim materacu.

— Będę dzisiaj spał jak dziecko, tak bardzo jestem zmęczony...

Annie jęknęła zbolałym tonem.

— To znaczy, że znowu będziesz głośno chrapał... Zawsze chrapiesz, jak jesteś zmęczony...

— Ja nie chrapię — zaprotestował od razu, sennym głosem.

— Nie, wcale. To stado dzików biegających za oknem budzi mnie prawie co noc...

— Nie wykluczam takiej opcji, skarbie. Daj mi znać, jak cię obudzą. Bezczelne. Pogonię je — zadeklarował się, zamykając oczy. — Śpij, kochanie.

— Dobranoc, żabo.

— Dobranoc, piękna.















































Mam wrażenie, że ostatnio publikuję tutaj tylko o dziwnych, nieludzkich, skrajnych godzinach. Przepraszam Was za to - w moim życiu brakuje ostatnio jakiejkolwiek regularności, poza regularnym chaosem. 😅


Jedna z Was - swallow_n - poprosiła mnie o Q&A. Nie robiłam tego nigdy w życiu, ale skoro lud przemówił...

Zróbmy sobie niżej akapit do tego - będę Wam odpowiadać od razu w komentarzach. Nie chcę dodawać osobnych postów z samymi odpowiedziami, żeby nie przerywać ciągłości rozdziałów - Ci, którzy będą nimi zainteresowani, wszystko znajdą tutaj.

Jeśli chcecie o zapytać o Annie, o mnie, czy o cokolwiek - no to dawajcie, postaram się odpowiadać na bieżąco w wolnej chwili.








❤️ Q & A ❤️











W dobie epidemii koronawirusem Patka-pielęgniarka zaleca, abyście o siebie mocno dbali! Myjcie ręce, nie panikujcie, nie wydawajcie profilaktycznie pieniędzy na bezsensowne maseczki chirurgiczne bez filtra HEPA, które zdrożały jakoś ośmiokrotnie w ciągu ostatnich dwóch tygodni, wysypiajcie się dużo, wietrzcie mieszkania przynajmniej raz dziennie, dezynfekujcie telefony chusteczkami z alkoholem (to polecam nawet poza okresem epidemicznym, do dostania w każdej aptece za grosze), zawsze miejcie przy sobie zwykłe chusteczki, żeby nie dotykać klamek, kranów i innych często macanych przez ludzi miejsc gołymi dłońmi i suplementujcie witaminkę C!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top