64
Harry ściskał w dłoni kubek z białą kawą z miodem dla Annie, a w drugiej ręce miał swój telefon, który odkąd na zegarku wybiła siódma trzydzieści, non stop wibrował. Od porannego wydania amerykańskich wiadomości każdy, kto znał Louisa i Harry'ego próbował dodzwonić się do bruneta - z różnych pobudek. Faktem było jednak to, że ludzie show-biznesu naprawdę byli zszokowani i zmartwieni. Nawet Taylor wysłała mu krótką wiadomość z prośbą o informację, czy wszystko z nim w porządku: bez uszczypliwości, ironii i podtekstów.
Harry zaklął cicho, wchodząc na piętro oddziału ginekologii i wyłączył telefon, wyzywając urządzenie pod nosem. Za nim tuptała Gemma, która niosła papierową torebkę z jogurtem z musli i z musem owocowym oraz z kanapkami, licząc, że Annie zje cokolwiek z tego na śniadanie. W końcu: lepszy jogurt albo kanapka, od oddziałowej owsianki z owocami i z czekoladą, którą dziś rano miały dostać wszystkie pacjentki. Styles wyczytał to z jadłospisu przywieszonego na tablicy korkowej na korytarzu, gdy schodził do restauracji i zrobił znak krzyża na piersi, na samą myśl o słodkim zapachu śniadania, wyczuwając w tej samej sekundzie atak nadchodzących mdłości narzeczonej.
— Harry — Maya z daleka dostrzegła obecność bruneta. Przywołała go do siebie gestem i krótko przedstawiła się Gemmie. — Jesteśmy już po obchodzie, przeniosłam Annie do sali numer trzy. Duża jedynka, tak, jak prosiłeś — posłała mu krótki uśmiech.
— Dziękuję, Maya, nie wiem jak ci się odwdzięczę — mruknął.
— Przestań — machnęła dłonią. Wydawała się być w lepszym humorze, niż w nocy. — Brat Annie pomaga jej z przeprowadzką, ale...
Harry zmarszczył brwi.
— Brat? — spytał mało bystro.
Maya również zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc pytania.
Gemma trąciła zielonookiego z łokcia w żebra, dając mu znać, że ma się zamknąć. W końcu przy Annie mogła przebywać tylko najbliższa rodzina - zwłaszcza poza godzinami odwiedzin.
— A, brat. Tak, Samuel, brat Annie — palnął bystro, grając idiotę. — Wybacz, Maya. Nie zmrużyłem oka w nocy — jęknął przepraszająco, używając nieco więcej umiejętności aktorskich, niż planował.
— Wpadnę do was popołudniu z wynikami jej badań — oświadczyła, wymijając ich i rzucając jeszcze przez ramię: — A, i Harry... Siedem dni nadal jest aktualne — poinformowała go twardo i zignorowała proszące oczy mężczyzny.
— Annie zwariuje tu przez tydzień — skomentowała Gemma, ciągnąc brata za ramię w stronę sali na końcu korytarza.
— A ja zwariuję bez niej — wymruczał rzecz oczywistą.
Gemma mówiła coś do niego cicho, ale nie bardzo skupiał się na jej słowach. Pokonywał oddziałowy korytarz, pogrążony we własnych myślach.
Dotarł do wskazanej przez panią doktor sali i oparł się barkiem o futrynę, wpatrując się w Annie, która siedziała na łóżku po turecku i robiła Samuelowi małą kitkę na czubku głowy. Blondyn siedział na podłodze i chichotał opętańczo, gdy ruda zaplątywała cieniutką gumeczkę wokół jego włosów.
— Czy ty masz pięć lat, Sam? — Zaśmiała się Gemma, stając obok brata.
— Przyprowadziłem ogon — Harry uśmiechnął się do Annie, wymownie wskazując na siostrę, podchodząc do narzeczonej i wręczając jej kubek z kawą w dłoń. — Nie chciała usiedzieć w miejscu, strasznie tęskniła i tak marudziła, że nie dało się z nią wytrzymać, więc wziąłem ją ze sobą, bo nie mogłem jej już słuchać.
Harry zajął miejsce na krawędzi łóżka i obserwował z półuśmiechem, jak Gemma ściska mocno Annie, nachylając się nad nią i szepcząc jej coś do ucha. Blondynka z entuzjazmem wręczyła jej papierowe torby i, gdy Sam wyciągnął łapy po to, żeby dobrać się do jedzenia, palnęła go w wierzch dłoni karcąco.
— To nie twoje — Gemma uświadomiła go bystro.
— Eeej, ja też jestem głodny. To, że nie jestem w ciąży nie znaczy, że możecie mnie głodzić — oburzył się, wydymają wargi.
Annie i Harry wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
— Nie będziemy się bić o jedzenie — pokiwała głową z niedowierzaniem rudowłosa, poprawiając koka na głowie. Miała podkrążone oczy i była wyraźnie niewyspana. — Sam, częstuj się — poleciła mu, przecierając twarz dłonią, żeby odegnać swoje zmęczenie. — Jak ekipa na dole? — zagaiła Gemmę.
— Niepocieszona, że nie możemy się tu władować wszyscy na raz...
Harry rozejrzał się dookoła, wyglądając poza szklane ściany, które stanowiły większość pomieszczenia. Westchnął z ulgą na myśl o tym, że przynajmniej więcej zdjęć ze szpitala nie wypłynie już dziś do internetu.
— Właściwie, to czemu nie możemy? — spytała bystro Gemma.
— Bo Maya was stąd pogoni i nie wpuści nikogo już nigdy więcej — odparła Annie. — Dylan jest z wami?
— Nie, aktualnie jest cztery piętra nad tobą. Zaczął dziś kolejną chemię — wymruczał Sam. — Pisał, że wpadnie do ciebie wieczorem, jak już skończy wymiotować i poczuje się stabilnie...
Szare oczy Annie w trakcie monologu Samuela błądziły po twarzy Harry'ego, który zamyślony wpatrywał się w jeden punkt za szybą. Krótkie loki miał rozczochrane, twarz lekko opuchniętą, a skórę pod oczami wyraźnie siną.
— Skarbie... — zwróciła się do lokatego Annie, spoglądając na niego z troską i przerywając rozmowę Gemmy i Sama na temat zapachu kanapek z torebki. — Kochanie, wróć do motelu i połóż się chociaż na kilka godzin. Wrócisz do mnie popołudniu...
— Nie jestem zmęczony — odparł zgodnie z prawdą, ściągając na siebie wzrok wszystkich w sali. Nie był zmęczony aż tak, ale za to przerażała go myśl, że zostanie sam na sam ze swoimi myślami, obawami w wielkim łóżku. I, że wszystkie wydarzenia ubiegłej nocy dotrą do niego, gdy nie będzie miał jej obok.
Annie uniosła wymownie jedną brew, nie wierząc mu. Wyraz twarzy miała łagodny.
— Poważnie. Nie jestem zmęczony — zapewnił ją po raz kolejny. — Jedz, Ann i pij tą kawę, bo ci wystygnie i zaraz w ogóle jej nie ruszysz — pogonił ją, mało umiejętnie zmieniając temat.
Rudowłosa upiła łyk z papierowego kubka i westchnęła rozkosznie, gdy słodkawy smak gorącego napoju rozprzestrzenił się w jej ustach.
— Brat, Annie ma rację — odezwała się miękko Gemma. — Prześpisz się, wykąpiesz się i wieczorem wrócę z tobą, żebyśmy mogli porozmawiać o kwestiach organizacyjnych dotyczących maja...
Ruda posłała blondynce zdziwione spojrzenie. Szybko przechodziła do konkretów.
— Musimy to zrobić dziś. Jutro rano mamy z mamą samolot do Londynu — wyjaśniła jej krótko starsza ze Styles'ów, widząc jej minę.
Harry spojrzał prosto w szare, wielkie oczy swojej kobiety.
— Nie zasnę bez ciebie. Nie ma takiej opcji żebym dał radę zasnąć sam w łóżku, w hotelu, wiedząc, że... — przełknął głośno ślinę. — Że cały świat stanął na głowie przez jego samobójstwo... Nie chcę być sam... Potrzebuję cię, Ana... — mruczał cicho, ignorując obecność Gemmy i Samuela.
— Kochanie... — zaczęła cicho rudowłosa, odkładając na stolik nocny kubek z kawą.
Sammy i Gemma wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Blondyn nachylił się nad rudą i pocałował czule jej czoło, mamrocząc ciche i szybkie pożegnanie, a potem wraz z Gem mało dyskretnie wyszli na korytarz, czekając aż Harry do nich dołączy. Przymknęli drzwi od sali Annie, dając im nieco prywatności.
— Kotku, nie jesteś sam... — zaczęła cicho Ann, przesuwając się w stronę bruneta i łapiąc jego podbródek tak, żeby spojrzał w jej oczy. — Ja też wolałabym, żebyś cały czas był obok, ale musisz odpocząć w normalnych warunkach. Ledwo stoisz, Harry. Tylko adrenalina jeszcze sprawia, że jesteś przytomny...
Styles westchnął ciężko, wtulając policzek w dłoń Annie, która opuszkiem kciuka gładziła jego skórę.
— Nie możesz stawiać czoła całemu światu w takim stanie... — mruknęła do zielonookiego.
— Wystarczy, że będę musiał stawić czoła Lottie, jego dziadkom, bliźniaczkom... Danielle... Eleanor... — zaczął wyliczać. — Najchętniej wyparłbym to wszystko, ale jestem przerażony, Annie... Jesteś jedyną kotwicą, która trzyma mnie z dała od własnego ataku paniki, gdy myślę o tym, że on naprawdę nie żyje — Harry wymamrotał cicho, przytulając do siebie szarooką. — Ja nie zasnę bez ciebie obok. Wiem o tym. Będę wgapiał się tępo w sufit, bojąc się koszmarów. Równie dobrze mogę to samo robić tutaj, siedząc obok ciebie...
Brzmiał dziecinnie, ale Annie naprawdę uwierzyła w jego słowa. Wiedziała, że w tej sytuacji nie będzie kompromisu. Skoro otwarcie twierdził, że nie będzie miał sił poradzić sobie z tym wszystkim sam, to naprawdę tak było.
Harry nie zwykł przyznawać się głośno do tego, że nie da sobie rady.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, wtuleni w siebie. Milczenie przerwał Samuel, który wychylił głowę przez uchylone drzwi.
— Harry, zbieramy się — pogonił go łagodnie blondyn, spoglądając to na przyjaciółkę, to na bruneta.
— Sammy... — zaczęła powoli i łagodnie Annie — Hazz zostaje ze mną. Weźmiesz mu coś, żeby się ogarnął, jak wrócicie tu wieczorem? — poprosiła cicho, lekko odsuwając się od lokatego.
Samuel uniósł brwi, zdziwiony.
— Nie zadawaj głupich pytań, Ann — prychnął. — Pewnie, że wezmę.
Harry wyjął z tylnej kieszeni spodni kartę wejściową do ich pokoju w motelu i wyciągnął ją w stronę blondyna bez słowa. Sam odebrał ją z dłoni Stylesa, kiwając głową i spojrzał na nich przed wyjściem z sali, pytając bystro:
— Harry, przywieźć ci dmuchany materac, czy coś?
Styles odkleił się od Annie i spojrzał w twarz blondyna.
— A po co?
— Będziecie przez cały czas spać razem na tym wąskim łóżku? — spytał powątpiewająco. — Obudzicie się cali połamani...
— Nie przejmuj się tym, Sam — machnął ręką zielonooki. — Podrzucisz do nas wieczorem mamę i Gemms? — poprosił. — I przeproś ode mnie wszystkich. Postaram się załatwić, żeby Maya wpuściła całą ferajnę jutro przed południem, żeby nie musieli siedzieć bezczynnie w restauracji, jak dzisiaj...
Sammy pokiwał głową i z westchnieniem rzucił w ich stronę ciche pożegnanie, a potem zamknął za sobą drzwi.
— Martwią się o ciebie, Harry... — wymamrotała smutno szarooka, wzdychając cicho. Nie odpowiedział jej, wiedząc, że ma rację.
Annie wpatrywała się przez moment w miejsce, w którym jeszcze przed chwilką stał blondyn, dopóki z letargu nie wyrwał jej niski, zachrypnięty głos Harry'ego.
— Ana, kotku, skubnij cokolwiek na śniadanie, co? — poprosił ją, przenosząc wzrok na nieruszony jogurt.
— Właściwie, to mam lepszy pomysł...
— A możemy ten lepszy pomysł zrealizować po twoim śniadaniu, skarbie? — ponownie wymusił na niej, żeby czymkolwiek napełniła żołądek. Uległa mu, walcząc z jogurtem, który zapijała gorącą kawą. Harry osobiście dojadł dwie ostatnie łyżki z pojemniczka, gdy upierała się, że więcej już nie chce i nie jest w stanie zjeść, bo zaczyna ją mdlić.
Gdy śniadanie na liście bruneta zostało odhaczone, Annie ułożyła się w łóżku i dzwonkiem przywołała do siebie pielęgniarkę, prosząc ją o coś na sen. Gdy starsza koleżanka po fachu pojawiła się ponownie z tabletką Annie udawała nieco bardziej smutną, wykończoną, słabą i zmęczoną, niż była w rzeczywistości.
— Myślałem, że nie będziesz miała problemów z zaśnięciem? — spytał bystro Harry, który właśnie rozpakowywał torbę z jej rzeczami w łazience.
— Bo nie będę miała — przyznała. — To nie dla mnie, skarbie. Tylko dla ciebie — pomachała plastikowym kubeczkiem, w którym zagrzechotała mała tabletka obijająca się o ścianki kieliszka. — Lek bezpieczny dla ciężarnych, więc tobie też nie zaszkodzi. A, ponieważ pielęgniarki będą myślały, że to ja je wzięłam, nie będą nam tu zaglądać, jak nielegalnie rozgościsz się w moim łóżku — posłała mu triumfalny uśmiech, dumna ze swojego małego planu. — Do wieczora mamy spokój.
Harry wydął wargi w aprobacie.
— No ładnie to sobie wymyśliłaś, ładnie... Wszystkie pielęgniarki są takimi cwanymi kombinatorkami? — spytał, chichocząc cicho. Spojrzał podejrzliwie na tabletkę, którą wręczyła mu w dłoń.
— Nie, tylko te rude — zaśmiała się miękko Annie. Z ulgą odnotowała, że na twarzy bruneta również wymalował się szczery, lekki uśmiech. Połknął kapsułkę bez zapijania jej czymkolwiek, ufając jej słowom. — Pomożesz mi pod prysznicem? — zapytała.
— Właśnie miałem ci to zaproponować — przyznał, podchodząc do niej i nachylając się nad nią, żeby wziąć ją na ręce.
Annie bez słowa objęła kark Harry'ego, gdy przenosił ją do łazienki. Nadal czuła, jak chwilami świat w jej głowie wiruje. Złapała się mocno jego ramion, gdy postawił ją na nogach. Harry zamknął za nimi drzwi od pomieszczenia i pomógł jej pozbyć się dresowych spodni, które zdążyła na siebie narzucić i koszulki. Odkręcił ciepłą wodę, która poleciała z deszczownicy i pocałował jej wargi przed tym, jak zsunął z niej majtki. A, ponieważ nie miała na sobie stanika, stała przed nim zupełnie naga. Nie potrwało to długo, bo sekundę później Styles pozbył się swoich własnych ubrań, żeby dołączyć do niej pod strumieniem ciepłej wody.
Przez dobrą chwilę stali pod deszczownicą, czując, jak gorący strumień rozluźnia ich spięte mięśnie. Harry mocno wtulił się w ciało Annie. Nie rozluźniał uścisku, otaczając ją bezpieczeństwem i nie chcąc, żeby upadła, gdyby zrobiło jej się słabiej. Wsunął twarz w zagłębienie jej szyi i musnął wargami jej obojczyk.
Wykąpali się w ciszy, ale nie potrzebowali słów. Kilkanaście minut później Harry przytulał się do Annie na jej wąskim, szpitalnym łóżku. Czuł, jak lek nasenny, który pierwotnie miał być przeznaczony dla rudowłosej, zaczyna działać, powodując wyciszenie myśli w jego głowie, które jeszcze przed chwilą nie dawały mu spokoju.
Poczuł na czole czuły pocałunek Annie i mruknął nieprzytomnie. Zrobiło mu się wygodnie i ciepło.
— Wszystko będzie dobrze, śliczny... — Cichy głos rudej był ostatnią rzeczą, którą zakodował przed tym, jak głęboko zasnął.
Anastasia obserwowała z satysfakcją, jak w jej ramionach Harry w końcu odpłynął w regenerujący sen, oddychając mocno, rytmicznie i głęboko. Raz po raz składała czułe całusy na jego skroni i wsuwała nos w pachnące cytrynowym szamponem mokre loki chłopaka. Sama poczuła, że jej powieki robią się coraz cięższe i, gdy była już na granicy świadomości, wyciszony telefon Harry'ego agresywnie zawibrował na jej szafce nocnej. A potem raz jeszcze. I jeszcze.
Annie zmarszczyła brwi i tak, żeby nie obudzić narzeczonego, wychyliła się, aby sięgnąć jego komórki. Odblokowała ekran kodem, ściskając urządzenie jedną dłonią i dostrzegła na ekranie wiadomości od Jackmann'a.
Harry, policja skończyła zabezpieczać materiały dowodowe w twoim mieszkaniu. Dostałem sygnał, że możesz z powrotem tam wrócić, jeśli chcesz. Klucze do apartamentu mam ja, okazało się, że Louis w styczniu dorobił sobie komplet przed tym, jak ostatni raz zostawiał je w portierni na twoją prośbę.
Znaleźli list pożegnalny i coś jeszcze. Louis napisał go bezpośrednio do ciebie. Jutro popołudniu śledczy, którzy prowadzą sprawę, pojawią się w centrum, żeby przesłuchać i spisać zeznania od ciebie i twojej Anastasii. Przekażą ci też wszystko to, co Louis dla ciebie zostawił. Przed tym chcą jeszcze porozmawiać z Malikiem.
Annie błądziła wzrokiem po tekście, a jej oczy rosły do coraz większych rozmiarów, przeganiając wszelką senność. Zamarła, gdy zatrzymała wzrok na ostatniej chmurce.
— O kurwa... — zaklęła pod nosem szeptem, zakrywając sobie usta dłonią.
Odezwij się do mnie jak wstaniesz. Nie możesz dać sobie jutro wmówić, że jego samobójstwo jest twoją winą. Policja będzie szukała winnego, bo sprawa jest bardzo medialna. Prawnik Louisa chce oskarżyć cię o przyczynienie się do samobójstwa. Próbuję ustalić, dlaczego to robi i kto mu za to płaci.
Rudowłosa wstrzymała oddech. Nieprzytomnie zablokowała ekran iphone'a i odłożyła na bok telefon Harry'ego, spoglądając na oddychającego rytmicznie, nieświadomego jeszcze niczego bruneta. Przełknęła głośno ślinę, rozumiejąc, że mimo nieszczęścia i tragizmu całej tej sytuacji nadal są wokół nich osoby, które chcą kontynuować zaczętą wcześniej wojnę.
Wplotła palce w wilgotne kędziory mężczyzny i zamknęła oczy, bojąc się spytać samą siebie, czy którekolwiek z nich ma jeszcze siły na to, aby kontynuować tę nieustanną walkę z mediami o normalne życie.
Wczorajszej nocy miała nadzieję, że ten tragiczny koniec jest prawdziwym końcem. Tragicznym, ale końcem. I teraz, nagle, ma się okazać, że ta tragedia ma być kolejnym pretekstem do tego, aby pogrążyć Harry'ego, który i tak wycierpiał już wystarczająco?
Po co?
Annie zacisnęła powieki i ułożyła wargi na czubku głowy narzeczonego.
Był tak dzielny i nie dawał po sobie poznać, jak bardzo cierpi, będąc jej opoką.
Był tak silny, dla niej.
I nadal był tak kruchy wewnątrz.
Miała wrażenie, że mimo zmęczenia ona sama już nie zaśnie, ale przynajmniej dopilnuje, żeby ten uparty, lokaty brunet odpoczął porządnie po minionej nocy.
Spóźniony o 10 minut prezent walentynkowy! ♥︎
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top